Poprzednie częściLawrence...

Lawrence - Koniec historii

[Lawrence był jedną z najczęściej powracających w opowiadaniach postaci, toteż postanowiłem dać jego historii godne zakończenie. Ta opowiastka stanowi więc coś w stylu dopowiedzenia, bądź postawienia kropki nad i.]

[Akcja dzieje się na krótko po epilogu "Piekła skazańców", zalecane jest przeczytanie tej serii, by zrozumieć niektóre fragmenty opowiadania.]

 

Lawrence opuścił przedmieścia swego rodzinnego miasta, a sąsiedzi, którzy mięli go po dziurki w nosie mogli wreszcie odetchnąć z ulgą i wkroczyć w bezpieczne funkcjonowanie na swoim własnym osiedlu. Mężczyzna otworzył bagażnik swego ponad dziesięcioletniego samochodu, wrzucił parę walizek z ubraniami, spakowany do torby namiot, parę utensili kuchennych i ma się rozumieć całe swoje oszczędności. Choć wprawdzie poczucie winy dawało się we znaki pulsującym bólem głowy i poczuciem kurczącego się żołądka, to był święcie przekonany, że wyprowadzka nie tyle pozbędzie się wyrzutów winy, co da szansę na zaczęcie nowego etapu w życiu, nie wolno bowiem stać w miejscu, jak mawiał jego świętej pamięci ojczulek.

Lawrence upewnił się, że zabrał już ze sobą wszystko i ignorując poruszające się bezwładnie firanki z domu obok wsiadł do auta, przekręcił powoli kluczyk i powoli zaczął wycofywać. Jak się spodziewał, pojazd z początku stawiał opór, starając sobie przypomnieć swą młodość, jednak silnik, opony i pedały dalej idealnie ze sobą współgrały.

Z przedmieścia wyjechał za dziesięć siódma, a po drodze do obranego sobie jako cel domu dziadków, zatrzymał się jeszcze na skrzyżowaniu ulic Witcham oraz Blackwel, by zapełnić resztkę wolnej przestrzeni baku benzyną. Podjechał do okienka, rzucił banknotem dziesięciodolarowym i nie czekając aż kasjerka wyda niecałe pięć dolców reszty, z piskiem opon powrócił w rozłożone ramiona ulicy, aby krótko potem trafić na autostradę.

— A teraz przechodzimy do głównego punktu naszego programu, czyli zniszczeń w głównym więzieniu krajowym, z nami jest Joseph, powitajcie go proszę gorącymi brawami! — Prezenter na chwilę ucichł, pozwalając, by publiczność mogła głośno klaskać.

Lawrence po prawdzie unikał słuchania wiadomości, uważając je za zakłamane, toteż ze zdziwienia formą przeprowadzonego wywiadu jego oczy otworzyły się znacznie szerzej niż zwykle.

— Pozdrawiam wszystkich obecnych i słuchaczy radia MZplus — powiedział skromnie.

— Z tego co mówiłeś wcześniej, byłeś jednym z tych, co brali udział przy projektowaniu nowej konstrukcji, która ma zastąpić więzienie.

— W rzeczy samej — przyznał — W tej chwili mamy aby pewien zamysł, nie mniej jednak jesteśmy pewni tego, co ostatecznie chcielibyśmy osiągnąć. Widzicie państwo, więzienie, a także system naszych poprzednich głów państwa okazał się nieskuteczny, a ata- to znaczy, wyzwolenie naszego kraju przez Polskę wprowadziło wiele zmian. Ostatnio znaleźliśmy zakopanego w gruzach pracownika więzienia, jednak przez jakiś czas będzie leżał na łóżku.

— Mógłbyś powiedzieć to trochę jaśniej?

Lawrence wyłączył radio, nie mogąc dalej słuchać tego przedłużającego się bełkotu, otworzył małym pokrętłem okno, a potem poczuł orzeźwiającą bryzę letniego wiatru. Ta przejażdżka różniła się od wszystkich tych, których przeżył, był teraz wolny i mógł czuć swe splamione krwią dłonie. Zostało mu tylko dotrzeć do domu, do tej małej namiastki ziemi obiecanej i stanąć twarzą w twarz ze swym największym lękiem: Czy pozostali przy życiu członkowie rodziny mu wybaczą?

Było to jedno z wielu pytań, na które odpowiedzi nie znał, lecz nie tracił nadziei.

Mogło być lepiej, zawsze mogło być lepiej, pomyślał, uśmiechając się i pozwalając by po jego policzkach spłynęły pierwsze prawdziwe łzy szczęścia.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania