Poprzednie częściLatarnik. Część 1

Latarnik. Część 4

Nataniel powoli wracał do rzeczywistości. Uniósł ciężkie, jak klapy metalu, powieki i spojrzał na sufit, z którego opadały drobinki kurzu. Jak w świąteczny wieczór drobne płatki dryfowały w gęstej atmosferze pokoju. Mężczyzna jęknął, a ręce odruchowo sprawdziły ranę na boku. Zdziwiony uniósł materiał koszulki i spojrzał na opatrunek.

- Ale jak – zapytał sam siebie.

Rozglądał się zdezorientowany, a z każdą sekundą czuł się coraz bardziej zagubiony. Ciche skrzypnięcie sprawiło, że Nataniel odwrócił głowę i latarnika stojącego na szczycie, znów całych schodów. Patrzył na niego, na ten posąg w żółtym płaszczu. Woda skapywała z szerokiego kaptura, zakrywającego twarz, tworząc płynne jaszczurki pełznące po materiale okrycia. Docierały do kaloszy i przy podeszwie powstawała mokra istota gotowa rzucić się na niższe stopnie. Nataniel czuł strach, strach, który paraliżował jego zmysły, zakuwał w okowy drżącej niepewności i przygważdżał do podłogi. Nie wiedział, co zrobi latarnik, czy zejdzie do niego i zrobi… No właśnie, co zrobi? Mężczyzna na schodach powoli odwrócił się i wszedł na górę. Nataniel zerwał się na równe nogi.

- Zaczekaj! – uznał, że latarnik nie chce mu zrobić krzywdy, miał ku temu już zbyt wiele okazji.

Złapał lampę, leżącą pod stołem, ruszył po schodach i wpadł na poddasze. Mokre ślady wyraźnie obrazowały ścieżkę, po której poruszał się latarnik. Żółte światło rozwiało ciemności piętra i Nataniel zobaczył postać stojącą przy skrzyniach i wskazującą jedną z nich. Mężczyzna niepewnie, ale zaczął podchodzić. Każdy, następny krok był wolniejszy, mniej pewny, zlękniony. Nagle latarnik opuścił rękę i ruszył w stronę nadchodzącego chłopaka. Minęli się, dosłownie o parę kroków, a Nataniel miał wrażenie, że dostrzegł skrawek twarzy tajemniczego człowieka. Odszedł, zniknął w mroku, a jedyne, co po sobie pozostawił to wrażenie… Znajomości? Nataniel obserwował przez chwilę ciemność, mroczne drzwi, przez które przeszedł nieznajomy, po czym odwrócił się i spojrzał na skrzynię. Dotknął drewnianej powierzchni wieka, opuszkami palców wyczuł nierówność, zbliżył lapę i wtedy ukazał się znany mu symbol.

- Gdzie ja to już widziałem? – szepnął sam do siebie.

Przypomniał sobie. Jego zielone oczy rozbłysły w blasku lampy, na której powierzchni rozświetlał się taki sam symbol.

- Co to może znaczyć?

Postawił swego świetlistego przyjaciela na skrzyni obok i otworzył wieko. Zmarszczył brwi i wyciągnął pierwszy przedmiot. Kamień, mały, okrągły, z małą szkarłatną plamą.

- Dziwne.

Odłożył przedmiot i znów zanurzył rękę w czeluści skrzyni.

- Ale jak?!

Serce uderzało coraz mocniej. Tłukło się w klatce stworzonej z żeber, nie rozumiejąc swej własnej paniki. Nataniel trzymał zdjęcie, na którym obejmował Rosie Ann. Drżącą dłonią obrócił fotografię.

- Niemożliwe! Przecież… Ale…

Z tyłu widniał napis „Na zawsze razem”.

- Przecież to zdjęcie jest u nas na komodzie! Ale…

Zaczął wyciągać kolejne przedmioty. Prezenty dla Rosie Ann, wspólne pamiątki, rzeczy z ich życia. Wtedy sobie przypomniał. Zakrwawiony kamień, wziął go do ręki i powoli obracał w dłoni. Gdy byli dziećmi Nataniel rzucił kamieniem przez płot, niefortunnie trafiając małą Rosie Ann.

- Ale…

Nagle coś przykuło jego uwagę, jakiś przedmiot błyszczał na dnie skrzyni. Odłożył kamień i wyciągnął grubą księgę z rogami ozdobionymi kutym metalem. Była zniszczona, złuszczona i jakby nadpalona. Otworzył ją i spojrzał na pierwszą stronę, na której widniał ten sam symbol, co na skrzyni. Nataniel przewrócił stronę i zamarł.

 

„Rosie Ann i Nataniel. 26.07.2007”

 

- Co?

Data była mu tak dobrze znana, tylko dlaczego była w tej księdze. Mężczyzna z coraz mocniej zaciśniętą obręczą strachu na wszystkich organach zaczął wertować książkę. Jego mózg cierpiał katusze pod torturami własnych myśli. Sadzały go na krześle naszpikowanym ostrymi domysłami i wrzynały się w strukturę jaźni wywołując potworny ból i przerażenie. Nagle, na jednej ze stron, pojawił się symbol trójkąta spajającego pozostałe symbole.

- Trójkąt równoboczny, symbol doskonałości i równowagi, scala zło w nim zawarte i pozwala je przezwyciężyć – cicho czytał Nataniel. Poniżej pojawiały się wszystkie, pozostałe symbole. Spojrzał na odwrócony krzyż – Choroba. Nie uciekniesz przed nią, zawsze zaatakuje, nigdy się nie podda – A to? Koło przecięte błyskawicą, co to znaczy? Jest. Niezgoda, trudności, niedopasowanie. Co to może znaczyć? I ostatnie. Czaszka z dziurą w czole. Śmierć…

- Natanielu – cichutki szept poniósł się po pomieszczeniu.

Mężczyzna gwałtownie się odwrócił i próbował spojrzeniem przebić mrok. Z ciemności wytoczył się jakiś przedmiot i z cichym brzękiem dotarł do zdziwionego Nataniela. Uniósł obrączkę i obrócił ją w palcach.

- Rosie Ann – przerażenie w głosie wylało się z jego ust.

- NATANIEL!!! – krzyk rozdarł ciszę, wypełnił każdy centymetr poddasza, po czym rzucił się ponownie na zlęknionego mężczyznę. Nataniel zerwał się do biegu, ruszył w stronę wejścia na latarnię, ale trafił tylko na ścianę.

- Gdzie to wejście!? Rosie Ann! Rosie Ann!!! – uderzał pięściami w twarde deski.

Wściekle kopnął w ścianę, odwrócił się, zabrał lapę i zbiegł na parter. Otworzył drzwi wejściowe i wybiegł na zewnątrz. Przechodząc przez kurtynę deszczu, jakby wszedł do innego świata. Zniknęły wszystkie dźwięki, tylko krople wybijały rytm na niewidzialnych bębnach wyspy. Nataniel zamarł. Jego dusza pękła rozlewając posokę strachu na całe wnętrze skamieniałego organizmu. Jakby przygniłe ręce rozerwały kamienistą ziemię i złapały go za kostki, unieruchamiając na zawsze. Dookoła domu latarnika widać było czarne kontury postaci. Mur milczących przybyłych odgradzał go od świata zewnętrznego, zamykając w świecie szaleństwa podkutego niewyjaśnionymi zjawiskami.

- Czego chcecie?! – wykrzyknął w stronę istot.

Nikt się nie odezwał, po prostu zrobili krok, zacieśniając krąg. Nataniel ruszył biegiem wzdłuż budynku, aż zobaczył jakieś rozlatujące się drzwi. Wpadł do środka, modląc się, by to było jakieś boczne wejście do latarni. Niestety był to tylko jakiś składzik. Pełno sprzętu i dziwnych ubrań. Deszcz uderzał coraz mocniej, jakby każda kropla chciała osobiście uśmiercić mężczyznę. Nataniel dostrzegł żółty płaszcz rybacki.

- Zawsze to jakaś ochrona – i wziął go do ręki.

- NATANIEL!!! – krzyk zmuszał wyspę do płaczu, dlatego roniła setki mokrych łez.

Błagalna prośba niosła się ze szczytu latarni. Mężczyzna otworzył drzwi do komórki i zastygł w bezruchu. Tuż za progiem stał milczący tłum ciemnych postaci. Nawet z takiego bliska nie można było rozróżnić ich rysów, stworzeni byli jakby z mgły i bulgoczącej smoły. Wyraźne były tylko dwa błyszczące punkciki w każdej z istot. Jak wypolerowane szafiry, mieniły się martwym błękitem oczy milczącego zebrania.

- Czego chcecie? – zapytał łamiącym się głosem Nataniel robiąc krok w tył.

Tłum minimalnie się zbliżył, napierał na małą komórkę. Fala milczących, nieznajomych w każdej chwili mogła wedrzeć się do środka zalewając samotnego Nataniela, który zrobił jeszcze jeden krok i poczuł chłód ściany przytulającej się do jego pleców.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Marzycielka29 11.09.2015
    :D 5
  • wolfie 11.09.2015
    W dalszym ciągu nie mam pojęcia odnośnie postaci latarnika. Wychwyciłam jeden błąd, a mianowicie: "(...) Nataniel odwrócił głowę i latarnika stojącego na szczycie, znów całych schodów." - tutaj chyba brakuje "zobaczył". Zostawiam 5 :)
  • Angela 11.09.2015
    I nadal nie wiem, ale zaczynam skłaniać się ku pomysłowi Marzycielki. 5
  • Ponix 11.09.2015
    Bardzo dobre :) 5
  • levi 11.09.2015
    z każdą następną częścią jest coraz bardziej tajemniczo:)
    czytam i czekam na więcej, 5
  • Chris 11.09.2015
    Dziękuję Wam ;)
  • KarolaKorman 12.09.2015
    Zagmatwane to wszystko:) Cudownie się dzisiaj czytało. Bardzo lekko, ale nieprzewidywalnie i to wciąga jeszcze bardziej. 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania