Poprzednie częściLatające Lampiony - Prolog

Latające Lampiony - Rozdział VI

Nie potrafiłam skupić się na tym, co Jack do mnie powiedział. Uczucie, które się we mnie tliło, przebywając w tamtym pomieszczeniu całkowicie mnie pochłaniało. Nie potrafiłam określić czym było, jednak wypełniało mnie, jakby zapraszając do tego, bym tam została, mówiąc mi że to moje miejsce.

- Znowu udajesz, że mnie nie widzisz? - Zamarudził białowłosy, stojący w oknie. Jego głos wyrwał mnie z tego dziwnego uczucia i zmusił do skupienia się na jego osobie. Wyglądał jak zawsze. Beztrosko... Zastanawiałam się czy cokolwiek go kiedykolwiek ruszyło. Czy Jack Mróz kiedykolwiek był zły lub smutny? Kiedyś, jako dziecko, dałabym sobie głowę uciąć, że emocje, które mi pokazywał były szczere, jednak teraz nie potrafiłam być tego pewna. Zdawał się być odległy... Nieznany, a równocześnie tak bardzo znajomy.

 

- Nigdy nie udawałam, że cię nie widzę - odparłam beznamiętnie, starając się nie pozwolić uczuciom wyjść z mojego środka.

- Czyli wtedy co cię goniłem i nawoływałem... To właściwie co robiłaś? - zapytał, wchodząc do pomieszczenia. Stał na przeciwko mnie, ale w odróżnieniu do mnie, nie błądził wzrokiem po pomieszczeniu, badając go. Wzrok miał wbity we mnie, a błękitne oczy zdawały się lśnić na jego zaćmionej twarzy.

- Udawałam, że nie istniejesz. - Dlaczego to powiedziałam? Nie wiem. Czy pożałowałam tych słów? Może? Wiedziałam, że zraniły chłopaka. Po raz pierwszy zobaczyłam jak jego twarz opanowuje smutek, a to wywołało ból w mojej piersi, jak i poczucie winy. Zapadła między nami cisza, której nie miałam odwagi przerwać. Jedyne co byłam w stanie zrobić to wpatrywać się w niego i badać jego reakcje.

Na jego ustach pojawił się ponury uśmiech, a spod zmarszczonych brew świdrowało mnie zranione spojrzenie. Jednak wciąż się nie odezwał. O czym myślał? Co czuł? Naprawdę chciałabym wiedzieć... Jednak Strażnik był poza moim zasięgiem.

- Czego właściwie ode mnie chcesz?- Odezwałam się w końcu, niepewnym głosem. To była dla mnie zagadka. Dlaczego wciąż tu był. Kiedyś mnie opuścił, bo bycie Strażników miało swoje zasady... Dlaczego teraz je łamał?

 

Przez chwile wciąż mi się przyglądał, jednak jego spojrzenie złagodniało.

 

- Co masz na myśli? - zapytał ze zdziwieniem.

 

- Dlaczego wciąż tu jesteś. - Starałam się powstrzymać złośliwy ton, ale marnie mi to wychodziło. Jego badawcze spojrzenie wprawiło mnie w zakłopotanie i mimowolnie odwróciłam wzrok.

- Bo mogę - odparł krótko. Westchnęłam głośno, nie mając pojęcia co powinnam z nim zrobić.

- Ale mnie mógłbyś dać spokój- zauważyłam, chcąc pomóc mu załapać aluzję. Skrzyżowałam ręce na piersi, jakbym chciała obronić swoje myśli przed jego spojrzeniem. Czy naprawdę tego chciałam? Aby Jack ponownie odszedł?

- Mógłbym, ale nie chcę. - Nie mogłam uwierzyć w jego słowa... To była jak dyskusja z dzieckiem.

 

- Może ja nie chcę, żebyś kręcił się naokoło mnie? - rzuciłam, jednak złość w moim głosie zanikała, aż powoli nie zostało po niej nic.

 

- Chcieć można wiele... Nie zmusisz mnie. - Na jego twarzy pojawił się rozbawiony uśmiech.

 

- Och tak? - Uniosłam brew w pytającym geście. - To ty nie zmusisz mnie do zwracania na ciebie uwagi. - Wzruszyłam ramionami, udając że rozglądam się po pomieszczeniu. Przez chwilę myślałam, że chłopak naprawdę da sobie spokój, jednak to nie pasowałoby do Jacka Mroza, Strażnika Zabawy, którego znałam w dzieciństwie... On nigdy nie dawał za wygraną.

 

- Chcemy się założyć? - Mimo że go nie widziałam, byłam pewna tego, że na jego ustach pojawił się podekscytowany uśmiech. - Podejmę się tego wyzwania... - dodał prawie szeptem, rozbawionym tonem.

 

Nie przejęłam się jego słowami, zaczynając się naprawdę zastanawiać czy znalazłabym w tamtym miejscu coś pożytecznego... Miejsce zdawało się być opuszczone od długiego czasu. Kto wie? Może mogłabym tu zamieszkać...

 

Gdy złapałam się na takiej myśli, w pierwszej chwili pomyślałam, że to kiepski pomysł, jednak po dłuższym zastanowieniu... Dlaczego nie? Nikt tam nie mieszkał od lat... Nic nie było zniszczone, a gdybym trochę posprzątała wszystko lśniłoby jak za dawnych lat. A może w końcu miałabym miejsce, które mogłabym nazwać domem.

 

Uśmiechnęłam się na tą myśl. Jednak ta chwila spokoju nie trwała długo, bo po chwili zauważyłam, że białowłosy zniknął. Z wiarą w piersi szybko zeszłam z wieży, mając nadzieję że znajdę go na zewnątrz. Był tam. Zdawał się na mnie czekać, więc ja przybrałam jak najbardziej beznamiętną minę i ruszyłam przed siebie w stronę tunelu, prowadzącego do lasu.

 

Chłopak jednak nie miał zamiaru pozwolić mi wyjść tak łatwo. W moją stronę poleciały dwie śnieżki, z których jedna nie trafiła celu. Starając się nie okazywać zainteresowania jego osobą, po prostu kroczyłam dalej.

 

- Tak się chcemy bawić? - mruknął pod nosem, szykując kolejną śnieżkę. Kusiło mnie, by ją uniknąć, jednak to dało by wygraną chłopakowi, a ja nie miałam zamiaru przegrać tak łatwo. Po kilku sekundach poczułam jak mroźny dotyk szczypie mnie na skórze karku, gdy śnieg wszedł mi za bluzę. - Od kiedy Śnieżynka ucieka?- zaśmiał się, a z nieba zaczęły spadać płatki śniegu, które szybko utworzyły cienką warstwę. Wiedziałam, że wyzywa mnie na bitwę. Pytanie było, czy się jej podejmę? Wahałam się... W tamtej chwili nie czułam się sobą jako szesnastolatka, lecz jak ośmiolatka. Wszystko co złe, problemy które otaczały moją codzienność, zamartwianie się o to, co będzie jutro... Po prostu zniknęło.

 

Odwróciłam się do Jacka, rzucając mu najgroźniejsze spojrzenie jakie byłam w stanie zrobić w tamtej chwili. W dłoniach uformowałam pierwszą śnieżkę, którą z całej siły rzuciłam w stronę Strażnika. Chłopak, który nie spodziewał się tak szybkiego ataku z mojej strony, aby uniknąć śnieżki, stracił równowagę i wylądował na ziemi. Bowiem od kiedy podjęłam się jego wyzwania, kto zostałby trafiony śnieżką, przegrywał.

Nie czekając na jego ruch ubiłam kolejną garść śniegu i szybko rzuciłam w jego kierunku, w między czasie szybkimi ruchami unikając jego "pocisków". Powietrze stawało się coraz chłodniejsze, a na moich policzkach pojawił się wyraźny rumieniec spowodowany kłuciem mrozu.

Obiema dłońmi zrobiłam kolejną śnieżkę, celując w twarz chłopaka, jednak ten szybko wzleciał w powietrze, by jej uniknąć.

 

- Hej! To niesprawiedliwe! - Krzyknęłam do niego, śmiejąc się... Tak jak dawno tego nie robiłam. To było cudowne uczucie! Jakby ktoś uwolnił mnie z łańcuchów, które przez lata mnie więziły.

 

- Co ty wiesz o sprawiedliwości! - odpowiedział i skierował swój lot w moją stronę. Zanim zdążyłam się ruszyć, chłopak z impetem we mnie wleciał, a oboje wylądowaliśmy na zimnym, białym puchu. Chciałam się podnieść, jednak on mi na to nie pozwolił, zaczynając łaskotać mnie po brzuchu, tak samo jak robił to lata wcześniej. Nie potrafiłam powstrzymać się od śmiechu. - To za to, że chciałaś mnie ignorować - powiedział, kontynuując swoje tortury. Gdy pierwsze łzy, spowodowane zbyt dużą ilością śmiechu, pojawiły się w moich oczach, postanowiłam skapitulować te bitwę.

- No dobra... Już! - wyjąkałam. - Przepraszam! - dodałam szybko, a chłopak zatrzymał swoje złowieszcze palce.

Plecami leżałam na śniegu, a nade mną był on, unieruchamiając mnie swoim ciężarem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że znajduje się bardzo blisko. Zbyt blisko... Fala ciepła zalała całe moje ciało w ułamku sekundy, a brzuch został zaatakowany przez burzę motyli. Oboje dyszeliśmy ciężko, z uśmiechem wpatrując się w swoje oczy.

Wolną ręką zgarnęłam jak najwięcej śniegu, który potem wylądował na twarzy zaskoczonego Jacka.

- Wygrałam - poinformowałam go dźwięcznym głosem.

 

 

* * *

 

Ciąg dalszy nastąpi...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania