Poprzednie częściLachrymologia - część 2

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Lachrymologia - część 4

19:19

Twardy był mocno wstawiony. Siedział z podpartą głową. Świadomość powoli go opuszczała. Kelnerka przyniosła następną kolejkę i postawiła na stoliku. Robert uśmiechnął się do niej. Klepnął przełożonego w głowę, ten spojrzał na niego rozbieganym wzrokiem.

– Napij się to ci przejdzie – rzucił. – Nie ma na tym świecie kobiety, dla której warto byłoby popaść w depresję. To tylko chemia w twoim mózgu.

– Ale ja ją kochałem – wybełkotał Twardy. – Bardzo ją kochałem.

– „Kochałem”, czas przeszły – powiedział Robert. – Było, minęło. Zdrówko.

Twardy wychylił dwa kieliszki na raz. Skrzywił się i znów zamilkł.

Jakiś facet siedzący przy kontuarze spadł z krzesełka. Barman od razu wyskoczył i złapał go za fraki.

– Koleżko, chyba ci już starczy – powiedział spokojnie.

– Puść mnie – żachnął się tamten. – Do kurwy nędzy, zabieraj te łapska.

– Wyjdziesz sam czy ci pomóc?

Pijany mężczyzna po chwili złapał pion. Otrzepał marynarkę i spojrzał gniewnie, po czym zygzakiem udał się w kierunku wyjścia. Przed drzwiami zatrzymał się.

– W dupie – krzyknął i wytoczył się na zewnątrz.

Nagle Twardy uniósł głowę, a wzrok jego był zaskakująco trzeźwy. Uśmiechnął się szeroko.

– Dobra, koniec tego pierdolenia – krzyknął radośnie i uderzył pięścią w blat. – Masz rację, Młody. Najwyższy czas pokazać temu miastu, czemu wołają na mnie Twardy.

– To nie od nazwiska?

– To, że nazywam się Twardowski nie ma żadnego znaczenia. Tutaj chodzi o coś zupełnie innego – powiedział i wypiął dumnie pierś.

Robert wyszczerzył zęby.

– Co zamierzasz? – zapytał.

Twardy wstał, o mało nie strącając szkła ze stolika. Spojrzał w przestrzeń, uniósł lekko głową i rzekł teatralnie:

– Przyjacielu, misją mą jest przepłynąć morze, które do tej pory było dla mnie czarną plamą na mapie. Morze najlepszych, najdzikszych i najwilgotniejszych cipek, jakie tylko istnieją. Dziś właśnie, w tej oto chwili, mianuję się kapitanem rajskiego statku.

Robert spojrzał na kolegę i parsknął śmiechem.

– Co jest, Młody? – rzucił gniewnie Twardy. – Nie wierzysz we mnie?

– Wierzę.

– Nie, wyjaśnij mi jedną rzecz: co jest nie tak ze mną?

Robert nie mógł opanować śmiechu.

– Twardy, zluzuj, wszystko jest w porządku.

– Przystojny jestem, nie?

– No jesteś – rzekł Robert.

– Właśnie, przystojny jestem, w oldbojach jeszcze nie gram, pracę mam dobrą… Na strażaków to chyba panny lecą, nie?

– Nie wiem. Pewnie tak.

– To ty nigdy na strażaka nie próbowałeś nic wyrwać?

– Jakoś tak wyszło.

– Tak być nie może! Trzeba to zmienić. Dzisiaj musimy zainaugurować naszą wielką seksualną krucjatę – powiedział Twardy, po czym rzucił się na Roberta i złapał go za kroczę. – Czas uwolnić nasze samcze narzędzia! Najwyższa pora zrobić z nich użytek.

Robert wyrwał się koledze.

– Pogięło cię? – rzucił delikatnie skrępowany.

– Mnie pogięło, ale ty się chyba wyprostowałeś, koleżko. – Zaczął się głośno śmiać. – Pomyśl sobie, że za godzinę może cię tam macać jakaś kocica.

– Głupi jesteś – powiedział Robert. Jego kąciki ust lekko się uniosły.

– Nie, Młody – odparł Twardy. – Głupi to ja byłem. Przepuściłem zbyt wiele okazji, ale teraz w końcu zacznę brać to, co mi się należy.

Nagle mężczyzna zrobił minę jakby dostał wylewu. Oczy zaświeciły mu się jak pięciozłotówki.

– Spójrz na... – wydukał i wskazał palcem w głąb knajpy.

Robert odwrócił się i dostrzegł kobietę. Lokal był napakowany ludźmi, ale od razu wiedział, że chodzi o nią. Wyglądała jak dzieło sztuki. Jej suknia, czarna jak noc przed świtem, idealnie zgrywała się z burzą rudych fal na głowie – wyglądały jak płomienie. Miała buzię aniołka z obrazów renesansowych malarzy.

– Młody, nie ma bata, ona jest moja – rzucił Twardy jak zahipnotyzowany.

– Na pewno jest z kimś.

– Przecież stoi sama.

– Takie dziewczyny nigdy nie bywają same.

` – Jeśli jakiś typ pozwala stać takiej lasce samej to znaczy, że jest leszczem.

Ruszył w jej kierunku, ale Robert złapał go za ramię.

– Poczekaj – rzucił. – Jesteś trochę tupnięty.

– Co z tego?

– Chcesz podejść do niej w takim stanie?

– Młody, jeśli teraz odpuszczę to wiem, że już nigdy jej nie spotkam – odparł Twardy. – Poza tym… czym ryzykuje? Przecież się nie potnę, jak każe mi spierdalać. Młody, ona jest taka piękna…

– Tym bardziej powinieneś się zachować – powiedział Robert. – Usiądź, strugnij lufę, ochłoń.

– Powiadają, że jak dach zardzewiały to i piwnica mokra – rzekł Twardy i zarechotał.

Wyrwał się Robertowi i wolnym krokiem ruszył w kierunku baru. Szedł jak w transie, jakby na chwilę cały świat ograniczył się wyłącznie do niej. Przyciągała go z siłą czarnej dziury i nic nie mógł na to poradzić.

Stanął obok i wyszczerzył zęby.

– Przepraszam, że się ośmielam – rzucił najtrzeźwiej jak potrafił – ale pani mi się bardzo podoba.

Uśmiechnęła się delikatnie.

– Skłamałem... kłamię w żywe oczy - kontynuował. – Pani mi się cholernie podoba. Nie jestem poetą, ale jakbym nawet nim był to nie wiem, czy znalazłbym słowa, którymi opisałbym wrażenie, kiedy panią ujrzałem.

– Dziękuję – odparła kobieta, a jej poliki ozdobił delikatny rumieniec. – Nie przesadza pan trochę?

– Jest pani tak piękna, że chętnie postawiłbym pani dom. Ale może zacznę od drinka?

Kobieta zaśmiała się serdecznie.

– Dziękuję – powiedziała, wciąż rozbawiona. – Tego tekstu jeszcze nie słyszałam.

– No więc? – zapytał Twardy.

– Proszę nie zrozumieć mnie źle, ale jestem z kimś.

– Cóż za ciekawy zbieg okoliczności. Ja też jestem z kimś. Może nasze osoby towarzyszące zajmą się sobą, a my napijemy się Vesper Martini?

– Miło, że proponuje mi pan drinka, ale... dzięki – oświadczyła Ruda i odwróciła się.

– Albo mam lepszy plan. Wyjdziemy stąd, kupimy butelkę najlepszego czerwonego wina i pojedziemy do hotelu. Co ty na to?

Do Rudej podszedł mężczyzna w smokingu.

– Kochanie, ten pan ma chyba jakiś problem – rzekła kobieta, wskazując Twardego.

– O co chodzi? – rzucił mężczyzna i zmarszczył brwi.

– To twoja kobieta? – zapytał Twardy.

– Moja.

– Bardzo mi się podoba.

– Ty, za to bardzo mi się nie podobasz.

– To chyba dobrze, nie? – rzucił.

Mężczyzna w smokingu zbliżył się do Twardego na kilka centymetrów.

– Koleś, jesteś pijany. Idź stąd i nie szuraj, co?

– Nie jestem twoim kolesiem.

– Mam ci narobić wstydu?

– Człowieku, obejrzałem wszystkie części Rocky`ego. Uważaj z kim zadzierasz – powiedział Twardy i poklepał mężczyznę po policzku. Ten szybko wyprowadził mu prostego w brzuch. Strażak zgiął się w pół, ale nie upadł.

Momentalnie doskoczył do nich Robert. Chwycił przełożonego.

– Spokojnie – rzucił. – Przepraszam, za kolegę. Ciężki dzień miał.

– Nie widzę was tu.

– Wszystko pod kontrolą. Już się ewakuujemy.

Twardy uniósł głowę. Oczy płonęły mu gniewnie.

– Poczekaj, aż wytrzeźwieję, pajacu – odparł

Mężczyzna uśmiechnął się i zaczął zdejmować marynarkę.

– Chodź, wyjdziemy przed lokal – powiedział. – Zobaczymy jaki z ciebie Rocky?

– Nie ma takiej potrzeby – rzekł Robert. – Już go zabieram. – Zwrócił się do kolegi. –Chodź, nic tu po nas.

Udali się w kierunku wyjścia. Robert podtrzymywał kolegę. Nogi Twardego odmawiały posłuszeństwa.

Ulica Piotrkowska iskrzyła neonami. Było jasno jak w dzień. Lokale zapełniały się ludźmi. Alkohol napędzał życie. Miasto, na czterdzieści osiem godzin, zmieniało się w bestię.

Robert i Twardy wytoczyli się z lokalu. Zimne powietrze otrzeźwiło ich trochę.

– Młody, nie udało się, ale wieczór się zaczyna przecież, nie? Musimy dzisiaj coś zerżnąć. Musimy. Nie ma innej opcji.

– Stary, jesteś zalany. Nawet ci nie stanie.

– Mnie? Zdziwiłbyś się..

Robert spojrzał na kolegę z politowaniem. „Spokojnie – pomyślał. – Jeszcze trochę, już niewiele”.

– Chodź lepiej się czegoś napić – powiedział.

– A potem pójdziemy poruchać?

– Pójdziemy, pójdziemy.

Twardy uśmiechnął się szeroko. Rzucił się na kolegę i ucałował go w policzek.

– Młody, kurwa, kocham cię! – krzyknął. – Kocham cię, brachu.

Robert poklepał kolegę po plecach, po czym ruszyli do następnej knajpy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • zuyy 21.02.2017
    Pięć

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania