Poprzednie częściLeworęczni -Prolog (poprawiony)

Leworęczni - Rozdział 17. (2/2)

Czekali w napięciu, a dźwięk kopyt wzrastał i wzrastał, aż po chwili stał się bardzo wyraźny.

Eris i Ser Ellan przesunęli konie na boki drogi, aby przyjezdni mogli przejechać bez problemów. Widocznie nie mieli ochoty na starcie z nieznajomymi.

Było to jednak nieuniknione, bo nadjeżdżający znacznie zwolnili widząc na swojej drodze tą dwójkę.

W końcu zatrzymali się, tuż przed nimi, a było ich ośmiu.

Galthar głośno przełknął ślinę.

Odległość i liczne drzewa, oraz bardzo mocny, zimny wiatr, od którego aż łzawiły oczy utrudniały mu widoczność,. Nie widział dokładnie żadnej z twarzy przybyszów. W tej chwili mógł jedynie ocenić ich gabaryty. Jeden z nich, ten stojący na czele był łysy i chyba brodaty. Wydawał się być przywódcą szajki.

- Czego oni od nas chcą, do cholery? – warknął Tom wpatrując się w nich ze wściekłością w oczach.

- Sza! – przypomniał mu Galthar - Musimy usłyszeć co mówią.

Siedzieli więc w krzakach wytężając słuch, lecz do ich uszu nie docierało zbyt wiele. Galthar usłyszał coś w rodzaju „Proszę, proszę” i „Nic nas to nie interesuje”, co nie wróżyło zbyt dobrze.

Czekał jednak na rozwój sytuacji.

Wielki, łysy, brodaty mężczyzna, który wydawał się być hersztem bandy zeskoczył z konia i podszedł do Ser Ellana. Byli równego wzrostu, jednak Dowódca Straży wydawał się być masywniejszym, dzięki swojej potężnej zbroi.

- Idę tam – powiedział Tom wstając, po czym wziął głęboki oddech. Jednak Galthar szarpnął go za ubranie z całej siły.

- Ośmiu kurwa, ośmiu! Oceniaj sytuację, Tom. Oceniaj!

Przyglądali się więc dalej całej scenie, nadal w ukryciu.

A sytuacja nie wyglądała wesoło. Pozostali mężczyźni – bo patrząc na ich postury nie mogły być to kobiety – również zeskoczyli z koni i wszyscy jakby zaczęli okrążać dwójkę podróżników.

Herszt Bandy podszedł do Dowódcy Straży tak blisko, że ich nosy prawie się stykały. Nie był to dobry znak.

Galthar modlił się w duchu, aby Ser Ellan zachował spokój. Wiedział o jego porywczym temperamencie i jego zamiłowaniem do wymachiwania mieczem. I choć robił to znakomicie, w tej sytuacji nie miał najmniejszych szans.

Galthar wiedział co Dowódca Straży potrafi, wiedział także, że poradziłby sobie bez problemu z każdym z obecnych tutaj mężczyzn, gdyby tylko podchodzili pojedynczo, lub nawet parami. Jednak w sytuacji, gdy było ośmiu na jednego, nie było kompletnie mowy o tym, żeby wyszedł stamtąd żyw.

Eris – choć była niewątpliwie silną kobietą – również niewiele zmieniała w tej sytuacji. Może przy odrobinie szczęścia dałaby radę zranić poważnie jednego, lub dwóch zbirów, jednak sama z pewnością otrzymałaby cios, po którym by nie wstała.

Jednym słowem: sytuacja była nienajlepsza i trzeba było grać spokojnie w grę, w której warunki dyktowała banda ośmiu mężczyzn, z łysym na czele.

Galthar wiedział, że w takiej sytuacji nie można panikować, ani pokazać, że jest się słabym. Był otoczony setki razy w swoim życiu i za każdym razem udawało mu się jakoś wyjść cało z opresji. Umiał po prostu rozmawiać z ludźmi i nawet w beznadziejnej sytuacji w jakiś sposób zawsze ratował swój haniebny tyłek.

Przez głowę przeszła mu myśl, aby wejść teraz w sam środek tej zaognionej konwersacji i sztuką perswazji przekonać łotrów do odpuszczenia, w jakikolwiek sposób.

Tak naprawdę ich celem było tylko zyskanie rzeczy, które posiadali. Było wiadomo, że nikt nie napada na innych tylko dla samej przyjemności napadania. Musiałby być nienormalny. Galthar wiedział, że bandzie chodzi tylko o to, żeby zabrać wszystko co cenne, a w tym wypadku były to: konie, sakwy z pieniędzmi i… Miecz Miasta.

Do tej pory nie myślał o mieczu. Lecz teraz przyznał w duchu, że sprawa chyba była już zupełnie przegrana, Ser Ellan nigdy nie oddałby tego świętego oręża.

Jednak Galthar cały czas miał nadzieję, że Dowódca Straży zachowa zimną głowę i wyjdą z opresji z możliwie minimalną stratą.

Przeliczył się jednak, a stało się to w jednej sekundzie.

Herszt bandy stojący twarzą w twarz z Ser Ellanem niespodziewanie wyciągnął rękę w stronę Eris. Galthar z Tomem nie wiedzieli w jakim celu to zrobił, lecz wyglądało to tak, jakby chciał ją złapać, lub uderzyć.

A Ser Ellan Trew jak gdyby tylko na to czekał.

Jednym, szybkim jak błyskawica ruchem były Dowódca Garnizonu Perhange dobył Kamienia Światła i z głośnym świstem, który nawet oni – ukryci w krzakach – słyszeli idealnie, odciął wyprostowaną prawą rękę Hersztowi Bandy.

Przeraźliwy krzyk przeszył ich uszy. W jednej chwili na drodze rozpętało się piekło.

Galthar na myśl o tym, że Ser Ellan nie utrzymał nerwów na wodzy złapał się za głowę i jęknął. Jednak jego jęk przeszedł w westchnienie podziwu.

Dowódca Straży dał popis swoim ciężko szlifowanym przez lata umiejętnościom bojowym. Kopniakiem przewrócił (klęczącego już teraz przed nim) Herszta Bandy i zabrał się za pozostałych.

Szarża furiata jaką wykonał spłoszyła kilka koni – również jego i Galthara - które uciekły w popłochu, a on z całą siłą i szybkością natarł na pozostałych, przerażonych mężczyzn.

Potężny cios zadany na wskroś lekkiej skóry jednego powalił go z nóg. Uderzając Ser Ellan pozostał jednak odkryty na uderzenia ze swojej prawej strony, jednak nic sobie z tego nie robił. Miecz oprycha, który trafił go prosto w brzuch po prostu prześliznął się po jego srebrzystej zbroi pozostawiając zapewne tylko niewielką rysę. Mężczyzna w odwecie otrzymał cios pięścią po parszywym ryju.

Kolejnego, który się do niego zbliżył Ser Ellan Trew również zdzielił metalowym łokciem w twarz i szybkim obrotem przemieścił się między dwóch kolejnych. Tamci zaczęli zalewać go serią mocnych ciosów. Niektóre odbijał, innym pozwalał się dosięgać, jednak wszystkie trafione w niego uderzenia po prostu odbijały się od jego stroju. Wielka, płytowa zbroja chroniła każdy zakamarek jego ciała, z drobnymi wyjątkami, jak łączenia pod pachami, lub stawy. Jednak tych miejsc Ser Ellan bronił doskonale.

- Idę tam – zdecydował ponownie Tom dobywając swojego miecza. Jednak Galthar znowu go powstrzymał.

- Zostajesz! Zobacz jak świetnie sobie radzi!

Ser Ellan z gracją poruszał się między przeciwnikami. Kamień Światła błyszczał w wieczornym słońcu raz za razem gdy zadawał przeraźliwie silne ciosy powalające z nóg przeciwników. Jednak choć po kolei okładał wszystkich, po chwili każdy z nich znowu wstawał i wracał do niego. Walczyli wszyscy, oprócz Herszta Bandy, który padł zaraz obok swojej świeżo uciętej ręki. Prawdopodobnie ból był tak silny, że ów człowiek po prostu zemdlał. Krew tryskała z jego niemrawego kikuta na wszystkie strony, lecz nikt się tym nie przejmował.

Jednak Eris nie dawała sobie rady tak dobrze. Postanowiła oddalić się nieco od bandytów i strzelać do nich z łuku, co nie było wcale głupim pomysłem. Jednak ryzyko trafienia Ser Ellana wirującego między siedmioma było zbyt duże i dała radę oddać tylko dwa strzały. Jeden chybiony, przeleciał tuż obok ucha jednego z oprychów. Drugi trafiony, ale strzała tylko nieznacznie trafiła jednego z mężczyzn w ramię. Dopiero wtedy walczący przypomnieli sobie o niej i jeden z nich – jak gdyby specjalnie oddelegowany – podbiegł do Eris z mieczem gotowy do pojedynku.

Tymczasem Ser Ellana okrążono. Sześciu chłopa stało wokół niego z bronią w ręku czekając na rozwój sytuacji, gdyż każdy z nich bał się podejść. Żaden nie chciał mierzyć się już z tym przepotężnym, przebrzydle tęgim mężczyzną, którego żaden cios nie rani, a ręka jest silna jak dąb. Promień okręgu, którego środek wyznaczał Dowódca Straży Perhange miał długość zasięgu jego ramienia.

W końcu ktoś (szaleniec) zaatakował go przerywając szyk i na pole bitwy powrócił chaos.

Ku przerażeniu Galthara Ser Ellan wydawał się być już zmęczony. Jego ruchy nagle stały się powolniejsze, a kolejne ciosy chybiał coraz częściej.

Tom chyba też to zauważył. Spojrzał na Galthara srogo, a w jego oczach było widać wyrzut. A on wiedział co to spojrzenie oznacza. Nie trzeba mu było powtarzać dwa razy.

Nawet tak wybitny wojownik, jak Ser Ellan Trew nie da rady pokonać sześciu.

Potrzebował pomocy. Ich pomocy. Ich – ukrytych w lesie. Tchórzy.

Galthar przełknął ślinę i zawahał się po raz ostatni.

Mężczyźni byli od niego o dwie głowy wyżsi. Jednym ciosem mogli zmieść go z powierzchni tego świata. Może jednemu dałby radę w bezpośrednim pojedynku, ale gdyby doskoczyło do niego dwóch?

Bał się. Autentyczny strach przeszył jego ciało.

Nie chciał walczyć i wciąż miał nadzieję, że sytuacja sama się jakoś rozwiąże.

Próbował odwlec jakoś ich przyłączenie się do boju, jednak wydawało się to nieuniknione.

Tom wyciągnął miecz i wstał. Galthar odetchnął i podążył za jego przykładem.

Spojrzeli sobie prosto w oczy po raz ostatni i kiwnęli głowami.

Tak należy.

To dobre wyjście.

Idziemy z odsieczą.

Ruszyli. Obchodząc krzak, który był ich schronieniem z dwóch przeciwnych stron zmierzali w stronę walczących. Nieśli pomoc.

Minęli pobliskie drzewa i jagodowe krzaczki, a ich kroki ruszyły prosto na pole bitwy Mijali kolejne drzewa nabierając tempa. Ich kroki były równe a ich serce przepełniała chęć odwetu. Szli zabić.

Była to wielce bohaterska sytuacja.

Lecz nagle w połowie drogi coś ich powstrzymało.

Ser Ellan stojąc akurat na jednej nodze, zadając kopniaka któremuś z przeciwników, sam został trafiony w postawną nogę.

- Nie! – zawołali Galthar z Tomem, kiedy Szary Rycerz w płytowej zbroi z głośnym łupnięciem padł na ziemię.

Tom zwiesił głowę.

Sprawa była przegrana. Ser Ellan poległ, polegli i oni.

- Padnij! – rzucił Tomowi Galthar rzucając się na ziemię. Byli teraz bardzo blisko linii drzew i nie mógł pozwolić, aby ich dostrzeżono.

Ser Ellana szybko obezwładniono. Zabrano miecz i opluto mu twarz w nieprawy sposób. Nagrabił sobie wiele u łotrów, którzy ich napadli, więc nie mógł teraz liczyć na honorowe traktowanie.

Eris również musiała się poddać. Oddała oręż i z kwaśnym spojrzeniem pozwoliła sobie związać ręce.

Na środku drogi mężczyźni w końcu zajęli się Hersztem Bandy. Niedbale i prędko opatrzyli mu rękę, aby chociaż tymczasowo zatamować krwawienie, po czym próbowali go ocucić.

Jednak mężczyzna po obudzeniu ledwo co utrzymywał się na nogach, więc mężczyźni postanowili „przetransportować go tam jak najprędzej”.

- Musimy przetransportować go tam jak najprędzej – powiedział jeden z nich, który (jak wywnioskowali) miał na imię Pol i był kimś w rodzaju zastępcy kapitana.

Galthar i Tom teraz, leżąc niedaleko drogi słyszeli wszystko idealnie.

– Zapłacisz mi za to! – warknął Pol do Ser Ellana, kiedy Herszt Bandy z pomocą swoich kompanów ledwo wgramolił się na konia. Po tych słowach splunął Dowódcy Straży prosto w twarz.

Lecz ten nic nie odpowiedział. Z obrzydzeniem musiał pozwolić, aby ślina Pol spływała mu po twarzy.

Konie przyprowadzono z powrotem, jednak jednego brakowało. Był to koń, na którym jeździł Tom.

Pol jednak nie pozostawił bezczynnie tego, że dwie osoby mają nadprogramowe konie

- Kto jest z wami?! – zapytał podchodząc tym razem do Eris

Galthara przeszył strach – Tylko bez paniki, błagam!

- Nikt, to znaleźny koń – odpowiedziała bardzo spokojnym tonem

Zuch dziewczyna!

Herszt bandy syknął, kiedy na oblaną spirytusem rękę niedbale nałożono mu kolejne bandaże.

- Nie ma czasu, Pol – jęknął. Wyglądało na to, że ledwie trzyma się przy życiu.

Pol nie dbał już o to, czy była to prawda czy nie. Prawdopodobnie spieszył się do obozu aby opatrzyć swojego dowódcę. Poza tym miał jednego konia dodatkowego, nie mógł przecież narzekać

Cała banda wraz z dwoma związanymi jeńcami ruszyła więc w stronę, z której przybyła i po chwili zaczęła oddalać się od leżących.

- Kurwa! – zaklęli pod nosem w tym samym momencie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ronja 20.11.2015
    Dobra, piszę komentarz i liczę na to, że skończą ci się wymówki i wstawisz kolejny rozdział. Ten przeczytałam już dawno temu, odświeżyłam sobie teraz lekko treść, ale większość wciąż pamiętam... Mam nadzieję, że uda się chłopakom jakoś ich odbić, żal by był gdyby się nie udało, bo w końcu zaczynali się jakoś dogadywać ;).
    "Potrzebował pomocy. Ich pomocy. Ich – ukrytych w lesie. Tchórzy." - Galthar sobie chyba tak to tłumaczy, bo jak dla mnie to tylko on tu tchórzył :D. Ale z drugiej strony rozumiem jego obawy, w sumie mogło być to taktycznie niezłe posunięcie. Zależy co z Tomem zrobią później.
    Rozdział ciekawy, chociaż dla mnie każdy jest ciekawy, moja obiektywność co do tej serii jest mocno nikła ponieważ czuję się z nią mocno zżyta ;(. Mimo wszystko, w przyszłości będę się starać jak mogę. Obiecuję. A żeby się nie rozpisywać, napiszę jeszcze tylko, że na serio jest mi bardzo brak Leworęcznych, no po prostu uwielbiam ten świat, a najbardziej tęsknię za Arrinem :((( Ja chcę Arrina :(
  • Galthar01 21.11.2015
    Nawet nie wiesz Ronja jak mi brakuje osób do czytania. Wstawiać rozdziały i czytać Twoje komentarze to będzie dla mnie przyjemność. Wrzucę jak tylko będę mógł :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania