Lis - pierwsza osoba

Lis

Był środek lata. Słońce leniwie wschodziło nad drzewami lasu. Wiatr wesoło tańczył pomiędzy liśćmi i gałęziami wysokich sosen. Ptaki latały ponad dywanem zieleni i obserwowały, jak leśni mieszkańcy budzą się i zaczynają pracować, każde na swój sposób, dbając wyłącznie o siebie i swoją rodzinę.

Obudziłem się parę godzin po wschodzie słońca. Czułem przyjemny chłód w korytarzach mojej norki, lecz im było bliżej wyjścia, zaczynałem czuć rosnącą temperaturę.

Na zewnątrz słońce było już wysoko i mocno grzało. Wystawiwszy pyszczek z norki, schowałem go szybko z powrotem, czując na mordce przebijające się przez liście i gałęzie promienie słoneczne. Było bardzo gorąco i duszno. Ale nie mogłem siedzieć całego dnia pod ziemią, mimo że było tu tak przytulnie.

Po wyjściu przeciągnąłem się i rozejrzałem po okolicy. Dokoła było pusto z wyjątkiem jednego drzewa, pod którym siedziała futrzana kulka i kopała coś w ziemi. Te szkodniki są takie głupie, pomyślałem. Na szczęście całkiem nieźle smakują.

Moje potencjalne śniadanie było odwrócone do mnie tyłem, wiec miałem ogromną przewagę, którą oczywiście wykorzystałem. Skradając się przez pół metra, zmęczyłem się ostrożnością, a ta głupia ogoniasta kulka i tak nie miała pojęcia, co ją zaraz spotka. Pobiegłem wprost na nią. Tak szybko jak tylko mogłem. Zdążyła się jedynie odwrócić. Nic więcej. Złapałem ją mocno zębami i przebiłem skórę. Poczułem soczysty smak krwi na języku. Był to smak zwycięstwa. Po paru sekundach przestała się ruszać, więc położyłem ją na ziemi i przytrzymując przednimi nóżkami rozszarpałem i zjadłem.

Po posiłku ruszyłem na spacer. Droga była długa i monotonna. Idąc, zauważyłem kilku innych mieszkańców lasu. Dzięcioła, który wydłubywał z drzewa pożywienie, wiewiórkę, która biegła po gałęzi drzewa, drugiego dzięcioła. Wędrując pomiędzy drzewami, widziałem szosę, od której dobiegały odgłosy przejeżdżających samochodów i ciężarówek. Dźwięki te nie płoszyły mnie jednak, ponieważ jestem do nich przyzwyczajony.

Na skraju lasu płynęła wolno rzeczka, a za nią rozciągał się dywan zielonych, nieco wyższych ode mnie, krzaków. Schyliłem się przy strumyku i wziąłem parę łyków. Woda nie była zimna, tak jak oczekiwałem, ale nie była też zbyt ciepła. Rozejrzałem się po lesie

i wskoczyłem do wody.

Cały mokry wyszedłem z rzeczki. Szedłem przez rzędy niskich, zielonych krzaczków,

a promienie słoneczne osuszały moją sierść. Byłem zadowolony. Spacer był miły, słońce przyjemnie grzało mi futerko i myślałem, że już nic złego się nie stanie. Myliłem się. Nagle przede mną usłyszałem głosy dwunożnych wielkoludów. Nie lubię ich, pomyślałem. Muszę ich ominąć. Zrobiłem duży łuk, kierując się na prawo. Minąłem ich.

Po pewnym czasie dotarłem do drewnianej konstrukcji dwunożnych, która zapewne znaczy ich terytorium. Na szczęście, tak jak wszystko co robią, także i to było bez sensu. Ścięli parę drzew, przecięli i położyli na mniejszych w takiej odległości, że między górną a dolną połową drzewa mogłem bez problemu przejść. Nawet nie musiałem się wysilać.

Na ich terenie, po lewej stronie, był wielki, również drewniany, budynek. Na środku stały dwie hałaśliwe maszyny, a po prawej dwa drewniane domki pysznych nielotów. Jedyny problem to twarda sieć dookoła, ale i to można obejść. Wystarczy się podkopać.

Poszedłbym do jednego z tych małych domków, pomyślałem, ale czułem się syty. Może odpocznę, zastanawiałem się, stojąc przed terenem dwunożnych. Przecież i tak jestem najedzony, a w dzień lepiej mnie widać i stanowię łatwiejszy do trafienia cel z ich hukających rurek.

Poszedłem w prawo, wzdłuż porozcinanych drzew i doszedłem do wysokiego, dającego dużo cienia drzewa, o grubym pniu i rozłożystych gałęziach. Położyłem się pod nim tak, by słońce było po drugiej stronie i zasnąłem.

Śnił mi się las, lecz nie ten, którym zwykle chodziłem. Ten był inny. Drzewa wyglądały tak samo, ale czułem, że tam jest mi lepiej. Idąc, czułem ciepło bijące nie od słońca, lecz od czegoś, co znajdowało się tuż przede mną. Niestety, nie dowiedziałem się, co to było.

Wstałem i rozejrzałem się. Było już szarawo. Nieloty były zamknięte w domkach i nigdzie nie było widać dwunożnych. Przeskoczyłem pomiędzy rozciętymi drzewami i zacząłem kopać pod twardą siatką. Powietrze było chłodne i wiał lekki wiaterek, który miło pieścił moje futerko.

Przekopawszy się na teren nielotów podszedłem do pierwszego domku. Stanąłem przy ściance i rozejrzałem się czy jestem wciąż sam. Nikogo nie ujrzałem, więc zacząłem kopać.

Wreszcie znalazłem się w środku i wtedy szybko zagryzłem największego z nielotów z czerwoną grzywą, który chciał mnie ukłuć dziobem, lecz nie zdążył. Nieloty zaczęły strasznie hałasować. Zagryzłem jeszcze siedem z nich i każdego po trochu podgryzłem, aby się najeść. Słysząc na zewnątrz dwunożnych ruszyłem do ucieczki. Zwinnie przeczołgałem się pod ścianą i siatką, a następnie biegnąc pomiędzy krzakami, stałem się niewidoczny.

Gdy doszedłem w okolice szosy, było już zupełnie ciemno. Szedłem spokojnie, bez pośpiechu. Ciemność mi nie przeszkadzała, a spać mi się nie chciało.

Strzał!

Ruszyłem instynktownie jak błyskawica, biegnąc slalomem między drzewami. Kule dosięgały pni drzew i ziemię. Drzazgi spadały na moje rude futerko. Byłem przerażony. Biegłem najszybciej jak tylko mogłem w stronę nory. Za sobą słyszałem szczekanie i krzyki.

Nie, pomyślałem, nie mogę ich zaprowadzić do swojej nory, pobiegnę w stronę szosy. Skręciłem w lewo. Z lewej i z prawej było pełno żółtych i czerwonych świateł. Z każdym metrem było coraz głośniej, ale nie mogłem się zatrzymać. Musiałem biec. Poczułem pod łapami zimny, twardy grunt. Usłyszałem głośne wycie najpierw jednej, potem kilku maszyn. Coś się ze sobą zderzyło. Nie oglądałem się. Byłem przestraszony. Biec, szybciej i szybciej, tylko o tym myślałem.

Znowu jestem na zwykłej znanej mi ziemi. Za mną słyszę kolejne zderzenia, wrzaski, wycie, czuję dym, słyszę jak coś się pali…

Lecz dla mnie liczy się tylko ucieczka i przetrwanie tego piekła, które zafundowały mi ohydne dwunożne bestie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • refluks 28.12.2017
    " chciał mnie ukuć dziobem," popraw na ukłuć.
    Poza tym ładne.
  • Telawejczyk 28.12.2017
    Dziękuję :)
  • madoka 16.01.2018
    Kawaii. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania