Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Lekcje Thorú (miniatura)

Knuta co wieczór pisał w swoim pamiętniku. Był to nawyk, który polecił mu znajomy lokaj, z którym korespondował od czasu do czasu. Skrobał piórem wszystkie swoje drobne grzeszki, przewinienia wobec Rodu dla którego pracował: zauważone i ukarane, niezauważone i nieukarane, oraz te najgorsze: Niezasłużenie ukarane. Tych było najwięcej: Kopniak od starszego syna Pana. Szturchnięcie od młodszego syna Pana. Cztery inwektywy obrażające jego matkę. Dwie uchybiające jego męskości. Jedno złe słowo o jego pochodzeniu. I tak dalej, Knuta skrobał pracowicie przy świetle ogarka świecy, którą łaskawie zezwalano mu zabrać, gdy wymieniał Państwu na nowe.

Nie jest łatwo być lokajem, o, nie. Kiedyś było inaczej... Kiedyś, kiedy Knuta był młody i przystojny, zdarzało się, że Pani - prawdziwa, pełnokrwista, francuska dama - przychodziła do niego, gdy Pan wyjeżdżał. A gdy kilka lat później zmarła, Pan ożenił się ponownie i zaczęły się naprawdę ciężkie czasy dla ulubionego francuskiego lokaja dawnej Pani. Gdy był młodszy, jakoś łatwiej było mu znosić uszczypliwości. Może też i delikatniej szczypano? Nowa Pani była dużo młodsza niż Pan, urodziła mu kilkoro nowych synków, z których Knucie, mimo usilnych prób, nie udało się polubić ani jednego.

Z pewnością nie najlepszym wyjściem było, od kilku zresztą lat, posuwanie najmłodszej córki Pana - kilkunastoletniej Thorú - podczas lekcji francuskiego, które były przedśmiertnym wymogiem dawnej Pani. Która zdecydowanie życzyła sobie, żeby to właśnie on, Knuta, pilnował edukacji dziewczynki. Zdecydowanie nie był to najmądrzejszy ruch z jego strony jako lokaja, ale nie mógł się też i powstrzymać. Każdego dnia przez dwie godziny miał obowiązek uczyć Thorú płynnej mowy i literatury francuskiej. Każdego dnia dziewczynka spędzała z nim godzinę na czytaniu - wcale nie musiała już ćwiczyć, od wielu miesięcy była lepsza od niego - a drugą...

Przez drugą godzinę utwierdzała go w przekonaniu, że wymordowanie ich wszystkich z nią włącznie jest pomysłem bezsensownym - wszak to ona każdego dnia około południa opróżniała jego zbiornik na fluidy życia, przez co mniej agresywnie podchodził do wieczornych pamiętników. Odkąd rok czy dwa temu zaczęła sama z siebie, chętnie obrabiać go ustami, mniej było: "zapierdolę świecznikiem, zmiażdżę ryj butem, rozkurwię jej szpetne, grube dupsko jej własnymi, zasranymi trzewiczkami z kokardami", a więcej: "po prostu ich zadźgam we śnie, by nie cierpieli oni, ani przez nich i ja". Nawet czasem posuwał się do "Dziś na pewno ich nie zarżnę."

Kiedyś, każdej nocy przez kilka lat, przed snem zabierał się za ostrzenie i polerowanie długiego sztyletu, który jego dziadek przywiózł z którejś wojny. Odkąd zaś nocami Thorú zjawiała się w jego kwaterze półnaga i gorąca, chętna na repetę z południa, nóż leżał tak samo naostrzony, jak go dawno temu zostawił. Ale leżał i był w pogotowiu, powtarzał sobie lokaj. Sam jego widok dawał Knucie nadzieję.

Ten drugi, nocny sztos, następował zawsze według tego samego wzorca; Thorú wchodziła, zamykała drzwi i rozkładała nogi. Knuta bez ceregieli wchodził ostro w zawsze już mokrą i gotową cipkę nastolatki, jakby każdym ruchem bioder sztyletował wszystkich, którzy danego dnia go upokarzali. Odliczał w głowie, w myślach, każdego członka Rodu od najdalszych, najrzadziej widzianych kuzynów i braci Jaśnie Pani, na koniec zostawiając ciężkie przewiny mieszkańców posiadłości, synów i córki Pana, grzechy jego samego i Jaśnie Pani. Na sam koniec, właśnie, zostawiając sobie tę drugą dziurkę.

Tam, w najwrażliwszym miejscu, kończył każdego wieczoru, tam właśnie, symbolicznie i dosłownie odbijał sobie na lordzie Panu i jego rozpuszczonych synalkach i tępogłowych córkach i Jaśnie Pani o grubych udach i wielkiej dupie, wszystkie ich spojrzenia, kopniaki i idiotyczne rozkazy. Opryskliwe komentarze. Policzki i fałszywe oskarżenia, głupie żarty całej rodziny odbijał sobie, co noc masakrując jej mały, różowy, obrośnięty blond włoskami, odbyt.

Thorú była niewinna i nigdy go nie uraziła ani nie prześladowała. Nigdy też nie zrobiła mu nic złego - od chwili swojego urodzenia była cudem i czystą dobrocią. Aniołem.

Zgnębiony i zły na nich wszystkich i na siebie pchał więc, łapczywie wchodząc coraz głębiej i mocniej i wreszcie strzelał obficie, prosto do odbytnicy Thorú. Która przez cały czas milczała, przyjmując wszystkie jego pchnięcia bez słów i z uśmiechem, jedynie ustawiając biodra w najkorzystniejszym, dla nich obojga, położeniu.

Po tym prawie od razu zasypiał, a rano, gdy wstawał, nie było po niej śladu. O piątej wstawał, by od wpół do szóstej służyć całemu jaśniepaństwu. I tak co dzień. Co dzień od kilkunastu, może kilkudziesięciu miesięcy. Nie liczył. Grunt, że oczyszczał umysł i rano nie czuł nienawiści z dnia wcześniejszego.

Czas mijał.

Pewnego dnia cała rodzina, z Thorú włącznie, pojechała do jakiejś ciotki i nie rozmawiali w ciągu dnia. Odstępstwo od normy w codzienności - brak domowników do dokuczania mu i brak ulgi w ustach Thorú - wyszło mu na zero. Nie było złości, którą musiałby z siebie wyrzucić. Zaś gdy wróciła (a razem z nią cała rodzina) i przyszła nocą, godzinę później niż zwykle, pospiesznie uprzątnął stolik i upchnął wszystko w sekretarzyku. Położył się i czekał, ale ona usiadła na łóżku i odezwała się po raz pierwszy. Miała słodki, dźwięczny głos, którego dotąd nie użyła w jego kwaterze ani razu.

- Znalazłam schowany pamiętnik...

Był w szoku. Cala werwa go opuściła i zmiękł mu. Tej nocy nie rżnął jej bez opamiętania, jak zawsze. Nie zmieniał się w dzikie zwierzę, nie penetrował jej w żaden sposób, wcale. Czekała dłuższą chwilę, a potem wyszła, zgasiwszy świecę. Knuta odczekał chwilę, zapalił zapałkę i otworzył szufladę na dnie szafy, w której trzymał swoje pamiętniki. Wszystkie były na miejscu. Jednak, czy były tak samo ułożone? Nie mógł wiedzieć. Nie potrafił sobie przypomnieć, jak je ułożył, i czy nie namieszał sam, gdy parząc palce, usiłował wydobyć z gasnącej zapałki jeszcze odrobinę światła. Pozamykał wszystko na czuja i położył się do łóżka.

Następnego dnia wstał rano tylko po to, by w roztargnieniu dowiedzieć się że sztylet, który zawsze leżał na parapecie, zniknął. Podejrzewał, że to Thorú go schowała, by nie wprowadził w czyn swoich gróźb z pamiętnika. Nie, żeby chciał wszystkich zarżnąć od razu, we śnie...

Ale gdyby dać mu możliwość, okienko, czy nie skorzystałby? Za lata upokorzeń? Setki kopniaków i cmoknięć Jaśnie Pani?

Wyszedł, jak zawsze, o ustalonej porze, umyty i ubrany. Ubranie wyprasowane i wyszczotkowane zawsze poprzedniego wieczora, leżało na nim jak zawsze wyśmienicie. Dziś jednak czuł się w nim zupełnie nie na miejscu. Czuł spojrzenia na plecach; oczekiwał, że w każdej chwili po niego przyjdą, wyprowadzą, wsadzą do aresztu lub po prostu rozstrzelają i zakopią w ogródku. Pchną go jego własnym nożem... Tak myślał, wypełniając jednak swoje obowiązki co do joty. Jeśli miał odejść, to z klasą.

W altanie w ogrodzie, gdzie od lat uczył Thorú francuskiego, siedziała dziewczyna i czytała coś. Była to oprawiona w różową skórę książka - rękopis, jak zdołał na pierwszy rzut oka ocenić Knuta. On, który znał każdy zakamarek posiadłości, wszystkie książki w bibliotece i poza nią, nie widział jej nigdy wcześniej na oczy.

- Co czytasz? - zapytał nieco sucho po francusku, stając za nią i zerkając jej przez ramię, usiłował oprzeć oczy o litery.

- Pamiętnik - odpowiedziała w tym samym języku, odwrotnie niż tym razem on, przepięknie modulując głos. Widać było i słychać, że włożyła całe serce w każdą zgłoskę.

- Opowiedz mi o wczoraj. Jak ci minął dzień? - zapytał, usiłując ogarnąć wzrokiem jak najwięcej, jednak na próżno. Złożyła bowiem książeczkę i zaznaczyła leżącym obok piórem miejsce, gdzie czytała.

Knuta spojrzał na wystające z książki pióro i przypomniał sobie, że poprzedniej nocy w pośpiechu założył stronę we własnym pamiętniku właśnie sztyletem dziadka, i schował całość do szuflady sekretarzyka.

Odetchnął z ulgą.

- Znalazłam wczoraj ciekawy pamiętnik i nie potrafię się od niego oderwać. - Odpowiedziała na poprzednie pytanie. Tak samo, jak robiła to setki razy wcześniej, gdy zadał jej lekturę z obszernej biblioteki Pani. Rozmawiali o ręcznie szkicowanych obrazkach na kartach przez równiutką godzinę, wyznaczoną przez specjalną klepsydrę, a potem, niemal od razu, gdy przesypał się piasek; gdy ostatnie ziarenko opuściło górną komorę, urwała w połowie opowieści o obrazkach i skupiła się w całości na drugiej części ich spotkania.

Pierwszy raz w trakcie patrzyła na niego przez cały czas, i pierwszy raz on odwzajemniał spojrzenie. Nie trwało to godziny, o, nie. Nie trwało nawet pięciu minut. Kilka razy musiał poduszką zdusić krzyk, a gdy skończył, odłożył poduszkę, ale oczy pozostawił zamknięte. Wstydził się. Nie miał czego i wiedział o tym, ale wstydził się i tak.

- Ça va? - spytała Thorú.

Knuta westchnął, odetchnął kilka razy i odważył się otworzyć oczy. Jego penis całkiem zmiękł, a choć Thorú wyglądała na gotową na jeszcze, nie postępowała. Kiedyś już jej wyjaśnił, że dwa sztosy dziennie to optymalna ilość i nie chce wypadać z rytmu. Bo mógłby zawieść, a nie robi się coraz młodszy, niestety. Męska duma i takie tam.

Schował męskość z powrotem i oporządził się. Zerknął na zegar, mieli jeszcze grubo ponad pół godziny.

- Możesz kontynuować, Thorú. Mówiłaś, że pamiętnik należał do...?

Dziewczyna odpowiedziała od razu całym zdaniem, jak nauczył ją przed laty.

- Pamiętnik należał do twojej pierwszej Pani, Knuto. Do mojej matki.

Knuta westchnął na wspomnienie odległych czasów. Dawna Pani miała klasę, a ta? Ta ma zeza.

- Czy... Czy Jaśnie Pani pisze o czymś... Ciekawym? - spytał Knuta, karcąc się w myślach za wścibskość i nielojalność wobec zmarłej.

Thorú przekartkowała całość przy nim. Na każdej stronie był, pisany po angielsku krótki opis wspaniałego szkicu. Wiatraki, krzewy jeżyn, ogrodnicy, schody... U góry na każdej stronie również była data, zapisana ozdobnym pismem z zawijasami. Zaś z tyłu, na ostatniej stronie przed okładką była adnotacja napisana w jakimś dziwnym języku. Usiłował przeczytać.

- "Mec jotsej atun...Kot mezar mytiyz ai cwmetse juwonz". Rozumiesz coś z tego? - spytał Thorú, która pokręciła głową. Czytał dalej.

- "Menysnikus myta w orubge izdebein ceic jo. Ogerot kok cei zdezs wreip". I dalej... "Tak się cieszę!". Wygląda trochę jak greka, nie sądzisz? - spytał. Nastolatka obracała w palcach stronę. Poprosił dziewczynkę o przepisanie dokładnie i czytelnie wiadomości, po czym skończył lekcję, jak zawsze.

Myślał o wiadomości cały dzień, zupełnie inaczej podchodząc do codziennych psot zgotowanych mu przez domowników. Nie tylko nie dał się wyprowadzić z równowagi... Nawet nie zauważył większości sytuacji, na które każdego dnia był cięty, i które każdego dnia musiał sobie odbić w pamiętniku i z Thorú.

Po pracy, wieczorem zasiadł do pisania. Według jego zegara, dziewczynka nie miała przyjść jeszcze przez co najmniej godzinę. Przepisał dokładnie, litera po literze, całość. Jedyne słowa, które trzymały się kupy, to: Kot, myta, w, kok.

- Toż to, kurwa, nie ma sensu! - powiedział po cichu. Zaczął bazgrolić ołówkiem na marginesach, co mu się nigdy dotąd nie zdarzyło... Nie w swoim pamiętniku. Nie w oficjalnych papierach. Czas mijał. Knuta bazgrolił losowe słowa i obracał je na wszystkie strony. Nic mu nie wychodziło. Wziął nawet lusterko i próbował dalej. Z tego wszystkiego zapomniał na śmierć, że czas leci. Pisał akurat "kok" i zauważył, że pisane od przodu i od tyłu wygląda tak samo. W dodatku czyta się tak samo. Tak samo litera "W".

Spróbował z "Kot". Litery miały osie symetrii, ale to tyle. Nic z tego. Knuta westchnął.

Otworzyły się drzwi i weszła. Zamknęła drzwi i usiadła na jego łóżku. Rozebrała się. Czekała. Knuta włożył znów sztylet między strony (podobało mu się to połączenie), schował całość do szuflady i podszedł do łóżka.

Tym razem nie było w nim agresji i nie grzmocił jej ostro i do upadłego, z nastawieniem na odgrywanie się za krzywdy, tylko robił to powoli i delikatnie. Tym razem jęczała. Gdy poczuł, że nadszedł czas, włożył jej w odbyt i tam skończył. Jak zawsze.

Potem, gdy leżał w łóżku i udawał że śpi, usiłował zrozumieć, co było inaczej. Bezskutecznie. Usłyszał, jak Thorú ubiera się i wychodzi.

Następnego dnia w altanie wszystko było inaczej. Każde przyszło ze swoimi notatkami i porównywali swoje pomysły. Knuta zaproponował, by odwrócili cały tekst na próbę. Ustalili, że on będzie pierwszy czytał, a ona zapisywała, a potem się zamienią.

- "pier szwedzi ec kok tor... ego... Ojciec nie bedzie gburowatym sukinsynem" - przeczytał. - Bez sensu, "Pier Szwedzi ec kok tor ego", bełkot, a potem nagle to z ojcem, który nie będzie gburowatym sukinsynem. - Spojrzał na dziewczynkę i pogroził jej palcem. - Nie powtarzaj tego słowa nikomu.

- Pierwsze dziecko! Knuta! Nie szwedzi, tylko dziecko, spójrz! - wskazała mu miejsce, w którym zrobił błąd. Powtórzył.

- Pierwsze dziecko kok torego...

Knuta! Pierwsze dziecko, którego ojciec nie będzie... - spojrzała na niego. Kiwnął głową, ale i tak nie skończyła. Postanowiła kontynuować czytanie.

- Znowuj... Znowu, zapisz: "znowu"! - pisnęła. Zapisał.

- Znowu... jestem wciąż... Y? I? Tym razem... Tok nuta je stojcem. Nie rozumiem. "Stojcem"? Przeczytaj całość na głos! - wykrzyknęła, podekscytowana.

- "Pierwsze dziecko, którego ojciec nie będzie... Hm, hm. Znowu jestem w ciąży i...? - głos uwiązł mu w gardle. Dziewczynka uniosła na niego wzrok. Nie odwzajemnił spojrzenia. Nie śmiał. Patrzył na stół, na którym, oprócz pamiętnika, była jedynie klepsydra.

Podążyła jego wzrokiem na stolik i dostrzegła, że w klepsydrze piasek był w całości przesypany. Zabrała się ochoczo do niego, podekscytowana zabawą w zgadywanie zaszyfrowanej wiadomości.

Knuta zamknął oczy i zaciskał mocno powieki. Żałował, że zostawił sztylet w pokoju...

Miał bowiem ochotę wbić go sobie w serce aż po rękojeść.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (26)

  • KarolaKorman 26.12.2017
    ,,On, który znał każdy zakamarek posiadłości, wszystkie książki w bibliotece i poza nią, nie widział jej nigdy wcześniej na oczy.'' - przyjrzyj się końcówce tego zdania
    Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to właśnie taka koligacja, tekst tylko potwierdził. Odczytałam go zanim oni cokolwiek pokumali. To przeniesienie pierwszej litery następnego słowa było ciekawym zagraniem, ale dałam radę :) Nie napiszę nic więcej, bo odebrałabym zabawę innym :) Ja też chyba na miejscu Knuta zatopiłabym sztylet po samą rękojeść we własnym sercu :(
    Dobry tekst, zaciekawiłeś od pierwszego zdania :) 5 :) i jeszcze świąteczne pozdrowienia :)
  • KarolaKorman 26.12.2017
    Teraz widzę, że zdanie, które wypisałam ma sens. Nie dostrzegłam go wcześniej. Bardziej skłaniałabym się do końcówki: tej nie widział nigdy wcześniej na oczy, ale teraz dopatrzyłam się tego, co napisałeś - sorki za zamieszanie.
  • Okropny 27.12.2017
    Dzięki, Karolcia! Podwójne, bo raz - przeczytałaś, i dwa - poświęciłaś drugą chwilę na dorozumienie! :)

    Strokrotne!
  • KarolaKorman 27.12.2017
    Największą przyjemność sprawiła mi zaszyfrowana wiadomość :) Fajnie, że nie rozszyfrowałeś jej tak w stu %, dobre zagranie. Podejrzewam, że jest to część większej całości, jak przeoczyłam coś wcześniej, to odszukam, jeśli nie, czekam na coś więcej :)
  • Okropny 27.12.2017
    Jest to seria miniatur z bohaterami, których imiona recykliguję. Nic nie jest takie samo - w sensie to nie są te same postaci - poza imionami. Taki trick, żeby nie tworzyć kolejnych Betti, Wilm, Barneyów i Fredów.
  • KarolaKorman 28.12.2017
    Okropny, jak dobrze, że wpadłeś na pomysł, żeby to napisać :) Ja już wczoraj przeczytałam o tym teatrze z arystokracją na widowni, ale za cholerę nie mogłam nikogo utożsamić. On to czy ona ta Thoru, brat czy siostra - bliźniaki? Ludzie, gdzie ja trafiłam? Co tu się wyrabia? W poprzedniej części była chłopakiem, po zmieleniu w maszynce do mięsa ulepili z niej dziewczynę - to pewnie będzie w kolejnej części - tej, której jeszcze nie czytałam. A może ja zwariowałam, albo świąteczne żarcie sprawia, że nie czytam ze zrozumieniem? Cóż to za drastyczne przedstawienie było? Spektakl jednorazowy? Ale jaki wiarygodny? Aktorzy poszukiwani bez ustanku :)
    A tak już całkiem szczerze to faktycznie trochę oniemiałam po przeczytaniu wspomnianej części. Nie skapnęłam się, że chodzi o zupełnie innych ludzi (postanie), że to tylko zbieżność imion. Dlatego nie pisałam komentarza, bo musiałam poszukać wyjaśnień. Znalazłam je tutaj i cieszę się, że zerknęłam ponownie i odetchnęłam z ulgą :)
  • Okropny 28.12.2017
    KarolaKorman
    Zabieg po to, żeby nie przywiązywać się do bohaterów, tylko być z nimi przez tą chwilę opowiadania. To tylko imię, jak sobie wyobrazisz Thorú, to twoja sprawa, ale zawsze to będzie ktoś/coś inny/ego.
  • Canulas 27.12.2017
    No i jestem

    "Zgnębiony i zły na nich wszystkich i na siebie pchał więc, łapczywie wchodząc coraz głębiej i mocniej i wreszcie strzelał obficie, prosto do odbytnicy Thorú. Która przez cały czas milczała, przyjmując wszystkie jego pchnięcia bez słów i z uśmiechem, jedynie ustawiając biodra w najkorzystniejszym, dla nich obojga, położeniu." - tu mi się gryzie, że to "która" jest od nowego zdania.

    "- Znalazłam wczoraj ciekawy pamiętnik i nie potrafię się od niego oderwać. - Odpowiedziała na poprzednie pytanie. " - odpowiedziała z małej.

    "Knuta westchnął na wspomnienie odległych czasów. Dawna Pani miała klasę, a ta? Ta ma zeza. " - fajne. I od razu refleksja. Dobrze, że do tego tekstu, jeśli już wrzucasz żarty, to lekkie i takie na miejscu. Klimat się sugestywny wytworzył. Zbyt frywolny żarcioch mógłby zaszkodzić.

    Ok. Wiadomość odczytałem. I nic wiecej nie napiszę, żeby nie psuć innym. W sensie, jedną, bo może są i inne.

    A z innej beczki, to: Teraz, po tym tekście, już mi się nie wydaje on być tylko przerywmnikiem do Henkelsa. Zbyt dużo pracy. Może jest to jakaś seria bez (póki co) chronologicznego umiejscowienia, ale zaczyna się robić coraz barwniejsza. Ta część najlepsza klimatycznie. (Mi się kojarzy, chuj wie czemu z grą "Dishonored"). Nie jest Ci cięzko pisać równolegle w dwóch, tak odrębnych stylach.W sensie, po jakości widać, że nie, ale czy przez to sam "moment startu" danego dnia z pisaniem nie zachodzi dłużej?
    Dozdro. Dobry tekst.
    Pełen bardzo obrazowego erotyzmu.
  • Okropny 28.12.2017
    Ok, jest obszerny komentarz, tylko ja jednym okiem nie dostrzegłem. Sorx.

    Czy zbyt dużo pracy...? Nie wiem, pisałem to na luzie przez kilka dni, od chyba Wigilijnej nocy, do nocy 26, więc nie jakoś znowu bardzo długo, zważywszy, że w tych krótkich chwilach, kiedy miałem wolny moment.

    Czy moment startu co? Czy muszę się długo namyślać?
  • Canulas 28.12.2017
    Ta, żeby się przekalibrowac. To chyba nie łatwe. Na nowo trzeba wejść w głowę, głowy, świat. No, tak mi się zdaje.
  • Okropny 28.12.2017
    Przekalibrować na co? Na bohatera?
  • Canulas 28.12.2017
    Też. Ogólnie na dany twór. Na świat, na wszystko.
  • Okropny 28.12.2017
    Na całe szczęście nie, bo jestem na raz w kilku narracjach, i pisząc te miniaturki, pozwalam odsapnąć umysłowi i przypomnieć sobie, co i po co z tym drugim. Jak zmiana podkoszulka po grze w piłkę, na taki do majsterkowania.
  • Canulas 28.12.2017
    Piszesz coś, przesiąkasz tym, jest coraz lepiej, a tu, hop, zmiana środowiska. Nie trzeba potem dłużej czekać, aż odpalą wcześniejsze wizje?
  • Okropny 28.12.2017
    Na szczęście ten podkoszulek Knuty-majordoma i Thorú-nastolatki, jest stosunkowo łatwo zdjąć, zwłaszcza, że narracja jest urwana w bardzo dobrym, wg mnie, momencie. I pozostawia dużo niedopowiedzeń, co mi się rzadko zdarza. Stąd i ćwiczenie.
  • AniazKalisza 28.12.2017
    W końcu jakiś konkret dotyczący świata- uczą się francuskiego (bardzo subtelne jeśli spojrzymy na drugą część lekcji) czyli można powiedzieć, że jesteśmy u siebie. Z tą serią na razie idziesz jak sinusoida- meh- Wow- meh. Zobaczymy jak się to rozwinie. Seksualne wyżywanie się na dziewczynce która nic bohaterowi nie zrobiła jest niefajne jak na mój gust, ale ona chyba dobrze wie że jej poświęcenie jest konieczne chyba dla przetrwania rodziny (przynajmniej w całości). Tak czy tak dziewczątko będzie potrzebowało terapii i szczerze jej współczuję.
  • Okropny 28.12.2017
    Co Ty najlepszego pierdolisz, kochanie?
  • Ritha 09.01.2018
    "urodziła mu kilkoro nowych synków" - napisane, jakby przyniosła mu kilka jabłek z sadu ;)
    O, ale lepsza jest druga część zdania:
    "których Knucie, mimo usilnych prób, nie udało się polubić ani jednego" :D

    "Nawet czasem posuwał się do "Dziś na pewno ich nie zarżnę." - to ja w pracy, w dzień wypłaty

    Dżazas, odzwyczaiłam się od tych zboczeniuchowych tekstów. Ja już jestem za stara na te cipy, odbyty itepe wokół, Okropny :) Mam dla Ciebie czelendż... ale nie podołasz, więc se daruję :P

    "Odstępstwo od normy w codzienności - brak domowników do dokuczania mu i brak ulgi w ustach Thorú - wyszło mu na zero" - spoko, lubię symetrię

    Imię Thoru mi się widzi. I ten fragment z klepsydrą:
    "Rozmawiali o ręcznie szkicowanych obrazkach na kartach przez równiutką godzinę, wyznaczoną przez specjalną klepsydrę, a potem, niemal od razu, gdy przesypał się piasek; gdy ostatnie ziarenko opuściło górną komorę, urwała w połowie opowieści o obrazkach i skupiła się w całości na drugiej części ich spotkania"

    "Dawna Pani miała klasę, a ta? Ta ma zeza" :)

    Tech-aid:
    "przewinienia wobec Rodu dla którego pracował: zauważone i ukarane, niezauważone i nieukarane, oraz te najgorsze: Niezasłużenie ukarane" - po pierwszym dwukropku jest małą, po drugim dużą - irytujące :)
    "Cala werwa go opuściła" - Cała*
    "nie potrafię się od niego oderwać. - Odpowiedziała" - kropka out, odpowiedziała* z małej
    "- Toż to, kurwa, nie ma sensu! - powiedział po cichu" - tu już czepialstwo wersja hard, ale pedział cicho, a wykrzyknik jest. Wiem, że można coś ze złością pedzieć cicho, ale ja bym ten wykrzyknik osobiście wypieprzyła.
    ps. Nie wiem czy Ci wyłapywać błędy, bo chyba raczej już w tym nie grzebiesz po publikacji, wiec nie wiem czy jest sens (?)

    Muszę gdzieś wyrzucić gniew. otoczenie już spierdziela przed sepleniącym, buchającym gniewem potworem, na pitoleniu najojczyłam sporo, więc tu.
    Nie mogę napisać ani jednego akapitu Lei! Ani dwóch zdań! Dwóch, pierdolonych, zdań... Z żadnej perspektywy, żadnego bohatera, ni chuja. Nie pójdzie. Zaparło się i nie pójdzie... szlag mnie trafi! Mało tego, nawet se nie mogę odświeżyć pamięci, bo jak czytam ostatnie części to mnie mroczy i mdli. AAAAAAAAAAAAA!

    No. Już. jak mnie tera nie odblokuje to mogiła.

    Wracając do Twojej minaturki. Odczytałam zaszyfrowaną wiadomość, ofkors, mało tego, skumałam także, pomysłowy sposób, lubiem zgadywanki :) Klimat tekstu bardzo Twój, ale żeby takie rzeczy pisać w Święta?! Twoja babcia by była niepocieszona...
  • Okropny 09.01.2018
    Mam dla Ciebie czelendż... ale nie podołasz, więc se daruję :P

    Ja nie podolam?
  • Okropny 09.01.2018
    Wylapuj bledy, popoprawiam je przy kompie
  • Ritha 09.01.2018
    Okropny czelendż miał polegać na całkowitym wyeliminowaniu nawiązań seksualnych (jakichkolwiek, wszystkich, każdego, out) w najbliższych powiedzmy... 5 tekstach. Ale po co masz się mordować, pisz ło czym chcesz ziom i się ciesz wenom, bo nie wszyscy mają!
  • Okropny 09.01.2018
    Ritha niektóre teksty chyba mają braki w tych dziedzinach, sprawdz
  • Ritha 09.01.2018
    Okropny to są tak małe braki, że niezauważalne. Od jakiegoś czasu sugeruję Ci nie szufladkowanie się po prostu. Mam młyn w robocie, bąble na języku i wkurw. Może słaby dzień do oceniania innych?
  • Okropny 09.01.2018
    Ritha a czy ja się szufladkuje? Pisze, jak lubię i jak mi pasuje.
  • Okropny 09.01.2018
    Ritha a ze wszędzie jest SEKS SEX SECHS toi już trudno, no
  • Ritha 09.01.2018
    No dobra, noooo. Tak Ci tylko piszę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania