Latać nie potrafimy cz. II — Nie istnieje

Z podziękowaniami dla Alfi :3

***

Szpitalne lustro ukazuje pęknięty obraz. Patrzę się na dziewczynę, niedoszłą samobójczynię.

— Znowu nam się nie udało — szepczę.

— Wiem — odpowiada. — Następnym razem musimy bardziej się postarać.

Potakuję głową.

— Też tak myślę.

— Ale co teraz zrobimy? — pyta.

Wzruszam ramionami.

— Nie wiem. Musimy poczekać, aż dadzą nam spokój, a potem znowu zamkniemy się w czterech ścianach i rozbijemy niebo.

Marszczy brwi.

— Na pewno chcesz to zrobić?

— Masz jakiś lepszy pomysł?

— Nie wiem. — Ociera mokry policzek. — Może lepiej poczekać na kogoś, kto nam pomoże? Albo w ogóle poczekać chociaż trochę? Ja... — waha się. — Ja nie chcę jeszcze uczyć się latać.

— Nie mamy innego wyboru, nie rozumiesz? — Niecierpliwię się. — Oni wszyscy chcą nas tylko rozdzielić.

Zastanawia się przez chwilę.

— Masz rację — stwierdza. — Więc co? Wracamy?

— Musimy.

Podaję jej rękę. Chwyta się mnie mocno w geście bezgranicznego zaufania.

Wracamy do łóżka i kładziemy się w nim, równocześnie przytulając do siebie. Nienawidzimy tego pomieszczenia — jest białe, tak samo jak fałszywe twarze ludzi. Gdybyśmy tylko potrafiły splamić je odrobiną czerni... ale cóż. Ta sztuka jeszcze się nam nie udała. Zupełnie jak napisanie listu lub samobójstwo.

Wsłuchuję się w jej miarowy oddech. Z czułością odgarniam jasne włosy z delikatnej twarzyczki przyjaciółki i całuję w czoło. Gdybym tylko mogła, chroniłabym zawsze tę kruchą istotę w moich ramionach.

Niestety, ja nie potrafię ochronić jej przed światem.

W rezultacie to ona chroni mnie.

Przełykam głośno ślinę.

To wszystko nie miało tak być.

Ale przecież nic na to nie poradzę, nadal to ona jest moją cienką liną, na której balansuję od dawien dawna. Jeśli spadnę w jedną stronę, nauczę się latać, jeśli w drugą — upadnę znowu.

Chcę potrafić wznieść na skrzydłach nas obie. Nie potrafię.

Przecież nie ma kto nauczyć nas latać.

— Dzień dobry — wita się wchodząca do sali kobieta. — Mam przyjemność z...

— Psychiatra? — pytam.

Kiwa głową.

— Więc nic tu po tobie — odpowiadam.

— Ja chcę ci pomóc.

— Wynoś się stąd! — krzyczę. — Nikt mi jej nie zabierze, rozumiesz?! — Wstaję i chwytam kobietę za ramiona. Wypycham ją za drzwi. — Nie rozdzielicie nas!

— Ona nie...

— Zamknij się!

Zatrzaskuję drzwi.

Nikt nie wmówi mi, że moja przyjaciółka nie istnieje.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Angela 18.11.2016
    Czyta się zapartym tchem, ale jakoć ciarki po plecach mi chodzą, kiedy sobie to wyobrażam : ) 5
  • Ellie Victoriano 18.11.2016
    Dziękuję, Angela ♥
  • Jared 23.11.2016
    Nauka latania to takie poetyckie na wyskoczenie z okna *.* I podoba mi się ten paradoks - wyskoczy i zginie, wtedy nauczy się latać. Trochę mi nie pasowało zachowanie psychiatry, oni są jednak empatyczni pod tym względem i nie sądzę, żeby terapię zaczęli od takich twardych warunków, to pacjentka ma sama zrozumieć, że ma urojenia :o Chyba że to miało pokazać jak bohaterka jest przywiązana do tej swojej alter ego :o Przeczytane, zajrzę potem do III :3
  • Ellie Victoriano 23.11.2016
    Spotkałam się raz z psychiatrą i nie mam dobrych wspomnień :/
    Skoro bohaterka ma urojenia, niektóre rzeczy interpretuje inaczej, wyolbrzymia, wmawia sobie, więc w sumie... XD
    Ale dziękuję, Jaredzik :3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania