Lekko oniryczna opowieść o Matusze II

Matusze ze swoim imieniem na ramieniu chciałby wziąć udział w jakiejś historii. Chciałby, gdyby mógł. Z pewnością chciałby chcieć, jakby tylko potrafił. To dość skomplikowane. Na razie jednak wciąż tkwi w swoim kosmosie. I tam właśnie jego historia na razie się dzieje. W swoim kosmicznym tempie. I musi być smutna, ponieważ szczęście jest trudne. Wymaga wydarzeń, działania, ruchu. Potrzebuje odczuwania. Warunkiem szczęścia są wymagania. Szczęście rośnie, żyje i wynika z czegoś. Daje życie i ożywia. Natomiast smutek może wziąć się z niczego. Smutek potrzebuje nic. Znajduje kawałeczek pustki, wciska się w nią i wygodnie rozsiada. A pustka jest jego małym piekarnikiem. Tam osadzony, smutno sobie rośnie. Więc jeśli Matusze ma przeżyć prędko jakąś historię, to w kosmosie jego nicości, musi być ona smutna. Chyba, że Matusze postanowi zejść na ziemię. I jeśli ziemia mu na to pozwoli, dając mu prawdziwe istnienie.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Bajkopisarz 26.04.2020
    Pytanie, czy zabierając Matusze na ziemię, nie zdestabilizujemy jego egzystencji, całkowicie nieprzystosowanej do czegoś innego niż smutek? Takie wciśnięcie mu szczęścia na które nie jest gotowy, może sposwodwać katastrofę znacznie większą, niż regularne wstrzykiwanie dawek smutku. Lek, który zabija zamiast leczyć. Terapia szokowa. Ale, kto nie ryzykuje ten nie ma, więc zaprośmy Matusze na ziemię ;)
  • Szept Motyla 27.04.2020
    Bardzo podoba mi się ta refleksja, w ogóle mam wrażenie, że będziesz miał zupełnie inne spojrzenie na te teksty, niż to oczekiwane. Ale to dobrze, popatrzę na to z innej strony (o ile dalej będziesz czytał). A co do końcowej zachęty, to wszystko się okaże :D
  • Bajkopisarz 27.04.2020
    Szept Motyla - czasem widzę w tekście to, czego nawet sam autor nie miał intencji zamieszczać :)
  • Shogun 27.04.2020
    Przeczytałem, i dalej podtrzymuję swoje zdanie, że Byt teraz zwany już Matusze istniał wcześniej nawet przed otrzymaniem imienia, a zabranie go na ziemie nie spowoduje, że zaistnieje. Zaistniej tylko na ziemi, czyli gdzieś, gdzie jeszcze nie był, gdzie jest pierwszy raz. Hmm, myślę, że nie tylko smutek jest pustką, ale samo szczęście. W końcu smutek, to brak radości, natomiast szczęście, to brak smutku. Czy gdzieś gdzie teoretycznie nie dzieje się nic, naprawdę nie dzieje się nic? Nic się nie działo, ale przecież nic, to też coś. Czy Matusze rzeczywiście nic nie robił? Ależ skąd, przecież myślał, myślał o tym, że miło byłoby zaistnieć, a myślenie to przecież robienie czegoś. Tak więc wydaje mi się, że coś się jednak w jego kosmosie dzieje :D

    Kurcze, wybacz tak długie wywody, ale naprawdę tekst składnia do takich, lekko filozoficznych przemyśleń :D
    Pozdrawiam ;)
  • Szept Motyla 28.04.2020
    No teoretycznie szczęście to brak smutku i smutek to brak szczęścia. Tutaj starałam się podkreślić jedynie takie wrażenie prywatne moje, że łatwiej jest być smutnym i się pogrążyć w smutku, poddać marazmowi itd. A szczęście jednak to coś, co trzeba zdobyć, osiągnąć poprzez coś (nawet jeśli to jest nie wiem.. spacer, czy uśmiech drugiej osoby, nie mówię już tutaj o wielkich życiowych osiągnięciach) i dlatego może historia Matusze musi być smutna, jeśli ma się pojawić szybko, bo wtedy będzie prościej ją napisać. Jakaś taka pokrętna logika!
    Dzięki za komentarz i mega mnie cieszy, że Matusze wywołał tyle różnych myśli :D
  • Clariosis 30.04.2020
    Oj Matusze, Matusze... ;)
    Nie spodziewałam się, że kolejne części są tak krótkie, więc jak zajrzysz do powiadomień to zobaczysz wysyp wiadomości ode mnie. Tym razem jednak mam o wiele obszerniejszy komentarz, taaak, na to czekałam!

    Czy naprawdę szczęście wymaga powodu, a smutek może być z niczego? Nie zgadzam się z tym osobiście. Szczególnie kiedy rozmyślam o tym w sensie wszechświata, w którym właśnie Matusze przebywa. Wszystkie te emocje znamy od istot żyjących na ziemi, więc można wysnuć wniosek, że są to emocje czysto ludzkie... A może jednak pochodzą właśnie z tych czarnych niebios, gdyż każda dusza ma swój początek właśnie w nieokrzesanym wszechświecie, tak jak Matusze? Jeżeli tak więc jest, to tak naprawdę zarówno szczęście i smutek mogą pochodzić od niczego - gdyż cały wszechświat też od nicości pochodzi. A jednak zaistniał. Dlaczego? Na to różnie próbuje nauka czy religia odpowiedzieć. Ja osobiście uważam, że to wyższy plan. Czego? Kto wie. Może samych nas, bo chcemy, jak Matusze, zaistnieć? Być czymś więcej niż tylko drobnym atomem, energią? Pragniemy więc rodzić się na nowo na tej ziemi, istnieć w ciele, jakoś się nazywać? Może więc dlatego Matusze przyjdzie myśl, by na ziemie zejść? By jednak zaistnieć prawdziwie, tak jak każda cząstka wszechświata. W końcu skąd indziej niby jesteśmy, jeżeli nie od gwiazd i pierwiastków zawieszonych w nieskończonych ciemnościach?

    Jeżeli chodzi o koncepcje wszechświata, to mogłabym się godzinami wypowiadać. ;) Wybacz, jeżeli tekst u góry zdaje się trochę niezrozumiały, ale uwierz, że tak właśnie poruszyła mnie ta jakże krótka opowieść, musiałam wypłynąć więc w wir rozmyślań. Jak wcześniej powiedziałam, nie zgadzam się z tym, jakoby szczęście wymagało, a smutek może istnieć bez niczego, ale to już moje subiektywne uczucie. W sensie opowiadanej historii jest to ciekawy koncept. Czy Matusze się odnajdzie w trudu szczęścia? Czy bytność mu to szczęście przyniesie? No to czytam dalej. ;)
  • Dekaos Dondi ponad rok temu
    Szept Motyla↔Ciekawe rozważania w kwestii↔Matusza. Jestem na tak. Inne spojrzenie na rzeczywistość, odczuwanie, istotę smutku... oraz nic, co jest, choć niby to nic.
    "Szczęście rośnie, żyje i wynika z czegoś. Daje życie i ożywia. Natomiast smutek może wziąć się z niczego"
    Hmm... zastanawia:)↔Pozdrawiam☺️:)
    P.S↔Zauważyłem, że jako pierwszy, skomentowałem Twój pierwszy:)
  • Szept Motyla ponad rok temu
    Dekaos Dondi Z tym szczęściem, przynajmniej wtedy, chodziło mi o to, że nieraz trzeba się na nie tyle napracować, zadbać o to swoje szczęście, gdy smutek potrafi (pozornie) przyjść ot tak i wypełnić wszystkie zakamarki, objąć nagle wszystko swoją obecnością, z taką łatwością! Faktycznie, byłeś pierwszym czytelnikiem! I proszę bardzo, jesteś teraz jedynym, który pozostał, hahahah. :D Za co jestem mega wdzięczna, co podkreślam pod każdym komentarzem. Z Matusze chyba jestem najbardziej zadowolona, jeśli chodzi o moje pisanie. Tylko rzecz z nim taka była, że on mi sam płynął, to się samo pisało.. a potem zaczęłam za dużo myśleć, próbować wpleść świadomie jakąś konkretniejszą fabułę lub nowego bohatera i to wszystko jakoś mi przestało grać. A teraz.. nie wiem czy umiałabym znaleźć do niego drogę. Choć Twoje komentarze zdecydowanie zadziałały motywująco, przypomniały mi o tej serii. Może jeszcze jest nadzieja. :) Miłego dnia!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania