LBnP 12 - Druga twarz - Bully

Moje życie to presja. Ciągłe parcie do przodu mimo niesprzyjającego wiatru. Od dawna już nie jestem sobą. Przeprowadziłem się tutaj kilka lat temu. Byłem optymistycznie nastawiony. Myślałem o nowym życiu, decyzjach i wspomnieniach. Teraz, gdy o tym myślę, wiem że byłem po prostu naiwny. Ślepo wierzyłem w zmiany, choć życie nigdy nie spełniało moich nadziei. Cóż, ostatecznie jednak się nie rozczarowałem. Już dawno zabiłem swoją duszę i chęć zmian. Poddałem się rzeczywistości, a ona, ironicznie, nagrodziła mnie. Jestem najlepszy. Osiągnąłem to sam, pod presją, ale to moje zwycięstwo. Niechciane, bo nigdy tego nie chciałem, ale zaakceptowane i przyjęte. Jestem zwycięzcą. Fałszywym, ukrywającym się pod maską sztucznych ambicji, ale nadal zwycięzcą. Pokonałem oczekiwania społeczeństwa i zostałem zaakceptowany. Ja, najlepszy z uczniów...

– Trevor McGimley. To do ciebie.

– Dziękuję.

Chłopak wziął kopertę i zamknął za sobą drzwi.

"Trevor,

Spotkajmy się w parku. To bardzo ważna sprawa.

Bully"

Koperta, razem z listem, a raczej niedbale zapisaną kartką papieru, powędrowała na zadbane, puste biurko. Rzucona z impetem opadła jednak lekko i pozostawiła uchylone skrzydło, spod którego było widać jej zawartość. Trevor usiadł na łóżku i spojrzał na biurko. Oparł głowę na chudej ręce i zaczął myśleć. "Znowu ona. Znowu ona" – tylko na tyle było stać jego genialny umysł. Bully, dziewczyna z listu, była kimś o kim Trevor wolałby zapomnieć. Jedyna osoba, z którą tak naprawdę się zaprzyjaźnił, choć wcale tego nie chciał. Kiedyś, z dobrej woli albo raczej przypadku, pomógł jej. Niechętnie, z pustym wzrokiem skierowanym na siebie, ale jednak, zrobił to. Ona nawet nie dała mu numeru telefonu, nie powiedziała swojego nazwiska, podziękowała i uciekła. Myślał, że nie wróci. Nikt do niego nie wracał. Spotykał wielu ludzi. Owszem, z niektórymi utrzymywał kontakt, ale oni od niego uciekali. W zasadzie to za nim nie nadążali. Wyścig ambicji, gdzie nie liczą się relacje, a wyniki. Ona jednak wróciła. Znowu prosiła o pomoc, a on posłuchał jej. Przy niej, przy Bully, zaczął odrzucać maskę ambicji i zwycięstwa. Zostawiał swoje sukcesy, po to żeby wsłuchać się w jej delikatny głos, który dla prawdziwego Trevora byłby niesłyszalny. Dużo rozmawiali i w końcu dziewczyna poznała jego sekret. Nie był tym zaskoczony. Tamten Trevor, szkolny prymus, był dla niej niczym. Liczyło się tylko to, co jest tu i teraz, jednak po pewnym czasie to było za mało. Zaczął się męczyć. Męczyły go jej brązowe oczy, ta jasna cera, porozrzucane piegi na policzkach, ten obcy głos, który nie mógł należeć do kogoś, kogo chciałby słuchać. Poprosił ją wtedy o numer, o jakiś dowód istnienia, nazwisko. Nie chciał jej już widzieć tak często. Tęsknił za swoim egoizmem, sukcesami, nauką ponad siły. To była walka na dwa fronty, ale Trevor nie chciał z niczego rezygnować. Jego rodzice nie chcieli, rzeczywistość nie chciała. Nikt nie chciał by Trevor McGimley przestał być Trevorem McGimley'em. Wszyscy stali po jego stronie, tylko nie ona, choć znała jego sekret. Wtedy znowu odeszła. Myślał, że na dobre. Myślał, że tamten on już wygasł, już zabrakło powietrza podsycającego ten cichy bunt. Jednak dostał dzisiaj ten list, tą lichą kartkę papieru i znowu zaczął myśleć. O niej, o Bully...

– Mamo, wychodzę z domu. Wrócę gdzieś za godzinę.

– O, czyżbyś wychodził na randkę?

– Nie – powiedział zakładając buty – To coś innego...

– Skoro tak mówisz to nie będę się wtrącać...

Wyszedł. Zamknął za sobą drzwi. Miał szczęście, że była ładna pogoda. W ostatnich dniach często padało, co było widać po okolicy, która nadal zdradzała oznaki niedawnej ulewy.

Szedł szybko, miarowym krokiem. Nie mieszkał w dużym mieście. Nie musiał się męczyć z tłumami przechodniów i ogromnym tłokiem na ulicach. Spokój dominował wśród szmerów wiatru. Słońce niechętnie świeciło, a on ciągle szedł. Nie patrzył na otaczającą go okolice. Nie było potrzeby, żeby to robił. Po prostu zmierzał do wyznaczonego celu, tak samo jak zawsze. Skutecznie, pokonując przeszkody, będąc najlepszym.

Park miejski nie był zbyt duży. Nie wiele większy od murawy stadionu piłkarskiego. Rozglądał się uważnie, lustrował każdą ławkę i każdego przechodnia. Był jak sokół szukający swej ofiary. Przeszedł paręnaście metrów i gdzieś w oddali, za mieniącymi się złotem i czerwienią liśćmi dębu, dostrzegł te ciepłe, dobrze sobie znane, brązowe włosy. Podszedł bliżej, spokojnie, nie zdradzając pośpiechu. Bully siedziała na ławce, obok starego klonu. Przyjrzał się jej dokładnie. Nie chciał niczego zdradzać. Starał się być taki jak zawsze. Starał się być takim, jakim zawsze dla niej był. Po chwili usiadł koło niej, spokojnie, cicho. Ona spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem. Ciągle na niego patrzyła, od kiedy tylko go zauważyła.

– Bully... – powiedział niepewnie, jakby się bał tego imienia. Jej brązowe oczy nie zareagowały. Krzyżyk zawieszony na szyi bił metalicznym blaskiem, a letnia, biała sukienka pochłaniała otaczające ją światło.

– Nie sądziłam, że przyjdziesz – odrzekła. Trevor spojrzał na nią tak, jakby widział ją pierwszy raz. Jej twarz nie była taka jak zawsze. Zdawało się, że to tylko maska, cicha, skrywająca blask. Zauważył też coś bardziej niepokojącego. Na jej lewym ramieniu był duży, fioletowy siniak. Mocno cios, lub pociągnięcie, na pewno skierowane na to, żeby ją zranić.

– Kto ci to zrobił? – zapytał.

– To nie ma znaczenia.

– Czemu?

– I tak się nie zmienisz – powiedziała patrząc Trevorowi w oczy.

– Co masz na myśli?

– Nie porzucisz swoich osiągnięć. Nie staniesz się nowym człowiekiem, Trevor. Świat ci nie pozwoli.

– To nie ma teraz znaczenia! – powiedział płosząc siedzące na gałęzi klonu ptaki – Nie możesz pozwalać się krzywdzić. Nie możesz być słaba. Co chcesz przez to osiągnąć? Dlaczego na to pozwalasz?

– Ty na to pozwalasz – ucięła – Nawet gdybym zginęła, jak myślisz, co by się stało? Pewnie byś płakał, żałował, rozpaczał, jednak nic by to nie zmieniło. Spojrzałbyś w lustro, w swoją drugą twarz, i nadal podążał swoją ścieżką.

– Jak możesz mówić takie rzeczy? Czy doskonalenie siebie, dążenie do bycia najlepszym to coś złego? Ja robię tylko to, czego ode mnie wymagają. Nic więcej, nic więcej nie chcę.

– Właśnie. To jest twój problem. Nie chcesz niczego więcej. Zadowalasz się akceptacją otoczenia, byciem najlepszym i zapominasz o tym, że tak naprawdę to wszystko robisz dla siebie. Zapominasz o innych, Trevor. Krzywdzisz ich. Krzywdzisz mnie – powiedziała cicho.

– To wcale nie jest łatwe – odrzekł po chwili milczenia – To wcale nie jest łatwe być najlepszym. Nigdy nie chciałem rezygnować z życia, ale ono zrezygnowało ze mnie. Ukryłem się za maską, udawałem, że jestem najlepszy, że nie potrzebuje niczego innego. Ale wiesz, spotkałem ciebie i to chyba ty dałaś mi życie. Dałaś mi coś o czym zapomniałem zatracając się w swojej ambicji.

Trevor pierwszy raz złapał Bully za ręce. Poczuł jej cichy puls i znikające ciepło. Jej palce były kruche i delikatne, a dłonie miękkie jak śnieg. Jej twarz była taka jak dawniej. Widział te same oczy, które jeszcze całkiem niedawno widziały w nim dobrego człowieka.

– Mimo wszystko nie dasz rady się zmienić, prawda? – zapytała – Nie będziesz w stanie porzucić oczekiwań innych. To zbyt trudne.

– Nie będę musiał – odpowiedział Trevor – Znajdę inną drogę. Wiesz przecież, że nic nie jest czarno-białe, a ja nie mam zamiaru niczego porzucać. Nadal mogę być najlepszy, i na pewno będę, tylko że tym razem na równi z moją ambicją będzie stać coś jeszcze.

– Ja? – zapytała nieśmiale.

– Tak, myślę, że to będziesz właśnie ty. Chyba, że jednak postanowisz iść inną drogą – odpowiedział puszczając jej dłonie.

– Nie zmieniłeś się, Trevor – odrzekła patrząc mu w oczy – I nie masz zamiaru się zmieniać, ale mi to już nie przeszkadza. Myślę, że chyba już zrozumiałeś znaczenie mojego imienia.

– Rozumiałem je od naszego pierwszego spotkania.

– Naprawdę? Także powinieneś też wiedzieć, jak mam naprawdę na imię.

– Wiem i nadal to pamiętam.

***

– Co wy tu robicie? – zapytałem mechanicznie, tak samo jak zrobiłby to nauczyciel, albo ktoś z personelu.

– O, proszę, Trevor, co ty tutaj robisz? Nie powinieneś się uczyć? – zapytał jeden z nich.

– Właśnie, tacy uczniowie jak ty nie powinni tutaj siedzieć – wtórował mu drugi oprych.

Gdzieś tam między jego nogami, w głębi ciemnego korytarza, zobaczyłem kawałek materiału. Kawałek spódniczki i gdzieś dalej jego właścicielkę, która kuliła się na podłodze. Leżała cicho, choć wyglądała na dość mocno poturbowaną.

– Nie wstyd wam bić dziewczynę?

– Trevor, to nie twoja sprawa kogo bijemy, a kogo nie – odpowiedział ten drugi – Lepiej stąd idź, bo skończysz jak ona.

– Nie mam zamiaru – odpowiedziałem pewnie, choć teraz wydaje mi się to dość śmieszne.

Po chwili na korytarz wszedł jeden z nauczycieli, zupełnie tak jak to przewidywałem. Szedł powoli, niezbyt pewnie, a jego wzrok zdawał się jeszcze nas nie dostrzegać. Mimo to ci dwaj chłopcy natychmiastowo się zmyli, zostawiając obolałą dziewczynę na podłodze. Pomogłem jej wstać i zaprowadziłem do higienistki. Nie wiem, co mną kierowało, ale pomogłem jej. Być może uznałem, że tak trzeba. Być może uznałem, że pomaganie słabszym to część granej przeze mnie roli, ale gdzieś tam w środku czułem, że jednak zrobiłem to dla siebie, dla własnego spokoju.

– Mam na imię Caroline, ale lepiej będzie jak będziesz mi mówić Bully.

Bully. Już wtedy to było bardzo dziwne imię, bo wcale nie oznaczało niż przyjemnego. Zakodowałem je mimowolnie w mojej głowie i myślałem, że już nigdy go nie użyję. Cóż, wygląda na to, że bardzo się wtedy myliłem. Życie jest jednak czasami dość nieprzewidywalne.

***

– Zdecydowanie wolę tą twoją drugą twarz.

– O czym ty mówisz? Ja już nie mam żadnej drugiej twarzy. Jestem Trevor. Zawsze ten sam.

– Czyli jednak dobrze, że się zbytnio nie zmieniłeś...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Witamy w Bitwie. Brawo!
  • Pasja 26.06.2018
    Witam
    Ciekawe opowiadanie o tym jak być najlepszym. Dla kogo to robimy i czy na pokaz? Być najlepszym w świetle reflektorów czy w cieniu. Każdy z nas ma więcej twarzy niż jedną. W zależności od miejsca i czasu w jakim się znajdujemy.
    Nie bez znaczenia jest tytuł... Słowo „bully” w kontekście tytułu gry oznacza osobę, która znęca się nad słabszymi od siebie.
    Dziewczyna trochę wpływa na Trevora. Chce jego zmiany. N wobec niej jest słaby. Ładnie prowadzisz temat i fajne opisy.
    Pozdrawiam i miłego wieczoru życzę

    porozrzucane biegi na policzkach... chyba piegi?
  • Pan Buczybór 26.06.2018
    Ta, piegi. Dzięki za przeczytanie
  • refluks 26.06.2018
    Kijowy temat.
    Wszystkie opowiadanie o jednym i tym samym.
    Twoje ciut inne.
    masz me trzy punkty
  • Pan Buczybór 26.06.2018
    łał, czuję się zaszczycony :) Dzięki
  • Justyska 26.06.2018
    Bardzo dobrze się czytało. Lekko i bez " potykania". Ciekawie ujales ten temat. "Najlepszy" po co i dla kogo.podobało mi się.
    Pozdrawiam!
  • Zapraszamy Szanownego Autora na Forum do glosowania
  • KarolaKorman 30.06.2018
    I ja przeczytałam. Zrobiłam to z przyjemnością i wpadłam w zadumę. Podobał mi się końcowy dialog )
    Pozdrawiam :)
  • Canulas 01.07.2018
    Faktycznie inne i faktycznie - czytało się bardzo dobrze.
    Niezły pomysł i dodre wykonanie
  • Na Forum zapraszamy do głosowania

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania