Poprzednie częściLeworęczni -Prolog (poprawiony)

Leworęczni - Rozdział 13. (1/2)

Galthar

 

Spotkali się o świcie w Długiej Sali. Galthar był jeszcze nieco śpiący. Oczy mu się kleiły i chciało mu się ziewać. Jednak reszta grupy wyglądał na wypoczętych, zwartych i gotowych do podróży.

Słońce, które niedawno wzeszło, przebijało się przez wysokie, szpiczaste okna nadając pomieszczeniu przyjemne światło. Galthar nie był jeszcze tutaj, gdy było tak pusto i cicho. Zawsze, kiedy był wzywany przed oblicze Najwyższego towarzyszył mu tłum ludzi i gwar. Teraz była to przyjemna odmiana.

 

Pumbernill był rześki i pełny energii, mimo wczesnej pory. Stał koło Ser Ellana i dwójki innych ludzi, wymachując malutkimi rączkami. Gdy zauważył Galthara machnął do niego ręką, zapraszając go bliżej

Lord Edric Stary nigdy, przenigdy nie pozwoliłby nikomu, z poza najbardziej zaufanych ludzi, wejść na podwyższenie obok tronu. Pumbernill zrobił to jednak bez najmniejszego grymasu na twarzy.

- Lordzie Galtharze, proszę za mną – wołał do niego z góry– muszę Ci kogoś przedstawić.

Podszedł do dębowego podwyższenia, gdzie Ser Ellan Trew dumnie prężył się w swojej nieodłącznej płytowej zbroi. Obok niego stał mężczyzna, a raczej chłopak, który za nic nie przypominał tropiciela, wojownika, czy nawet wędrowca. Stał z rękami splecionymi i przygryzał wargę. Galthar nie widział dokładnie jego oczu, ponieważ były ukryte pod ciemną, długą grzywką, którą ciągłe poprawiał.

Jednak nie patrzył długo na tego chłopaka.

Jego wzrok przykuła kobieta stojąca z założonymi rękoma, wpatrująca się w niego z nutą obrzydzenia.

Kochał ten wzrok u kobiet

Na pierwszy rzut oka nie wydawała się piękna, ani nawet ładna, ale było w niej coś o co nie pozwalało spuścić z niej oczu. Spod ognistoczerwonej burzy kręconych włosów wyglądała łagodna twarz, zdobiona piegami i wydatne usta. Gdyby nie, chłodne (lecz nadal wspaniałe) oczy, można byłoby wziąć ją za prostytutkę.

Ubrała się w zieloną, skórzaną kurtkę, przepasaną pasem przez pierś – zupełnie jak Galthar – Zza pleców wystawał łuk i kołczan pełen strzał.

Łowczyni.

- Oto przepiękna Eris – Pumbernill przedstawił Galtharowi ową kobietę, a on, z pełnym szarmanterii uśmiechem, ukłonił jej się najniżej jak umiał.

Ona skinęła tylko głową, na znak, że zrozumiała gest.

- To natomiast Tom – wskazał na chłopaka

- Witaj, Panie - zająknął się kłaniając się jeszcze niżej, niż Galthar kobiecie.

- Drużyna Perhange… – karzeł był bardzo podekscytowany mówiąc to – Przedstawiłem już Eris wstępny plan podróży. Ona zadba o to, żebyście nie pomylili drogi, a Tom… Gotować potrafi... Zna także parę języków, umie też zakładać opatrunki, rozróżnia grzyby…

- Gram także na instrumentach – pochwalił się.

- Istny człowiek orkiestra – zaśmiał się Galthar, jednak nikt nie podłapał jego żartu.

Pumbernill jeszcze chwilę mówił łowczyni i Tomowi co nieco o wyprawie. Przedstawiał te bardziej nieistotne fakty, do których doszli razem z Ser Ellanem Trew i jego doradcą, aż w końcu dotarł do końca.

- Jakieś pytania? – spojrzeli po sobie. Wszyscy milczeli. – W porządku. Rad jestem, żeście tacy dobrzy słuchacze. Zapraszam do doboru ekwipunku.

Galthar, oprócz przeglądania swoich odzyskanych rzeczy, obserwował rudowłosą piękność. Zerkał w jej stronę co jakiś czas, próbując ocenić swoje szansę.

Eris, tak jak Ser Ellan Trew nie wyglądała na osobę, która często się uśmiecha. Stała z boku zajmując się ostrzeniem małych sztyletów, przyczepionych do skórzanego przeciągniętego na wskroś piersi pasa.

Wydawała się bardzo skupiona, na swojej pracy, jak i na całej misji.

Dowódca Straży rozmawiał natomiast z karłem przyciszonymi głosami. Nie sprawiał wrażenia szczęśliwego wizją rychłej wyprawy. Wyglądał raczej na kogoś, u kogo rozstanie z domem rodzi ból.

Natomiast gruby Tom okazał się sympatycznym gościem.

- Panie. Postaraj się zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy – polecił mu, gdy Galthar przeglądał zawartość swojego plecaka - Potrzebujesz czegoś jeszcze, Panie? Jeżeli tak, musisz mówić teraz.

- Nigdy nie biorę nic zbędnego – odparł z uśmiechem – Ale cholera… - mruknął spoglądając na swoje zniszczone obuwie – buty to by mi się przydały.

- Za chwilę udamy się również do zbrojowni, aby dokładnie się przygotować – poinformował Tom.

- Znakomicie!

- Ja muszę jeszcze zapakować coś do żarcia. Masz jakieś zachcianki, Panie?

Galthar podniósł brwi.

- Zjadłbym schabik – rozmarzył się, na co Tom zrobił zakłopotaną minę.

- Uczynię co w mojej mocy.

Pumbernill przebywał z nimi non stop. Było widać, że ta wyprawa znaczy dla niego wiele i chce przygotować swoją drużynę jak najlepiej. Kiedy Galthar przeglądał swoje stare rzeczy, karzeł nie mógł nie wyrazić swojej opinii.

- Nie stać cię na coś lepszego?– zapytał podchodząc do klęczącego zbira – są okropne.

- Tak sądzisz, Panie? – wzruszył ramionami.

- Spójrz na to – pochylił się i wyciągnął z kufra czarne, brudne spodnie z licznymi łatami i dziurami – wyrzuć to jak najprędzej! Dostaniesz ode mnie nowe.

- Ale to…

- Nie pozwolę, żeby przedstawiciel Perhange ubierał się w ten sposób. Masz czuć się wygodnie i wyglądać godnie – zrymował z uśmiechem na ustach.

 

Następnie udali się do zbrojowni.. Kiedy strażnik otworzył drewniane, grube drzwi ich oczom ukazał się ogrom broni, pancerzy tarcz i wszelkiego wojennego wyposażenia.

Galtharowi zalśniły oczy.

Nigdy nie widział takiej ilości przeróżnego oręża. Z intrygą zaczął oglądać przedmioty, z których każdy był wykonany z największą dokładnością.

- Bierz co chcesz, Lordzie Galtharze – zaśmiał się Najwyższy widząc jego entuzjazm.

Nie pytał drugi raz o pozwolenie. Od razu zaczął przeglądać wszystkie rzeczy znajdujące się w zbrojowni, a szukał najdroższych i najlepiej wykonanych. Były w końcu za darmo…

Na początku, najbliżej wejścia stały dziesiątki manekinów ubranych w najróżniejsze zbroje, różnych wielkości, grubości i kolorów. Niektóre były cienkie, nie krępujące ruchów, zrobione ze skóry, lub innych lekkich materiałów. Inne duże, ociężałe, spowalniające ataki, lecz uniemożliwiające zadanie ciosu wprost w ciało.

Galthar wolał tę pierwszą grupę. Zwykle unikał walki i większość czasu ukrywał się lub uciekał, dlatego szukał czegoś lekkiego, co idealnie dopasowałoby się do jego ciała.

Jedna z nich szczególnie przykuła jego wzrok. Była to wspaniale wykonana zbroja z czarnego materiału przypominającego drobniutką rybią łuskę. Dzięki tej specjalnej budowie bez problemu zginała się w stawach, dzięki czemu człowiek w nią ubrany mógł normalnie się poruszać. Galthar był świadom, że taka zbroja nie mogła zostać kupiona u zwykłego miejskiego kowala. Była to robota naprawdę najwyższej klasy i cena takiego pancerza dochodziła do kosmicznych wielkości. O takiej zawsze marzył.

Bez namysłu ściągnął ją szybko z manekina i zaczął przebierać się w miejscu, w którym stał nie zwracając uwagi na resztę.

Jednak z włożeniem zbroi na siebie miał spory problem. Wcześniej zwykł być mężczyzną w dobrej formie. Jako złodziej często uciekający, czy to przed patrolami straży, czy przed ofiarami napadów, musiał mieć dobrą kondycję i zwinne ruchy. Jednak czas spędzony na wygnaniu, a także ostatnie, tłuste dni na zamku trwale zwiększyły jego wagę i długość obwodu w pasie.

Po dłuższym czasie, siłując się z klamrami, dopiął pas pancerza. Nie wybaczyłby sobie, gdyby nie mógł zabrać ze sobą tej zbroi. Obiecał sobie, że jakkolwiek potoczy się jego dalsze życie, wróci do dawnej formy i zgubi zbędny brzuch.

Rozglądnął się po pomieszczeniu. Eris nie wybrała sobie nowego pancerza, ale oglądała zamkowe łuki sprawdzając siłę ich naciągu.

Kawałek dalej od niej stał Tom, który stał z wyprostowaną ręką, w której trzymał miecz, sprawdzając wyważenie.

Zastanawiająca była postawa Ser Ellana Trew. Jako jedyny stał przy drzwiach i nie ruszał się, jak zwykle towarzyszyła mu kwaśna mina. Dowódca Straży Miejskiej uznał zapewne, że jego ekwipunek jest w stu procentach niezastąpiony. Przywykł już do swojej ciężkiej, płytowej zbroi, z którą nigdy się nie rozstawał, a wczoraj dostał od Najwyższego najlepszy oręż, jaki mógł tylko sobie wymarzyć.

Galthar wzruszył ramionami. Jeżeli ten głupiec nie chce nic sobie wziąć, ja to zrobię za niego.

Podszedł do pułki z butami i po kilku przymiarkach wybrał sobie nowe, zamieniając je miejscami ze starymi. Spodobały mu się także dwa, dość długie sztylety, z rubinowymi wykończeniami – zapewne także wiele warte.

W ten sposób skompletował nowy strój, który miał mu służyć przez najbliższe lata. Tak przynajmniej sobie założył. Wrócił do drzwi bardzo z siebie zadowolony.

- Nie masz wstydu – szepnął do niego Ser Ellan Trew, kiedy stanął obok niego – okradasz Najwyższego bez najmniejszych wyrzutów sumienia.

- Co ci do tego? – zapytał nerwowo Galthar.

- Ja wiem…

- Gówno wiesz.

- Poczekaj tylko…– warknął ze złością.

Wyglądało na to, że wyprawa u boku Ser Ellana będzie „bardzo przyjemna”. Galthar wprost nie mógł się doczekać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania