Lichwiarz - cena życia 1/2
- Jeżeli wiedziałeś, jak zaciągnąć pożyczkę, powinieneś też mieć świadomość, że będzie trzeba ją spłacać.
Starannie wymierzony kopniak w żebra sprawił, że mężczyzna w garniturze, zwinął się w kłębek na podłodze własnego biura.
Tak, z całą pewnością mogłem uznać, że kochałem swoją pracę i byłem w niej naprawdę dobry. Wiedziałem jak bić, by zanadto nie uszkodzić dłużnika. Kaleki albo co gorsze martwy, nie oddałby pieniędzy, należało jednak sprawić mu tyle bólu, by poważnie zaczął obawiać się o swoje życie.
Kiedy facet gramolił się na kolana, jego twarz zaczęła już powoli puchnąć i zmieniać kolor.
- Masz wielkie szczęście – zacząłem wywód, dla lepszego efektu przydeptując chudą rękę obcasem wyglancowanego do połysku buta. - Jest promocja, więc razem z chłopakami nie doliczymy sobie dzisiaj kosztów dojazdu do klienta.
Miałem uderzyć jeszcze raz, kiedy jeden z ludzi przeszukujących biuro, wcisnął mi w dłoń papierową torbę.
- To było schowane za fotelem – zaraportował z wyraźną dumą. - A ten skurwiel mówił, że nie ma pieniędzy.
Wystarczyło jedno spojrzenie na nominały, bym mógł wstępnie oszacować kwotę, na podstawie wielkości torby i jej ciężaru.
Dłużnik jak gdyby ożył i odnalazł w sobie resztki odwagi, by spróbować wyrwać mi zawiniątko, ale było ono już poza jego zasięgiem.
- Nie, tych pieniędzy nie możecie zabrać – wyjęczał, rozpaczliwie czepiając się nogawek moich spodni. - To na opłaty szpitalne, dla mojej córki.
Gdybym dostawał dziesiątaka za każdym razem, kiedy słyszałem podobną wymówkę, byłbym bardzo, bardzo bogatym człowiekiem.
- Każdy miewa w życiu problemy i musi się z nimi mierzyć.
Jedną z rzeczy, które zawsze sprawiały mi przyjemność były rachunki. Te wszystkie rubryczki i starannie zapisane cyferki działały na mnie uspokajająco.
Gdyby nie droga kariery, jaką wybrałem za młodu, najpewniej zostałbym księgowym i spokojnie klepał biedę w jakiejś podrzędnej firmie, albo sam stałbym się ofiarą typów takich jak ja.
- I jak poszło, odebraliście kolejną ratę? - zapytałem, kiedy w uchylonych drzwiach pojawiła się głowa jednego z moich podwładnych.
Facet, o aparycji zbliżonej do goryla, wsunął się do środka, miętosząc w łapach niemodny kapelusz. Wzrokiem omiatał pomieszczenie, starając się patrzeć wszędzie, tylko nie na mnie.
- Wystąpił problem, szefie. Klient już raczej nie odda ani grosza. Popełnił samobójstwo.
Przekląłem w duchu, myśląc o nadal nie spłaconej kwocie.
- Ale to nie wszystko. - Kapelusz gorylowatego praktycznie zmienił się w kawałek szmatki. - On, wtedy w biurze mówił prawdę, jego córka naprawdę jest chora, ma tylko siedem lat.
Nie pamiętam jak długo, nieruchomo siedziałem w fotelu, nie będąc w stanie poskładać myśli w żadną sensowną całość. Miałem dziwne wrażenie, jak gdyby coś naprawdę paskudnego pełzało mi po karku. Wyrzuty sumienia?
- Leć na dół, wyprowadź samochód.
Komentarze (5)
Odnośnie dwóch wskazanych punktów, zamierzam się bronić:
Aparycja goryla - tu nie chodziło o to, by było świeżo, tylko dosyć obrazowo i by każdy na spokojnie
sobie gostka wyobraził.
"Leć na dół" - bohater jest człowiekiem sprytnym, ale prostym, można stwierdzić, że pięściami przebijał
się w owej branży, polecenia też wydaje trochę jak komendy psu, stąd właśnie takie, trochę podwórkowe
słownictwo.
Pozdrawiam : )
"Kaleki albo" ~ rozważałabym dać przecinek przed albo, by powstało wtrącenie.
"oszacować kwotę, na podstawie" ~ zbędny przecinek.
"przyjemność były" ~ przecinek przed "były".
"firmie, albo sam" ~ tutaj natomiast wywaliłabym przecinek.
"On, wtedy w biurze mówił prawdę" ~ tutaj albo bym wywaliła przecinek, albo dała też przecinek przed mówił, by powstało wtrącenie. Ale to dialog, więc bardziej sugestia.
"Nie pamiętam jak długo, nieruchomo siedziałem" ~ to też moja sugestia, ale zrobiłabym tak "Nie pamiętam, jak długo siedziałem nieruchomo w fotelu", bo teraz jest lekki bałagan z przecinkami i brakuje w Twojej wersji przecinka przed "jak".
Lecę dalej!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania