Latarnik. Część 2
Jak słusznie zauważyły wolfie i Ronja, Latarnik należy do kategorii "o życiu". Dlaczego? To jedna z nielicznych wskazówek kim jest ta postać. Czeka nas konkurs, będzie on polegał na odgadnięciu tożsamości latarnika i całej historii związanej z jego wyspą. Osoba, która będzie najbliżej otrzyma nagrodę, o której porozmawiamy podczas publikacji ostatniej części. Po wszystkich propozycjach pojawi się epilog, który ukaże prawdę. Wczytajcie się, ponieście uczuciami, nie dajcie się omamić. Dlaczego piszę o konkursie właśnie teraz? Chcę byście napisali propozycję nagrody. Miłej lektury.
***
Kłębiaste monstrum wydało z siebie przeciągłe tchnienie, wypuszczając ze swej paszczy opary mgły, które powoli zaczęły otulać stopy Rosie Ann i Nataniela. Mgliste palce o niestałym kształcie wpełzały po skórze, wywołując delikatne drżenie. Z zimna? Ze strachu? A może z niepewności? Mężczyzna spojrzał przez ramię i poczuł jak pierścień strachu, rosnący na pożywce niepewności, zacisnął się na jego sercu. Brzeg był już ledwo widoczny, a morze pozostało tylko wspomnieniem, ledwo docierającym do ucha, jako cichutki szum.
- Morze się uspokoiło - szepnął Nataniel.
- Co z tego?! - Rosie Ann czuła narastającą w niej panikę - Popłyniemy wpław? - odwróciła się gwałtownie i ruszyła w stronę latarni.
- Zaczekaj! - mężczyzna ruszył za dziewczyną, której kroki stawały się coraz twardsze, agresywniejsze - Rosie Ann! Stój!
Nie słuchała go, a tym bardziej nie miała ochoty się zatrzymać. Nataniel złapał ją za rękę i odwrócił w swoją stronę tuż przed domem latarnika.
- Co jest?
- Nic! - wyrwała mu się.
- Ej! Rosie - spojrzał jej głęboko w oczy.
- Miałeś zabezpieczyć łódź! - skrywany wyrzut, narastający w jej piersi, w końcu znalazł ujście.
- Jak?! Na pustej plaży!
- Nie wiem! Nie znam się.
- Czyli to moja wina?
Rosie Ann poczuła jak gniew ją wypełnia, przejmuje kontrolę. Chciała odkrzyknąć coś, cokolwiek byle dać upust tej niezrozumiałej furii. Wtedy drzwi do budynku otworzyły się z głośnym jękiem, jak wieko trumny, skrzypiącym głosem zaprosiły ich do swej potworności. Para patrzyła na mrok z szeroko otwartymi oczyma. Źrenice pulsowały w rytm serca, które alfabetem morse'a nadawało komunikat o pragnieniu natychmiastowej ucieczki. Mgła zaczęła podpełzać wzdłuż kamienistej ścieżki, kłębiasty, beznogi tłów czołgał się się, wyciągając ramiona w stronę stojących przed drzwiami. Ciemność i mgła. Co ty byś wybrał? Rosie Ann i Nataniel zatrzasnęli drzwi i znaleźli się w domu latarnika.
- Nie podoba mi się tu - szepnął mężczyzna.
Dziewczyna nie odpowiedziała, krzywo spojrzała na partnera i przewróciła oczami, wywoływał u niej agresję, której nie potrafiła zrozumieć. Znów włączyli latarki w telefonach i rozejrzeli się po wnętrzu.
- Patrz! - Nataniel wskazał zakurzone deski podłogi - Widać gdzie chodziliśmy. Twoje trampki - skierował palec w stronę śladu z charakterystycznymi rombami - Oraz moje - pokazał większe o tym samym wzorze.
- A te? - zapytała cicho Rosie Ann, wskazując wielki ślad, najprawdopodobniej zrobiony przez kalosz w dużym rozmiarze.
Nataniel bez słowa przesuwał telefon tak, by oświetlać odciski, które kierowały się w głąb domu. Powoli ruszyli za nimi, a przyspieszone oddechy zdradzały panikę czającą się w sercach. Ślady dochodziły do zniszczonych schodów i tam niknęły, razem z przejściem.
- Myślisz, że on tam jest? - jęknęła Rosie Ann - To światło...
Mężczyzna złapał się przegniłej poręczy i lekko się wychylając, zajrzał na półpiętro. Po chwili zszedł i otrzepał ręce z obrzydzeniem.
- Wyżej coś jest, chyba poddasze i dopiero stamtąd idzie się na latarnię.
Podczas gdy Nataniel wypowiadał te słowa, z sufitu posypał się pył starości, opruszając mu głowę i ramię.
- Co jest? - skrzywił się i otrzepał.
Podniósł głowę, by zobaczyć źródło brudu i zamarł. Drżącą ręką uniósł telefon, by lepiej widzieć. Jego serce oszalało, wyrywało się z piersi, błagając o rozsądek. Na suficie były wyraźne ślady butów, jakby ktoś, niezwykle ciężki, stał tuż nad ich głowami.
- Co? - Rosie Ann spojrzała w tym samym kierunku i zamarła.
Wtedy jeden z śladów zniknął, sufit skrzypnął ugięty pod ciężarem, a ślad pojawił się trochę dalej. Ktoś zrobił krok. Kolejny i kolejny. Głuche echo i opadający pył oddalały się od schodów. Para obserwowała ten spacer z sercami w gardłach. Ślady zatrzymały się tuż przed drzwiami, tylko piętro wyżej i nagle zniknęły. Nastała gęsta, jak smoła, cisza.
- Poszedł sobie? - kobieta najchętniej sama by uciekła.
- Chy...
Słowa Nataniela przerwało pukanie do drzwi. Głuche, głośne uderzenia niosące się po całym pomieszczeniu. Ich organizmy zaczęły pożerać same siebie ze strachu, modląc sie w duchu, by gość odszedł skąd przyszedł. A jeżeli to robił? Jeżeli pochodził z latarni? Kolejne uderzenie sprawiło, że Rosie Ann podskoczyła jak oparzona.
- Kto tam? - zapytał Nataniel.
Dziewczyna spojrzała na niego jak na idiotę. Cisza wibrowała w powietrzu, lecz została rozerwana przez brutalne pukanie. Ktoś się niecierpliwił. Mężczyzna zrobił krok w stronę wejścia.
- Co ty robisz?! - syknęła przestraszona kobieta.
- A jak ktoś rozbił się we mgle i potrzebuje pomocy?
- Nie bądź głupi!
Nataniel jednak jej nie posłuchał i zaczął zbliżać się do drzwi.
- Nate! Przestań!
Mężczyzna otworzył wejście gwałtownym szarpnięciem i wyjrzał na zewnątrz. Cisza.
- Nikogo nie ma? - cicho zapytała Rosie Ann.
- Nie. Nie ma - odpowiedział.
Już chciał zamknąć drzwi, gdy dostrzegł słabe światełko na ścieżce. Zmróżył oczy, by lepiej widzieć i wtedy rozpoznał sylwetkę w żółtym plaszczu rybackim z kapturem zasłaniającym twarz i lampą uniesioną nad głową.
- Latarnik - szepnął Nataniel.
- Kto? - Rosie Ann podbiegła do niego.
- Ktoś tu jednak pracuje! Musiał tu przypłynąć. Może nam pomóc!
- Nie podoba mi się to...
- Zaczekaj tu - mężczyzna dotknął ramienia kobiety i wyszedł na kamienistą ścieżkę.
Zimny powiew wdarł się pod jego ubrania, wywołując drżenie całego ciała.
- Przepraszam! Może pan nam pomóc? - Nataniel machnął ręką do postaci stojącej nieopodal.
Latarnik stał chwilę, po czym odwrócił się i odszedł.
- Nie! Proszę zaczekać! - mężczyzna biegł za tajemniczym człowiekiem.
Z każdym krokiem postać latarnika stawała się mniej wyraźna, jakby rozpływała się we mgle. Nataniel stracił go z oczu i nagle wbiegł na piaszczystą plażę. Zdezorientowany rozglądał się w koło, ale ściana mgły była wszystkim, co widział. Już chciał zrezygnować, gdy dostrzegł odcisk kalosza na piasku. Ruszył tym śladem, aż coś zamigotało w kłębach na wprost niego.
- Jest - szepnął sam do siebie.
Niestety to nie był latarnik, tylko jego lampa. Stała na piasku, a ślady kończyły się tuż przed nią, jakby mężczyzna pozostawił prezent i rozpłynął się w powietrzu. Nataniel podniósł lampę i przyjrzał się jej, niepewny co robić. Dostrzegł symbol wycięty na powierzchni szkła, trójkąt z dwoma liniami dzielącymi go na trzy części, w dolnych był odwrócony bokiem krzyż oraz koło przecięte błyskawicą, a w górnej czaszka z dziurą w czole. Wtedy mężczyzna usłyszał dźwięk poruszanej powierzchni morza. Uniósł latarnię, a ta sprawiła, że mgła lekko się rozstąpiła. Nataniel zapomniał oddychać, jego dusza rozrywana przerażeniem, sprawiała mu fizyczny ból. Powoli zaczął się cofać, aż upadł na mokry piach. Powierzchnia wody znów się zmarszczyła, po czym rozerwała, ukazując powoli wynurzającą się głowę. Ktoś wychodził z wody, powoli, jakby nie musiał oddychać. Ohydne, długie, tłuste włosy oblepiały, niczym glony, przegniłą twarz topielca. Spóchnięta, nabrzmiała twarz, z której skóra schodziła całymi płatami. Nos, lub to co po nim zostało, czyli ziejąca dziura na środku czaszki, odciągała wzrok od strzępów ust zwisających nad wiecznym uśmiechem połamanych zębów. Istota wyłoniła się do pasa. Przegniłe łachmany wisiały na szkielecie, pokrytym gdzieniegdzie mięsem i skórą. Stał tak z lekko przekrzywioną głową, a głęboko osadzone oczy, ktorych gałki były całkowicie czarne z niebieską, świecącą tęczówką, szukały, ale czego? Nie wiadomo, ale dostrzegły Nataniela, który o mało nie zemdlał. Topielec wyciągnął ramię w stronę leżącego i powoli ruszył. Ścięgna pękały, kości trzeszczały, a trup parł dalej wprost na przerażonego mężczyznę. Nataniel zalany łzami strachu odczołgał się, po czym wstał i pobiegł w stronę budynku. Topielec wydawał z siebie głuchy bulgot, mieszankę jęku i ksztuszenia się własną zgnilizną. Powoli dotarł do trawy, gdy położył stopę na zielonym dywanie wszystko w promieniu pół metra zaczęło czernieć, wić się w chorobie, umierać. I tak kolejne, pustoszące kroki prowadziły go do celu, do latarni.
Komentarze (15)
dla odgadnięcia zagadki mają symbole wyryte na latarni.
" Przegniłe wisiały na szkielecie, pokrytym gdzieniegdzie mięsem i skórą." -zjadłeś wyraz, po
przegniłe . Leci 5
Nie mniej, jako że jest to opowiadanie o życiu, stawiam na to, że w gruncie rzeczy latarnikiem jest zwykła, ludzka chęć przygody i wybujała wyobraźnia, która potrafi napędzić strach do niebotycznych wizji i halucynów :) Ewentualnie jakiś gaz i testy broni biologicznej na tej samotnej wyspie, coby sprawdzić jak działają i halucyny wywołują....
Część znacznie lepsza niż poprzednia, płynnie się czytało, opisy mega - alfabet morse'a i źrenice szczególnie mi przypadły do gustu.
5!
Zajrzyj do Łowców w wolnej chwili, bo tam się pojawiłeś - a nie wiem, czy Ci się to w ogóle podoba, czy nie, twoja postać itd, ma grać ważne skrzypce w "Vezhy", a nie wiem, czy w ogóle chcesz dalej występować/czy dalej jesteś zainteresowany ;)
Ciekawa część, na 5 :)
,,beznogi tłów czołgał się się,"
,,Zmróżył oczy" - ,,zmrużył oczy"
,,Spóchnięta" - spuchnięta"
Poza tym ok. Ciekawa jestem jak dalej rozwinie się ta historia. 5:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania