Lep na pszczoły

Był tu u nas kiedyś, na osiedlu, koleś z downem. Taki wesoły koleżka, co za dużo nie ogarnia, ale robi atmosferę. Ubierał się jak furiat, chodził czasami jak pijus, a przede wszystkim robił bzz-bzz. No, takie same bzz-bzz jak pszczoła, czy jakiś inny robal. Latał po placu i straszył dzieciaki, co oczywiście madkom* się nie podobało, ale osiedle stało za nim murem, więc mogły pluć jadem do woli. Ogólnie to był bardzo lubiany tu u nas i był z niego swój chłop. Jak nie bzyczał to szło się z nim dogadać, napić trochę, pożartować. W sumie myślę, że on z tym downem się tylko zgrywał, bo ja już chorych widziałem i żaden nie był jak on. Oczywiście chuj mnie to obchodziło, ale wiadomka, podejrzenia były. Raz nawet sąsiadka, pani Ruziec, coś tam przebąkiwała, że kolo tak serio jest z przychiatryka, świeżo po terapii i jeszcze trochę pajacuje. Ja tam nie słuchałem jakoś szczególnie, bo i po co, ale na osiedlu zaczęło się robić o tym trochę głośno. On, ten z downem, Mirek, też to gdzieś tam ukosem usłyszał i jak se siedzieliśmy razem z chłopakami na ławce obok osiedlowego, to wziął i zagadał do mnie:

- Chuje przejrzeli mnie.

Powiedział to zupełnie normalnie, niedownowo, a ja tylko wzruszyłem ramionami i rzekłem tak jakoś niechętnie:

- A więc po chuj była ta gra?

Chłopaki przysiedli jakoś bliżej, bo zauważyli, że się drama szykuje, a Mirek tak spojrzał jakoś krzywo, podrapał się w podbródek i odpowiedział:

- Dla beki.

No i zabrzmiał wtedy jak jakiś gimnazjalista, a chłopaki, wcale niewiele starsi niż gimnazjaliści, zebrali w sobie powietrze i chórem zaczęli chwalić jego zajebisty pomysł.

- Serio? Ale czad.

- Świetny prank, bro!

- O chuj, ale żeś odpierdolił akcję.

A dzień później Mirek wpadł pod samochód i zginął na miejscu. No, wtedy już chłopakom do śmiechu nie było. Ja zaś odwróciłem wzrok, bo po co patrzeć na takiego głupiego trupa. Nie żeby nie było mi przykro, czy żal, bo przecież się znaliśmy, ale no weź, to naprawdę było głupie.

Ogólnie to z tym "chuje mnie przejrzeli" wiązało się to, że Mirek po naszym spotkaniu pośpiesznie się spakował, aby nazajutrz się zmyć. Z tego co mówiła pani Ruziec, zmyć się zamierzał o godzinie piątej. Miał więc cholerne szczęście, że trafił pod kółka jadącego 80 na godzinę auta prowadzonego przez totalnie nawalonego gościa, który akurat wracał z imprezy dwa bloki stąd. No po prostu cholerne szczęście, a Mirek, w całej swej wspaniałości, temu szczęściu bardzo pomógł.

Na pogrzeb nie poszedłem. Zostałem przed osiedlowym, a że akurat przechodziła pani Ruziec zagadałem do niej:

- A skąd miała pani cynk, że Mirek jest z psychiatryka?

- Panie Marcin, był pan powinien mnie słuchać do końca, to by pan wiedział.

- Dobra, dobra, mów już pani, bo piwo mnie tu się nagrzewa, a pani niż nie straci z przekazania tej informacji.

- No to niech wie pan, że sama go z tego psychiatryka odbierałam!

- Rodzina?

- Bratanek.

- Co z bratem?

- Powiesił się.

- A żona?

- Zerwała kontakt.

- To po cholerę go pani wzięła?

- No jak to? Przecie to rodzina.

- Niezbyt lubiana, prawda?

- Skończyłby chłopak na ulicy, co miałam go nie brać?

- I dobrze pani zrobiła?

- A co, źle wam z nim było?

- Nie, fajny chłopak... A co z pogrzebem?

- Za stara jestem.

- Naprawdę?

- No, rodzinka w niezbyt dobrych kontaktach...

- Czyli jednak nie chciała go pani brać?

- No ale on był inny. Nie zrozumie pan.

- Ja już nic nie rozumiem.

- No to dobrze dla pana.

- A to czemu?

- Bo umysł czysty.

Uśmiechnęła się i poszła, a ja zostałem sam z żubrem i wspomnieniem o Mirku. Nie czułem, że mam czysty umysł, albo chociaż wolne myśli, ale gdzieś w duchu pomyślałem, że dobrze, że się ta farsa skończyła. Teatr był z tego niezły, ale aktorzy dość słabi i zabrakło budżetu na dekoracje. Nie żeby takie coś działo się tutaj po raz pierwszy, ale dopiero teraz poczułem jakieś takie ukucie w sercu. Nie że mnie coś bolało, tylko tak jakoś dziwnie się zrobiło, bo dziwnie się to wszystko zaczęło. Zdecydowanie nie na mój umysł takie sprawy, bo głowa nie taka mocna i myśl już nie tak świeża. Być może historia była niesamowita, ale dla wypalonego człowieka to nic zaskakującego. Makabra nie szokuje, jeśli się nie jest wrażliwym na głębokie rany. Życie wszystkich orze po równo i w sumie gówno mnie obchodzą takie Mirki, bo z nimi lub bez zawsze będzie to samo. Chujnia.

 

*pisownia zamierzona

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Tara N'tula 12.07.2018
    ,, Jak nie brzyczał to szło się z nim dogadać, napić trochę, porzartować." - ,,bzyczał", ,,pożartować". Też pisownia zamierzona?
    ,, No ale on był inny. Nie zrozumie pan." Po ,,no" przecinek.
    Tylko tyle mi się w oczy rzuciło.
    Tekst na taką czwórkę, bym powiedziała.
    Ot tak, do gorzkiej herbaty, bo kawy nie pijam.
  • Pan Buczybór 12.07.2018
    heh, witaj z powrotem i dzięki za te błędy, bo wstyd, że sam nie zauważyłem. Pozdro
  • Karawan 12.07.2018
    Sie pomondże;) Ja to bym tak nie pisał, bo jeśli gwara, lokalny slang, to trzebaby go mocniej złapać, to więcej słówek, To po primo. Po drugie primo to forma myląca pieruńsko, bo gdyby to był dialog to gwara i owszem a tak...
    No to tyle grymasów dyszlowych. Reszta bardzo OK. Jakby to jakoś oprawić to naprawdę myślę, że Baardzo OK. pięć z ukłonem Panie BB;)
  • Pan Buczybór 12.07.2018
    Dzięks zatem
  • Keraj 12.07.2018
    W życiu ludzie różnie kombinują, ale ten Mirek przeszedł samego siebie. 5
  • Canulas 13.07.2018
    W takiej odsłonie lubię Cię najbardziej. Życiowo.
    Bardzo dobre, adekwatne do wypowiadających, słownictwo.
    Nic nie jest sztuczne.
    Kapitalna robota, panie kolego.
  • Pan Buczybór 13.07.2018
    Fenks
  • KarolaKorman 19.07.2018
    Choć smutna historia, bardzo mi się podobała. Życiowa i do tego naturalnie napisana, końcówka świetna. Ta puenta najbardziej podobała :)
    5 wstawiłam, pozdrawiam :)
  • KarolaKorman 19.07.2018
    * mi się podobała - autokorekta :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania