Ooo, paletki mogą być wporzo, a ta Simona, to niech się przeflancuje na jakiś szrot albo dziuplę jak taka jest sprytaśna w te klocki.
E... Ritha - Marco nie jest gliniarzem oficjalnie, ale nie wiemy jak z nim jest tak naprawdę. Możliwe, że to jakiś agent sił specjalnych (cuś jak ten Tomek), albo z tych szwajcarów w kolorowych pantalonach i z halabardami, ale przecież nie będzie tak łaził po mieście, bo by gupio to wyglądało. I ma te piniendze tak frufru, no chyba, że jakaś camorra, łoo. Skąd możesz wiedzieć, co dalej będzie w tym opku - skoro piszesz na bieżąco? Pzdr. :)
ale przecież nie będzie tak łaził po mieście, bo by gupio to wyglądało XD - tak masz rację, Marco to agent Tomek :D
Mam w głowie całość, łącznie z dialogiem sceny końcowej i co najwazniejsze - wiem kto zabił :D :P
Dziękuję za wizytę Freya :>
Freya mnie wyprzedził :( Też chciałam o paletkach. Byłam kiedyś dumną posiadaczką trzech. Każda w innym kolorze. Dorosły do wielkości męęęskiej dłoni pomimo polowań, jakie urządzała na nie moja córeczka. Wyławiała je wielkimi plastikowymi klockami, robiąc szramy na bokach. Stały jednak w południowym pokoju, nie wspominam, do czego zmierzam. Nie wspomnę też o wymogach w karmieniu, ale wracając do opowiadania...
Marco stanął na wysokości zadania, albo dobrze się kamufluje - okaże się. Alberta potraktowałaś jak piąte koło u wozu, a taki był stęskniony :) 5 :)
Ja miałam skalary, praly wszystkich innych mieszkańców akwarium:D sprytna córa:D Albert ogólnie ma pecha w życiu, wiem, wiem, że Cesare i Marco zdominowali ostatnoe części, ale już wracam do Alberta i Luigiego, a w zasadzie myślę każdemu z nich 4 znalezc jakieś zajęcie, co by się chlopy noe nudzily :D
Tak, nudzący się chłop to gorzej jak lis w kurniku, potrafi napsuć krwi :)
A wracając do akwarium, to wszyscy, którzy je mieli wspominają wpatrywanie się w nie jak w telewizor - tyle różnych rzeczy można w nim zauważyć :)
- Nie strasz, że wywieźli Vittorię zagranicę - za granicę.
To.
- Może panowie mają pożyczyć dwieście tysięcy? - rzucił ironicznie Cesare.
- A na cóż potrzebujesz? - odparł równie sarkastycznie Giordano.
I to.
- Na którą potrzebujesz tej forsy? - Blondyn w końcu przerwał milczenie. Cesare aż usiadł z wrażenia.
- Eee, jak najszybciej.
- Jest wpół do dziesiątej, hm, na czternastą dam radę - stwierdził rzeczowo. - zajebiste.
Tak na szybko, bo już muszę być gdzie indziej, a teleport nie działa.
Najlepsza cześć. Bezbłędna. Pozniej, konkrety.
Więc.
Mamy tu wojną na zdania, determinację i bardzo dziwną, acz w mojej opinii zasadną, chęć niesienia pomocy, poprzez pożyczkę. Podoba mi się na jakiej kanweie buduje się relacja tych dwóch odmiennych, silnie zarysowanych postaci. Napieprzali się niedawno lecz w myśl "większego dobra" typ wykłada 200k ojro. Ciekawe, acz naprawdę uważam, że zasadne.
To jednak jeszcze nie to.
Dalej mamy Alberta, do tej pory postać (co by nie mówić) kreowaną na głównego bohatera. Jest o d początku, to wokół niego toczą się wydarzenia, itd. Tymczasem w tej rozmowie zostaje sprowadzony do poziomu próbującego zaistnieć w rozmowie szczyla, który się wciska w rozmowę dwóch dorosłych. Przewartościowuje to trochę początkowy osąd. Odbiera mu, a dodaje innym. Wszystko to powoduje, że tak naprawdę zanika (może chwilowo, nie wiem) główny bohater na rzecz kilku równo-planowych postaci. Wszystko w myśl tego, o czym traktuje dany odcinek.
Powoduje to (przynajmniej dla Ciebie) zwiększone pole manewru. Bystry czytelnik teraz wie, że jeśli ktoś nie jest głównym bohaterem, może mu się coś stać. Normalnie, główny bohater też ma prawo do śmierci, ale, nie oszukujmy się, raczej na końcu. Tutaj mamy kilka równoznacznych postaci. No może ten policjant wyszedł na czub peletonu, lecz nieznacznie. Sumujac wszystko, dochodzimy do konkluzji, że nikt nie jest bezbieczny, co dla "fanek Twych poszczególnych boheteró" może mieć znaczenie, bo każdy z nich może zostać uśmiercony bez zdemolowania powieści, jako takiej. Śmerć takiego Alberta może zachwiać, ale już nie zdemoluje. Po jego teoretycznej śmierci bedzie ktoś, by wziąć dalsze losy na swe barki.
Więc to te "upłycenie" wyrównanie jest z pożytkiem dla wielowątkowości, jeśli dalej zechcesz takową uprawiać.
Jest to oczywiście nietypowe i niecodzienne, ale nie jesteś prekursorką w tego typu działaniach. Już Gllen Cook stworzył podobny model, gdzie głónym boheterem był wieloorganizm, swoista "Czarna Kompania".
Ciężko mi się jakoś szeżej odnieść, ale jest to na swój sposób intrygujące. Świadomość, że nie ma świętych krów, nawet jeśli z gruntu fałszywa, jest budująca.
Teraz każda potyczka zrodzona z dwóch krzywych spojrzeń, może się kończyc przy cmentarnej bramie. Mnie taki stan rzeczy buduje.
Słowem, czekam na rzeznię.
Can, dziękuję za wnikliwą analizę, mi to samo tak się ułożyło w głowie, jakoś tak na czuja, yak wlasnoe pokierowałam tymi postaciami, sądząc że tak właśnie mogloby być w rzeczywistości. Bo w świecie realnym noe ma superbohaterów i postaci stricte złych. Kazdy ma dwie strony i swoje wlasne motywy dzialan/doswiadczenia/pragnienia. Zanim kolejna część Lei, to musze sobie to przewartosciowac w głowie, ulozyc nowy plan i zastanowic sie, z której strony uderzyc. Ps. Skończę Ketchuma (nie mogę się oderwac!) i wracam do Rury ;)
Cieszem siem :) Wzięłam jeńca, Vittorię, i to doslownie, szit! Btw, nie wiem czy wiesz ale to imię na cześć Niemampojecia:D
Książka jest fantastyczna, mocna, brutalna, konkretna. Dopiero w połowie stwierdziłam, że Arthur jednak jest ch*jem, bo początkowo nawet byl spoko, brutalny ale w jakis sposób też ciekawy. Z dzieciakiem przegiął. Ach, dziękuję za polecenie Can, you made my evening, poszlam spac o 2 xd
Spoko, "Dziewczyny..." nie bylo w biblio, a niezbyt lubię czytać w formie elektro, ale zdobędę. Było "Potomstwo" Ketchuma, jednak trzymalam sie rady. :)
Potomstwo to (jeśli dobrze pamiętam) druga część: Poza Sezonem. On ogólnie ma bardzo dobre książki. Zawsze to kolejny punkt widzenia i baza pod tworzenie
No, zobaczymy. Grunt, że jest to w Tobie żywe, że o tym myślisz. Czasem to stosuje. Tylko w tworach o nieco innym zabarwieniu. Jak się nastawi dzban na dane radio, to po jakims czasie będą strzępy audycji.
Jestem więc już tu. Do tej pory było wporzo - ta część roztrzaskuje więc główkę abstrakcyjnym akwarium.
Takie wstawki, zwłaszcza w dialogach, nieco komedianckie, pięknie Ci się wkomponowują w całość.
Uwielbiam to, że nie mam nigdy pojęcia co w Lei będzie dalej, że istnieje ciągły element zaskoczenia.
Wytatuowano Vittorie xd. Z autopsji wiem, że to nie boli przy małych rozmiarach dziary i jej niezaawansowaniu - hmm...wiesz mam też taką myśl o jednym odcinku Black Mirror. Porywa się tam córkę jakichś ważnych ludzi, wysyła niby jej palec rządowi. Mówi się, że kolejne części ciała zacznie się wysylac, jeśli premier nie odbędzie pełnego stosunku seksualnego że świnią i nie puści się tego w wiadomościach,czy czymś takim.
Corke - całą, żywa, ze wszystkimi palcami wypuszcza się dokładnie wtedy, gdy wszyscy czekają przed telewizorem na premiera i świnie.
Tak za piec dwunasta.
Premier, po krótkim dylemacie natury moralnej zaczyna akcje że świnią, córka - otumaniona i na wysokich obcasach, wtedy już wolna snuje się miastem.
Byczy motyw.
Wypuszczą Leę i gdzie się uda..?
Nie wiem dlaczego, ale chciałabym ją u Marca.
Zobaczymy.
"Wytatuowano Vittorie xd"- No :D Jak szaleć to szaleć. Może nie boli, ale ciężko się tego potem pozbyć;)
"Mówi się, że kolejne części ciała zacznie się wysylac, jeśli premier nie odbędzie pełnego stosunku seksualnego że świnią i nie puści się tego w wiadomościach, czy czymś takim" - ahahaha dobre! Pomysłowy szantaż.
Albert mnie rozłożył świnką, a potem Marco paletkami, jak sobie tę scenę wyobrazić, jest tak cholernie od czapy, za co właśnie jej się brawa gromkie należą, a tak naprawdę Tobie się należą, bo scena jest kapitalna.
Pozdrawiam ;))
Komentarze (29)
E... Ritha - Marco nie jest gliniarzem oficjalnie, ale nie wiemy jak z nim jest tak naprawdę. Możliwe, że to jakiś agent sił specjalnych (cuś jak ten Tomek), albo z tych szwajcarów w kolorowych pantalonach i z halabardami, ale przecież nie będzie tak łaził po mieście, bo by gupio to wyglądało. I ma te piniendze tak frufru, no chyba, że jakaś camorra, łoo. Skąd możesz wiedzieć, co dalej będzie w tym opku - skoro piszesz na bieżąco? Pzdr. :)
Mam w głowie całość, łącznie z dialogiem sceny końcowej i co najwazniejsze - wiem kto zabił :D :P
Dziękuję za wizytę Freya :>
Marco stanął na wysokości zadania, albo dobrze się kamufluje - okaże się. Alberta potraktowałaś jak piąte koło u wozu, a taki był stęskniony :) 5 :)
A wracając do akwarium, to wszyscy, którzy je mieli wspominają wpatrywanie się w nie jak w telewizor - tyle różnych rzeczy można w nim zauważyć :)
To.
- Może panowie mają pożyczyć dwieście tysięcy? - rzucił ironicznie Cesare.
- A na cóż potrzebujesz? - odparł równie sarkastycznie Giordano.
I to.
- Na którą potrzebujesz tej forsy? - Blondyn w końcu przerwał milczenie. Cesare aż usiadł z wrażenia.
- Eee, jak najszybciej.
- Jest wpół do dziesiątej, hm, na czternastą dam radę - stwierdził rzeczowo. - zajebiste.
Tak na szybko, bo już muszę być gdzie indziej, a teleport nie działa.
Najlepsza cześć. Bezbłędna. Pozniej, konkrety.
Mamy tu wojną na zdania, determinację i bardzo dziwną, acz w mojej opinii zasadną, chęć niesienia pomocy, poprzez pożyczkę. Podoba mi się na jakiej kanweie buduje się relacja tych dwóch odmiennych, silnie zarysowanych postaci. Napieprzali się niedawno lecz w myśl "większego dobra" typ wykłada 200k ojro. Ciekawe, acz naprawdę uważam, że zasadne.
To jednak jeszcze nie to.
Dalej mamy Alberta, do tej pory postać (co by nie mówić) kreowaną na głównego bohatera. Jest o d początku, to wokół niego toczą się wydarzenia, itd. Tymczasem w tej rozmowie zostaje sprowadzony do poziomu próbującego zaistnieć w rozmowie szczyla, który się wciska w rozmowę dwóch dorosłych. Przewartościowuje to trochę początkowy osąd. Odbiera mu, a dodaje innym. Wszystko to powoduje, że tak naprawdę zanika (może chwilowo, nie wiem) główny bohater na rzecz kilku równo-planowych postaci. Wszystko w myśl tego, o czym traktuje dany odcinek.
Powoduje to (przynajmniej dla Ciebie) zwiększone pole manewru. Bystry czytelnik teraz wie, że jeśli ktoś nie jest głównym bohaterem, może mu się coś stać. Normalnie, główny bohater też ma prawo do śmierci, ale, nie oszukujmy się, raczej na końcu. Tutaj mamy kilka równoznacznych postaci. No może ten policjant wyszedł na czub peletonu, lecz nieznacznie. Sumujac wszystko, dochodzimy do konkluzji, że nikt nie jest bezbieczny, co dla "fanek Twych poszczególnych boheteró" może mieć znaczenie, bo każdy z nich może zostać uśmiercony bez zdemolowania powieści, jako takiej. Śmerć takiego Alberta może zachwiać, ale już nie zdemoluje. Po jego teoretycznej śmierci bedzie ktoś, by wziąć dalsze losy na swe barki.
Więc to te "upłycenie" wyrównanie jest z pożytkiem dla wielowątkowości, jeśli dalej zechcesz takową uprawiać.
Jest to oczywiście nietypowe i niecodzienne, ale nie jesteś prekursorką w tego typu działaniach. Już Gllen Cook stworzył podobny model, gdzie głónym boheterem był wieloorganizm, swoista "Czarna Kompania".
Ciężko mi się jakoś szeżej odnieść, ale jest to na swój sposób intrygujące. Świadomość, że nie ma świętych krów, nawet jeśli z gruntu fałszywa, jest budująca.
Teraz każda potyczka zrodzona z dwóch krzywych spojrzeń, może się kończyc przy cmentarnej bramie. Mnie taki stan rzeczy buduje.
Słowem, czekam na rzeznię.
Jest git
Książka jest fantastyczna, mocna, brutalna, konkretna. Dopiero w połowie stwierdziłam, że Arthur jednak jest ch*jem, bo początkowo nawet byl spoko, brutalny ale w jakis sposób też ciekawy. Z dzieciakiem przegiął. Ach, dziękuję za polecenie Can, you made my evening, poszlam spac o 2 xd
Takie wstawki, zwłaszcza w dialogach, nieco komedianckie, pięknie Ci się wkomponowują w całość.
Uwielbiam to, że nie mam nigdy pojęcia co w Lei będzie dalej, że istnieje ciągły element zaskoczenia.
Wytatuowano Vittorie xd. Z autopsji wiem, że to nie boli przy małych rozmiarach dziary i jej niezaawansowaniu - hmm...wiesz mam też taką myśl o jednym odcinku Black Mirror. Porywa się tam córkę jakichś ważnych ludzi, wysyła niby jej palec rządowi. Mówi się, że kolejne części ciała zacznie się wysylac, jeśli premier nie odbędzie pełnego stosunku seksualnego że świnią i nie puści się tego w wiadomościach,czy czymś takim.
Corke - całą, żywa, ze wszystkimi palcami wypuszcza się dokładnie wtedy, gdy wszyscy czekają przed telewizorem na premiera i świnie.
Tak za piec dwunasta.
Premier, po krótkim dylemacie natury moralnej zaczyna akcje że świnią, córka - otumaniona i na wysokich obcasach, wtedy już wolna snuje się miastem.
Byczy motyw.
Wypuszczą Leę i gdzie się uda..?
Nie wiem dlaczego, ale chciałabym ją u Marca.
Zobaczymy.
"Mówi się, że kolejne części ciała zacznie się wysylac, jeśli premier nie odbędzie pełnego stosunku seksualnego że świnią i nie puści się tego w wiadomościach, czy czymś takim" - ahahaha dobre! Pomysłowy szantaż.
Cieszę się, że jesteś. Cieszę się, że czytasz. :*
Pozdrawiam ;))
Dzięki :)
Nie nadążam!
O kurde, idę czytać dalej.
Szyyyybcieeeeej!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania