Lament olbrzyma
I
Oto są wody nigdy niewzburzone,
Ucichłe lasy wiatrem niedotknięte.
I jego góry wydobyte z ciała,
Jak żebro życia - w śmierci zastygnięte.
Oto są źródła jeszcze krystaliczne,
Oto nasiona rzucone na skałę
I jego życie podobne do lawin
I wielkie serce - dla losu zbyt małe.
Nad testamentem gwiazd błyszczą źrenice,
Chcące zobaczyć spełnienie swej woli.
Spadają komet popękane kule
I biją w zbocza niecierpliwych dolin.
W nich krew pulsuje, ziemi jasne tętno,
Termalne soki w podziemiach ściśnięte.
Paruje woda, nigdy niewzburzona,
I płoną lasy, wiatrem niedotknięte.
II
Aż pewnej nocy mrok zbudził olbrzyma,
Jak nagły wystrzał z nienabitej broni.
A z jego lasów wiatr popiół wywiewał
W puste koryta rzek na jego dłoni.
Zostało ciało - wieczna skamielina,
Podobna ziemi jak pusty kłos zboża,
Który wyrasta, by zostać pokarmem,
Lecz nie nasyci i szczęścia nie doda.
Ciche strumienie - skalane hałasem,
Tarcza księżyca - przebita na wylot,
Całe istnienie nagle przebudzono,
Aby zobaczyć w sercu świata wyłom.
I powstał olbrzym jak zaspany posąg,
Kości miał z gliny wypalonej w żarze.
Spojrzał przed siebie i on jeden widział,
Kto zgubił wszechświat jego złotych marzeń.
III
Zapłakał olbrzym kryształami lodu,
Które spływały po srebrnych policzkach...
„Niewdzięczna ziemio, czemuś poskąpiła
Dla mnie otuchy w tych trudnych godzinach?
Dlaczego powstać musiałem - zbyt późno,
Żeby ocalić to wszystko od straty,
Bo chociaż żyję, nie ma we mnie celu,
A cóż za szczęście być – bez snu i jawy?”
Wypłakał olbrzym wszystkie swoje pieśni,
Które spływały szemrzącym potokiem,
Aż wypełniły ziemię, czas i przestrzeń
Gorącym żalem jak białym obłokiem.
I Bogu smutno zrobiło się wtedy,
Więc dotknął serca olbrzyma i łzami
Użyźnił glebę Pierwszego Ogrodu...
Tak to z miłości powstaliśmy sami.
Komentarze (1)
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania