LBnP XIII – Pies najlepszym przyjacielem człowieka – Szumiące opowieści: Psie serce
#od autora: Opowiadanie pasuje idealnie do mojego małego cyklu, więc pozwalam sobie upiec dwie pieczenie na jednym ogniu:) Pozdrawiam i zapraszam do czytania.#
Las nocą budzi w ludziach niepokój, więc dlaczego wybierają go, jako miejsce czynienia zła? Czy naprawdę sądzą, że czerń pochłonie niegodziwość? Że zatai podłość? Może i tak, na krótką chwilę, to czy tamto przechowa w tajemnicy, ale wraz ze wschodzącym słońcem ujawni światu wszystko w pełnej krasie. Swoją drogą dziwny pomysł na zakopywanie brudów w centrum własnych lęków. Ludzie…
Jakiś czas temu las, w którym obecnie gniazduję, miał wątpliwą przyjemność goszczenia jednego bogatego mężczyzny, który właśnie w ciemności postanowił pogrzebać kres swojej fascynacji czworonogim, byłym przyjacielem.
Wszedł trochę przed północą i strasznie hałasował. Spod jego skórkowych butów wydobywał się trzask łamanych gałęzi, przez co myszy uciekały z piskiem z powrotem do norek, a ja zerkałem z góry z zaciekawieniem i irytacją. Wkurzało mnie, że nie trzymał się ścieżki, tylko stawiał kroki na oślep, prowadząc na krótkiej smyczy pupila, który ufnie podążał w wyznaczonym kierunku. Kiedy znalazł wreszcie odpowiednie drzewo, nie mam pojęcia na jakiej podstawie dokonał wyboru, przywiązał zwierzaka i odszedł. Nic nie powiedział, nawet nie pogłaskał na pożegnanie. Zwyczajnie odwrócił się, jakby dopiero co wrzucił list do skrzynki pocztowej.
Oczywiście zabłądził. Był tak pochłonięty chęcią pozbycia się tego biedaka, że nie pomyślał o zabraniu latarki ani o oznaczeniu drogi powrotnej. Chodził po lesie zły na siebie, na świat i wszystkie drzewa. Kopał pnie, przeklinał, podnosząc głos. Nie podobało się to drzewom niemal tak samo mocno, jak nie podobał im się skowyt uwiązanego zwierzęcia. Postanowiły działać. W ciszy.
Dopiero o świcie mężczyzna doszedł na skraj polany strzeżonej przez starego stracha na wróble. Odetchnął z ulgą i spojrzał w dal z zadowoleniem. Szedł bardzo długo, więc mógł być pewny, że pieska nikt nie znajdzie i o niczym się nie dowie.
Skowyt ucichł.
Gdy dotarł do domu, z zamiarem natychmiastowego pójścia spać, uderzył go ogrom bogactwa, jakie posiadał. Zupełnie jakby przebudził się z długiego snu. Dostrzegł cenne dzieła sztuki na ścianach, piękną zastawę po prababci, drogie dywany, a przed oczami stanęły mu ogromne kwoty zgromadzone na kontach bankowych. Po co mi aż tyle, jestem sam, pomyślał i nerwowo zaczął kręcić się po domu. W jego głowie rósł chaos nie do okiełznania. Myśli galopowały, szukając ujścia dla rosnącej chęci podzielenia się majątkiem. W końcu zdecydował się odwiedzić pobliski szpital, hospicjum i dom opieki w sąsiednim mieście. Nie czekał na odpowiednią porę. Wyszedł, nie bacząc na niechlujny wygląd i nieświeży oddech.
Wszędzie pytał o potrzeby, wypisywał czeki, rozmawiał z ludźmi, pocieszał. W drodze zatrzymał się nawet przy grupie bezdomnych, proponując jedzenie i nocleg pod własnym dachem.
Był to początek nowej drogi. W każdym z odwiedzonych miejsc spotykał się z ciepłym przyjęciem, bardzo szybko stając się ulubieńcem lekarzy, pielęgniarek, wolontariuszy i pacjentów. Cieszył się tym. Czuł, że nareszcie spełnia swoją misję i gdyby tylko miał ogon, to zapewne merdałby nim przy każdej okazji.
Zyskał też uznanie wśród ludzi z ulicy. Każdego wieczoru organizował dla nich kolacje. Niektórzy zatrzymywali się na dłużej, a on pomagał w znalezieniu pracy czy mieszkania.
Co najdziwniejsze, pieniędzy na kontach nie ubywało, a w domu nigdy nie brakowało miejsca.
Dobre uczynki stały się jego uzależnieniem. Już nie wyobrażał sobie życia, bez dzielenia się sobą, dobytkiem i przede wszystkim sercem. Wszystkie samotne dni i wieczory wydały mu się bezwartościowe. Nie chciał do nich wracać, wyrzucał z pamięci chęć zysku i kontroli. Czuł, że odnalazł sens, bo czyż to nie cudowne móc służyć innym, gdy ma się tyle do zaoferowania?
Niestety, albo i stety, wszystkie piękne historie mają swój kres. Tak było i w tym przypadku.
Pewnego dnia zapukał do jego drzwi tajemniczy jegomość odziany w długi płaszcz i kapelusz z dużym rondem.
– Witam, w czym mogę pomóc?
– Problem w tym, że w niczym – odpowiedział głosem, który brzmiał, jakby dochodził z dna studni.
– Chyba nie rozumiem. Pomagam innym, jeśli czegoś potrzeba, proszę mówić, zrobię wszystko, co… – wyrzucał z siebie kolejne słowa, ale tajemniczy gość mu przerwał:
– Już niczego nie potrzeba, szczególnie od ciebie. Nikt już niczego nie przyjmie.
– Ale… Nic z tego nie rozumiem. Kim jesteś? – zapytał, ujawniając drżeniem głosu, rosnący niepokój.
– Nie ważne kim jestem. Ważne, że mam dla ciebie prezent. Od wszystkich obdarowanych – wypowiedziawszy te słowa, rzucił niedbale sznur z przygotowanym węzłem stryczkowym na podłogę i wyszedł, a bogaty darczyńca upadł na kolana, chowając twarz w dłoniach. Korowody myśli przewijały się przez jego głowę. Czuł, że jakaś siła odciąga go od uśmiechów i podziękowań, od uścisków rąk i wyrazów wdzięczności. Jak wyrywa mu radość dzielenia się i kroi ją na małe kawałki, by rzucić na pożarcie ptakom, które porzuciwszy czarne ubranie, wzbiły się do lotu przed jego domem.
Poczuł w końcu ból w klatce piersiowej. Piekący, jakby ktoś przypalał mu serce, próbując jednocześnie wycisnąć je przez gardło. Nie ustępował…
Jakiś czas później dwoje młodych ludzi wybrało się na spacer do lasu. Był to piękny poranek. Słońce przebijało się przez liście, docierając do jagodowych krzaczków i tworząc piękne światłocienie. Szli, szepcząc sobie na ucho słodkie słówka, gdy nagle zamarli na widok rozszarpanego przez ptaki ciała mężczyzny. Chłopak zasłaniał dziewczynie oczy, ale ona już zdążyła wszystko zobaczyć, na dodatek w oddali dostrzegła również ciało psa przywiązanego do drzewa.
Ta historia zakończyła się dramatycznie. Drzewa jeszcze długo rozpamiętywały wydarzenia, ukryte w mroku. Opowiadały o psim sercu, które pękło z żalu i o jego panu, który miłość chciał mieć tylko dla siebie.
Wiem, że są rzeczy, które muszą się stać i takie, które się dzieją i choć coraz więcej wiem o ludziach, to jednak nadal nie rozumiem, dlaczego boją się tego, co czyha na nich w ciemności, przecież chmury burzowe najstraszniej wyglądają właśnie w pełnym słońcu.
Komentarze (39)
Lecę czytać!
Justyska, nie wiem jaki masz głos, ale wydaje mi się, że będzie ciepły i miły (mam wrażenie, że jesteś taką właśnie osobą: dobrą, ciepłą, miłą, opiekuńczą i rodzinną). I właśnie taki głos słyszałam w głowie, gdy to czytałam, a raczej ten głos - jak lektor - czytał mi.
Tekst z przesłaniem, dość smutnym, a jednocześnie przerażającym.
Gotuje się we mnie złość, naznaczona łzami, które uparcie próbują wydostać się z oczu. Nie umiem znieść myśli, że na świecie są ludzie, którzy potrafią krzywdzić tych bezbronnych: zwierzęta, dzieci, osoby chore... To dla mnie jakaś abstrakcja!
Często, na różnych grupach, które śledzę na FB, przypominam ludziom fragment z "Małego księcia":
"Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś."
Ludzie zapominają, że posiadanie kogoś pod opieką to branie również odpowiedzialności. PEŁNEJ odpowiedzialności. Kary w Polsce są za małe. Sądy... stronnicze. Prawo nie działa na korzyść dobrych obywateli. A zwierzęta mówić nie potrafią.
Strasznie smutny jest ten tekst.
Kurczę, miałam tyle zwierząt... Większość z nich chorowała i szybko umarła - nie dożyli swojego wieku. To chyba jakiś pech, żebym musiała patrzeć jak umierają... Ktoś mi kiedyś powiedział, że wybieram właściwe jednostki, a raczej: one wybierają mnie, bo wiedzą, że zapewnię im opiekę i dam miłość. Szkoda, że zwierzaki tak myślą o wszystkich, którzy je przygarniają...
Dobra, kończę ten wywód.
Strasznie mi smutno.
Piękne to było, Justyska :)
Pozdrawiam ciepło :)
Pozdrawiam cieplutko!
Pozdrawiam.
Pozdrawiam
Taki klimat, że aż by się chciało na kanwie tego tekstu, film nakręcić. Pozdrawiam
Pozdrowka!
Co do ludzika z opka: dobrze tak, kurwie.
Super tekst
Pozdrawiam!
Wszystkie psy ponoć idą do nieba. A ludzie różnie. kara adekwatna do czynu i dobrze tak.
Bardzo emocjonalny tekst. Choć smutny to napisany w baśniowe scenerii. Bogate słownictwo i mądre przemyślenia. Płodzę też coś, ale idzie jak krew z nosa. Jestem w Pieninach z dwoma żywotnymi wnukami, więc za bardzo nie mam czasu.
Pozdrawiam cieplutko :))
Życzę weny i miłego wypoczynku!!!
Może i tak, na krótką chwilę, to czy tamto przechowa w tajemnicy, ale wraz ze wschodzącym słońcem ujawni światu wszystko w pełnej krasie. - Odciąłbym, rozdzielił; Może i tak. Na krótką...
goszczenia jednego bogatego mężczyzny, - imhop bogatego zbędne, ptasiek nie wie co to ludzkie bogactwo, więc albo opis uświadamiający czytającemu skąd wie, albo prościej - wywalić.
Postanowiły działać. W ciszy. ... Gdy dotarł do domu, z zamiarem natychmiastowego pójścia spać, uderzył go ogrom bogactwa, jakie posiadał. - tu idea czytelna, realizacja... Uważam, że świetny pomysł rzucenia czaru za mało został wyeksponowany. Albo trzeba zbliżyć te fragmenty (bo mamy opis drogi powrotnej fizycznie na stronie zajmujący miejsce), albo (co uważam za lepsze) wykorzystać ten właśnie fragmencik dla "podkręcenia" aury czaru, jakieś niezwykłości, coś co wprowadzi czytającego gładko w niecodzienną konstatację "jestem bogaty"
Myśli galopowały, szukając ujścia dla rosnącej chęci podzielenia się majątkiem. - A gdyby uszczegółowić? np.; Myśli galopowały. Nieużywana od lat waza do zupy, nieczytany wspaniale ilustrowany zbiór bajek. "Wyrzucić?" -- myślał -- szkoda. Lepiej oddać jakiemuś dzieciakowi. Oddać! Oddać" -- dudniło coraz głośniej pod czaszką. Ogarnięty nieznanym dotychczas uczuciem podjął decyzję. Wyszedł...
Proszę wybaczyć ingerencję w Twój utwór. Jak zwykle pełen serca, uczucia. To tylko refleksje czytającego ;) Pozdrawiam z ukłonem 5
Rozdzielić "Może i tak" - dobra rada, będzie się lepiej czytać. Ale to bitwa więc narazie poprawię sobie tylko u siebie.
wywalić bogatego? racja
Ale co do fragmentu o tym, że dotarł do domu itp, bym się wstrzymała. Muszę to przemyśleć, bo idea była taka, że w rzeczywistości wcale nie wyszedł z tego lasu. To drzewa mu jazdę zaserwowały, dlatego na końcu jego ciało zostało odnalezione na skraju lasu a nie w domu. Nie pisałam wprost, bo chciałam, żeby odbiorca sam sobie to jakoś zinterpretował, strach na wróble też nie przypadkiem..
Może zbytnio ukryłam, zdarza mi się:) Bo też taki cykl trochę na tajemnicy się opierający...
Czy uszczegółowić, może i tak, ale tekst pisany raczej "ogólnie" to nie wiem sama.
Ok, no tyle. Super dziękuję Ci jeszcze raz. Przetrawię to jeszcze. Czasem jest się trudno zdystansować do swojego pisanie.
Pozdrawiam serdecznie!!
Serdecznie pozdrawiam!
Pozdrawiam
Bardzo mi się podobało ;)
Pozdrawiam ;)
„...trzask łamanych gałęzi[,] przez co myszy uciekały z piskiem z powrotem do norek...” – właściwy przecinek w kwadratowym, niepotrzebny już usunąłem.
„Gdy dotarł do domu, z zamiarem natychmiastowego pójścia spać, uderzył go ogrom bogactwa, jakie posiadał” – ten pierwszy przecinek jest niepotrzebny. To zdanie jest w ogóle trochę dziwne. No bo co, dotarł do domu tylko po to, żeby położyć się spać? Tylko po to? I nagle go ten „ogrom” uderzył?
Ja bym to tak:
„Gdy dotarł [wreszcie] do domu[,] natychmiast chciał położyć się spać[.] [Nie mógł jednak zasnąć. Myślał intensywnie: „Jestem niebotycznie bogaty. Mam (to, tamto i owamto), po co mi aż tyle?”.], itd. Coś w tym stylu, taki mój luźny przykład.
„W końcu zdecydował się odwiedzić pobliski szpital...” – spokojnie to zdanie obejdzie się bez „się”. Spróbuj, zobacz sama.
„Już nie wyobrażał sobie życia, bez dzielenia się sobą, dobytkiem i przede wszystkim sercem.” – przecinek przed „bez” nie jest potrzebny.
„...sznur z przygotowanym węzłem stryczkowym...” – a nie prościej byłoby „sznur z przygotowaną pętlą”? Ten węzeł brzmi strasznie sztucznie (wg mnie, ofkors).
„Czuł, że jakaś siła odciąga go od uśmiechów i podziękowań, od uścisków rąk i wyrazów wdzięczności. Jak wyrywa mu radość dzielenia się i kroi ją na małe kawałki, by rzucić na pożarcie ptakom...” – drugie zdanie wynika z poprzedniego, ale źle się zaczyna. „Jak” na początku sugeruje mi pytanie, a to przecież pytanie nie jest. Proponuję „Jak” usunąć, a po średniku (bo to jednak druga myśl, jakby odrębna, ale jednocześnie powiązana) dać od razu: „wyrywa mu radość dzielenia się...”.
„...które[,] porzuciwszy czarne ubranie, wzbiły się do lotu przed jego domem.” – tutaj trzeba wydzielić wtrącenie w zdaniu „które wzbiły się do lotu przed jego domem”.
„Poczuł w końcu ból w klatce piersiowej. Piekący, jakby ktoś przypalał mu serce, próbując jednocześnie wycisnąć je przez gardło. Nie ustępował…” – tutaj nie wiem trochę, kto/co nie ustępował/o. Ponieważ fragment zaczyna się od „Poczuł”, to „nie ustępował” odniosłem od razu do niego/bohatera, a Tobie raczej chodziło o ból. A może tak:
„Poczuł w końcu [piekący][,][nieustępliwy] ból w klatce piersiowej[,] jakby ktoś przypalał mu serce, próbując jednocześnie wycisnąć je przez gardło”?
„...Opowiadały o psim sercu, które pękło z żalu i o jego panu, który miłość chciał mieć tylko dla siebie.” – tu pomieszałaś podmioty. Najpierw masz „o psim sercu”, a potem „o jego panu”, czyli... panu serca?
Moja propozycja:
„Opowiadały o [psie, któremu z żalu pękło serce][,] i o jego panu, który miłość chciał mieć tylko dla siebie.” – przecinek być musi, mimo że jest przed „i” bo wydziela wtrącenie „któremu z żalu pękło serce”. Jest niby powtórka „któremu/który”, ale myślę, że nie jest to rażące. Zresztą pod koniec „którego” i tak masz dużo.
„Wiem, że są rzeczy, które muszą się stać i takie, które się dzieją[,] i choć coraz więcej wiem o ludziach...” – brakowało, bo to już jakby kolejne zdanie, więc po przecinku.
Na mój nos tyle.
Pozdrawiam ;)
Jesttem zgodnie z obietnicą.
„...trzask łamanych gałęzi[,] przez co myszy uciekały z piskiem z powrotem do norek...” – właściwy przecinek w kwadratowym, niepotrzebny już usunąłem.
„Gdy dotarł do domu, z zamiarem natychmiastowego pójścia spać, uderzył go ogrom bogactwa, jakie posiadał” – ten pierwszy przecinek jest niepotrzebny. To zdanie jest w ogóle trochę dziwne. No bo co, dotarł do domu tylko po to, żeby położyć się spać? Tylko po to? I nagle go ten „ogrom” uderzył?
Ja bym to tak:
„Gdy dotarł [wreszcie] do domu[,] natychmiast chciał położyć się spać[.] [Nie mógł jednak zasnąć. Myślał intensywnie: „Jestem niebotycznie bogaty. Mam (to, tamto i owamto), po co mi aż tyle?”.], itd. Coś w tym stylu, taki mój luźny przykład.
„W końcu zdecydował się odwiedzić pobliski szpital...” – spokojnie to zdanie obejdzie się bez „się”. Spróbuj, zobacz sama.
„Już nie wyobrażał sobie życia, bez dzielenia się sobą, dobytkiem i przede wszystkim sercem.” – przecinek przed „bez” nie jest potrzebny.
„...sznur z przygotowanym węzłem stryczkowym...” – a nie prościej byłoby „sznur z przygotowaną pętlą”? Ten węzeł brzmi strasznie sztucznie (wg mnie, ofkors).
„Czuł, że jakaś siła odciąga go od uśmiechów i podziękowań, od uścisków rąk i wyrazów wdzięczności. Jak wyrywa mu radość dzielenia się i kroi ją na małe kawałki, by rzucić na pożarcie ptakom...” – drugie zdanie wynika z poprzedniego, ale źle się zaczyna. „Jak” na początku sugeruje mi pytanie, a to przecież pytanie nie jest. Proponuję „Jak” usunąć, a po średniku (bo to jednak druga myśl, jakby odrębna, ale jednocześnie powiązana) dać od razu: „wyrywa mu radość dzielenia się...”.
„...które[,] porzuciwszy czarne ubranie, wzbiły się do lotu przed jego domem.” – tutaj trzeba wydzielić wtrącenie w zdaniu „które wzbiły się do lotu przed jego domem”.
„Poczuł w końcu ból w klatce piersiowej. Piekący, jakby ktoś przypalał mu serce, próbując jednocześnie wycisnąć je przez gardło. Nie ustępował…” – tutaj nie wiem trochę, kto/co nie ustępował/o. Ponieważ fragment zaczyna się od „Poczuł”, to „nie ustępował” odniosłem od razu do niego/bohatera, a Tobie raczej chodziło o ból. A może tak:
„Poczuł w końcu [piekący][,][nieustępliwy] ból w klatce piersiowej[,] jakby ktoś przypalał mu serce, próbując jednocześnie wycisnąć je przez gardło”?
„...Opowiadały o psim sercu, które pękło z żalu i o jego panu, który miłość chciał mieć tylko dla siebie.” – tu pomieszałaś podmioty. Najpierw masz „o psim sercu”, a potem „o jego panu”, czyli... panu serca?
Moja propozycja:
„Opowiadały o [psie, któremu z żalu pękło serce][,] i o jego panu, który miłość chciał mieć tylko dla siebie.” – przecinek być musi, mimo że jest przed „i” bo wydziela wtrącenie „któremu z żalu pękło serce”. Jest niby powtórka „któremu/który”, ale myślę, że nie jest to rażące. Zresztą pod koniec „którego” i tak masz dużo.
„Wiem, że są rzeczy, które muszą się stać i takie, które się dzieją[,] i choć coraz więcej wiem o ludziach...” – brakowało, bo to już jakby kolejne zdanie, więc po przecinku.
Na mój nos tyle.
Pozdrawiam ;)
Pozdrawiam serdecznie:)
Praca to żadna, co wiedziałem, poprawiłem, na ile potrafię.
W razie "niemca" polecam się ;)
Ja to robię w wordzie na telefonie, a potem przerzucam tutaj w ramkę, nieustanne skrollowanie góra/dół na Opowi rozprasza strasznie.
Też mi się wydał trochę przydługi ;))
Jest tu wszystko, co powinno być. Ckliwy opis pozostawionego pieska, bezduszność człowieka, i kara. Ładna opowieść. Pozdrawiam
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania