Poprzednie częściŁapacz snów (1/5) - Ranczo

Łapacz snów (2/5) - Senne problemy

Na obiad Naira przygotowała pieczonego kurczaka z purée ziemniaczanym i sałatą. Cała szóstka zajadała się nim w jadalni, rozmawiając o byle czym. Danny nie potrafił tak dobrze mówić o niczym, więc wyręczała go Jody. On skupiał się na obserwowaniu mieszkańców tego starego domostwa na teksańskim odludziu, rzekomo przez coś nękanego. O ile rodzice ze swoimi szerokimi uśmiechami i radosnym usposobieniem bynajmniej nie wyglądali na zadręczonych, to już ich dzieci prędzej można by za takie uznać.

Bez wątpienia znaczną część ponuractwa Mary można przypisać fazie nastoletniego buntu oraz popkultury, jednak Danny nie sądził, żeby wory pod oczami, niestarannie ukryte pod makijażem, czy zaczerwienione oczy były tego częścią. Oczywiście, dziewczyna mogła palić trawkę, chociaż mężczyzna w to wątpił. Jimmy – najmłodsze dziecko Jensenów – był z kolei idealnym przykładem osoby z rodziny dotkniętej nadnaturalnym problemem. Miał ziemistą cerę, wyraźnie podkrążone oczy, pozbawione błysku tak charakterystycznego dal kilkuletnich dzieci, a do tego zupełnie apatyczny. W milczeniu, powolnymi ruchami widelca jadł obiad, jakby nieobecny. Witając się z Dannym, wymruczał tylko niewyraźne „Dzień Dobry”, a Jody zdawał się zupełnie nie dostrzegać. Rodzice stwierdzili tylko, że Jimmy jest dosyć nieśmiały, ale Danny nie sądził, aby było to tylko to.

Kiedy wszyscy skończyli jeść, chłopiec spytał mamę, czy może iść i podziękowawszy za posiłek wrócił do salonu, gdzie bawił się klockami, budując z nich coś na kształt rakiety. Danny zastąpił dotychczasowy grzeczny uśmiech znacznie poważniejszą miną.

– Czy teraz powiecie nam, co tak właściwie dzieje się w tym domu? – zapytał.

Wszyscy spoważnieli, nie licząc Mary, której twarz nadal zdradzała zwykłą jej obojętność.

– Od czego powinniśmy zacząć? – zapytał Greg, patrząc to na żonę, to na dwójkę swoich gości.

– Najlepiej od samego początku – zachęciła ich oczywistym stwierdzeniem Jody. – Kiedy i od czego zaczęły się wasze problemy?

Greg zamyślił się, podczas Gdy Naira wraz z Mary zbierały naczynia. W końcu zebrał swoje wspomnienia i ubrał je w słowa.

– Wszystko zaczęło się dwa miesiące temu, w kwietniu. Przyjechał wtedy do domu na weekend nasz starszy syn, Mike, razem ze swoją dziewczyną z koledżu. To właśnie ona pierwsza miała „zły sen” – Greg wykonał w powietrzu znak cudzysłowu. – Wiem, jak to brzmi, ale od tego się wszystko zaczęło. Oczywiście zbagatelizowaliśmy to i zgodnie zrzuciliśmy winę na nowe miejsce, długą podróż i tego typu rzeczy. Naira powiesiła w jej pokoju łapacz snów i o dziwo do końca jej wizyty Anna nie miała już żadnych koszmarów.

– Tylko nie o dziwo – powiedziała Naira, siadając z powrotem do stołu. – To nie jest jakiś tam zabobon. Łapacze snów w naszej kulturze zawsze działały.

– Taa, zwłaszcza ostatnio działają bez zarzutu – ironicznie dodała Mary.

Matka spojrzała na nią z czymś pomiędzy troską, a irytacją wypisanym na twarzy, ale nie odpowiedziała.

– Czy pamiętacie, o czym był ten sen? Czy ta dziewczyna wam go opowiedziała? – zadała praktyczne pytanie Jody.

Trójka Jensenów przez chwilę zastanawiała się, aż w końcu odezwała się Naira.

– Tak naprawdę Anna nie powiedziała nam, że miała koszmar – wyjaśniła dziewczyna. – Powiedziała tylko Mike’owi, ale widzieliśmy, że cały dzień chodziła jak struta i wyraźnie niewyspana. Mike powiedział nam o wszystkim przy swojej kolejnej wizycie, kiedy już wszyscy wiedzieliśmy, że coś jest nie w porządku. Anna mówiła mu, że jej sen był zupełnie inny niż wszystkie jakie miała do tej pory, przede wszystkim dlatego, że był bardzo realistyczny i że pamiętała go w całości, a ponoć nigdy nie potrafiła sobie przypomnieć, co jej się śniło. W tym śnie chodziła w środku nocy po naszym domu. Zaglądała do wszystkich pomieszczeń i je oglądała. Pamiętam, że Mike porównał to do oględzin mieszkania przed zakupem.

– Jak na razie nie brzmi to na koszmar – wtrącił Danny, kiedy Naira z jakiegoś powodu przerwała opowieść.

– To prawda – powiedział Greg. – Sen był raczej dziwny niż straszny. Dziwny, bo Anna widziała w nim nas wszystkich. Widziała mnie i Nairę w naszej sypialni, Jimmy’ego śpiącego przy zapalonym świetle i ze Spikem zwiniętym w nogach. Pies rzekomo uniósł głowę i cicho na nią zawarczał, więc nie weszła do pokoju. Potem poszła do Mike’a, który także spał w swoim pokoju z głową zwisającą z krawędzi łóżka, a nawet siebie – niespokojnie obracającą się z boku na bok przez sen. Zobaczyła też Mary siedzącą na balkonie i palącą papierosa. – Mary zdawała się nie słyszeć słów ojca i przyglądała się swoim czarnym i połyskującym jak onyksy paznokciom. – Na koniec… – Greg urwał, ale Naira podchwyciła opowieść, co nie uszło uwadze Danny’ego. – Na koniec weszła do łazienki na parterze i stanęła przed lustrem. Ale zamiast siebie, w odbiciu ujrzała wysoką, chudą i czarną jak cień postać. Wtedy obudziła się roztrzęsiona. Później tej nocy już nic jej się nie śniło.

– Czy… – Jody chciała zadać jakieś pytanie, ale Greg ją uprzedził, jakby czytając w jej myślach.

– Tak. Tej nocy Jimmy spał przy zapalonym świetle. Mary przyznała się, że wyszła po północy na papierosa – Greg obdarzył krótkim, oskarżycielskim spojrzeniem córkę, która jednak nadal nic sobie z tego nie robiła. – A Mike cały następny dzień skarżył się na ból karku.

– A czy pamiętała, w którym miejscu domu zaczął się jej sen? – zapytała Jody.

– To też było dość dziwne. Twierdzi, że jej sen zaczął się na zewnątrz, nad brzegiem rzeki. Stamtąd dopiero przyszła do domu.

– Może Anna naprawdę się przeszła po mieszkaniu – zasugerował Danny. – Może po prostu lunatykowała, a to co widziała uznała za sen.

– Też tak myśleliśmy, ale według jej opowieści, którą przekazał nam Mike, we śnie doskonale znała rozkład pomieszczeń. Wiedziała gdzie i kogo zastanie, czuła się pewnie. A następnego dnia rano nie mogła trafić do łazienki i weszła do pokoju Mary.

– Wyglądała jak siedem nieszczęść – powiedziała dziewczyna. – Sińce pod oczami, blada jak papier i strasznie rozczochrana. Jakby całą noc spędziła na nogach. Może faktycznie łaziła przez sen – nastolatka wzruszyła ramionami.

– Czyli wyglądała mniej więcej tak jak ty i Jimmy teraz? – zapytał Danny.

Dziewczyna spojrzała na niego spode łba, a rodzice poruszyli się niespokojnie.

– Mały Jimmy znosi to wszystko najgorzej – powiedziała zatroskana Naira. – W nocy prawie nie śpi, a nawet jeśli, to od razu ma koszmary. Tylko w dzień łapie trochę snu. Sami go widzieliście – nie tak powinien wyglądać i zachowywać się chłopiec w jego wieku. Nie tak wyglądał Jimmy zanim to wszystko się zaczęło. Zawsze był pełen wigoru, latał po całym domu i farmie, wszędzie go było pełno. Jego i Spike’a oraz wesołego hałasu, który razem robili – śmiechu przemieszanego ze szczekaniem. Od ponad miesiąca nie słyszałam go ani razu…

Naira otarła dłonią oczy, w których wezbrało się kilka łez. Greg także posmutniał, a nawet zobojętniałe dotychczas oblicze Mary nabrało bardziej ludzkiego wyrazu. Greg odchrząknął.

– Chyba najwyższa pora przejść do następnych wydarzeń.

Dalszy ciąg streścił przede wszystkim Greg, Naira od czasu do czasu jedynie uzupełniała jego opowieść, a Mary opowiadała swoje sny i przytakiwała słowom rodziców.

Do końca weekendu, podczas którego Jensenowie gościli u siebie Annę Potocką – dziewczynę ich najstarszego syna – nie wydarzyło się nic innego, co można by uznać za w jakikolwiek sposób związane z całą sytuacją. Mike oraz Anna wyjechali w niedzielę rano – całą rodziną udali się na poranną mszę, a następnie odwieźli dwójkę studentów na dworzec kolejowy. Po południu Greg wraz z Jimmym zaganiali bydło do obory, bo zbierało się na deszcz. Naira wyszywała, a Mary uczyła się do egzaminu. Nikt nie odnotował niczego dziwnego, a wszyscy położyli się spać przed godziną jedenastą.

Około drugiej w nocy, zbudził się Greg. Ze snu wyrwało go ryczenie krów w budynku gospodarczym. Wyszedł na taras z zamiarem sprawdzenia, co wzburzyło zwierzęta, ale z powodu ulewy nie poszedł do obory, a jedynie omiótł ją światłem latarki. Nie zauważywszy niczego podejrzanego wrócił do łóżka. Rankiem przy śniadaniu Jimmy opowiedział rodzinie swój sen, w którym wyprowadzał krówki na pastwisko w środku nocnego deszczu. Naira uznała, że to efekt pracy z ojcem z poprzedniego dnia, ale Greg zerwał się wówczas z miejsca i wybiegł na zewnątrz, by przekonać się, że w istocie krów nie ma w oborze, tylko przemoknięte pasą się nad rzeką. Uważnie przyjrzał się drzwiom krowiego lokum. Drewniana sztaba leżała oparta o ścianę, a drzwi były otwarte na oścież, mimo że mężczyzna doskonale pamiętał, jak wieczorem je zamykał. Ponieważ żadnego zwierzęcia nie brakowało, nie zgłosił nigdzie włamania, ani tym bardziej kradzieży. Następnej nocy jednak spał czujnie, a pod łóżkiem trzymał strzelbę. Ale tym razem nic go nie obudziło. Tej nocy natomiast Mary miała koszmar.

Przechadzała się w nocy po pastwisku, wśród krów. Zwierzęta przyglądały się jej z zaciekawieniem, ale trzymały na dystans. Za każdym razem, gdy próbowała bardziej się zbliżyć do jednego z nich, to niespiesznie oddalało się od niej. Dziewczyna szła w kierunku domu pogrążonego w ciemności i śnie. Po drodze wdepnęła w błotnistą kałużę, więc wchodząc do domu zostawiała za sobą ślady. Następnie udała się prosto w kierunku swojego pokoju. Zastała w nim, podobnie jak Marta, samą siebie śpiącą niespokojnie. We śnie usiadła na fotelu przy biurku i wpatrywała się w siebie na łóżku. Trwała tak, dopóki niebo za oknem nie zaczęło szarzeć. Wtedy się obudziła. Oczywiście nikt nie siedział na jej fotelu, ale to nie uspokoiło Mary. W domu bowiem znajdowały się błotniste ślady ciągnące się od jej pokoju do frontowych drzwi. Dziewczyna jednak miała zupełnie czyste stopy, a co więcej ślady były znacznie większe i nie pasowały do rozmiarów nikogo z domowników. Również drzwi od domu były niezakluczone.

Tym razem Greg postanowił zadziałać. Zadzwonił na policję i po kilku godzinach zjawił się szeryf Samuel Perry – potężnie zbudowany, czarnoskóry czterdziestoparolatek. Jensen powiedział mu o tym, jak ktoś wypuścił krowy, oraz pokazał mu dziwne ślady w domu. Pominął przy tym sny swoich dzieci, żeby policjant go nie wyśmiał. Szeryf Perry pogłowił się chwilę nad śladami, porównał je z butami domowników, zrobił też parę zdjęć i zadał kilka rutynowych pytań. Czy mają państwo wrogów? Czy zdarzało się już kiedyś coś podobnego? Czy w pobliżu mieszka ktoś inny? Na wszystkie Greg odpowiedział przecząco. Funkcjonariusz obiecał, że popyta okolicznych farmerów, czy nie mają takich problemów i że powiadomi Jensenów, kiedy się czegoś dowie. Następne wyjechał.

Przez kolejny tydzień w domu nie miały miejsca żadne dziwne wydarzenia, ale dzieci wciąż miewały koszmary tego samego typu. Większość nadal ograniczała się do nocnych spacerów po ranczu, ale jeden sen Jimmy’ego zasługiwał zdaniem Grega na przytoczenie, zwłaszcza w świetle wydarzeń późniejszych.

Chłopiec śnił o zabawie z psem rodziny – Spikem. Oczywiście był środek nocy. Jimmy chodził niespokojnie przed domem, kręcąc się w kółko niedaleko frontowych drzwi. Pies najwyraźniej go wyczuł, bo drapał w drzwi i skomlał. We śnie chłopiec otworzył drzwi i wypuścił labradora na zewnątrz. Spike z miejsca rzucił się na niego i oparł przednie łapy na piersiach chłopca, choć przecież w rzeczywistości pies stojąc na tylnych nogach znacznie przewyższał siedmiolatka. Jimmy zrzucił go z siebie i przyglądał się, jak ten jeży się i warczy na niego. Podniósł z ziemi patyk i rzucił go w stronę rzeki. Pies jednak nie aportował, tylko nadal okazywał wrogość. Jimmy poszedł więc sam po kijek, a Spike podążał za nim. Chłopiec czując narastającą złość jeszcze kilkukrotnie i bezskutecznie próbował zachęcić psa do zabawy, zanim sen się skończył.

Szeryf Perry nie odzywał się przez cały tydzień aż do kolejnego wtorku, kiedy to przyjechał obejrzeć martwego byka, znalezionego rankiem przez Grega na pastwisku. Leżał w wielkiej kałuży własnej krwi, z połamanymi nogami i głębokimi ranami ciętymi na całym ciele. Bez wątpienia umierał długo i w męczarniach, powoli się wykrwawiając. Co dziwne, nikt nie słyszał w nocy żadnych dźwięków, które przecież musiało wydawać cierpiące zwierzę. Wszyscy spali głęboko, za wyjątkiem Mary, która ponownie miała koszmar. Jak nietrudno się było domyślić, własnoręcznie pozbawiła w nim życia biednego byka.

Opowiadając o tym, nie szczędziła okropnych szczegółów, których z kolei nie oszczędził jej sen.

Mary ponownie przechadzała się po pastwisku. Tym razem spróbowała podejść do jednego z byków. Ten ku jej zaskoczeniu nie cofnął się, tylko zaatakował. Dziewczyna wspominała, że wprawiło ją to w szał. Chwyciła leżącą luzem sztachetę i połamała nią nogi zwierzęciu, a następnie długim, ostrym nożem cięła je przez dobrych kilka minut. Oba te przedmioty szeryf Perry znalazł w pobliżu krowy i zabrał je ze sobą do analizy. Nóż zasługuje na więcej uwagi, gdyż nikt z Jensenów nigdy nie widział go na oczy i z całą pewnością nie pochodził z ich gospodarstwa. W swoim śnie Mary zabiwszy byka, udała się nad rzekę, gdzie po raz kolejny siedziała do świtu.

Po dwóch przepełnionych koszmarami nocach, Mary była wielkim, niewyspanym kłębkiem nerwów, ale mimo tego wieczorem nie mogła usnąć. Nikt z Jensenów nie mógł, mając w pamięci ślady stóp w domu oraz zmasakrowane zwierzę. Naira wraz z Jimmym spała w sypialni rodziców, a na dole w salonie siedzieli Greg, Mary oraz szeryf Perry, który równie zaniepokojony postanowił czuwać wraz z rodziną. Mary usnęła w fotelu, krótko po tym, jak Samuel dostał wiadomość z laboratorium, że na nożu znaleziono szczątkowe odciski palców, jak gdyby ten, kto je pozostawił miał częściowo starte opuszki. Nie pasowały one do nikogo z domu, ani z policyjnej bazy danych.

Tej nocy nikt nie miał złego snu, ani nie wydarzyło się nic niepokojącego. Rankiem szeryf pojechał na komisariat, ale obiecał przysłać kogoś na kolejną noc. Przez trzy noce z rzędu w domu Jensenów czuwał jakiś funkcjonariusz, jednak nic się nie wydarzyło, więc Perry był zmuszony odwołać ochronę, ale obiecał być pod telefonem.

W tym czasie Naira wpadła na pomysł, że powodem, dla którego jej dzieci mogą mieć złe sny, a ona z mężem śpią spokojnie, może być fakt, że w ich sypialni wisi indiański łapacz snów, który miał rzekomo chronić śpiących ludzi przed koszmarami. Ponieważ w wolnym czasie robiła ona takie ozdoby, zawiesiła kilka z nich w pokojach Jimmy’ego oraz Mary. Ku zaskoczeniu wszystkich złe sny ustały, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Przez kolejny miesiąc życie całej czwórki toczyło się niezakłóconym niczym rytmem, zarówno za dnia, jak i w nocy.

Kiedy rodzina niemal zupełnie zapomniała o niewyjaśnionych wydarzeniach, które dosłownie spędzały im sen z powiek, koszmar powrócił. Tym razem sny zaczęły się u rodziców. Tej samej nocy Greg i Naira śnili dokładnie ten sam sen. Chodzili po ranczu i wycinali coś na wszystkich drzewach. W odróżnieniu od swoich dzieci sprzed miesiąca, oni nie pamiętali tak wyraźnie tego, co im się przyśniło.

Kiedy Greg robił poranny obchód, odkrył oczywiście, że na pniu każdego drzewa rosnącego w okolicy widnieje topornie wyryty dziwny symbol nie przypominający żadnego znanego mu alfabetu. W jednym z drzew, najbardziej oddalonym od głównego budynku, znajdowała się mała, zardzewiała siekierka. Tym razem odciski były jeszcze bardziej nieczytelne, do tego stopnia, że nie dało się ich nawet porównać z innymi. Symboli policyjnym analitykom wyjaśnić się nie udało. Nikt z nich nigdy wcześniej się z nimi nie spotkał.

Jensenów jednak nie tyle martwił fakt okaleczonych drzew, co powrót snów. Z niechęcią musieli uznać jakieś nadnaturalne wyjaśnienie całej tej sytuacji, pomimo fragmentów ludzkich odcisków palców na narzędziach – równie dobrze mogły należeć do kogoś z poprzednich mieszkańców farmy i przeleżeć lata w jednym z budynków gospodarczych. Zgłosili się więc do miejsca, do którego zgłasza się każda pobożna amerykańska rodzina, która ma do czynienia ze zjawiskami nadnaturalnymi – do tamtejszego pastora.

Wielebny Jerry McDennis, jak przystało na szanowanego opiekuna parafii, znał doskonale wszystkich swoich wiernych, w tym również Jensenów. Kiedy do drzwi jego plebanii zapukali Greg i Naira, i opowiedzieli mu wszystkie wydarzenia, od snu Anny po symbole na drzewach, straszliwie się zaniepokoił i niezwłocznie udał z nimi na farmę. Niestety także i jemu symbole wydawały się zupełnie obce, a do tego twierdził, że nie wyczuwa tam żadnych złych sił. Poświęcił jednak całe ranczo, wspólnie z rodziną odprawił modlitwę w intencji ochrony przed złem i obiecał modlić się za nich codziennie. Kolejna osoba, u której szukali pomocy pozostawiła ich więc jedynie z obietnicą. Wieczorem Greg odwiózł ojca Jerry’ego do miasta, a gdy wrócił, wszyscy z wyjątkową niechęcią musieli położyć się do snu.

Gdy Greg i Naira mieli zacząć relację z kolejnych wydarzeń, słowa uwięzły im w gardłach i musiała ich wyręczyć Mary. Jej głos wydawał się beznamiętny, mimo tego jednak Danny i Jody wiedzieli, że na niej również wszystko to odcisnęło pewne piętno. To ona zresztą pierwsza obudziła się tamtej nocy.

Jak wspominała, nie była pewna, co pierwsze wyrwało ją ze snu. Krzyk Jimmy’ego, który zaledwie tydzień wcześniej zaczął ponownie spać w swoim pokoju, czy skowyt Spike’a dobiegający gdzieś z podwórka. Pamięta jednak, że zerwała się na równe nogi, w pełni rozbudzona i wybiegła na korytarz. Naira biegła już do pokoju syna, a Greg zeskakiwał po schodach na dół, w dłoni trzymając swoją strzelbę. Mary wyszła na balkon. Na dworze panowała szarówka, a do świtu pozostawała jeszcze jakaś godzina. Jak sama mówiła, Mary nie wiedziała na ile może ufać swoim zmysłom, ale wydaje jej się, że widziała stamtąd to, co niespełna dwie godziny później miał po części potwierdzić szeryf Perry.

Była przekonana bowiem, że w półmroku zobaczyła, jak coś ciągnie za sobą labradora, trzymając go za tylną łapę, wykręconą pod nienaturalnym kątem. Biedny pies nie próbował się wcale wyrywać, tylko piszczał z bólu. Mary nie bez powodu użyła słowa coś. Mówiła, że przypominało jej to istotę, którą Anna widziała w lustrze na koniec swojego snu. Wysoka, chuda i czarniejsza niż sama noc. Czymkolwiek jednak była, zaciągnęła psa za oborę. Kilka sekund po tym, jak zniknęła za rogiem, skowyt ustał. Później zobaczyła, tylko, jak w tę samą stronę biegnie jej ojciec. Chciała krzyknąć, żeby go ostrzec, zatrzymać, ale głos uwiązł jej w gardle. Greg również zniknął za budynkiem, ale zaraz wrócił i ciężko oparł się o ścianę, wymiotując. Kiedy doszedł do siebie i wrócił do domu, powiedział tylko, że Spike nie żyje i że musi zadzwonić po szeryfa.

Tymczasem Jimmy nadal krzyczał i płakał, mimo że Naira robiła, co tylko mogła, żeby go uspokoić. W końcu podała mu jakieś leki i chłopiec zapadł w niespokojny, płytki sen.

Jensenowie nie musieli tłumaczyć swoim gościom, co było przyczyną ataku paniki ich synka. Danny i Jody usłyszeli dość, żeby dojść do wniosku, że chłopiec śnił o tym, jak własnoręcznie zabił swojego najlepszego, psiego przyjaciela. Wywołało to u niego tak wielką traumę, że od tamtej pory uczęszcza na terapię i bierze leki uspokajające. Tym samym wyjaśniło się jego apatyczne zachowanie i brak dziecięcej ikry. Nigdy nikomu nie powiedział, co dokładnie mu się przyśniło, ale przybliżony obraz dał widok Spike’a. Nikt z Jensenów, nawet Mary, nie chciała powiedzieć, co przytrafiło się biednemu psiakowi, a Danny i Jody nie naciskali. Wiedzieli, że koniec końców byłoby to bezcelowe i niepotrzebnie bolesne.

Po tamtym wydarzeniu szeryf Perry uznał, że zagrożenie jest jak najbardziej realne, więc zaczął namawiać Jensenów na tymczasową przeprowadzkę – do momentu, w którym znajdzie sprawcę, lub przynajmniej dowie się czegoś więcej. Choć początkowo byli niechętnie nastawieni do tego pomysłu, bo ranczo było ich jedynym źródłem utrzymania, zdecydowali się przenieść na kilka nocy do hotelu w miasteczku. Jednak nocna zmora podążyła tam za nimi i już pierwszej nocy wybiła frontowe okna budynku. Oczywiście na miejscu zjawił się szeryf i gdy dowiedział, że w tym właśnie hotelu zatrzymała się udręczona rodzina, niezwłocznie przejrzał monitoring. Niestety kamery okazały się być zepsute i całe nagranie z tej nocy było jednym pasmem szumów i zakłóceń.

Ponieważ cała sprawa wyglądała coraz dziwniej nawet dla szeryfa, Jensenowie nie widzieli innego wyjścia, jak tylko opowiedzieć mu o wszystkim, co do tej pory ukrywali przed nim. Przygotowali się na wszystko od zwyczajnego wyśmiania, przez wysłanie na badania psychiatryczne, po oskarżenie o to, że sami za wszystkim stoją, ale nie spodziewali się, że Samuel Perry im uwierzy.

Szeryf nie tylko im uwierzył, ale również zaoferował pomoc. Skontaktował ich bowiem z Danny’m i Jody, którzy po skończeniu innej pracy, niezwłocznie przyjechali do Teksasu. Nim jednak to się stało minęły trzy długie tygodnie. Tygodnie, podczas których przerażeni Greg, Naira i Mary kładli się spać z niemą modlitwą na ustach o to, by tej nocy koszmar nie zabił któregoś z nich, zmuszając aby we śnie inne było oprawcą. Na całe szczęście do niczego takiego nie doszło, nie oznacza to jednak, że nie działo się nic. Sny nadal się pojawiały, a pozawieszane w całym domu łapacze snów nie chroniły już ich wcale. Koszmar, jak mimowolnie rodzina zaczęła nazywać tajemniczą siłę, działał nadal. Kolejna krowa utonęła, zagoniona do wody, czego świadkiem była w nocy Naira. Po domu krążył ktoś każdej nocy, czasem zostawiając wyraźne ślady, nie tylko nóg, a czasem zupełnie ukradkiem, tak że jedynym dowodem na jej obecność był sen któregoś członka rodziny. Takiego spaceru zaznał nawet szeryf Perry, który raz na kilka dni przyjeżdżał na noc do rodziny, żeby podtrzymać ich na duchu.

W końcu opowieść trójki Jensenów dotarła do nocy poprzedzającej przybycie Danny’ego i Jody. Śniła wtedy Mary i był to przypadek na swój sposób przełomowy. Dziewczyna po raz pierwszy bowiem nie była sterowana przez istotę, ale była samą sobą – niczym w świadomym śnie, jak sama porównała. Danny i Jody spojrzeli po sobie, ale na razie nie przerywali jej. Wszyscy słuchali uważnie, łącznie z Nairą i Gregiem, którzy nie zdążyli jeszcze poznać tego snu.

Oczywiście pierwszą rzeczą, jaką Mary próbowała zrobić, to obudzenie się, jednak jej próby spełzły na niczym. Wtedy bardzo ostrożnie wyszła z pokoju, zostawiając swoje śpiące ciało w łóżku i wyszła na balkon. Rozglądała się po całym ranczu widocznym stamtąd, ale zdawało jej się, że niczego tam nie ma. Dopiero po chwili dostrzegła ruch. Jakiś cień przemykał pod drzewami, krążąc w kółko. Zachowywał się, co najmniej niespokojnie. Kilka razy próbował podejść pod taras, ale jakby w ostatniej chwili zmieniał zdanie i wracał na otwartą przestrzeń. Mary twierdziła, że nie widział jej, chociaż w pewnej chwili stał na samym środku podwórka, tak że w prostej linii nic nie stało pomiędzy nimi. Koszmar nie uczynił jednak nic i wrócił do krążenia pod okolicy, aż udał się w stronę pastwiska. Po chwili Mary słyszała nerwowe porykiwanie krów i obudziła się. Był już ranek, a po kilku godzinach przyjechali ich potencjalni wybawiciele.

Cała piątka milczała. Słychać było wyłącznie bzyczenie much przy oknach i dzwonienie drewnianych koralików zawieszonych pod sufitem, sporadycznie poruszanych przeciągiem. Pierwsza odezwała się Jody.

– Musimy wam zadać kilka pytań, żeby wykluczyć różne możliwości, więc proszę, żebyście odpowiadali zgodnie z prawdą. To ważne.

Jensenowie zgodzili się niemo, kiwając tylko głowami.

– Czy wszyscy jesteście wierzący?

– Mary jest ateistką – powiedziała Naira, nie bez cienie wyrzutu w głosie.

– Ale nie satanistką – dobitnie dodała jej córka. – Nie chodzę na czarną mszę, nie odprawiam mrocznych rytuałów, nie wzywam duchów, nie modlę się do demonów, ani nie uprawiam magii. Po prostu posiadam zdrowy rozsądek.

Danny uśmiechnął się w duchu. Jody kontynuowała swoje przepytywanie.

– To odpowiada na kilka następnych pytań – uśmiechnęła się dobrotliwie. – Zakładam, że nikt inny również tego tutaj nie robił? – Greg i Naira żarliwie pokręcili głowami. – Czy w domu ginęły dewocjonalia? – Nie. – Czy pojawiały się przedmioty, których wcześniej nie widzieliście, a wyglądają na powiązane z różnymi kultami, bądź sektami? – Nie. – Czy jakieś przedmioty znikały, albo zmieniały miejsce przez noc? – Również nie. – Czy psuło się jedzenie, mrugały światła, rozchodziły się obrzydliwe, uciążliwe zapachy?

– Nic z tych rzeczy.

– A może nagłe uderzenia zimna w różnych miejscach?

– Nie przypominam sobie – powiedział Greg, a Naira dodała – fajnie by było.

Goście znów spojrzeli po sobie.

– W takim razie na dziewięćdziesiąt procent ojciec McDennis miał rację – podsumował Danny. – To nie jest duch ani demon.

Rodzice odetchnęli z ulgą, ale Mary nie wyglądała na uspokojoną. I słusznie.

– Niestety to znacznie utrudnia całą sprawę – mówił dalej Danny. – Czasy, kiedy te istoty były najgorszym źródłem zjawisk nadprzyrodzonych, niestety już minęły – powiedział zagadkowo. – Gdyby to były one, sprawę załatwiłby pewnie sam pastor, lub inny duchowny.

– Ale co innego może to niby być? – zapytała bezradnie Naira ze strachem w głosie.

– Możliwości jest, niestety, dużo – Jody rozłożyła ręce. – Postaramy się jak najszybciej dowiedzieć, czym jest wasz Koszmar i jak go zwalczyć. Obiecujemy – dodała na koniec.

– Mam jeszcze kilka innych pytań – powiedział Danny. – Czy ktoś z was miewał już świadome sny, czy ten Mary był pierwszy?

Po chwili namysłu Jensenowie odparli, że sen Mary był pierwszym tego typu.

– Czy często mają tu miejsce nagłe zmiany pogody, zwłaszcza niezapowiadane wichury lub burze?

– W zasadzie… – zaczął Greg. – W zasadzie to zdarza się czasem, że ni stąd ni zowąd zbiorą się czarne chmury, mimo że nic nie zapowiadało ulewy.

– A czy pamiętacie może, żeby na krótko przed pierwszym snem dziewczyny waszego syna miało miejsce coś takiego?

– Nie przypominam so… – odparł powoli mężczyzna.

– W dzień wyjazdu Anny była burza. Wieczorem – weszła mu w słowo Mary. – Cały dzień było słonecznie, bez ani jednej chmury, a wieczorem lało jak z cebra.

– Rzeczywiście, to tej nocy, której krowy uciekły z obory. Ale to było już po pierwszym śnie.

– Nie szkodzi – powiedział Danny. – To dobry początek. – Wydawało się, że mężczyzna skończył mówić, ale po chwili dodał. – Jeszcze jedno. Czy często miewacie déjà vu?

Mężczyzna przyglądał się przede wszystkim Mary, ale jej twarz niczego nie zdradziła. Jednak to ona znów się odezwała.

– Chyba jak wszyscy. Nic specjalnego – jej rodzice pokiwali zgodnie głowami.

– W porządku. Na razie to chyba tyle.

Danny wstał i przeciągnął się. Ledwie skończył trzydziestkę, ale czasem czuł się jakby był dobrze po pięćdziesiątce. Skrzywił się, kiedy coś strzeliło mu w plecach.

Pozostali również wstali. Cała rozmowa okazała się dłuższa, niż się spodziewali i na dworze zapadał już zmrok.

– Na pewno więcej będziemy mogli powiedzieć wam rano. Myślę, że przynajmniej tej nocy nic wam nie grozi – powiedziała Jody. – Jeśli ostatni sen Mary był prawdziwy, czymkolwiek była ta istota, obawiała się czegoś. Być może przeczuwała nasze nadejście.

– Dlaczego miałaby się obawiać innych ludzi? – zadała logiczne pytanie Naira.

– Ludzie też potrafią być straszni – powiedział tylko Danny.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Clariosis 16.09.2020
    Świetny odcinek. Zaczynam mieć powoli teorię co do naszych bohaterów, skąd są, jak na razie wnioskuję, "specjalistami od zjawisk paranormalnych", ale zobaczę jak się to rozwinie. :) Jak skończę czytanie całości, to wtedy o wszystkim wspomnę, nawet jeżeli nie będę mieć racji. ;)
    Bardzo intrygujące, nie demon, nie duch, więc co takiego? W końcu takie zdarzenia ZAWSZE przypisuje się albo jednemu, albo drugiemu. A tutaj wychodzi na to, że jest to żadne - czym jest więc ta zjawa? Ostatnie słowa Dannego bardzo mi się podobały, gdyż podobne słowa zawsze mówiła mi babcia - żywego powinno się bać bardziej, niż zmarłego. A gdy mówi to osoba, co w duchy, zjawy i inne zmory ma wiarę, takie słowa mają o wiele mocniejszy wydźwięk. W tym przypadku jest identycznie.
    Pięć, pozdrawiam. :)
  • Fanifur 16.09.2020
    Moja babcia twierdziła, że "zmarły już krzywdy nie zrobi", więc to chyba jakaś powszechna wiedza tamtego pokolenia :) Co do tożsamości Koszmaru, "Zetknięcie" mogło trochę ją zasugerować, choć nie wprost. Pozdrawiam również :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania