Poprzednie częściLeworęczni -Prolog (poprawiony)

Leworęczni - Rozdział 17. (1/2)

- Jutro powinniśmy być już w Northall – tak brzmiało pierwsze zdanie jakie usłyszał tego ranka. Wypowiedziała je Eris.

Były łotr podejrzewał, że reszta grupy tak samo jak on marzy już o normalnym łóżku z materacem, czystą pościelą i ciepłą pierzyną. Warunki, w których spali przez te parę dni od wyjazdu z Perhange nie były najgorsze. Namiot, który Ser Ellan wiózł teraz przy koniu okazał się ciepły i nieprzewiewany, co – zwłaszcza w zimnych, wietrznych krainach północy - było sporym atutem.

Jednak bądź co bądź nawet najlepszy namiot z największymi luksusami nie mógł równać się z nawet najprostszym łóżkiem w jakimkolwiek pomieszczeniu. Życie w trasie nie było stworzone dla Galthara, albo to Galthar nie nadawał się do życia na drodze. W skrócie: wieść o rychłym przyjeździe do Miasta Zimy radowała wielce jego serce.

Choć dotychczas Ser Ellan Trew nie zmienił znacząco sposobu zwracania się do niego, nie ulegało wątpliwości, że Galthar zyskał nieco zaufania wśród członków grupy i nie był już aż tak kontrolowany, jak miało to miejsce wcześniej . Prawdopodobnie reszta zdała sobie sprawę, że prędzej czy później i tak zyska sposobność do ucieczki, więc nie ma co go od tego powstrzymywać.

Jednak warty nadal nie mógł pełnić sam. Eris i Ser Ellan nie ufali mu jeszcze na tyle, żeby mógł sam pilnować ich kiedy spali, więc każdą z dotychczasowych nocy spędzał w towarzystwie byłego Dowódcy Straży z jego nieustannym, pogardliwym spojrzeniem.

Noc była podzielona na trzy służby wartownicze. Cały spoczynek trwał mniej więcej dwanaście godzin, więc jedna z wart trwała około czterech. Eris, jak i Gruby Tom całkiem nieźle radzili sobie z odczytywaniem pory ze względu na położenie słońca, lub księżyca, więc nie było problemu z podziałem służb.

Był teraz poranek czwartego dnia podróży i Galthar dopiero co wyszedł z namiotu przeciągając się przyjemnie. Namiot był duży i bez problemu zmieściłoby się tam nawet i pięć osób. Oni jednak spali tam maksymalnie w trzy osoby, zależnie od tego, na kogo przypadała warta.

Spanie tuż obok Ser Ellana nie należało do najprzyjemniejszych, ponieważ ten wielki, ociężały, wąsaty rycerz chrapał jak mało kto.

Okropne rzężące dźwięki wydobywające się z jego gardła skutecznie utrudniały

odpoczynek Galtharowi, jak i śpiącej po drugiej stronie Eris lub Tomowi, chociaż tamta dwójka nie uskarżała się na to ani trochę.

 

Łowczyni wydawał się silną, niezależną kobietą i problemy rzędu „trudny sen” były dla niej niczym pryszcz. Natomiast co do kuchennego Toma Galthar miał wrażenie, że chłopak zgrywa kogoś, kto próbuje udowodnić swoją wartość i pokazać się z jak najlepszej strony, przez co żadna skarga z jego ust jak dotąd nie padła.

Galthar jednak nie mógł wytrzymać.

- Nie da się nic z tym zrobić? – zapytał Eris pewnej nocy wychylając się ponad wielkie cielsko Ser Ellana, kiedy ten chrapał w najlepsze – może zakleimy mu czymś usta?

- Śpij – rzuciła tylko nie patrząc na niego.

Wszystko wskazywało na to, że musiał się po prostu przyzwyczaić do tego okropnego dźwięku, dopóki nie znajdzie metody na jego powstrzymanie.

Mimo towarzystwa, tak naprawdę to Tom sprawiał, że Galthar nie czuł się samotny. Chłopak jako jedyny był skory do dłuższej rozmowy i do tego miał poczucie humoru, co Galtharowi pozwalało umilić sobie choć trochę czas podróży.

Chociaż były łotr musiał przyznać, że ta cicha parka trochę zmieniła swoje nastawienie przez te cztery dni. Początkowo gburowaty Ser Ellan i zimna, jak lód, Eris nie wiedzieli co to śmiech i rozmawiali praktycznie tylko wtedy, kiedy wymagała tego sytuacja. Uwielbiali ciszę, której oni, wspólnie z Tomem nie mogli znieść. Teraz natomiast zdarzały się momenty, że nawet Ser Ellan zagadywał Galthara o niektóre wydarzenia w mieście przed laty. Wtedy on mógł opowiadać przygody, które przeżywał – oczywiście omijając większość nieprawych czynów – umilając innym czas, co dla niego samego było czystą przyjemnością.

W każdym razie ich wzajemne stosunki uległy poprawie - nieznacznej, co prawda - i bardzo go to cieszyło, bo rokowało to dobrze na ich wspólną przyszłość, która miała trwać jeszcze dobrych parę(naście) tygodni.

 

Tom piekł kiełbaski przy rozpalonym ognisku, kiedy Galthar powiedział „Dzień dobry”. Lata spędzone na zamkowej kuchni dawały się we znaki, kiedy chłopak zabierał się do gotowania. Jego potrawy, nawet te najprostsze, były ucztą dla podniebienia, zwłaszcza dla głodnego człowieka i Galthar nie mógł się już doczekać serwowania śniadania.

- Słyszałeś? – przerwał jego rozmyślania o posiłku Ser Ellan opierający się o pobliskie drzewo – Northall już jutro.

Pokiwał głową z uśmiechem od ucha do ucha.

- Wiesz co masz tam robić? – zapytała Eris siedząca na pieńku naprzeciw namiotu.

Galthar zmarszczył brwi na chwilę odrywając wzrok od pieczonego mięsa.

- To znaczy? – spojrzał jej w oczy.

- To znaczy, że mamy misję. Wstępujemy do miast, abyś mógł zgarnąć co potrzebujesz – warknął Ser Ellan.

- W porządku. Biblioteka powinna mi wystarczyć.

- Świetnie – stwierdziła bez wyrazu Eris - w takim razie będziemy mogli od razu ruszać dalej, bez noclegu. To przyspieszy naszą podróż do Varn.

Galtharowi ścisnęło się w brzuchu.

A co z łóżkiem?

- Zaraz, zaraz, myślałem, że spędzimy tam noc – jęknął.

- W rzeczy samej, byłoby przyjemnie – przyznała– ale musimy pamiętać, że im szybciej wyruszymy, tym szybciej znajdziemy się w Tressport. Nie można robić sobie zbyt wielu postojów. Pogoda jest fantastyczna do wędrówki, więc myślę, że nie ma na co czekać, tylko korzystać.

- Też tak uważam – wtrącił Ser Ellan.

Galthar milczeniem skwitował całą sytuację. Tak samo Tom, który nie odzywał się, aż do czasu, gdy kiełbaski były już sympatycznie zrumienione.

- Gotowe! – zawołał wreszcie i Galthar bez namysłu rzucił się po swój przydział zawierający dwie sztuki mięsa i dwie pajdy wiejskiego chleba. Ser Ellan wpuścił przed siebie Eris– zgodnie z zamkową etykietą – po czym sam zabrał się za jedzenie.

Dzień wcześniej zawitali do przydrożnej wioski, gdzie zakupili żywność u miejscowych wieśniaków. Galthar był świadomy, że pieniądze mogą odegrać dużą rolę w ich misji. Jeżeli chodziło o dostanie się przed oblicze Najwyższego w grę wchodziły łapówki naprawdę wysokich rzędów, dlatego pieniądze były priorytetem.

Chodź swoimi przemyśleniami nie podzielił się jeszcze z resztą zespołu to w głowie wiedział, że czeka ich kradzież jakiejś większej sumy. Nie wiedział tylko jeszcze w jaki sposób to zrobić.

Ser Ellan jak i Eris wydawali się być prawymi obywatelami Dwurzecza i kradzież, zwłaszcza dużej kwoty, która niewątpliwie będzie im potrzebna mogła być dla nich obrazą.

Ta sytuacja nie była jednak nagła i było jeszcze bardzo dużo czasu na przedyskutowanie jej dobitnie, dlatego Galthar nie zakrzątał sobie tym głowy i bez strachu, czy stresu kupował co popadnie od spotkanych na drodze, lub przy drodze ludzi.

 

Cały dzień myślał o karczmie w Northall.

 

Tego wieczoru wiał bardzo mocny, wręcz mroźny, wiatr. Słońce było już nisko i świat wokół powoli spowijał mrok, a oni jechali leśną drogą, jak gdyby nigdy nic. Był to dobry moment na postój. Ostatni postój przed wizytą w Northall i Galthar nie mógł się już doczekać, żeby się położyć. Pełnili tej nocy wraz z Ser Ellanem wartę jako ostatni, co pozwalało mu położyć się od razu po rozbiciu obozu. Jednak to nie on zarządzał postojami i zniecierpliwiony czekał na wydanie przez Eris rozkazu pod tytułem „Tutaj przenocujemy i aby czas szybciej zleciał prowadził rozmowy.

Rozmawiał właśnie z Tomem o pracy w zamkowej służbie. Był to jeden z ulubionych tematów Toma, ponieważ chłopak mógł nawijać o nim bez przerwy. Służył na zamku przez piętnaście lat, już od małego i miał w zanadrzu wiele doświadczenia i historii, które mógł teraz opowiadać.

- Trzeba być miłym dla gości – powiedział przejęty – To ważna zasada. Często za dobrą obsługę dostajemy dodatkowe wynagrodzenie od przyjezdnych Lordów. Szczególnie, gdy są pijani.

- A jest tak bardzo często – wtrącił Ser Ellan z niespodziewanym uśmiechem.

Być może nawet i on potrzebował trochę rozluźnienia. Galthar dawno (nigdy) nie widział go w tak dobrym humorze jak teraz.

- Prawda – zaśmiał się Tom – Często dolewamy nieco spirytusu do pozostałych trunków, aby szybciej unieruchomić niektóre osoby. Padają jak muchy.

- Ser Ellanie, a myślałem, że masz po prostu słabą głowę – rzucił Galthar, widząc, że może sobie na ten mały żart i ku jego zdziwieniu nawet Eris parsknęła śmiechem.

Dowódca Straży był jednak niewzruszony. Również odpowiedział żartem.

- Jeżeli chodzi o słabą głowę, to Ty masz chyba wiele do powiedzenia – wykrzywił twarz w uśmiechu - Może opowiesz pozostałym o swojej trzydniówce?

- Niestety nie mogę powiedzieć, że był to niezapomniany czas…

Tom wybuchnął śmiechem.

- Tak naprawdę, jeżeli chodzi o trzydniówki to cieszą się one specjalnymi zasadami – rzekł.

- W sensie? – zapytali równocześnie Galthar i Ser Ellan.

- W sensie takim, że… - Tom zbierał słowa – Nowo przyjęty nie dostaje normalnych trunków, tylko takie wzmocnione specjalnymi… - zawahał się – przyprawami

- Oh.. – Galthar był zbity z tropu, jednak po chwili postanowił zmienić temat – Widzisz Ser Ellanie? Jestem usprawiedliwiony. Moja mocna głowa pozostaje mocna.

- Poczekaj aż dojedziemy do karczmy w Northall! – zawołał Dowódca Straży – Nie wstaniesz prędko.

Widocznie on też myśli tylko o tym…

- Nie byłbym taki pewien – rzucił Galthar – Tom pokaże mi sztuczki i…

- Cisza – przerwała im Eris.

Wszyscy zamarli.

Łowczyni jednym susem zsiadła z konia i zaczęła wpatrywać się przed siebie.

Reszta podążyła za jej przykładem.

Galthar postanowił nie schodzić z żartobliwego tonu, który bardzo mu odpowiadał.

- Ja wiem, Pani, że jesteś przeciwna postojom, ale racz zwrócić uwagę na…

- Cisza, na litość bogów! – warknęła.

Galthar już się nie odzywał. Sytuacja musiała być poważna

Nasłuchiwali.

Przed nimi, w oddali dało się słyszeć chroniczny tętent kopyt. Dźwięk wzrastał.

Galthar przymrużył oczy i w oddali, na końcu drogi dostrzegł kilka czarnych punkcików zmierzających najprawdopodobniej w ich stronie.

- Co to?

- Nie wiem – odpowiedziała Eris – może to zbóje, a może to po prostu zwykli gońcy.

- O tej porze gońcy? Wątpię – wtrącił Tom. Była to słuszna uwaga.

Galtharowi plecy oblał zimny pot.

A jeżeli to naprawdę zbóje?

Jego łotrowska intuicja podpowiadała mu, że należy jak najprędzej się schować, póki jeszcze nikt ich nie widzi.

Rozejrzał się wokół i stwierdził (bardzo mądrze), że z każdej ze stron otacza ich las, który jest jedynym miejscem do ukrycia się.

- Może powinniśmy zejść z drogi? – spróbował.

- W żadnym wypadku – odparła Eris – myślisz, że oni ustąpiliby nam?

- No nie, ale…

- Zamknij wreszcie ten ryj – warknął były Dowódca Straży tracąc nerwy. Jego twarz była w pełni skupiona na nadjeżdżających.

O dobrym humorze można było zapomnieć.

Czarne punkty rosły w oczach i Galthara znowu przeszył dreszcz przerażenia.

Lepiej byłoby się schować. Po co ryzykować?

Szarpnął Toma za jego kubrak i wskazał głową w stronę lasu.

- Co?!

- Chodź – szepnął – poradzą sobie.

Tom obejrzał się jeszcze raz na pozostałą dwójkę i ponownie spojrzał w oczy Galtharowi.

- Nie ma czasu – rzucił mu Galthar – bierz rzeczy.

Chłopak go posłuchał. Obaj zabierając co swoje chyłkiem ruszyli w stronę lasu. Przekroczyli linię drzew i przez chwilę biegli w głąb, znajdując sobie dogodne miejsce w pobliskich krzakach.

Kiedy już się usadowili Galthar odetchnął. Kryjówka była dobra.

Byli niewidoczni od strony drogi, a poza tym z tego miejsca mieli widok na to co się dzieje z Ser Ellanem i Eris, którzy dopiero teraz spostrzegli, że brakuje im dwóch kompanów.

- Tchórz! – krzyknęła kobieta i Galthar poczuł drobne ukłucie w sercu. Po chwili jednak zdał sobie sprawę , że to on jest bezpieczny, a ona nie.

- Zaraz tam tchórz – prychnął.

Następne częściLeworęczni - Rozdział 17. (2/2)

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania