LBnP VIII- ...i tyle
Było bardzo ciepło. Słońce grzało tak mocno, że aż rozpuszczał się asfalt. Mimo upału w mieście było gwarno i kręciło się dużo ludzi. Ze sklepu Modraczki wychodziła właśnie Filipiakowa, ubrana na czarno. Przy kościele spotkała swoją sąsiadkę, Wiwatowską.
- Dzień dobry, pani Wiwatowska- rzekła zgrzana Filipiakowa, po której czole spływały strugi potu.
- Dobry, dobry. Patrzy pani, Karpińska umarła.
- A jo. A była pani w kościele, w niedzielę tydzień temu?
- Ni, ja to wej do kościoła to rzadko chodzę, to wji pani.
- To wji pani co? Ksiundz na kazaniu gadał, że był u pani Jadzi, w szpitalu. To o Karpiński gadał.
- Toć możliwe.
- Jo, jo.
- A widziałaś kochana jak się ta lafirynda odsztafirowała?
- Jaka?
- Nu Boguchy córka. Minióweczka, rajtuzy takie w kwiaty czerwune, bluzka z gołym brzuchem. Że tyż ta Bogucha ji nic nie powji to ja sie dziwuję.
- Ten świat, kochana, to na psy schodzi.
- Podobno una się puszcza- powiedziała Wiwatowska wkładając sobie cukierka do buzi.- Chce pani?- dodała.
- Ni, toć ni mogie słodkigo, za gruba jestem.
- A gdzie tam, pani kochana.
- Jo tam. Ja...ja ni mogie. Ja ostatnio mało już jem, ale wcale nie chudnę. A... Może ja taku mam budowę...
- Nu pewnie. Weź se cukierka, kochana.
- A, to wezmę.
- A. Jak bylim w zeszłym roku na wycieczce, ni, z kółka różańcowygo.
- Jo.
- To żem zdjęcia robiła i żem zapumniała wtedy wywołać. Poszłam dziś do Szulca, a un my mówi, że wywołanie i odbitki to prawie czterdzieści złoty je.
- O Jezu! Jakie to ździerstwo.
- Nu i se wyobraź, kochana, żem poszła do Skarbosia i se myśle, że jak un stary fotograf to my z kliszy wywoła, a un my mówi, że nie wywołuje.
- Ty, a jakbyś tu w drogierji dała u Grażynki- podsunęła pomysł Filipiakowa.
- A się późnij przejdę.
- O! Idzie pindurynda.
- A jo. Jaka wymalowana. I se jeszcze trwału, wej, zrobiła.
- Ile una ma lat?
- Góra dwajścia.
- Tyż co się z tym światem dzieje.
- O zobacz jakie ma pazury, wej, pomalowane.
- I tylko w komórce by siedziała.
- Jo. Co się z tu młodzieżu dzieje.
- Cześć, ciotka! Dobry!- wykrzyknął Adam, bratanek Filipiakowej.
- A! Cześć, część, Adam- powiedziała Filipiakowa.
- O, patrz na niu. Jak się wypindrowała!- rzekła Wiwatowska
- Boguchy córka?- spytał Adam.
- Nu a kto inny?- powiedziała Filipiakowa.
- Co ciotka od nij chce, toć ładna dziewucha.
- Wy młode, to nie mata oleju w głowach. Was to jeno, ta, podnieca, nagość. To je zły materiał na kobite.
- Jo. Taka jak una powinna ładnie chodzić ubrana, a ni- wtrąciła się Wiwatowska.
- O, patrzta, patrzta! Do jakigoś samochodu czarnygo wsiada.
- A tam. Z ty Boguchy córku. To je dziwka i tyle.
Komentarze (12)
Wrzuć link na Forum do tego wątku.
http://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-linki-do-w934/
Jest git.
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania