Lipcowe migdały

Dzisiaj, o trzynastej, się zakochałem.

Tak jest, zakochałem się i to od pierwszego wejrzenia.

Pierwszy raz od dłuższego czasu, wyjrzałem przez okno. Tak w ogóle to nie wyglądam przez okno, nie lubię tego. Świat zewnętrzny mało co mnie obchodzi. Wystarczy, że mam z nim styczność w drodze do i z roboty. Jak już jestem w domu, przestaje mnie cokolwiek obchodzić, w sumie to najchętniej w ogóle bym okno zlikwidował.

Już nawet przemyśliwałem nad tym, żeby je wręcz zamurować.

A jednak dzisiaj o trzynastej, wyjrzałem przez okno i mnie zamurowało a nie okno. Zobaczyłem JĄ. Żadna piękność, gruba, pasztetowa baba o skołtunionych, tłustych włosach. Jednak miała w sobie to coś. Coś niewyrażalnego w słowach. Wygląd zewnętrzny wręcz odpychał, chodziła w opiętych dresach, wyglądała trochę jak baleron. Zwaliste fałdy tłuszczu co rusz drgały i przelewały się pomiędzy splotami dresu, chcąc wyniknąć a to górą, a to dołem ale opiętość dresu uniemożliwiała im ucieczkę. Chodziła szurając rozklapanymi buciorami, łeb miała przeważnie zwieszony i mruczała coś do siebie.

 

Jednak, gdy ją zobaczyłem dziś o trzynastej, poczułem jakby mnie piorun raził. Kolana mi zmiękły i o mało nie zemdlałem. Świat mi zawirował, ptaszki zaczęły śpiewać miłosne trele, a pszczółki Maje znosiły mi miód na serce. Jednym słowem, byłem wniebowzięty. A dobiło mnie już całkiem zawodzenie Wodeckiego w radiu. Wiecie, o tej pszczółce, co ją zowią...

 

Wszystko pięknie, ładnie, ale babsztyl w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Wysłałem przez okno cały swój ładunek feromonów, męskich dodatnich i nic. Babsztyl siadł na ławce, rozpieczętował sprawnie puszkę piwa VIP i pogrążył się w degustacji, leniwie jeno odganiając się od krążących nad nią much.

Ja też sięgnąłem po piwo, miałem jeszcze dwa w lodówce, i razem piliśmy pogrążeni w myślach. Ona na ławce, ja w oknie.

I tak popijaliśmy to piwo, leniwie odganiając się od much, gdy nagle do ławeczki z moją ukochaną podszedł jakiś lump i zagadał w te słowa:

- Heloł bejby zabawimy się?- na te słowa moja Afrodyta wstała z trudem z ławeczki i poczłapała za swym Adonisem, na odchodnym rzucając pustą puszką w moje okno i krzycząc:

- Gudbaaaaaj majlaw, guuuuudbaj!!!

 

Zrozumiałem wówczas jedno. Tak, to prawda, jesteśmy już w Europie, nie ma to tamto, a języki trzeba znać!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Pestka 17.03.2016
    NIe wiem nawet dlaczego, ale bardzo mi się podoba... :)
  • Ritha 17.01.2018
    "Zwaliste
    fałdy tłuszczu co rusz drgały i przelewały się pomiędzy splotami dresu, chcąc wyniknąć a to górą, a to
    dołem ale opiętość dresu uniemożliwiała im ucieczkę" - to mi się widzi (wybacz, mam manię siekania tekstów na moje ulubione fragmenty)

    "Wszystko pięknie, ładnie, ale babsztyl w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Wysłałem przez okno cały swój
    ładunek feromonów, męskich dodatnich i nic. Babsztyl siadł na ławce, rozpieczętował sprawnie puszkę piwa
    VIP i pogrążył się w degustacji, leniwie jeno odganiając się od krążących nad nią much" - i to (na marginesie, jak to dobrze, że i taka adoratora znajdzie ;))

    "Ja też sięgnąłem po piwo, miałem jeszcze dwa w lodówce, i razem piliśmy pogrążeni w myślach.
    Ona na ławce, ja w oknie" - tu wręcz romantyzm z Ciebie wylazł

    O i widzisz, teraz wiadomo czemu co niektórzy tu non stop angielszczyzną zajeżdżają ;D
    A tak serio - tekst krótki, ale ja przesłanie dostrzegam i to inne niż Twoje. Jak człowiek czeka na rozwój wydarzeń, zamiast działać, cele sprzed nosa przechwycają inni :)
  • Nuncjusz 17.01.2018
    O tak, święta prawda, nie ma co dumać trza działać! A inspirację zaczerpnąłem z Romeo I Julia (słynna scena balkonowa :))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania