Poprzednie częściLachrymologia - część 2

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Lachrymologia - część 3

18:18

Kelnerka postawiła dwa piwa przed Robertem i Twardym. Mężczyźni uśmiechnęli się. Dziewczyna odeszła, kołysząc wąskimi biodrami. Czarne legginsy mocno opinały jej uda i pośladki. Twardy odprowadził ją wzrokiem.

– Jak myślisz, ile? – rzucił do Roberta. – Dziewiętnaście? Dwadzieścia?

– Nie przyjrzałem się.

– Jeszcze się przyjrzysz. Warta grzechu.

Robert obejrzał się przez ramię, by spojrzeć na dziewczynę. Ta lekko uśmiechnęła się do niego, odsłaniając idealnie białe zęby.

– Przecież to jeszcze dziecko – odparł.

– Zdziwił byś się, co takie potrafią.

– Byłeś kiedyś z taką małolatą?

Twardy zaśmiał się głośno.

– Oczywiście, że nie – powiedział ironicznie. – Miałem przecież kochającą żonę, moje oczko w głowie, moją małą królewnę. Po co miałem uganiać się za takimi cipami skoro zawsze w domu czekała wspaniała kobieta? – Mężczyzna posmutniał nagle. Wbił wzrok w stolik, a usta zanurzył w piwie. – Nieważne… Już nie ma to żadnego znaczenia.

Robert patrzył na kolegę w milczeniu.

– Wiesz, Młody, ja ją naprawdę kochałem. Prawdziwą, męską miłością. Chłopaki często ciągali mnie po burdelach, klubach ze striptizem, zamawiali dziwki na wieczorach kawalerskich, a ani razu nawet nie pomyślałem, że mógłbym zamoczyć w obcej lasce. Wiem, że to pewnie brzmi banalnie, ale jak poznałem Sonię, to już później żadna inna mi się nie podobała. Głupi człowiek był, kurwa, głupi.

– To tylko kobieta – rzucił Robert.

– Młody, to nie była tylko kobieta. To była nadkobieta. Myślałem, że takie rodzą się tylko po to, by pozować dla najlepszych fotografów, że z takimi mogą się spotykać tylko ci, którzy wygrywają złotą piłkę trzeci raz z rzędu. Młody, byłem najszczęśliwszym kolesiem na tej szerokości geograficznej, kiedy zgodziła się pójść ze mną do kina. Nie wiedziałem czy patrzeć na ekran czy na nią. – Pociągnął spory łyk piwa. – A teraz to wszystko, ta cała bajka, po prostu pierdolnęła jak Kubica w barierkę. – Zawiesił głos na moment. – Poszliśmy dzisiaj na obiad do tej nowej włoskiej knajpy. Była przesadnie miła, słodziła mi zanim kelner przyniósł żarcie. W życiu nie usłyszałem od niej tyle komplementów: że opiekuńczy, że kochany, że taki, że sraki, że owaki… A potem mi powiedziała. Wszystko. Chciała być w porządku i chciała, żebym wiedział wszystko. Kurwa, nie mogła mi oznajmić, że odchodzi i tyle? Opowiedziała mi punkt po punkcie. W knajpie przy ludziach. Zabrała mnie do knajpy, gdyż bała się, że w domu zrobiłbym awanturę.

– A w knajpie zrobiłeś? – zapytał Robert.

– Wyszedłem bez słowa. – Twardy poczuł jak słowa kaleczą mu przełyk. Napił się piwa. – Powiedz mi, czemu musiała to zrobić z takim lamusem?

– Nie spotkałem w życiu ani jednej kobiety, którą bym rozumiał. Zawsze było coś, czego nie mogłem pojąć i wtedy odchodziły.

– Z takimi frajerami? – zapytał Twardy i opróżnił kufel. – Z instruktorem jakiegoś egzotycznego tańca? I to gówniarzem. Jak to jest, kurwa, możliwe? Czego jej brakowało? Przecież miałem pieniądze, nie piłem, zawsze jeździliśmy na wakacje. Nigdy jej nie uderzyłem…

– Zawsze czegoś brakuje i zawsze trafi się ktoś, kto jest młodszy, bogatszy i będzie się bardziej interesował niż ty.

Oczy Twardego zaszkliły się. Po chwili rzekł:

– Żyjemy w popierdolonych czasach, Młody. Jesteśmy świadkami schyłku męskości. Na naszych oczach facetom odpadają kutasy, a oni się z tego cieszą. Są dumni, że stają się jakąś nową płcią. Noszą obcisłe spodnie, psikają się babskimi perfumami, wydają na fryzjera więcej niż niejedna kobieta.

– Jakoś tak wyszło – powiedział Robert.

Twardy zawołał kelnerkę i zamówił dwie kolejki czystej.

– Młody, za facetów z jajami – wzniósł toast. – Żeby tą całą pedałówę szlag trafił.

Wypili.

– Może po jeszcze jednym? – zapytał Robert.

– Pytasz dzika czy sra w lesie.

Robert uśmiechnął się pod nosem i zamówił wódkę. Kelnerka przyniosła dwa kieliszki na tacy. Chciała je zestawić, ale mężczyzna ją ubiegł.

– Mam pomysł, poprosimy jeszcze cztery – rzucił szybko. – Co będzie pani tyle razy chodzić?

Kelnerka uśmiechnęła się i pomaszerowała w stronę baru.

– Pójdę na jedno piwo, tak? – zapytał Twardy.

Robert doskonale wiedział, że to uczucie nie da mu spokoju. Musiał je zniszczyć w zarodku, jak najszybciej unicestwić myśli w głowie .

– Raz nie zawsze, dwa razy nie często, a po trzecim się zeruje – rzekł. – Zdrówko. – Błyskawicznie przychylił kieliszek. Zakołowało mu się w głowie.

Lokal powoli zapełniał się ludźmi. Wszyscy przychodzili tutaj żeby zaprawić się przed gorączką piątkowej nocy. Kobiety wyglądały jak chodzące reklamy ekskluzywnych butików. Kilku samotników sączyło najtańsze whisky przy barze, próbując zachować przy tym fason; pozowali na silnych, twardych gości, ale w rzeczywistości wyglądali komicznie.

Kelnerka przyniosła pełne kieliszki i postawiła na stoliku. Chwycili po jednym

– Mówią, że tego kwiatu jest pół światu – powiedział Twardy.

– Lecz trzy czwarte chuja warte – rzekł Robert i uśmiechnął się. – Człowiek powinien być istotą niezależną. Tylko barany żyją w stadzie. Widziałeś kiedyś żeby zwierzęta się rozwodziły?

– Nie.

– A wiesz czemu? Bo się nie chajtają. Ktoś wmówił nam, że samotność jest straszna, ale to ludzie samotni mniej cierpią. Przynajmniej nie żyją w iluzji i nie wyją z bólu, kiedy pęka ta bańka zwana miłością.

Stuknęli się kieliszkami i wypili.

– Nigdy nie chciałeś się chajtnąć? – zapytał Twardy.

– Mówią, że żony szuka się na wzór matki. Nie miałem matki, więc żona też wydała mi się zbędna. W domu dziecka człowiek szybko otrzaskuje się z myślą, że można żyć niekochanym. I wcale nie jest to takie złe, jakby mogło się wydawać – powiedział Robert z pełnym spokojem. Alkohol rozpływał mu się po organizmie. Zerknął na Twardego, który był już ewidentnie pijany. Podsunął mu kieliszek pod nos i rzekł radośnie:

– Na pohybel.

Wypili. Źrenice Roberta rozszerzyły się jak u kota.

– Muszę się odlać – powiedział i wstał.

Poczekał chwilę, aż zostanie sam w toalecie. Zablokował drzwi szczotką. Nachylił się nad muszlą, włożył dwa palce do gardła i zwymiotował. Od razu poczuł się lepiej. Ochlapał twarz zimną wodą i uśmiechnął się do swojego odbicia. Nagle spotkanie z Anką stało się po prostu nic nie znaczącym punktem na osi czasu..

– Dawaj, tak jak wtedy, jak za dawnych czasów – rzekł sam do siebie i wrócił na salę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Freya 03.12.2016
    Ciekawi mnie czy sięgniesz do czasów bidula, tam mogłoby się zacząć, zmaganie Roberta z życiem. Szkoła pożarnicza i praca w męskim środowisku, to niejako próba negowania; tego co i owszem. Tylko trudno uwierzyć, aby nikt ze znajomych nie zauważył jego problemów. :)
  • zuyy 21.02.2017
    Hmm... Tutaj ponownie piątka, no cóż. Przy takiej serii trudno nie zaznaczyć piątej gwiazdki.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania