Las druidów rozdział 2 "Zakon Białego Kruka"

Zakon Białego Kruka

2

Przenieśmy się w czasie o pięć dni do przodu… Jesteśmy właśnie na rynku w Oldtown, jest samo południe, najcieplejszy dzień wakacji. Ów rynek nie charakteryzował się niczym specyficznym oraz nie wyróżniał się od innych rynków praktycznie żadnym szczegółem. Pełno straganów, tłumy przechodniów, a wśród nich pewien tajemniczy mężczyzna w skórzanym płaszczu, gdzieś w zaułku ktoś z kimś się bije, a zaraz koło nich każdy obstawia duże pieniądze na swojego faworyta. Trzech strażników przy pomniku króla rozmawia o tym jak każdy z nich marzy by znaleźć się teraz w domu, zdjąć zbroje i jakoś się ochłodzić. Smród wczorajszych ryb i odór potu mieszały się w jedną wielką mieszankę wybuchową. Większość się do tego przyzwyczaiła, ale ci, którzy dopiero, co weszli na targ zakupić parę drobiazgów jak najszybciej ów targ opuścili. Większość po prostu zdejmowała koszule oraz nosiła przy sobie pojemnik z wodą by się ochłodzić, ale nie strażnicy. Ci nie mogli zdjąć swoich zbroi, ani nawet zejść z warty by przynieść coś do picia.

Wszystkiemu temu przyglądał się pewien rycerz zakonny. Wszyscy tutejsi mieszkańcy oddawali cześć świętemu Białemu Krukowi i taką też nosił nazwę zakon znajdujący się nieopodal miasta.

Zakon Białego Kruka głosił mit, że gdy rejony południa kraju były okupowane przez sąsiednie królestwa Biały Kruk nadleciał i spuścił na wrogów deszcz płonących strzał i tak ów bożek uratował część królestwa. Od tamtej pory do miasta każdego dnia przybyła ogromna ilość duchownych szerzących wiarę w święte zwierzę. Każdy z nich do tego mitu coś dopowiada od siebie. Mieszkańcy sądzą, że taki sposób sprawia, że opowieść się nie nudzi. Ja osobiście uważam, że po prostu większość kapłanów, to nie uczeni filozofowie i matematycy, tylko zwykli oszuści próbujący zarobić na cudzej łatwowierności. Zapomniałem wspomnieć, że za każdą lekcję duchowni biorą opłatę w wysokości 50 sztuk złota od osoby.

Więc taki zwykły kapłan odziany w płócienne biało-czarne szaty stał gdzieś z boku i przyglądał się wszystkim ludziom w pobliżu. W rękach trzymał świecę symbolizującą ogień z płonących strzał z legendy. Po chwili na dziedziniec wkroczył tajemniczy mężczyzna w kapturze. Odziany był w szarą, lekką zbroję z ćwiekami, spodnie również szare- tak samo jak rękawice i reszta stroju- spod kaptura wystawały czarne krucze włosy. U pasa przypięty miał długi elficki miecz. Gdyby się mu można było baczniej przyjrzeć to zobaczylibyśmy również parę sztyletów pochowanych w różnych częściach płaszcza, spodni, a nawet i butów. Wspomniałem, że ów mężczyzna był odziany w zbroję, ale to nie była zbroja jak u zwykłego strażnika czy rycerza. Była ona zrobiona ze specjalnego materiału, by była lekka i nieobciążająca właściciela. Mężczyzna poszedł do zakonnika i zdejmując kaptur uśmiechnął się. Podali sobie ręce na znak przyjaźni i nie czekając na pytanie zakonnika jegomość z kruczo czarnymi włosami podał przyjacielowi srebrny wisiorek z czerwonym diamentem.

-Co u ciebie słychać przyjacielu?- Zapytał zakonnik- Jak ci się wiedzie na szlaku i jak się odnajdujesz w nowym fachu?

-Jak na razie nie narzekam na nic poważnego, a do pracy przyzwyczaiłem się już w pierwszym tygodniu. Muszę przyznać, że jest ciężko i czasem brakuje mi ustatkowania, ale oprócz tych drobnostek zawód łowcy nagród jest wręcz wymarzoną profesją. Zarabiam wiele, podróżuje po świecie i poznaje ciekawych ludzi, co więcej trzeba człowiekowi do szczęścia?

-Wiary przyjacielu, wiary! Bez bóstw ludzie by tracili wiarę w lepsze jutro, my musimy w coś wierzyć by to nam dawało siły do pracy i do dążenia do przyszłości. Gdybyś jeszcze zechciał zmienić poglądy i wstąpić do naszego zakonu by bronić bezbronnych ludzi przed złem tego świata, karmić biednych i ubogich oraz czynić i głosić dobro na świecie to zgłoś się do mnie. W naszej rodzinie nigdy nie zabraknie miejsca dla ciebie. Pamiętaj o tym Letho. A jeśli chodzi o amulet to bardzo ci dziękuję za twą pomoc i nie martw się trafi do odpowiednich rąk i już nigdy nikt w złych celach go nieużyte. Oto twoja zapłata, 150 sztuk złota. Tak jak się umawialiśmy.

Letho z zadowoleniem przyjął zapłatę i schował woreczek z pieniędzmi do zapinanej na guzik kieszeni w kaftanie pod zbroją. Pożegnali się skinieniem głowy i każdy z nich odszedł w swoją stronę.

Letho jeszcze na skraju rynku zatrzymał się i popatrzył na zbierających towar ze straganów kupców. Przypomniała mu się jego poprzednia praca prostego sklepikarza. Podczas gdy on tak wspominał słońce zbliżało się do zachodu, a piękna czerwona poświata spowiła ogromne miasto Oldtown.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Akwus 18.01.2016
    AAAAAAA! "Przenieśmy się w czasie o pięć dni do przodu" - nagle zaczynasz rozmowę z czytelnikiem? Dorzucasz jakieś wstawki od narratora co on uważa o kapłanach?

    Uzgodnij też sam ze sobą w jakim czasie piszesz: jeśli jesteśmy na rynku, to on się charakteryzuje a nie się charakteryzował. Ta niekonsekwencja powraca wielokrotnie w obu częściach.

    Co się ma dziać w tej części? Przekazanie wisiorka? Pokazanie tego kim by Letho (niestety nie wiedźminem) Opisanie Oldtown? Jedyną akcją jest dialog, więc reszta zdań nic nie wnosi. Jeśli chcesz pokazać miasto pokaż je podczas wędrówki bohatera, niech wejdzie z nim w interakcję. Jeśli zaś chcesz się skupić na bohaterze, bo miasto nie ma żadnego znaczenia i więcej się nie pojawi, możesz je zupełnie olać i rozbudować scenę dialogową.

    Idę do kolejnej części :)
  • Karo 18.01.2016
    Nie chce opisywać miasta, lecz rynek i ludzi na nim przebywających. Na wiedźminie wzorowałem tylko imię ;). Bardzo cenię twórczość Sapkowskiego i zamieściłem w książce kilka smaczków, które są bardzo podobne do Wiedźmina, lecz w czymś się różnią.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania