Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Łańcuch Rozdział 1-Obóz

Aquilla rozejrzał się wokół siebie. Znajdował się w salonie dworku, który od parunastu pokoleń należał do rodu Faerole. Pomieszczenie było urządzone z niebywałym przepychem, zapierające dech w piersiach tych, którzy ujrzęli je po raz pierwszy. Ściany obwieszone zostały portretami przodków,a stojące przy nich repliki pancerzy oraz broni wykonane przez najznamienitszych kowali były dziełami sztuki. Każda z nich warta była więcej niż przeciętny szlachcic mógł zarobić przez całe życie. Chłopiec uśmiechnął się gdy do pokoju powolnym krokiem wszedł jego ojciec trzymający w rękach podłużny pakunek. Arian Faerole był postawnym mężczyzną, którego twarz nosiła ślady dawno odbytych bitew. Poryte bliznami oblicze rozjaśniło się gdy jego wzrok spoczął na synu.

- Aki, życzę Ci wszystkiego co najlepsze-powiedział cicho Arian, kładąc pakunek u stóp Aquilli- mam nadzieję, że ten prezent będzie służył Ci jak najdłużej.

Chłopiec przyklęknął uśmiechając się. Obchodził dziś swoje siódme urodziny, doskonale wiedział co zawiera pakunek. Każdy szlachcic dostawał w tym wieku tylko jedną rzecz.

- Niech ta szabla będzie dla Ciebie czymś więcej niż tylko narzędziem-stwierdził ojciec- broń ma być przedłużeniem Ciebie, musisz ją zrozumieć by móc władać nią tak jak ja czy Twój dziadek.

Aquilla skinął głową przyglądając się broni. Miała ona bogato zdobioną rękojeść z wprawionym w nią klejnotem, na ostrzu wygrawerowane zostały znaki rodu Faerole. Szabla była zaskakująco lekka, jednakże chłopak wiedział, iż jest to jedno z wielu arcydzieł wykonanych przez mistrza. Z pewnością byłaby ona w stanie przeciąć niejedną szablę biedniejszych szlachciców.

- Matka chce z Tobą porozmawiać-powiedział cicho Arian-nie mam pojęcia o co chodzi, ale nie wyglądała na zbyt szczęśliwą.

Aquilla przełknął ślinę czując ucisk w żołądku, najprawdopodobniej chodzi o jedno z jego wielu drobnych przewinień, które matka traktowała jak najgorszą zbrodnię. Chłopiec nadstawił uszu. Czuł narastające zdenerwowanie gdy dźwięk lekkich kroki nieubłaganie zwiastował zbliżającą się kobietę...

- WSTAWAJ KURWA, NIE JESTEŚ TU ŻEBY SIĘ WYLEGIWAĆ!

Aquilla natychmiast otworzył oczy, próbując skupić wzrok, jednakże w tym momencie ktoś zrzucił go na podłogę.

- Zostaw go.

- To nie są wakacje Derrian.

- A to nie jest zwykły więzień debilu.

Coś złapało chłopaka za kołnierz nocnej koszuli podnosząc go z ziemii. Aquilla spojrzał wprost w niemal czarne oczy jednego z Poszukiwaczy, pełniących rolę strażników w "Obozie", tak nazywali to miejsce ludzie z miasta. Zasadniczo obóz był miejscem do którego trafili ludzie, których władza nie chciała, a z jakiegoś powodu nie mogła zabić.

- Faerole, masz dwie minuty by znaleźć się w kuchni-warknął Derrian popychając chłopaka w kierunku jego pryczy.

- Wszyscy już wstali, ba! wszyscy już zapierdalają, a Ty masz czelność spać w tym czasie?

Ze wszystkich więźniów Obozu Aquilla miał największe szczęśćie. Był zbyt wątły by pracować w kopalni. Został więc przydzielony do pracy w kuchni by praktycznie codziennie przygotowywać tę samą, mdłą w smaku "zupę" dla robotników. Pięć minut później chłopak westchnął cicho gdy kolejny raz zobaczył stos warzyw potrzebnych do przygotowania posiłku. Aquilla przysiadł na niskim stołku zabierając się za pracę. Wszystkie czynności wykonywał niemal mechanicznie. Do Obozu trafił niedługo po swoich siódmych urodzinach za sprawą czynów ojca. Przynajmniej tak twierdzili Poszukiwacze. Arian Faerole dokonał ponoć pewnego odkrycia, odkrycia tak strasznego, że aż doprowadziło go do szaleństwa. Mężczyzna w amoku zabił tuzin Poszukiwaczy, próbujących go zatrzymać. Dla Aquilli było to coś niewyobrażalnego. Każdy był maszyną do zabijania z którą nawet tak znakomity wojownik jak Arian nie dałby sobie rady. Śmierć Poszukiwacza zdarzała się tylko w bitwach, kiedy zostawał on odcięty od sojuszników i przytłoczony przewagą liczebną wroga, a sam Arian zabił ich dwunastu.

- Szybciej-warknął jeden ze strażników, którzy towarzyszyli więźniom przez dwadzieścia cztery godziny na dobę-powinieneś już wiedzieć jak to robić.

Odpowiedzią chłopaka było tylko ciężkie westchnięcie,ta monotonia zaczynała go powoli zabijać...

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bajkopisarz 25.08.2020
    Nierówny ten rozdział. Początek jest zwyczajnie zły, po kilku zdaniach już mi się nie chciało czytać, ale prześlizgnąłem się wzrokiem do połowy i tam już zatrybiło. Końcówka już zupełnie dobra.
    Nie wiem, może ja po prostu nie lubię czytać o snach.
    Popraw sobie zapisy dialogów.
  • Clariosis 26.08.2020
    Witam na Opowi. :)
    Przeczytałam, szału nie ma. Początek dziwny, nie wzbudzający emocji. Końcówka już lepsza, ale według mnie nadal jakaś taka mdła. Na debiut jednak wypada w sam raz, więc nie ma co się zniechęcać, może kolejne rozdziały będą już o wiele lepsze, ale o tym, mam nadzieję, przekonamy się z biegiem czasu.
    Na zachętę czwóreczka, pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania