Poprzednie częściLatające Lampiony - Prolog

Latające Lampiony - Rozdział IV

https://www.youtube.com/watch?v=YGpuKeyQGU4 - link do melodii, która w pewnym momencie może pozwolić lepiej się wczuć, jeśli nie zna się piosenki. :)

 

 

Z ciężkim oddechem dobiegłam w miejsce naszych spotkań. Otaczała mnie biel, tak samo jak wielkie, stare drzewo, które teraz było otulone śnieżnym puchem i ozdobione soplami lodu. Całość wyglądała cudownie o poranku, więc póki nie miałam nic ciekawszego do roboty, przyglądałam się jak małe drobinki lodu lśnią, odbijając pierwsze promyki słońca.

 

Wzięłam głęboki oddech, wypełniając płuca świeżym, zimowym powietrzem.

 

— Jack! — zawołałam, podejrzewając że chłopak także znajdował się na miejscu. Zawsze był tam przede mną, ale tym razem nigdzie go nie widziałam. — Przestań się chować — powiedziałam nieco ciszej, ale i tym razem nie było żadnej reakcji. Nawoływałam go kilka minut, jednak się nie zjawił. Ten fakt mocno mnie zaniepokoił. W końcu był tam zawsze, prawda? Od kiedy się spotkaliśmy... Każdego kolejnego dnia, bez wyjątków. Strach zaczął zakradać się do mojego serca, gdy do głowy przyszły najgorsze myśli. Coś mu się stało albo mnie opuścił. Czując jak gorące łzy spływają po moich zmarzniętych policzkach, usłyszałam;

— Amber! — Wylądował radośnie obok mnie, a ja od razu rzuciłam się na jego szyję, zatapiając twarz w granatowej bluzie. Nie udało mi się ukryć łez. — Dlaczego płaczesz? Coś się stało? — zapytał zmartwiony. Spojrzałam na niego swoimi wielkimi, bursztynowymi oczami i robiąc najsmutniejszą minę, jaką potrafiłam, odpowiedziałam.

 

— Bałam się, że mnie zostawiłeś... — Mój głos był cichy, więc zanim Jack zrozumiał moje słowa, minęła chwila.

— Spokojnie Śnieżynko. — Położył dłoń na mojej głowię, gładząc mnie po włosach. — Nigdy cię nie opuszczę... — dokończył z czułym uśmiechem.

 

— Obiecujesz? — zapytałam myśląc, że w ten sposób jego słowa go zwiążą.

— Obiecuje...

*

— Halooo. Słyszysz mnie? — Ze wspomnień wyrwało mnie nawoływanie chłopaka. Siedział na starych, spróchniałym krześle, wpatrując się we mnie błękitnymi oczami. Nie chciałam się w nich zatapiać, więc uciekłam wzrokiem. Chata, w której się znajdowaliśmy nie była duża, a większa jej część była zniszczona. Do zamieszkania nadawał się jedynie salon, w którym właśnie byliśmy. Ściany, które wcześniej musiały mieć ładny kremowy kolor, teraz były wyblakłe i brudne. Mebli nie zostało zbyt wiele. Drewniany stolik, obok krzesła, na którym siedział Jack, będące w takim samym stanie i mała półeczka, której udało się zachować ładny wygląd. Za łóżko służył gruby koc, który udało mi się ukraść podczas cieplejszych dni. — Ty tu żyjesz?— dodał kolejne pytanie. Czy chciałam odpowiedzieć? Nie... Chciałam, żeby to wszystko znikło... Co powinnam teraz zrobić? Wyjaśnić mu kim jestem? Udawać, że sama go nie pamiętam? Zdawało mi się, że byłoby to najlepsze wyjście, ale nie potrafiłam tego zrobić. Gdzieś we mnie tliła się nadzieja, że jednak mnie pamięta i zaraz mój obraz wróci mu do głowy.

— Tak, mieszkam tu... Tymczasowo — odpowiedziałam cicho. Ściągnęłam plecak i położyłam go na półce, powoli opróżniając go ze swoich zapasów. Jedyne czego nie udało mi się zdobyć to ubrań, ani lekarstw... — pomyślałam, analizując zdobycze. Wiosna powoli dobiegała końca, a zanim był zauważyła nadeszłyby chłodniejsze dni, a wraz z nimi ryzyko zachorowania. Jednak zdobyć leki nie było wcale łatwo. W końcu rodziny, które miały ich nadmiar mieszkały w domach, do których ciężej było mi się dostać.

— Ile masz lat? — Kontynuował swoje przesłuchanie, przyglądając się moim ruchom. Co ja robię? — pytałam samą siebie. Mogłam po prostu wspomnieć mu o tym kim jestem, a pewnie sam by odszedł. Jednak tego nie robiłam.

— Szesnaście. — Włożyłam chleb razem z serem do pierwszej szuflady.

— Więc dlaczego mnie widzisz...? — powiedział bardziej do siebie niż do mnie.

— Może po prostu w ciebie wierze — wyszeptałam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Chłopak ponownie wbił we mnie badawcze spojrzenie, po czym uśmiechnął się szeroko.

 

— Wierzysz? — Spojrzałam na niego z ukosa, a jego oczy pełne nadziei zbiły mnie z tropu. Skinęłam powoli głową, a on skoczył do przodu, łapiąc mnie za ręce zanim zdążyłam zareagować, przez co plecak, z resztą zawartości upadł na ziemie. Westchnęłam, uwalniając swoje dłonie z jego uścisku. — Przepraszam — wybełkotał.

— Nie szkodzi — odparłam sucho i kucnęłam, aby wszystko pozbierać. Chłopak zdecydował się mi pomóc, a pierwsze co rzuciło mu się w oczy to złota szkatułka, zaokrąglona szkatułka, która leżała tuż pod półką. Przyglądał jej się przez chwilę, zamyślony.

 

— Co to? — Wyciągnął przedmiot delikatnie w moją stronę, a ja skończywszy zbierać rzeczy z podłogi, wzięłam go od niego, delikatnie otaczając palcami.

— To pamiątka... Po moich rodzicach. — Otworzyłam wieczko pozwalając słodkiej melodii grać, a słowom z moich ust wyjść. Zamknęłam oczy, wyobrażając sobie czas, kiedy to moja mama śpiewała mi tą piosenkę do snu. — Kwiatku światło wzbudź... Okaż mocy dar... Odwróć czasu bieg i wróć mi dawny skarb... — Gdy uświadomiłam sobie co robię szybko zamknęłam szkatułkę i odłożyłam ją na półkę. Zapadła między nami długa cisza, podczas której Jack świdrował mnie swoimi błękitnymi oczami. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy...

 

*

— Śnieżynko, co to? — zapytał rozbawiony chłopak, trzymając w dłoni przedmiot najdroższy mojemu sercu.

— To jedyne co zostało mi po rodzicach. Mama kazała mi zawsze mieć to przy sobie, żeby mi o nich przypominało, więc to robiłam... Nawet tamtego dnia — dokończyłam ze smutkiem, wspominając dzień, w którym spłonął mój dom. Wtedy chłopak otworzył szkatułkę, a z niej wydobyła się moja ukochana melodia. Usiadłam obok białowłosego, oparłam się głową o jego ramię i zamykając oczy, zaczęłam śpiewać — ... odwróć czasu bieg...

*

 

— Amber... — wyszeptał białowłosy. Na ten dźwięk moje serce wykonało salto. Odważyłam się na niego spojrzeć, jednak nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa, ani nawet się uśmiechnąć. Wpatrywałam się w niego, czując jak łzy pchną się do moich oczu. — To ty?

 

 

* * *

 

Ciąg dalszy nastąpi...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania