Poprzednie częściLachrymologia - część 2

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Lachrymologia - część 6

22:22

Robert ponownie spojrzał na Twardego. Przez chwilę przyglądał mu się z uwagą, po czym naniósł na płótno trochę farby. Wypełniał go spokój, na twarzy odbijało się skupienie; miał całkowitą kontrolę nad rękami, myśli były skondensowane na malowaniu i nic innego się nie liczyło. Poruszał pędzlem, jakby było to narzędzie jego codziennej pracy. Włosie tańczyło po powierzchni obrazu z lekkością. Barwy mieszały się ze sobą. Początkowe bohomazy z każdym pociągnięciem nabierały nowych kształtów. Powoli wyłaniała się z nich leżąca postać; wyrastały ręce, nogi, głowa, genitalia. Robert z chirurgiczną precyzją dopracowywał każdy szczegół fizjonomii Twardego.

Cofnął się dwa kroki i zerknął na swoje dzieło. „Piękne – pomyślał”. Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając przy tym zęby. Ogarniała go fala kojącego ciepła. Był w swojej wieży z kości słoniowej, gdzie nikt nie mógł go zranić. Świat przestał być wyłącznie zimną przestrzenią. Podszedł ponownie do obrazu i zaczął poprawiać elementy tła. Wsłuchiwał się w odgłos szorowania pędzla po płótnie. Miał silną erekcję.

Nagle ciszę przeciął dzwonek telefonu. Nie był to sygnał Roberta. Cały spokój i radość opuściły go w okamgnieniu. Wypuścił pędzel z rąk.

– Kurwa – zaklął.

Dźwięk nasilał się z każdą sekundą. Mężczyzna rozpaczliwie rozejrzał się po pokoju. Nie widział nigdzie komórki kolegi.

„Spodnie – przemknęło mu przez głowę.” Rzucił się do kąta, w którym leżały rzeczy Twardego. Zaczął szybko przeszukiwać kieszenie. Ręce znów mu dygotały. Z trudem wyciągnął telefon; wył jak syrena alarmowa. Uderzył kilka razy w ekran. Był zablokowany. Nie reagował.

Mężczyzna zaczął zdejmować obudowę, by dostać się do baterii. Miał zbyt spocone dłonie i palce ślizgały się po aparacie. Wciąż dzwonił. „Żeby się tylko nie obudził – pomyślał Robert. – Boże, proszę, żeby się nie obudził”.

Wbił paznokcie i próbował oderwać klapkę, ale nie udało się. Telefon wypadł mu z rąk. Miał wrażenie, że z każdą sekundą hałas nasila się. W końcu, z całej siły, cisnął aparatem o ścianę. Smartfon Twardego rozleciał się na części i zamilkł.

Robert odsapnął z ulgą. Oparł się o łóżko i wyciągnął nogi. Zamknął oczy i policzył do dziesięciu. Tętno powoli się normowało. Oddech zwalniał.

– Ale fart – wydusił. Uśmiechnął się do siebie. Wstał i ruszył w kierunku sztalugi.

– Ja pierdolę… mój baniak – powiedział zachrypły głos.

Robert poczuł się jak rażony prądem. Odwrócił się w ułamku sekundy. Twardy przecierał oczy.

– Gdzie mój… telefon? – wybełkotał mężczyzna.

„Jak to możliwe? Jak, kurwa, jak? – pomyślał Robert”. Ogarnął go paraliż.

Twardy uniósł głowę i rozejrzał się. Od razu dostrzegł kolegę ubranego jedynie w bokserki i fartuch. Szybko spojrzał w dół i uświadomił sobie, że leży kompletnie nagi.

– Co jest do chuja pana?! – krzyknął i przykrył genitalia kołdrą.

Robert stanął jak wyryty. Przez jego głowę wiodła teraz autostrada dzikich myśli, ale żadna nie wydawała się być rozwiązaniem.

– Czy ja mam omamy czy ci, kurwa, stoi pała? Ja pierdolę. – Twardy spojrzał na niego wściekle.

– To nie tak, jak...

– Gdzie moje spodnie?!

Robert uklęknął i podniósł je, po czym rzucił na łóżko. Twardy szybko je wciągnął.

– Koszula! – krzyknął.

– Zarzygałeś ją – wydusił Robert.

– Gdzie jest, kurwa, moja koszula?!

Robert chwycił koszulę. Dostrzegł na niej, wśród rzygowin, niestrawione tabletki.

– Dawaj – krzyknął Twardy.

Cisnął ją w kierunku kolegi. Ten narzucił na siebie, nie zważając na plamy. Chwiejnym krokiem podszedł do sztalugi. Przez chwilę oglądał uważnie obraz. Jego wzrok był wciąż rozmyty.

– Coś ty, kurwa, zrobił? To jestem ja?

– Twardy, posłuchaj…

– Już cię dzisiaj posłuchałem i co? Kurwa, liczę, że mi nic nie zrobiłeś, bo bym cię zajebał gołymi rękami. – Podciągnął koszulę i obejrzał swoje plecy w poszukiwaniu siniaków. – Kto by pomyślał, że lubisz te same dziury, co Freddie Mercury… Trzy lata miałem w ekipie zwyrola i nic, kurwa, się nie zorientowałem. Nieźle się kryłeś..

Robert skulił się jak zbity pies.

– To nie tak, jak myślisz. Daj mi to wytłumaczyć.

– Co tu tłumaczyć? – rzucił Twardy. Język wciąż mu się plątał.

– Nic ci nie zrobiłem… najebałeś się i sam się rozebrałeś.

– I jeszcze cię pewnie poprosiłem, żebyś mnie takiego namalował...

– To nie może wyjść poza mieszkanie, rozumiesz? – powiedział Robert. – Nie może. Zapłacę ci.

– Jesteś pierdolnięty, Młody.

Robert poczuł, że żołądek mu się zaciska.

– Nic nie wychodzi poza to mieszkanie!

– Milcz, kutasiarzu jeden! – krzyknął Twardy. – Nawet nie próbuj powiedzieć słowa. Jesteś dla mnie ścierwem, rozumiesz? Wypierdalam cię z jednostki, rozumiesz?

Wy-pier-da-lam. Szukaj sobie innej roboty. Może jako tester wibratorów do dupy?

– Nie zrobisz tego…

– Nie? Uwierz mi, że postaram się o to, żeby każdy strażak w tym mieście wiedział, że jesteś ciotą. Kurwa, każdy.

Oczy Roberta błysnęły gniewnie. Rzucił się na Twardego. Obaj upadli i potoczyli się po podłodze. Robert usiadł okrakiem na przełożonym. Przygwoździł mu ręce do podłogi. Czuł jego, przesycony alkoholem, oddech.

– Nikt się nie może o tym dowiedzieć! – krzyknął. – Nikt!

– Puść mnie!

– Obiecaj… Nikt się nie dowie, prawda?

Twardy spojrzał na Roberta. Nigdy nie widział go tak wściekłego. W kącikach ust kłębiły mu się pęcherzyki śliny.

– Zejdź ze mnie – wykrztusił Twardy.

– Obiecaj! – powiedział Robert i wbił paznokcie w przeguby kolegi. – Obiecaj mi to, Twardy.

Mężczyzna jęknął z bólu.

– Dobra, nie powiem.

– Na pewno?

– Na pewno, kurwa. Spierdalaj.

Robert powoli zszedł z przełożonego. Kiedy odwrócił głowę, Twardy załapał go za prawy nadgarstek. Wykręcił z całej siły, aż trzasnęły kości. Robert zawył z bólu.

– To żebyś się, kurwa, oduczył takich zabaw – rzucił Twardy. – Rozumiesz?

Robert nie był w stanie wydać z siebie innego dźwięku niż jęk. Wił się po podłodze jak rażony prądem.

– Rozumiesz, cioto? – ciągnął dalej. – Rozumiesz?

– Tak – wyszlochał Robert.

Twardy podniósł go za bolącą rękę i pchnął na szafę. Drzwi pękły i mężczyzna wpadł do środka.

Przełożony nachylił się nad nim.

– A to za to, że chciałeś mnie wyruchać. – Zamachnął się z całej siły i uderzył go w twarz. Z nosa buchnęła krew. Stracił przytomność.

Twardy masował sobie pięść. Siniały mu knykcie.

– Żona dziwka, kumpel pedał. Co jeszcze?

Chwiejnym krokiem podszedł i zabrał kurtkę z wieszaka. Spojrzał jeszcze na rozgardiasz w mieszkaniu i wyszedł.

 

23:23

Kiedy się ocknął, czaszka pulsowała bólem. Wydawało mu się, że ma piasek pod powiekami, ale było to tylko złudzenie. Powoli otworzył oczy. Chwilę zajęło mu uświadomienie, gdzie jest. Leżał w szafie, na stosie obrazów. Na każdym z nich utrwalony był nagi, śpiący mężczyzna; wszystkie płótna opatrzone były datą i imieniem. Postaci były różne; blondyni, bruneci, łysi i długowłosi. Wszyscy byli uwiecznieni w identycznej pozycji.

Przez moment leżał bez ruchu. Próbował przekonać sam siebie, że to wszystko jest wyłącznie kiepskim koszmarem i zaraz się obudzi. Jednak słowa Twardego wciąż brzmiały echem w jego głowie i przerażało go to.

Wstał z trudem i zataczając się, poszedł do łazienki. Jego twarz przypominała gębę boksera tuż po walce. Fartuch był umazany krwią. Odkręcił kran i włożył głowę pod strumień. Trzymał przez chwilę, w nadziei, że woda ukoi nerwy. Zlew momentalnie zabarwił się na czerwono. Robert spojrzał na swoje odbicie z pogardą

– Pięknie to rozegrałeś – rzekł zbolałym głosem. – Pięknie, kurwa. Możesz być z siebie dumny.

Wpatrywał się lustro, aż do bólu źrenic. Chciał płakać, ale nie był w stanie wydobyć z siebie nawet łzy. Ogarniała go bezradność. Doskonale znał to uczucie z domu dziecka, kiedy starsi koledzy śmiali się z jego postury, a on bał się im odszczeknąć. Biegł wtedy do Buni i wtulał się w ogromne ramiona kobiety, ale teraz nie było to wykonalne.

– Dlaczego? – rzucił w przestrzeń. – Boże… dlaczego? Czym ci zawiniłem?

Chciał włożyć rękę w usta, by nie krzyknąć, ale nie był w stanie nią poruszyć. Była złamana. Obrzęk wokół nadgarstka stawał się coraz większy.

Zdjął fartuch, ubrał się w dżinsy i bluzę. Sprawiło mu to sporo trudności. Wyciągnął telefon i zadzwonił po taksówkę. Podszedł do okna. Horyzont w oddali przecinały białe linie błyskawic. Nad miasto nadciągała burza.

Podniósł z parapetu kopertę, którą przyniosła Anka. Oczy zapłonęły mu jak u szaleńca. Zgniótł papier w dłoni. „Nienawidzę cię – pomyślał. – To wszystko przez ciebie. Przez ciebie, kurwa”. Podszedł do kuchenki i odkręcił gaz. Chwycił, leżącą na blacie, zapalniczkę i odpalił palnik. Złapał kopertę i zbliżył do niebieskiego płomienia. Ogień liznął rogi. „Nienawidzę, nienawidzę – powtarzał w myślach”. Wtedy zadzwonił telefon.

– Halo – rzucił do słuchawki Robert.

– Taksówka – odpowiedział męski głos po drugiej stronie. – Czekam pod blokiem.

– Schodzę.

Rozłączył się. Rzucił kopertę na blat i zakręcił gaz. Chwilę patrzył na poczerniały papier, po czym wyszedł i zjechał windą w dół. Przed blokiem czekał granatowy Ford Mondeo. Wsiadł do środka.

– Do szpitala, poproszę – powiedział.

– Do którego? – zapytał taksówkarz.

– Najbliższego.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Szudracz 22.12.2016
    Zaskoczyłeś mnie jednym fragmentem. :) 5
  • Półliterat 23.12.2016
    Dzięki za ocenę ;) można wiedzieć, którym? :) pzdr
  • Szudracz 23.12.2016
    Półliterat Z lekkością baletnicy ;) Pozdrawiam
  • Szudracz 12.01.2017
    Widzę, że baletnica zniknęła, brakuje jej tam.
    Mam ogromny sentyment, dlatego zwróciłam na to wcześniej uwagę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania