Lew Władysław i Sęp Adam, czyli Łapacze Zbrodniarzy na tropie / Opowieść z Sadzy

- Jontek, łap za widły, to ogr! - krzyknął wieśniak do swojego kuma, cały podenerwowany sylwetką na horyzoncie.

Jontek zaś ziewnął na swym legowisku pod snopkiem, poprawił kapelusz, przesunął gąsiorek w wiklinie do cienia i nie zaszczycił ziomka spojrzeniem. Widły zaś spoczywały wbite w ziemię w połowie drogi między nimi.

Radko, bo tak nazywał się wieśniak, ze zgrozą patrzył na zbliżającego się potwora. Był zielony, miał wielkie zębiska i pachniał jak płyn do podłóg "Ptyś", w fabryce którego pono pracował. Gdy był już na odległość rzutu kamieniem, Radko wyszedł w jego stronę z otwartymi ramionami.

- Panie Wurcymbadel! Jak się pan ma? - spytał jowialnie, usiłując zasłonić swoim ciałem Jontka przed czujnym spojrzeniem ogra.

Ogr popatrzył na Radka, lekko go odepchnął ręką i przeszedł do Jontka. Wyciągniętym z kieszeni mini-aparatem zrobił mu zdjęcie i odwrócił się do stojącego za nim wieśniaka.

- No i co? - Zatknął palce za pas. - Tak pracujecie? Mam powiedzieć panu Smoku, że tak wam spieszno do zakończenia roboty, której termin mija dzisiaj? A wy, jelenie, jesteście najwyżej w połowie?

Radko zadygotał. Nie wiedział, że robią dla Smoka. W ogóle, mało co wiedział. Jontek był od załatwiania, on tylko robił, w pocie czoła robił (i robił i robił), by jego dzieci, jak się już z żoną doczekają, miały na studia.

Ogr patrzył na niego, unosząc jedną brew.

- Wór Cymbał - powiedział.

Radko zadygotał. Głos uwiązł mu w gardle.

- C... Co? - spytał.

- Wór Cymbał, nie "Wurcymbel" ani "Wurcymbadel". Zapamiętaj to sobie. Zapamiętaj sobie też to, zgrywusie, że... - wyciągnął palec zza pasa, żeby pogrozić Radkowi, jednak w pół zdania przerwał mu wystrzał. Nie było mu dane skończyć mówić a Radkowi słuchać, gdyż stojący za plecami ogra Jontek wypalił dwa strzały z nielegalnie posiadanego (czyli świeżo ukradzionego ogrowi) magnum.

Tu ciekawostka: Pierwszy raz w historii Sadzy, dwie kule wystrzelone jedna po drugiej przeleciały tym samym torem przez glutowato-kościane ciało ogra i zabiło stojącą za nim osobę. (Pierwsza kula doleciała do 0,875 drogi, a druga przeleciała pustym korytarzem, który tamta wyżłobiła w ogrze, trafiła prosto w nią i obie przebiły do reszty ogrowe brzuszysko, pas, koszulę i kapotę, urwały guzik od kamizelki, przeleciały kilkadziesiąt centymetrów i wbiły się w Radka w dwóch różnych miejscach, pozbawiając go życia, marzeń, cierpień, wypłaty i szans na własne dzieci.)

Echo wystrzałów przebrzmiało już i rozproszyło się, więc świerszcze, koniki polne i inne robactwo podjęły koncert. Jontek opróżnił pistolet z nabojów i łusek, wytarł pistolet rękawem, włożył najpierw do ręki ogrowi, potem Radkowi, potem (ostrożnie trzymając przez rękaw) do kabury, którą ogr miał przy pasie.

- Teraz niech się głowią. - Zanim odszedł, opróżnił obu trupom kieszenie.

- Łapacze zbrodniarzy, Sęp Adam przy telefonie, słucham - powiedział do słuchawki sęp, odbierając telefon. Bawiąc się przydługawym kablem, słuchał, co ma rozmówca do powiedzenia. W końcu odłożył słuchawkę na widełki. - Ej, Władziu... - zagadał do leżącego na sąsiednim biurku lwa.

Lew uniósł głowę.

- Hm? - mruknął pytająco.

- Mamy sprawę - rzekł sęp, wciskając na głowę panamę. - Idziemy?

Lew powoli wstał i potoczył się za wspólnikiem. Wychodząc z biura, minął drzwi z napisem L&S, Łapacze Zbrodniarzy. Kiedyś było "Biuro detektywistyczne", ale nikt nie potrafił tego wypowiedzieć, a samo "Łapacze" brzmiało, jakby byli baseballistami.

Gdy dojechali na miejsce swoim Crownem LTD, poza nimi nie było nikogo.

- Żywej duszy, Władziu. - Rozglądał się sęp. Lew obcierał chustką spocone czoło.

- Żebyś wiedział. Co my tu mamy?

Sęp podskokami i kilkoma machnięciami skrzydeł znalazł się przy zwłokach.

- Jeszcze świeży chłop i ogr. Chcesz coś?

Lew czknął. Było rano, ledwo pięć po trzeciej, gdzie tam śniadanie...

- Ludzkie udo to bym chrupnął. Żylasty? - spytał, ale nikt nie odpowiedział.

Spojrzał na sępa, który bez krępacji wyjadał martwemu człowiekowi oczy. Gdy ów się zorientował, że Lew patrzy, przerwał wysysanie resztek gałek i uniósł głowę.

- Szto? - spytał ptak.

Lew powtórzył swoje pytanie.

- A bo ja wiem? Chodź i sam spróbuj!

Lew niechętnie podszedł do trupa. Uniósł wzrok na sępa, ten zaś pokiwał mu zachęcająco.

Gdy dwadzieścia minut później leżeli obaj oparci o snopek, z Radka zostały tylko żebra, stopy, czaszka ze skalpem i dłonie. Reszta znikła w trzewiach Łapaczy Zbrodniarzy.

- Pa, niby taki wsiur, a jednak zastrzelił ogra od tyłu, potem upozorował zabójstwo siebie przez ogra i się przez ogra zastrzelił... - Sęp Adam zsunął panamę na oczy i dziób, żeby zachodzące z wolna słońce było mu łaskawsze. Lew pokiwał wolno głową.

- Do czego to dochodzi... Zwłaszcza, że miał za krótkie ręce, żeby tak zrobić, jak mówisz. Musiał mieć jedną z gumy... Albo mechaniczną z teleskopami. Ale obie miał zwykłe, z mięsa.

Sęp uniósł kapelusz i spojrzał na drugiego Łapacza.

- Władziu... Przecież ogr jest w środku płynny jak aloes. Zobacz, pierwsza kula spuściła płyn z ogra, więc druga przeszła przez niego na spokojnie, i zabiła typka. Łatwe jak uprawa groszku, mówię ci. - Panama wróciła na swoje miejsce.

Lew patrzył na gruszkowaty zewłok i nieustępliwie miał wątpliwości co do teorii kolegi.

- Tyle, że z ogra płyn to się dopiero zaczyna sączyć, gdzie mu tam do spłynięcia, żeby twoja teoria miała jakieś zastosowanie.

- Detale, detale, Władziu. Oprzyj się, odpocznij. Niech się uleży. - Sęp oparł się mocniej o snopek i zaczął drzemać.

Po chwili Lew poszedł w jego ślady.

Późnym wieczorem przebrany za templariusza Sęp zajrzał do lombardu. Wewnątrz świeciło się jedno małe, malutkie światełko, pochodzące od świetlika pod szklanym kloszem. Właściciel, pan Hong, stojącą za ladą długą lagą sięgnął i przydzwonił w klosz.

Pomieszczenie rozbłysło setką rozbudzonych świetlików. Pan Hong coś zażółcił na powitanie, kłaniając się krótko.

Sęp podszedł do zakratowanej lady i spod długiego płaszcza wyciągnął ogrowe magnum, razem z kaburą.

- Pamiątka z wojny. - Pociągnął nosem. - Zmuszony jestem sprzedać... Nie mam na chleb, na wino, na pianino!

Pan Hong pokręcił głową z litością i pobłażaniem. Rano sprzedał pistolet z nabojami ogrowi, popołudniem przyszedł z nabojami wsiok zamaskowany na starą babę, teraz ten idiota Sęp Adam udaje rycerza zakonnego z drewnianym mieczem za pasem.

- Dam siedemset osiemdziesiąt. - Hong rzucił kwotą z dolnego pułapu. Rano sprzedał ogrowi pukawkę z nabojami za dziesięciokrotność tej sumy, plus kabura i naboje.

Sęp popatrzył spod kaptura.

- Nie bądź żyła, daj choć tysiaka!

Gdy chwilę później Hong pucował szmatką rewolwer i wyciągał ze śmietnika wyrzuconą rano cenówkę, rozważał co się stało z pozostałymi dwoma nabojami.

- Dał tysiaka, Władysławie. - Sęp rzucił na stół plik dwudziestek. Lew nawet nie podniósł wzroku.

- Cały czas myślę o tym, jak ten wsiok dał radę sam się zabić, Adi. - Lew miał czoło oparte o blat, mówił raczej do podłogi. - Nie mogę przestać, nie daje mi to spokoju.

Sęp z głośnym świstem wypuścił powietrze.

- Co proponujesz? - skrzeknął.

- Skąd w ogóle wiesz o tej całej akcji? Czekaj! - Uniósł głowę. - Wiem, że telefon. Nie przedstawił się?

Sęp poczuł się jak idiota. Faktycznie, pomyślał, ten co dzwonił... Nie przedstawił się.

Spojrzał na wspólnika. Lew pokiwał głową. Odpalił cygaro grube jak przedramię noworodka.

- Tak myślałem. - Dmuchnął dymem. - Ktoś chciał nas wrobić. A my pojechaliśmy tam jak amatorzy naszym nierzucającym się w oczy, czarnym LTD i zjedliśmy świeżego trupa pośrodku pola, między snopami, i... Nie przerywaj mi - dodał głośniej, widząc uniesioną rękę Sępa. - I okradliśmy drugiego. Coś pominąłem?

- Nic nie pominąłeś - powiedział Smok Pradawny, stając w drzwiach.

Sęp zemdlał.

- Więc nie wiecie, kto załatwił Wora? - spytał, gdy Sęp już się obudził i odpowiadał na pytania.

- Nie. Ale obstawiałbym, że drugi wieśniak - powiedział Lew. - Wsioki najczęściej pracują parami. Tylko tak mają oko na tego drugiego, czy nie dobiera się do jego żony.

Smok pradawny wyciągnął zza pazuchy żura i odszpuntowawszy zębami, pociągnął łyk z gwinta. Podał Lwu flaszkę.

- Uważaj, mocne - powiedział znerwicowany nagle Sęp.

Smok i Lew popatrzyli na niego z niedowierzaniem, po czym Władek wlał sobie do paszczy sporą porcję tegorocznej brzoskwini. Gdy czknął, z jego paszczy wydobył się kłąb dymu w kształcie czaszki. Za drugim razem - serca.

Smok Pradawny wyciągnął Władkowi cygaro spomiędzy pazurów, pociągnął, zatkał jedno nozdrze i strumieniem dymu przebił kłębiące się między nimi serce. Puścił oko do Lwa, podszedł do Sępa.

- Kto zabił ogra? - spytał, opierając trzewik o krzesło, sięgając za pazuchę.

Sęp Adam zazezował na rękę smoka i podjął błyskawiczną decyzję. Zerwał marynarkę, spodnie i nieśmiertelnik, rzucił (niecelnie) panamą w stronę wieszaka, wyskoczył, wyślizgnął się przez uchylone okno i odleciał, kracząc.

Smok popatrzył na Lwa, na okno, na panamę na parapecie i znowu na Lwa.

- Jakby go sto diabłów goniło... - rzekł z podziwem. Wszak przed chwileczką był tu Sęp, a teraz już go nie było. Podszedł do panamy, schylił się i podniósł się już w panamie. Lekko przekrzywiony kapelusz na głowie Smoka dodawał mu zawadiackiego wyglądu. Rozłożył ramiona pytająco, a Lew wykrzywił wargi i zmarszczył brwi w międzygatunkowym wyrazie aprobaty. - Chyba go sobie zostawię.

Jontka dosięgła sprawiedliwość dziejowa, gdy na rozpoznaniu żona zmarłego imieniem Radko wskazała właśnie jego jako tego, z którym jej mąż poszedł na robotę na pole.

- Bywał u nas, przymilał się, podszczypywał mnie - mówiła, demonstrując rozliczne ślady po uszczypnięciach.

Świadek, pan Hong, rozpoznał Jontka jako tego, który w przebraniu przyszedł uhandlować cztery naboje do magnum. Identyczne z tymi, które znaleziono na miejscu zbrodni, w zmasakrowanych przez niezidentyfikowane zwierzęta szczątkach Radka.

- Dobra robota - powiedział przy butelce żuru Smok Pradawny do Lwa Władka. - A jak odkryłeś, że ten przebrany templariusz to właśnie ten cały Jontek?

Lew wypił szklankę, chuchnął głośno, z satysfakcją.

- Drzwi w drzwi z Hongiem jest wypożyczalnia kostiumów. Zgadnij, kto wynajął kostium templariusza na dziesięć minut?

- Jontek?

- Jontek - potwierdził Lew. - Żona pana Honga, Melania, potwierdziła wszystko pod przysięgą. Sprawa rozwiązana.

Smok sięgnął pod stół i wyciągnął sporych rozmiarów flaszkę, pełną mętnej, zielonej cieczy. Odkręcił metalową nakrętkę i do dwóch czystych szklanek, przyniesionych w mgnieniu oka przez bladego służącego, nalał po palcu tajemniczego płynu.

Lew uniósł brwi. Smok stuknął się z nim szklanką i duszkiem wypił zawartość swojego naczynia. Władek powtórzył po nim.

- Jak wrażenia? - spytał Pradawny, obserwując reakcję grzywiastego, który mrużył oczy i się oblizywał.

- Dobre. Aloes? Limonka? Opuncja?

Smok zrobił tajemniczą minę, ale nie odpowiedział od razu. Pozwolił Lwu na jeszcze jeden palec dziwnej nalewki, sam sobie również nalał i przez chwilę sączyli obaj w milczeniu.

- Ogr. - Smok wystawił długi język i wylizał wnętrze szklanki.

- Co?

- Najpilniej strzeżony sekret ogrów. - Smok nachylił się w stronę Lwa, który odruchowo nadstawił uszu. - Gdy wyciśniesz martwego, koniecznie względnie świeżego, ogra, tak jak wyciskasz tubkę pasty do zębów... - Zademonstrował. - ...masz kilkadziesiąt litrów tego.

- Coś takiego... - powiedział Lew.

- Mhm... - mruknął Smok. To by było na tyle, bo szczegółowo, co się działo potem, to materiał na zgoła innego kalibru historię.

Sęp Adam leciał tak długo, aż brakło mu sił i spadł, tracąc przytomność. Poszczęściło mu się, gdyż nieświadomie wpadł prosto do jedynego w okolicy stawu, kilkanaście kilometrów na południowy wschód od miejsca, gdzie tajemniczy kontrahent wskazał im martwego wieśniaka.

Odnalazła go świeżo upieczona wdowa i przygarnęła, twierdząc wesoło, że wprawdzie modliła się o nowego faceta z dużym ptakiem, ale i sam wielki ptak też może być. Tak oto Adam (zwany od dziś Adamko) poślubił wdowę i został hodowcą groszku. I w życiu mu nie przyszło do głowy gdy pierwszy raz szedł do wygódki przy swoim nowym domu, że to, co w niej (częściowo, oczywiście) zostawi, bylo jej poprzednim właścicielem.

Taka kolej losu, jak mawia Król Pisanek.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • KarolaKorman 23.03.2018
    Matko! Skąd Ty bierzesz takie pomysły :) Ubawiłam się po pachy :) Po pierwszym zdaniu wniosłam, że Radko chce ogra zabić tymi widłami, a nie nawołuje kolegę do pracy, ale kilku kolejnych rozjaśniła mi się sytuacja. Detektywi przedni, dowody rzeczowe zjedli (nieświadomie zrymowałam), ale i tak wizja lokalna pozwoliła im znaleźć winnego. Końcówka o wielkim ptaku - świetna :)
    Zostawiłam 5 i pozdrawiam :)
  • Okropny 23.03.2018
    Dzięki Karola! Piszę to bez żadnego planu, wiec sam nie wiem, skąd to biorę ;)
    Cieszę się, że Ci się podobało :)
  • KarolaKorman 23.03.2018
    *ale kilka lub ale po kilku - tak czy siak błąd poprawiam :)
  • Canulas 23.03.2018
    Jezdem

    "- No i co? - Zatknął palce za pas. - Tak pracujecie? Mam powiedzieć panu Smoku, że tak wam spieszno do zakończenia roboty, której termin mija dzisiaj?" - już wczoraj mówiłem, że to cudne.

    "Jontek opróżnił pistolet z nabojów i łusek, wytarł pistolet rękawem, " - zrezygnowałbym z drugiego "pistolet".

    "- Pa, niby taki wsiur, a jednak zastrzelił ogra od tyłu, potem upozorował zabójstwo siebie przez ogra i się przez ogra zastrzelił..." - ja pierdziele. Rano jest dla mnie, bo żem sie dopiero zbudził. No ładnie.

    "Zwłaszcza, że miał za krótkie ręce, żeby tak zrobić, jak mówisz." - nie rozdzielamy - zwłaszcza że

    "Pan Hong pokręcił głową z litością i pobłażaniem. Rano sprzedał pistolet z nabojami ogrowi, popołudniem przyszedł z nabojami wsiok zamaskowany na starą babę, teraz ten idiota Sęp Adam udaje rycerza zakonnego z drewnianym mieczem za pasem." - zaraz jak mnie to wkkurwi (na razie intryguje) to zacznę liczyć Twoje twarze. Naprawdę, jakby była ta gra, e wszyscy piszą i trzeba zgadnąć, bo by było z Tobą cieżko.
    Bardzo mi się ta, nie wiem... seria? - podoba. Bardzo, bardzo dobrze bawię sie czytając.

    Nie no. Naprawdę. Gdyby to były mełnometrażowe animacje...
    Bardzo dobra robota.
    Radym.
  • Felicjanna 23.03.2018
    podobało mi się.
  • Okropny 23.03.2018
    Cieszę się
  • Domenico Perché 06.01.2022
    Poczucia humoru Ci nie brakuje. Kolejna rewelacyjna opowieść.
  • Okropny 06.01.2022
    Dzięki, nie biorę jeńców ;] dzięki że czytasz dalej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania