Poprzednie częściLiv Orwell - Rozdział 1

Liv Orwell - Rozdział 2 KONTYNUACJA

Zanim zaczniejsz czytać, chciałabym przeprosić, że zaczynam od dialogu. Nie chciałam skończyć 2 rozdziału, więc dorobiłam jego dalszą część. Miłej lektury! ;)

-------------------------------------------------

- Któregoś dnia mnie zabraknie. Przyjdziesz do pustego mieszkania, wszystko okryte będzie przezroczystą folią, zabiorą mi Pastora… Zastanawiałaś się kiedyś nad tym?

- Powiedziałaś, że nie jesteś aż tak stara. Nie powinnaś myśleć o śmierci.

- A co z tobą? Zostaniesz na tym zadupiu i będziesz co niedziele chodziła do Kościoła? Przygotowywała przyjęcia z twoją chorą matką? To absurdalne! Powinnaś się stąd wynieść, uciekać jak najdalej i nigdy tu nie wracać.

- Oh Susan.. Póki co, jestem ci bardzo potrzebna i raczej byś się nie ucieszyła, gdybym spakowała walizkę i dzisiaj widziałabyś mnie po raz ostatni.- uśmiechnęłam się zadziornie.

- Na wszystkich Bogów! To moje marzenie!- krzyknęła, złożyła ręce i uniosła je ku górze. Parsknęłam śmiechem i rzuciłam jej błagalne spojrzenie.

- Myślę o tobie Liv.. Każdego dnia, zastanawiam się co z tobą będzie. Utkniesz tutaj, nie pozwolę ci na to.- powiedziała i złapała mnie za rękę. Wstała, powoli, niezręcznie, ale nie pozwoliła sobie pomóc. Odniosła szklankę do kuchni i przez jakiś czas wpatrywała się w okno.

- Robi się późno, będę wracać.- nie odpowiedziała, nawet się nie odwróciła. Wyszłam, delikatnie zamykając za sobą drzwi. To miasto jest naprawdę okrutne. Wiem o tym, zawsze wiedziałam. Nie mogę jednak tak po prostu wyjechać. Powiedzieć mamie, że chcę spróbować czegoś nowego, przeczyć przygodę. Za co będę żyła? To nie jest takie proste. W życiu trzeba mieć plan. Ja chcę skończyć liceum, pójść na studia i znaleźć dobrą pracę. Niech resztą zajmie się mój los, moim zadaniem jest przyjąć wszystko na klatę i jakoś z tym żyć. Tak przynajmniej mi się wydawało.

- Gdzie byłaś?- usłyszałam ponury głos matki, siedzącej w salonie.

- U Susan.- odparłam, odwieszając płaszcz na wieszaku. O nic więcej już nie pytała. To bardzo dołujące. W takich sytuacjach chciałabym wiedzieć co o tym wszystkim myśli. Wiem, że nigdy szczerze ze mną nie porozmawia, a domyślanie się, nie ma najmniejszego sensu.

Mój tato wrócił do domu wyjątkowo późno. Słyszałam, jak próbował bezszelestnie przedostać się przez kuchnię i jadalnię, aby wbiec po schodach do łazienki. Emily też to słyszała. Tej nocy bardzo się ze sobą pokłócili. Nie mam ochoty o tym pisać, tym bardziej, że moje relacje z rodzicami, wcale nie są najlepsze, o czym już wiecie. Obudziłam się około godziny dziesiątej. W pośpiechu zjadłam śniadanie, ubrałam się i najszybciej jak tylko potrafiłam wybiegłam z domu. Do szkoły miałam 10 minut piechotą. Na ulicy nie było żywej duszy, niebo robiło się coraz ciemniejsze, wystawiłam rękę przed siebie i poczułam krople deszczu na swojej skórze. Jedyne co przyszło mi na myśl, to schronienie się, ponieważ niewinne krople deszczu zmieniły się w potężną ulewę. Zrobiło się też zimno, a wiatr wiał co raz szybciej. Udałam się do Susan, była jedyną osobą, u której mogłam się zatrzymać i porozmawiać. Tym razem było inaczej. Odniosłam wrażenie, że coś przede mną ukrywa, zachowywała się dziwnie. Nie minęła godzina, gdy objaśniła mi, że jest zmęczona, a towarzystwo Pastora z pewnością jej wystarczy. Zdziwiłam się, ale zrobiłam to, o co mnie prosiła. Znalazłam się na zewnątrz. Wydawało mi sie, iż pogoda znacznie się pogorszyła, pomimo tego czułam się dobrze. Postanowiłam, że wybiorę się na spacer, w końcu deszcz jeszcze nikogo nie zabił. Pierwszym miejscem, jakie odwiedziłam był plac zabaw. Ostatni raz byłam tutaj jakieś siedem lat temu. Wszystko było inne, nawet ławki, na których widniały duże, okrągłe przyciski. Po ich dotknięciu usłyszysz wesołe melodie, a po godzinie 17.00 piękne i spokojne kołysanki. Nagle usłyszałam ostry dźwięk opon, szybko się odwróciłam. Delikatnie przymrużyłam oczy, kojarzyłam ten samochód.

- Nie poznajesz mnie?- chłopak roześmiał się.

- Boże…- szepnęłam. Był to Luke, mój najlepszy przyjaciel z podstawówki. Kiedy poszłam do liceum, podobnie jak Bill wyjechał, tyle że razem ze swoją dziewczyną.

- Co u ciebie słychać? Lata się nie widzieliśmy!- uśmiechnęłam się.

- Wszystko w porządku. Co z Lisą?- zapytałam.

- Rozstaliśmy się w lutym. Właściwie, to zerwała ze mną.- powiedział. Był to typ osoby, który nigdy niczym się nie przejmuje. Szczerze mówiąc, nie dziwię się, że Lisa postanowiła znaleźć sobie kogoś…. bardziej odpowiedzialnego.

- Raczej nie zamierzasz iść teraz do szkoły.- powiedział i znów się roześmiał. – Pozwól, że zabiorę ciebie w moje ulubione miejsce.- Nie wahałam się z podjęciem decyzji. Wsiedliśmy razem do samochodu, a Luke odtworzył moją ulubioną piosenkę ‘’Song to The Siren’’…

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Prue 05.01.2015
    Naturalność i swoboda, przychodzi mi na myśl jak czytam Twoje opowiadanie. Pisanie przychodzi Ci z lekkością, lubię takie styl pisania. Nic wymuszonego. Dam 5 / Powiem Ci, że tamten tytuł też był dobry
  • Hannah 05.01.2015
    Haha dziękuję. ;) Mnie też się podobał, lecz argumenty, że jest za długi.. przekonały mnie ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania