Lekcja druga - nie patrz na słońce

Mariusz wstał z łóżka pomimo bólu pleców ,który doskwierał mu już od dobrych kilku tygodni. Był co prawda u lekarza,ale jego leczenie przeważnie kończyło się na pierwszej wizycie i wypisaniu tabletek przeciwbólowych. Dostawał za każdym razem skierowania na prześwietlenia,konsultacje, i wizyty u specjalistów,jednak widmo długiego oczekiwania w kolejkach,badań,i wielogodzinnego oczekiwania na korytarzach w towarzystwie starszych ludzi pachnących formaliną i zapachami z szafy na mole,skutecznie dawała mu do zrozumienia że w sumie to jest zdrowy tylko go plecy bolą. Nienawidził zapachu starej szafy i pofarbowanych na fioletowo siwych włosów u starszych pań. Nie przeszkadzała mu ludzka starość,jednak nękały go ciągle wyobrażenia jego własnej starości. Półmetek życia miał już za sobą,bo według jego własnych wyliczeń będzie żył nie więcej niż 55 lat. ,,To i tak dużo. Styka żeby coś po sobie zostawić"-powtarzał sobie za każdym razem gdy myślał o tym że kiedyś odbędzie się jego własny pogrzeb na którym on sam będzie gościem honorowym.

Jak to zwykle rano podszedł do okna aby ocenić jaki będzie dzień. Pierwsze 5 sekund wpatrywania się w krajobraz dawały mu pełen obraz dnia jaki go czekał. Szybka ocena widoczności,jasności słońca,prędkości przemykania po niebie obłoków i ilości ptaków w zasięgu wzroku wystarczały mu aby stwierdzić czy dzień będzie dobry czy zły. Dzisiejszy zapowiadał się niczego sobie co napawało go niesamowitym wręcz optymizmem.

,,Gdzie ten zjebany telefon..."- pomyślał stojąc na środku pokoju w bezruchu niczym posąg przy wejściu do Koloseum... Telefon był tam gdzie zawsze ,czyli w kieszeni spodni które rzucił w nieładzie na krzesło przy łóżku.

,,Siemka.Jak po wczoraj? Tego bro nie dopiłem.Mam skitrane w lodówce.Dawaj do mnie. Coś porobimy"-odczytał smsa marszcząc z powagą brwi,tak jak marszczył je lekarz wypisując mu kolejne recepty na tabletki.

Z uwagi na pomroczność senną i zapewne długi czas jaki by spędził na odpisywaniu,postanowił oddzwonić.

-Cześć Piotrze! Jak tam? Trafiłeś wczoraj?- rozpoczął rozmowę.

-No siemka. Jasne że trafiłem. Od razu w kime. Nawet wyra nie zrobiłem. Co ty robisz teraz? Odmuliłeś beret?

- Tak. Dopiero wstaje. Dawaj do mnie. Ja się ogarnę w tym czasie trochę. Mam jeszcze dwa browary z wczoraj- Mariusz wiedział że gdy wspomni o browarach nierychło zjawi się Piotr w celu skonsumowania tego złocistego trunku.

- Dobra. Zbieram się i cisnę do ciebie- odpowiedział Piotr ,co wywołało u Mariusza szeroki uśmiech. ,,Jednak te piwka to chyba z magnesem. Zawsze jego przyciągną"-pomyślał Mariusz odkładając telefon z powrotem do kieszeni spodni.

Poranna toaleta ,szybki browar na śniadanie i był już gotowy na przyjście kompana. Wyszukał jakieś ciuchy w szafie,ubrał się i zaparzył sobie kawę. Woń aromatycznej kofeiny z wodą był jednym z ulubionych jego zapachu. W głowie od razu przywoływał wspomnienia z młodości,kiedy ten zapach budził go codziennie o 4 rano gdy jego ojciec szykował się do pracy. Ojciec zawsze starał się nie hałasować,jednak budził się za każdym razem gdy czajnik wesoło gwizdał na kuchence,wydmuchując przy tym ilości pary które mogły by uruchomić małą lokomotywę. Kolejnym dźwiękiem była łyżeczka miarowo mieszająca cukier w szklance z czarnym napojem rytmicznie odbijająca się o szklankę. Po szybkości mieszania zawsze potrafił rozpoznać ile jeszcze ojcu zostało czasu do wyjścia. Gdy był spóźniony mieszał szybko i niedbale. Gdy czasem udało mu się wcześniej wstać,rytmicznie,powoli i bez pośpiechu.

Pukanie do drzwi przerwało jego rozmyślania o młodości.

-Wejść!! -krzyknął Mariusz niczym prokurator wzywający przestępce na przesłuchanie.

-Siema. Jak tam? Odmuliłeś dupsko?-przywitał się z uśmiechem Piotrek.

-Ta. Niedawno wstałem. Musze kawusie ogarnąć bo jakiś zawinięty jestem. Chcesz to sobie też zrób.

-Nie chce... Piwo masz..?- Piotrek dobrze wiedział że w lodówce czeka butelka wiec nawet nie czekając na odpowiedź wyciągnął z lodówki zimny trunek.

- Weź sobie- odpowiedział po fakcie poczęstunku Mariusz- Co robimy? Idziemy gdzieś? Nie chce mi się w domu siedzieć. Nasiedziałem się już. Można by się do lasu bujnąć. Nie ma jeszcze tych pierdolonych komarów. Trzeba korzystać z uroków wiosny.

-Daj temat to coś zrobię na drogę. Gdzie masz temat?- zapytał cicho Piotr.

- W słoiku w szafce. Bletki koło łóżka leżą.

Piotrek wygrzebał ze słoika ciemnozielony i lekko rudawy kawałek aromatycznej konopi. Rozrobił z odrobiną tytoniu i zrobił skręta. Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę o odpalił. Zaciągnął się kilka razy i oddał kompanowi.

-Pyszne..!- rzekł Piotr nie wypuszczając ostatniego bucha.

-No a jak...- przytaknął Mariusz biorąc pierwszego macha.

Poranne skręty zawsze jakoś inaczej smakowały i paliły się zawsze jakoś wyjątkowo długo. Te palone na dworze mimo zawsze odpowiednio dyskretnego miejsca konsumpcji mijały szybciej i bardziej nerwowo. Każde palenie było inne i starali się aby za każdym razem było wyjątkowe. Nieraz budzili się nad ranem w ubraniach ,rozłożeni na łóżku z niebywałą amnezją co do poprzedniego wieczoru. Siedzieli przecież na łóżku, słuchali muzyki,palili...i nagle budził ich śpiew ptaszka za oknem,który przylatywał zresztą co rano świergotać wesołą melodie na parapecie. Wielokrotnie chcieli sprawdzić cóż to za ptaszek tak pięknie śpiewa,jednak wiadomo-amnezja...

Zebrali się bez słowa. Było ciepło dlatego wyszli w samych bluzach. Idąc mijali stare kasztany rosnące przy domu. Idąc dalej brukowaną starą drogą doszli do starego domu,z wysokim ,czerwonym ceglanym kominem. Skręcili w prawo i po 100 metrach byli na drodze do lasu.

Zapach zbliżającego się lata był niezwykle przyjemny. Niebo było niebieskie, gdzieniegdzie tylko biały obłoczek sunął przed siebie pchany przez wiatr. Słońce było coraz wyżej i odczuwali już na twarzach jego ciepłe promienie.

- Ale zajebiście,co nie..?- powiedział donośnym głosem Piotrk.

- No. Jestem teraz szczęśliwym człowiekiem. Słońce,drzewka,ptaszki... stary! Co chcieć więcej-odpowiedział mu z uśmiechem Mariusz.

- Zobacz! Patrz tam! Na słońce! Widzisz??- Piotrek prawie podskoczył i pokazał palcem na słońce które świeciło z niebywałą mocą.

-Co jest..?- Mariusz z zaciekawieniem odwrócił głowę w stronę ognistej kuli na niebie- I co? Chuj tam widać!

- Dłużej patrz!

Mariusz wpatrywał się w chwile w słońce,jednak szybko przestał gdy poczuł przeszywający jego oczodoły ból. Czarne kropeczki zaczęły mienić mu się przed oczami a świat przybrał bladoróżowy odcień.

- I co widzisz? Zasuwają robaki w oczach? - spytał z uśmiechem Piotrek- Te robaczki ci mózg właśnie zżerają! He He! Ale ty głupi jesteś ,żeby na słońce się gapić?

-Spadaj! Jaki typ!- Piotr zaczął pocierać oczy- No w sumie to masz racje. Głupi jestem.

Uśmiechnęli się do siebie,zwalniając nieco tępo bo przecież nigdzie im się nie spieszyło. W oddali było już widać zielone korony drzew które wiły się niczym dywan. Błękit nieba i zieleń tych drzew stwarzały niesamowitą harmonie której tak oboje przecież potrzebowali.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Przecinki do poprawy, piwo z rana ....rewelacja. Moja ocena 4.
  • NataliaO 20.12.2014
    fajne opowiadanie, drobniutkie potknięcia, dialog i opis jest dobry; 4
  • Taki Tam 20.12.2014
    Dziękuję.Cieszę się że komuś się podoba :-)
  • NataliaO 20.12.2014
    :))
  • Taki Tam 20.12.2014
    Każdy,nawet malutki uśmiech dodaje mi ogromne pozytywne pokłady energii aby napisać coś jeszcze :-)
  • NataliaO 21.12.2014
    będę częściej zostawiać uśmiech pod opowiadaniem na pozytywną energię :)))
  • Prue 21.12.2014
    Czekam na Trzecią Lekcje. Takie lekkie i młodzieżowe opowiadanie. Nad interpunkcją musisz popracować. Dam 4

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania