LBnP nr XXVI_Szafy ratowniczki
Bezgłośnie weszła do szpitalnej salki. Cisza zawieszona w ukośnym świetle. Tylko niesłyszalny oddech unosił błękitną koszulę na piersiach leżącej. Sygnalizował o życiu.
Waleria leżała nieruchomo. Było w niej coś tajemniczego i osobliwego? Jednak nie wiedziała o tym, że ta wątła istota za piętnaście dni odejdzie.
Miała przed sobą tę samą dziewczynę ze zdjęcia, które dostała od dziadka. Tę samą kobietę, której pamięć tak pieczołowicie pielęgnował Tadeusz. Z szafki przy łóżkowej spoglądał zadziornie właśnie on... dziadek. Nie mogli nigdy być razem, bo różniła ich przepaść społeczna. Ona z rodziny zamożnej, a on z ubogiej. Mezalians wtedy był nietaktem, wręcz grzechem. Rozdzielono uczucie na zawsze, lecz miłość pozostała w sercach. Ona wyjechała za granicę, a on pozostał w kraju.
Stała i patrzyła. Odkrywała wspomnienia dziadka.
Ta kobieta mimo prawie dziewięćdziesięciu lat i ciężkiego bagażu przeżyć, jaki dźwigała na swoich barkach, była dumna i nieugięta przed chorobą, jaką był udar mózgu. Twarz i cera były jak gipsowy posąg z odcieniem różu na policzkach. Usta lekko muśnięte karminową szminką, a oczy koloru zgniłej zieleni patrzyły gdzieś w dal. Waleria grała ostatnią rolę na deskach swojego teatru, jakim było życie. W powietrzu unosił się delikatny zapach perfum Chanel N o 5... jej ulubionych.
— Dzień dobry — szepnęła. — Może coś pani potrzeba? — zapytała.
Oczy powróciły z dali i spojrzały na nią, a lewy kącik ust jakby lekko drgnął. Poczuła ciepło i wiedziała, że musi z nią pozostać. Musi zaopiekować się tą kobietą. Obcą, a jak bliską jej sercu. Była to winna dziadkowi.
— Jestem wnuczką Tadeusza — powiedziała. — Odnalazł mnie, pan doktor Aleksander Sobocki — wyjaśniła swoją obecność.
Ona spojrzała i mrugnęła oczami, znowu w kąciku pojawił się lekki grymas. Wiedziała, że uśmiechem przemawia do niej. Przez dwa tygodnie spędziła z nią ten czas, w dzień i w nocy. Czytała jej wiele książek, oglądały filmy, słuchałyśmy dźwięków muzyki klasycznej, ukochanego głosu Ewy Demarczyk i Edith Piaf, rozmawiała z nią o wszystkim. Myła, przebierała, karmiła, czesała platynowe włosy i codziennie robiła makijaż. Opowiedziała Walerii wszystko o dziadku, o jego tęsknocie za nią i za miłością. Opowiedziała też o babci Annie. Ona w przeciwieństwie do dziadka nigdy nie związała się przysięgą z mężczyzną ani nie pokochała nikogo. Przez całe życie pozostała samotna.
Odeszła cicho ze swoją kobiecą dumą. Trzymała marmurkową dłoń, która powoli stawała się coraz chłodniejsza. Ostatnie dwie godziny po śmierci pozwolono jej spędzić przy niej. Czuła obecność i zapach Walerii.
Pozostawiła szarą teczkę z napisem Pamięć. Jej testament w formie spisanych wspomnień, drogowskaz do pewnej historii.
***
Delikatnie przekręciła klucz w drzwiach i weszła do pokoju, w którym panował mrok i czuć było zapach starego drewna. Okna zasłonięte były ciężkimi, aksamitnymi zasłonami w kolorze gorzkiej czekolady pomieszanej z domieszką chili. Tylko pomiędzy łączeniami prześwitywały smugi światła, w których kłębiły się domowe roztocza. Ręką dotknęła kontaktu i pokój nasycił się światłem padającym z mosiężnego żyrandola. Była w świecie jak z bajki, pośród starych mebli, obrazów, koronek, fotografii i ciszy poprzerywanej skrzypieniem podłogi. Podeszła do lustra i zobaczyła odbicie Walerii, która spoglądała z obrazu wiszącego naprzeciw srebrnej tafli. Patrzyła tak, jakby mówiła do niej.
— Pamiętaj o obietnicy.
Stała jak zaklęta, a na jej zewnętrznej stronie dłoni pojawiła się gęsia skórka, patrzyła na te wszystkie rzeczy, które były takie jak Waleria, mocne, a zarazem delikatne, piękne choć zmatowiałe, wypieszczone, lecz opuszczone. Lustro kryjące ciągle jej spojrzenie, zegar zatrzymał wskazówki pomiędzy godzinami, lampa rzucała wyblakłe światło, moździerz nie pachniał już cynamonem. Samowar zapomniał smaku herbaty, a gramofon milczał. Obok płyty poukładane według tematyki. Wzięła do ręki pierwszą z brzegu, były to Czarne Anioły Ewy Demarczyk.
Czuła jej oddech i zapach perfum, który mieszał się z wonią lawendy i pasty do podłogi.
— Jestem — szepnęła cicho — wzrokiem szukała szafy, która miała znaczącą rolę w życiu Walerii.
Stała duża z pięknego dębowego drzewa. Prawie czarna. Podeszła do niej i zaczęła głaskać popękaną skórę. Otworzyła delikatnie drzwi, które skrzypnęły. Przestraszył ją ten odgłos, zadrżała.
Ponownie zaskrzypiała, jakby mówiła — nie możesz się mnie bać, nic ci nie zrobię.
Uderzyła w nią woń naftaliny, oddech starych szaf. Odsunęła wieszaki z ubraniami. Stała przed ukrytymi drugimi drzwiami. Stała przed wspomnieniami, które powinna odkryć, aby poznać historię pewnej rodziny żydowskiej, odnaleźć jej ślad, by móc opowiedzieć o funkcji szafy.
Przesunęła ręką tylną część i zobaczyła ciemne pomieszczenie bez okna około dziesięciu metrów kwadratowych.
— Jezu — wyszeptała. — Jak pięcioosobowa rodzina mogła tutaj przetrwać kilkanaście miesięcy. — A jednak przetrwała — mówiła do siebie — do szafy — do Walerii.
Usiadła i zaczęła zastanawiać się, ile takich szaf istniało... i gdzie one są.
Komentarze (10)
Ładnie to opisałaś. Tak ciepło. No faktycznie. Ile było takich szaf. Prawdziwych... i metaforycznych. Też są czasami.
Zaraz mi się skojarzyło z Opowieściami z Narnii. Tam też się przechodziło do innego świata.
Pozdrawiam→5
Dziękuję za cieple słowa i zrozumienie samej faktury tekstu. To tylko część.
Pozdrawiam
Zrozumienie samego sensu życia w tamtych czasach jest bardzo trudne. A co dopiero oskarżać. Po każdej stronie były ofiary. Dobrze, że z tej tylko części potrafiłaś wyciągnąć ten ważny problem.
Dziękuję i pozdrawiam
Piękne opowiadanie. O starzeniu się w samotności i z godnością, o wyborach, wojnie i wiernej pamięci... mimo wszystko i wbrew wszystkiemu.
Jestem pod ogromnym wrażeniem budowania postaci, scenerii i fabuły.
5.
Pozdrawiam serdecznie, Pasjo.
Tak Waleria ocaliła rodzinę. Tadeusz był jej ukochanym dużo wcześniej przed wojną. Rozdzielono ich.
Ona wyjechała, on pozostał.
Dziękuję za właściwy odbiór pewnej historii, gdzie losy zderzają się z przeszkodami.
Pozdrawiam
Dziękuję za wyjaśnienie, pozdrawiam.
Dzielą grubą krechą dobrych i złych jedynie z przynależności.
Pozdrawiam
Oj tak prawda jest to co piszesz. Oceniamy nie znając faktów.
Pozdrawiam
Obowiązkowo do zagłosowania na Forum:
http://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
Głosujemy według zasad 3 - 2 - 1 plus uzasadnienie.
Życzymy przyjemnego czytania i pozostawienia komentarza pod tekstami.
Literkowa
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania