Poprzednie częściLatające Lampiony - Prolog

Latające Lampiony - Rozdział V

— Odwróć czasu bieg... i wróć mi dawny skarb... — Wspomnienia wróciły do mnie w przeciągu sekundy. Mała dziewczynka, o wielkich bursztynowych oczach i kasztanowych włosach zawsze w wielkim nieładzie. "Żegnaj, Śnieżynko..." — to były ostatnie słowa, które do niej powiedziałem. A teraz stała przede mną, śpiewając te słodką melodię, która już dawno skryła się głęboko w moim sercu. Zamknęła szkatułkę i ucichła, uciekając wzrokiem od mojej osoby. W pierwszej chwili nie potrafiłem wydusić z siebie słowa, jednak w końcu mi się udało.

— Amber? — zapytałem cicho, obserwując jej zachowanie. Czy to mogła być ona? Dziewczynka, której nie powinienem był już nigdy wcześniej spotkać? Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, nie potwierdzając moich podejrzeń. Jednak gdzieś tam w środku czułem, że inaczej być nie może. — To ty? — odezwałem się ponownie, a na moich ustach zaczął się kształtować uśmiech. Nie potrafiłem powstrzymać tej radości, więc złapałem ją w objęcia i przytuliłem do siebie, tak jak to ona robiła wiele lat wcześniej. Ten gest musiał zaskoczyć, jak i zdenerwować dziewczynę, bo praktycznie od razu mocno mnie odepchnęła, oddalając się.

— T-ty... — zaczęła drżącym głosem. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego tak zareagowała, ani dlaczego w jej oczach chował się tak ogromny ból. — Powinieneś już iść. — dokończyła cicho, wbijając we mnie spojrzenie.

— Dlaczego? Przecież tak dawno się nie widzieliśmy! — odparłem radośnie, jednak dziewczyna nie podzielała mojego entuzjazmu.

— A pamiętasz może dlaczego tak dawno się nie widzieliśmy? — rzuciła ze złością. Była na mnie zła... Wręcz wściekła i wcale jej się nie dziwiłem. Sam nienawidziłem siebie za to, że ją wtedy opuściłem, jednak nie miałem innego wyboru... Teraz również powinienem się od niej oddalić, uciec i nigdy nie wrócić... ale nie potrafiłem.

— Śnieżynko... — zacząłem, lecz szybko mi przerwała.

— Teraz Śnieżynko, tak? A pięć minut temu nawet nie pamiętałeś kim jestem! — Wbiła palec w moją pierś, coraz bardziej unosząc głos. Wahałem się z odpowiedzią, aż w końcu palnąłem najgorsze z możliwych słowa...

 

— Nie możesz mnie za to winić! Myślisz, że ile twarzy i imion dzieci przewinęło mi się przed oczami przez ponad trzysta lat? Nie jestem w stanie każdego zapamiętać.

 

* * *

Po jego słowach dosłownie zastygłam w miejscu. Nie wiedziałam co powinnam zrobić, jak zareagować. Złościć się? Niby o co...? Jack był ważną osobą w moim życiu... Jednak ja nie musiałam być dla niego nikim specjalnym. Przecież na okrągło miał kontakt z dziećmi. Był Strażnikiem i miał obowiązek im pomagać. Tym dla niego byłam... Obowiązkiem. Wzięłam głęboki oddech, chcąc odgonić ten nieprzyjemny uścisk w sercu. Nie możesz go o to winić... — powtarzałam sama do siebie.

— Naprawdę powinieneś stąd odejść — powtórzyłam swoje słowa i wyszłam z chaty. Nie mogłam tam zostać... Nie kiedy on wciąż tam siedział. Szybkim krokiem pędziłam w kierunku centrum, zarzucając na głowę kaptur. Nie chciałam, aby ktokolwiek zobaczył moje łzy. Dlaczego to aż tak bolało? Jack był jedynie przyjacielem, który dawno temu zniknął z mojego życia. Jego słowa wcale nie powinny mnie dziwić. Przecież gdyby mu na mnie zależało nigdy by mnie nie zostawił, prawda? Więc dlaczego zrobiłam sobie nadzieję, że mnie przeprosi...? Że uśmiechnie się jak dawniej, pozwalając mi zatopić się w błękicie jego oczu i prosił bym mu wybaczyła...? Bo jesteś głupia — odpowiedziałam sobie w myślach. Ale czy to było jedynie to? A może odezwała się we mnie potrzeba kogoś bliskiego? Kogoś z kim mogłabym się pobawić... Porozmawiać... Przyjaciela, który zawsze przy mnie będzie.

Z zamyśleń wyrwała mnie świadomość, że wyszłam z miasta. Kroczyłam teraz powoli lasem, gdy na niebie pojawiały się pierwsze promyki słońca. Panował tam spokój, którego w mieście nie było szansy zaznać. Szłam wydeptaną śnieżką, nie martwiąc się o nic. Może powinnam poszukać schronienia właśnie tam? Daleko od ludzi. Wszelkiego hałasu i niebezpieczeństwa ze strony straży czy złodziei...

W końcu natrafiłam na skalną ścianę, która przykuła moją uwagę. Była całkowicie zasłonięta liśćmi, jednak gdy wiatr zawiał odrobinę mocniej, zauważyłam że to nie jest ściana, a coś na kształt naturalnego ukrytego przejścia. Zaintrygowana tym zjawiskiem, odsłoniłam liście, zaglądając do środka. Widziałam światło, więc na końcu musiało znajdować się wyjście na powietrze. Rozejrzałam się na około i weszłam. Powietrze było wypełnione zapachem mokrej ziemi i mchu, który zaatakował moje nozdrza. Zrobiłam jedynie kilka kroków, a w oddali już widziałam zarys jakiejś budowli. Zaciekawiona, przyśpieszyłam kroku. W końcu znalazłam się na polanie wypełnionej kwiatami różnego koloru. Niedaleko wejścia spokojnie przepływał strumyczek, a tuż przede mną wznosiła się wysoka wieża. Wykonana była z kamienia, który wyglądał na dosyć stary, a lata nie były dla niego łaskawe. Niegdyś ta budowla musiała wyglądać cudnie, jednak teraz cegły były w większości zniekształcone, dzięki czemu z łatwością mogłabym dostać się do jedynego okna na samej górze. Sama wieża w sobie była w większości pokryta pnączami, z których wyrastały kwiaty o cudownym granatowym odcieniu.

 

Zaczęłam okrążać budynek w nadziei, że znajdę jakiekolwiek wejście i udało mi się! Miedzy stertą rozrzuconych kamieni znajdowały się drewniane drzwi, które musiałam mocno pchnąć, aby otworzyć. Przy gwałtownym ruchu, w środku uniosła się chmura kurzu, która drażniąc moje nozdrza, zmusiła mnie do kichnięcia.

— Halo? — odezwałam się nieśmiało. Wątpiłam w to, by ktokolwiek tam mieszkał, jednak ostrożności nigdy za wiele, prawda? Niepewnie postawiłam pierwszy krok, a drewno pod moimi stopami zaskrzypiało. Znajdowałam się na samym dole krętych schodów prowadzących na szczyt wieży. Nie wyglądały bezpiecznie, ale ciekawość zwyciężyła i już po chwili znalazłam się w połowie. Nie było tak żadnego okna lub innego źródła światła, więc kroki stawiałam niepewnie, bojąc się, że wdepnę w jakąś dziurę. Po długiej chwili, znalazłam się na szczycie. Przecisnęłam się przez dosyć cienkie wejście, a widok który zastałam z jakiegoś powodu zaparł mi dech w piersiach. Przez okno wchodziło światło słoneczne, pokazując pomieszczenie, które musiało być kuchnią, jadalnią i salonem połączonym w jedno. Podłoga była wyłożona różowo kremowymi kafelkami o kwiecistych wzorach, natomiast ściany były pokryte przeróżnymi obrazami. Kwiaty, dziewczyny, zwierzaki, a nawet konstelacje. Po mojej prawej znajdowały się schody wykonane z ciemnego drewna. Skierowałam się na górę, a tam mieściła się jedynie sypialnia i najprawdopodobniej łazienka, ukryta za dębowymi drzwiami. W pomieszczeniu dominował fiolet, jednak na ścianach — tak jak w poprzednim — było pełno malowideł. Kto mógł mieszkać w tak osamotnionej wieży? — zadałam sobie w końcu te pytanie. Drzwi, którymi weszłam wcześniej musiały być ukryte, a według tego co zaobserwowałam, nie było tam żadnego innego wyjścia... Na samą myśl o dziewczynie uwięzionej w tym miejscu przeszły mnie ciarki. Kim mogła być?

Wróciłam do poprzedniego pomieszczenia, a moją uwagę przykuł jeden z większych obrazów. Przedstawiał on nocne niebo, na którym wznosiło się mnóstwo świateł, a może lampionów? Trochę niżej, na wysokim drzewie, dziewczynka o bardzo długich blond włosach, wpatrująca się w przepiękny widok.

 

Kwiatku, światło wzbudź... Okaż mocy dar... odwróć czasu bieg i wróć mi dawny skarb...

Nagle w moich uszach rozbrzmiała melodia piosenki, którą wcześniej śpiewałam przy Jacku.

 

Ulecz każdą z ran... Odmień losu plan... Co stracone znajdź i wróć mi dawny skarb...

 

Rozejrzałam się szukając źródła dziecięcego głosu, jednak na próżno. Ponownie skupiłam wzrok na obrazie, marszcząc brwi.

Mój dawny skarb...

— Kim jesteś? — zapytałam, jakbym miała dostać odpowiedź. Nastała cisza, która została przerwana przez dźwięk otwieranego okna.

— W końcu cię znalazłem... — Na twarzy białowłosego panował ten sam spokój co zawsze, jednak kryło się na niej coś jeszcze. — Teraz ze mną porozmawiasz? — dodał z łobuzerskim uśmiechem.

 

* * *

 

Ciąg dalszy nastąpi...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania