Poprzednie częściLatarnik. Część 1

Latarnik. Część 3

Wybaczcie, że tak długo nie wstawiałem kolejnej części, ale spisywanie z zeszytu na telefon to koszmar :) Dziś wracam, więc powinno być lepiej. Miłej lektury.

 

****

 

Nataniel biegł na oślep, często się potykając oraz ledwo utrzymując lampę w ręku. Dopadł do drzwi domu latarnika i zaczął szarpać się z klamką, aż w końcu wpadł do środka, zatrzaskując za sobą jedyną przegrodę dzielącą go od mgły i tego czegoś, co poruszało się w niej. Chwiejący się płomień, zamknięty w szkle latarni, walczył o odrobinę przewagi z wszechobecną ciemnością.

- Rosie Ann - szepnął mężczyzna - Rosie Ann, gdzie jesteś?

Odpowiedziała mu cisza. Złowroga, zimna, martwa cisza.

- Kochanie, nie wygłupiaj się!

Uniósł wyżej lampę i wtedy płomień rozbłysnął mocą słońca. Oślepiony Nataniel zakrył twarz dłonią, a gdy ją opuścił jego serce zamarło, dusza skamieniała, ciało przestało funkcjonować. Pomieszczenie było takie jak wcześniej tylko czyste, zniknęły zniszczenia, zniknęła ruina, zniknął kurz, zniknęła Rosie Ann. Mężczyzna, ciężko dysząc, rozglądał się po uporządkowanym wnętrzu, aż jego spojrzenie przyciągnęły schody. Całe lśniące i tak rozkosznie stabilne. Nataniel do nich podszedł i położył stopę na pierwszym stopniu, a ciche skrzypnięcie udowodniło ich prawdziwość.

- Rosie Ann? - cicho wypuścił zapytanie, by pierwsze dotarło na poddasze.

Odpowiedzią były kroki biegnące na piętrze. Nataniel wszedł powoli na górę. Światło lampy ujawniło coś w rodzaju sypialni pomieszanej z magazynem. Z jednej strony, za ścianką z cienkich desek, stały skrzynie i beczki z nieznaną zawartością, po drugiej znajdowało się łóżko i kilka półek z prywatnymi rzeczami, a pod nimi, wciśnięta w kąt, kuliła się jakaś drobna istota.

- Rosie? - cichutkie pytanie i niepewny krok w stronę przerażonej osoby sprawiły, że chciała się ona stać jeszcze mniejsza.

Nataniel uniósł wyżej latarnię, a ciepłe światło wzięło w objęcia skuloną kobietę.

- Rosie Ann, to ja - dotknął jej ramienia.

Zerwała się jak poparzona i skryła się za skrzynią po drugiej stronie pokoju. Zszokowany Nataniel nie wiedział, co ma robić, co myśleć. Kobieta wyglądała jak jego ukochana, choć staroświecka suknia i zachowanie na to nie wskazywały.

- Kochanie, o co chodzi? Mów do mnie, proszę! - ta prośba była jak błaganie o ulgę jego zmęczonego umysłu, o zbawienie duszy.

Nataniel podświadomie, nawet nie chcąc się do tego przyznać, bał się, że ten koszmar, który oby okazał się tylko złym snem, wypełni go całkowicie, pochłonie, zawładnie, przejmie kontrolę. A przede wszystkim bał się, że zostanie sam. Samotność, jak rak czający się w nieświadomym organizmie, zaatakował umysł Nataniela już na plaży. Podsycana przerażeniem, które wgryzło się w jego jestestwo, przejmując kontrolę nad osobowością. Ten pierwotny, opentańczy strach podsycany każdym oddechem, rozpadającym się, by trawić wnętrzności żywym ogniem, a z poczerniałych, zwęglonych organów sączyć esencję tego, co paraliżuje zmysły. Jak dwa pasożyty żyjące w symbiozie, strach i samotność, wzajemnie nakręcające spiralę wewnętrznego szaleństwa, zalewały kwasem niepewności wnętrze swego gospodarza. Nataniel się bał, bał się o siebie, ale przede wszystkim bał się o Rosie Ann.

- To ja... Rosie Ann - ponownie zbliżył się do zlęknionej kobiety - Nie poznajesz mnie?

- Utz nazazue! Hemendik kanpora - szepnęła.

Mężczyzna upadł na kolana, a latarnia, ktorą trzymał w ręku, potoczyła się pod ścianę.

Kochanie - jęknął przerażony - Nie rozumiem cię, co się dzieje? - chciał się do niej zbliżyć, ale skuliła się jak od ciosu.

Łzy bezradności i strachu popłynęły mu po policzku. Głośny trzask sprawił, że Nataniel gwałtownie się odwrócił. Wstał, podniósł lampę i zdeterminacją wypisaną na twarzy, zwrócił się w stronę kobiety.

- Nie bój się. Zaraz wracam.

Zdecydowanym krokiem zaczął schodzić piętro niżej, gdy latarnia w jego ręku nagle przygasła. Razem ze światłem zniknął grunt pod nogami. Mężczyzna runął w paszczę drewnianej otchłani, która kiedyś była schodami. Stracił oddech, a ból w jego boku eksplodował, jak pękający tętniak, zalewając go falami agonii. Przed oczami rozbłysła retrospekcja wielkiego wybuchu, lecz nie naradzał się nowy świat, a jego własne cierpienie. Drżące dłonie zaczęły obmacywać obolałe ciało, palce szukały, aż dotknęły kawałka drewna wystającego z boku, parę centymetrów nad biodrem. Wielka drzazga spijała wypływający strumieniem szkarłat, łapczywie chłonąc życiodajne krople. Nataniel jęknął i próbował się przekręcić. Udało mu się, co oznaczało, że drewno ułamało się, gdy na nie spadł. Łapiąc się czegokolwiek powoli ukląkł. Jego oddech był ciężki, bulgoczący, jakby każdy haust powietrza otwierał wodospad krwi. Delikatnie drzazgę w palce, ale natychmiast puścił. Ból rozchodził się od rany falistymi uderzeniami. Zacisnął zęby i spróbował ponownie. Świat zaczął wirować, tworzyć przypadkowe obrazy złożone z krwi, traconej świadomości i przebłysków pełnych determinacji. Ręka drżąła coraz mocniej, krew ściekała po palcach. Nataniel wyrwał wbity kawałek, ledwo utrzymując przytomność. Zamroczony, zdezorientowany, skręcony cierpieniem wstał, ale natychmiast musiał się czegoś chwycić. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zza kurtyny, utkanej z grubch nici piekącego bólu, dojrzał postać stojącą za oknem, a jego żółty płaszcz rybacki wyraźnie odcinał się na tle ciemnego nieba. Ranny ruszył w stronę ściany, za którą stał latarnik, lecz wtedy tamten poniósł rękę i wskazał coś palcem. Nataniel odwrócił się w wskazanym kierunku i zobaczył stary stół, na którym stała paląca się świeca. Odwrócił się w stronę okna, lecz latarnika już nie było. Znów spojrzał na stół i wtedy dostrzegł wydrapany napis. Podszedł bliżej i w chwiejącym się świetle odczytał trzy słowa:

 

Uciekaj!

Uciekałeś

Będziesz uciekał

 

Nie zrozumiał wiadomości, która na niego czekała. Nie miał sił, chęci, motywacji, a przede wszystkim energii, ponieważ ciągle umykała mu ona między palcami uciskającymi ranę. Potężne uderzenie w drzwi wejściowe sprawiło, że Nataniel wstrzymał oddech, a jego serce rozpoczęło koncert w takt przerażenia. Nagle drewniana powierzchnia drzwi zaczęła się zmieniać. Wiła się we własnej męce, przybierając kolor chorej skóry. Zaczęły ją obrastać pęcherze, grzyby, pleśn i wszelka ohyda. Kawałki zakażonego przejścia zaczęły się łuszczyć, odpadać, sypać i nagle drzwi runęły, jak ciało trawione śmiertelną chorobą, które poddało się i oczekiwało na wypełnienie wyroku. Za stertą przegniłych desek stał topielec. Nataniel zrobił krok w tył, wtedy trup wszedł do środka. Tam gdzie stanął podłoga zczerniała i pokryła się chorobliwymi naroślami. Mężczyzna, dygocąc na całym ciele oraz zjadając własną duszę ze strachu, podszedł do schodów i zaczął się rozglądać.

- Jesteś! - było to jak przywitanie najdroższego przyjaciela.

Podniósł lampę, której chybotliwy płomień ciągle trwał w swym szklanym więzieniu, a sam chwiejnym krokiem doszedł do środka pomieszczenia.

- Odejdź! - unosząc swą jedyną broń.

Topielec zarzęził, po czym dotknął swą przegniłą dłonią ściany. Na jej powierzchni pojawiły się obrzydliwej barwy żyły, które pędziły w głąb pokoju. Łuszczące się skrawki przypominające skórę, odgrywały pulsujące, zagrzybiałe mięso. Wrzody rosły i pękały, zalewając wszystko ropą i zółcią. Ściana przypominała rozkładającą się istotę. Nataniel zakrył usta, powstrzymując się od wymiotów. Trup opuścił rękę i wlepiwszy spojrzenie w mężczyzę ruszył, zagrażając wszystko dokoła.

- Odejdź! - druga próba już nie była taka pewna.

Smród wchodząc przez nozdrza wbijał się w mózg, czyniąc w nim spustoszenie. Nataniel nie był w stanie znieść tej grozy, czuł się coraz gorzej. Puścił swą ranę i na nią spojrzał, wiedział, że jest źle. Zaognione morze opuchlizny, zaczerwienienia, czerni i bulgocącej mieszanki krwi oraz ropy. Gorączka rosła z każdą sekundą, z każdym krokiem topielca. Zakażony mężczyzna zachwiał się i runął na podłogę. Przez mgłę bólu i majaków, zobaczył zbliżające się zwłoki, pomyślał, że to już koniec, zamknął oczy, czekając na zakończenie cierpień. Ucieleśnienie rozkładu przeszło obok, kierując się w stronę schodów. Nataniel w pierwszej chwili odetchnął, lecz zaraz jego pierś eksplodowała strachem gorszym niż największy ból.

- Rosie Ann - szepnął i powoli zaczął się podnosić - Stój! - ryknął.

Dom latarnika wstrzymał oddech, nastała cisza, a po czole spływały mu krople potu. Monstrum powoli odwróciło głowę. Mężczyzna, ciężko stawiając kroki, obszedł trupa i stanął naprzeciw schodów. Nataniel nie zauważył, że symbol leżącego bokiem krzyża delikatnie rozbłysł, poprostu uniósł lampę i czekał. Topielec wyciągnął ramiona i rzucił się na przeciwnika. Ranny złapał latarnię w obie ręce i z całej siły rzucił w nadchodzący horror. Rozbłysło oślepiające światło, gdy Nataniel odzyskał zdolność widzenia, trupa już nie było, a lampa z nieśmiertelnym płomieniem leżała pod stołem. Westchnął głęboko i osunął się na kolana. Drżące palce sprawdziły ranę. Byłanie za duża, czysta, a ból był rozkosznie niewielki. Nataniel opadł na plecy, przymknął oczy i stracił świadomość.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Marzycielka29 08.09.2015
    Ty, jak dasz zagadkę, to klękajcie narody! Naprawdę się teraz pogubiłam ;D Co do samego tekstu, jak zawsze obrzydliwie doskonały!!! 5
  • levi 08.09.2015
    zostaje tylko zazdrościć talentu :)
    oczywiście 5
  • Marzycielka29 08.09.2015
    Dobra moja ostatnia odpowiedz na pytanie kim jest latarnik? A więc : Latarnikiem jest główny bohater, czyli Nataniej, jak i człowiek w żółtym płaszczu. W wierzeniach Baskijskich ludzie umierali także poprzez przeklęcie, a ich dusze błąkały się po ziemi, lub pod ziemią. Człowiek przeklęty musiał przechodzić bez końca przez chwilę swojej śmierci wciąż na nowo. Nasza latarnia z zapaloną świecą zostawioną przez męszczyznę w płaszczu ma mu rozświetlać drogę, to oznaka pomocy, wskazania kierunku dlatego też postać w palcie czy płaszczu ostrzega go i zostawia mu latarnie. Próbuję ocalić i pomóc samemu sobie. Stąd też napis "Uciekaj!, Uciekłeś, Będziesz uciekał"
  • wolfie 08.09.2015
    Bajeczne opisy! Co do samej zagadki, to nie mam pomysłu. ;) Zostawiam 5 i czekam na kolejną część :)
  • KarolaKorman 09.09.2015
    Dzisiaj czytało mi się nieco gorzej jak zawsze. Ciężej. Treść nic nie wniosła do moich podejrzeń co do tożsamości latarnika :( Było interesująco jak zawsze 4 :)
  • Chris 09.09.2015
    Dziękuję bardzo :) Powstające koncepcje są coraz ciekawsze! :)
  • Chris 09.09.2015
    Najpóźniej w sobotę pojawi się ostatnia część Latarnika, więc myślcie o nagrodzie ;)
  • Ronja 09.09.2015
    Jeju, jeju, Chris, jak ty dasz zagadkę.... :P Rozdział super. Czytało się wolniej, bo mniej dialogów, ale opisy mistrzowskie, więc ja nie narzekam. Mam wrażenie, że trochę mało wiemy o głównym bohaterze (myślę w kategorii rozwiązania tajemnicy). Np. czy on tam sam chciał jechać, dręczyło go jakieś przeczucie, ciekawość, czy może zupełnie nie, a wycieczkę zaplanowała Rosie Ann. Może tam jest pętla czasu, a latarnik to przewodnik? Tylko nie wiem jak by wtedy można było dopasować napis... :( Ciężko, ciężko :(
  • Angela 11.09.2015
    Jak na razie wiem że nic nie wiem. Opisy jak zwykle działające na wyobrażnie, ubrane w
    barwne słowa, jak piórka rajskiego ptaka. Leci 5 : )
    "Delikatnie drzazgę w palce, ale natychmiast puścił." - zjadłeś wyraz " chwycił"
  • Olcia<3 13.09.2015
    I te opisy :D aż mnie zemgliło :o :p

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania