LBnP nr 33_ Nigdy nie będę dorosła
„Kochanie, jesteś wielkim dzieckiem. Myślisz, że mówiąc przepraszam, uleczysz wszystkie omyłki i błędy minionych lat, że wymazujesz je z pamięci, że zmywasz truciznę z dawnych ran… Rhett Butler z „Przeminęło z wiatrem”
___________________________________
Na koń!” – słowa komendy rozpoczynały każdą jego opowieść o minionych latach i Kalinie, klaczy złotogniadej ze strzałą jak śnieg białą, biegnącą od czoła aż po chrapy.
Oczy dziadka szkliły się i zamierały na chwilę, by powrócić ciepłym uśmiechem, i opowieścią o pęcinach jej tylnych nóg, wyglądających jakby umoczone zostały w gęstej śmietanie. Tak pięknymi słowami malował jej portret niczym ukochanej…
Mój dziadek.
Całe swoje życie obcował z końmi, kochał te zwierzęta i mógł godzinami o nich opowiadać. Wśród koni przyszedł na świat. Koń towarzyszył w czasie wojny, razem przemierzyli całą Europę, pracowali w lesie, razem uciekali przed banderowcami.
Do dzisiaj widzę jego twarz, na której czas wyrzeźbił zmarszczki i bruzdy, ślady wyryte przez intensywne przeżycia niczym mapa nakreślona przez życie. Wysoki z sumiastym srebrnym wąsem i siwymi włosami na głowie, które chował pod czapką z daszkiem. Pachniał tytoniem fajkowym, nosił spodnie zwane rajtkami i wysokie brązowe buty ze skóry.
Całe moje dzieciństwo wiązało się z lasem. Wakacje, święta, ferie i spotkania rodzinne, a sporo ich było, wraz z rodzeństwem spędzaliśmy w leśniczówce.
Nie przeminęło z wiatrem, nie uległo przedawnieniu moje dzieciństwo. Nie przeminął z wiatrem mój mały karnawał.
Dawniej znudzeni zimą ludzie, odwiedzali się wzajemnie, często nawet w kilkadziesiąt osób. Przyjęcia i bale trwały co najmniej kilka dni – a wiadomo, że trzeba w takim okresie sporo jeść i pić, by mieć siły do zabawy. Pito więc i jedzono bez umiaru.
Od lat tak się działo w mojej rodzinie. Sylwester odmykał drzwi do karnawału, a odchodząca przeszłość zamykała. Otwierał nowy kalendarz na wszystkie ważne i mniej ważne wydarzenia, a daty skrzętnie zapisane zostały w leśniczówce „Kalina” u dziadków Tomasza i Anny. Pamiętam dokładnie, jakby to wydarzyło się wczoraj. Święta Bożego Narodzenia, poprzez ostatni dzień Starego Roku, potem Trzech Króli i tak gdzieś do połowy stycznia spędzałam wraz z rodzeństwem oraz kuzynami w leśnej głuszy. Tam mieliśmy nasz niezapomniany mały karnawał. A najpiękniejszym dniem zaznaczał się ostatni dzień roku.
Już o świcie pojawiała się w kuchni ogromna pękata dzieża. W niej powstawał najpierw zaczyn, potem ciasto sobie spokojnie rosło przy piecu.
— Cicho, gołąbeczki – szeptała babcia, kiedy robiło się głośno. – Ciasto nie urośnie w takim gwarze.
Kucałyśmy na podłodze i w ciszy nasłuchiwałyśmy jego rośnięcia.
A kiedy już wychodziło poza drewniane naczynie, zaczynało się obrabianie. Babcine ręce mocno ugniatały masę, aż wokoło roznosił się odgłos strzelających bąbelków powietrza.
— Kiedy ranne wstają zorze… – śpiewała i dłońmi zakręcała koła w dzieży.
Potem ogromna kula lądowała na stolnicy podsypanej mąką i wtedy już mogłyśmy formować okrągłe bochny. Obok też plecione strucle jak warkocze, makowce oraz wielkie pierogi z kaszy gryczanej i ziemniaków okraszone boczkiem.
Rosły ułożone w rzędzie na stole, by potem na długiej łopacie mogły wjechać do rozbuchanego gorącem pieca na rozżarzone drzewne węgle.
— Niech sobie posiedzą w cieple – szeptała babcia, żegnając się.
Ostatni dzień roku stanowił kolejny dzionek gotowania bigosu noworocznego. Wielki gar pyrkał na płycie kuchennej i roznosił po całej leśniczówce zapach kapusty, grzybów i różnego mięsiwa z dziczyzny. Pampuchy poukładane na stole czekały na wrzątek. A barszcz dochodził na werandzie. W sieni stały skrzynki z winem, miodem i okowitą. Ale skrzynki z oranżadą od pana Maca przebijały wszelki smak, którego nigdy nie zapomnę.
Dziadek zaś od samego rana przygotowywał sanie, które napełniał różnymi smakołykami dla zwierząt i ptactwa. W samo południe jechaliśmy do lasu, aby przygotować obiad dla leśnych mieszkańców.
Pożegnanie Starego Roku rozpoczynało bicie dzwonów oddalonego kilka kilometrów kościółka, a po mszy saniami wracaliśmy do domu, gdzie tańce i uczta trwała dotąd, dopóki na rzeźbionym zegarze nie otworzyły się drzwiczki. Drewniany ptaszek wyskoczył i w gwarze wykukał dwanaście razy. Wtedy rozległo się donośne śpiewanie „Nowy Rok bieży”… mężczyźni wychodzili przed dom i witali go poprzez tzw. strzelanie z batów, co miało przynieść szczęście i urodzaj.
A potem już jechaliśmy najcudowniejszym na świecie kuligiem. Sanie wymoszczone słomą i derkami baranimi otulały ciepłem. Pochodnie rzucały czerwony blask na śnieg. Dzwonki i parskanie koni, skrzypienie kopyt na śniegu stwarzały niepowtarzalną atmosferę. Nad nami wisiało czarne rozgwieżdżone niebo, pod nami leżał biały kopny i sypki śnieg. Przenikające potężne zimno, mróz aż trzeszczał pod kopytami, ale to nic. Buzie rozdziawione szeroko wdychały powietrze wraz z kolędami, a oczy szkliły się z podniecenia. Od pędu sań zawiewało mrozem po policzkach i kłuło w nosie. Harmonia wujka Mietka niosła dźwięki, które nie zawsze współgrały ze śpiewem rozweselonych biesiadników sanny.
Nigdy nie zapamiętałam końca tej zaczarowanej jazdy. Budziłam się rankiem pod pierzyną, a zapach kawy zbożowej z mlekiem zapraszał do pobudki. Szybko zbiegaliśmy na dół, bo Nowy Rok przynosił nowe niespodzianki. Już od śniadania raczono gości przeróżnymi wędlinami – smakowite półgęski (specjalnie przygotowane i wędzone piersi gęsie), salcesony (najczęściej z dziczyzny), szynki, wędzone polędwice z sarniny, pasztety (głównie z zajęcy) i mnóstwo kiełbas – świeżych i wędzonych. Ciasta i pampuchy z żurawiną, ciepłe kakao, a przyklejone do szyby dziecięce twarze oglądały przygotowania do noworocznego polowania.
A było na co popatrzeć…
Komentarze (19)
Zapraszamy do czytania i komentowania innych Autorów zgłoszonych do Bitwy.
Literkowa życzy dobrej zabawy.
Dobra opowieść na 5.
Pozdrawiam
,,— Cicho[,] gołąbeczki – szeptała babcia, kiedy robiło się głośno".
,,Pożegnanie Starego Roku rozpoczynało bicie dzwonów, oddalonego kilka kilometrów kościółka" - tu przecinek jest zbędny.
,,Wtedy rozległo się donośne śpiewanie Nowy Rok bieży…" - ,,Nowy Rok bieży..." - jeśli to tytuł czy fragment piosenki, to cudzysłów.
Dobrze się czytało. Kojarzyło mi się z niektórymi scenami z ,,Dzieci z Bullerbyn". Bardzo klimatycznie i obrazowo.
Pozdrawiam.
wrażliwych ludziach, na otaczający świat, mimo że czasami, na pewno łatwo nie było.
Ale mimo wszystko, była radość.
Jakby więcej prawdziwych ludzi w ludziach. I dzieci, też zapewne, świat inaczej postrzegały.
Było mniej tych różnych... odskoczni, alternatyw jakby:)↔Pozdrawiam:)↔5
Dzięki piękne za miłe słowa i rozważania. Pozdrawiam i miłego wieczoru
Pozdrawiam.
Pozdrawiam cieplutko.
Obrazowe opisy, dawny klimat, wielkie pokłady ciepła...
Właśnie! Co do ciepła... Nasze babcie traktowały pieczenie chleba nieco magicznie. Niby zwykła czynność a jednak nieco inna, robiona... z miłością. Sama trochę to teraz trochę rozumiem, piękąc chleb. Ale u babć było jakby... jeszcze bardziej.
Cudne: "— Niech sobie posiedzą w cieple – szeptała babcia, żegnając się."
Świetnie mi się czytało...
Pozdrawiam ciepło
Zazdroszczę. Dorastałam z dala od dziadków. Mało miałam okazji do uczenia się od babć, do wchłaniania takich klimatów.
Dziwne, ale z wiekiem coraz bardzie mi tego żal.
Bardzo lubię czytać Twoje wspomnienia. :)
Mają, mają i należy je kultywować i nie mówić że to stereotypy. Coraz więcej młodych ludzi piecze chleb, robi przetwory i nalewki. Przepisy ze sztambucha wyciąga. Milo cię widzieć.
Pozdrawiam cieplutko
Następne pokolenie napisze o mleku w kartonie, gotowych produktach, a magię świąt i nocy sylwestrowej zapewnią zakupione ozdoby.
Pozdrawiam.
Miłego wieczoru
Czytamy, komentujemy i nagradzamy punktami.
Zapraszamy! https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
Literkowa pozdrawia i życzy przyjemnej lektury
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania