Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Logan 1. - Starzy znajomi

Tak, wiem, miałem zniknąć. Zdenerwuję pewnie niektórych, ucieszę innych. Plany się zwyczajnie zmieniły :D

 

Opowiadane związane jest z postaciami uniwersum Marvela, wzorowane częściowo na filmie "Logan".

 

Rok 2065.

Fragment artykułu jednej z gazet:

Przełom! Rząd Stanów Zjednoczonych ogłosił wczoraj o godzinie 17.00 wiadomość na którą czekaliśmy z niecierpliwością: to koniec mutantów! Oto oficjalne oświadczenie z Białego Domu: "Wszyscy, którzy wykazują nadnaturalne zdolności mutacyjne, mają obowiązek stawienia się w nowo powstałych punktach laboratoryjnych na terenie całego kraju, w przeciągu trzydziestu dni, w celu usunięcia choroby, która im dolega. Mutanci, którzy nie poddadzą się przymusowemu leczeniu w ustalonym czasie, z całą pewnością zostaną odnalezieni i ukarani śmiercią."

Rząd podejmował już wcześniej działania związane ze zmniejszeniem liczby chorych, jednak były to wystąpienia nieoficjalne. Łowcom nagród udało się już częściowo wytępić tę zarazę, jednak teraz mutanci dostaną szansę na wyleczenie. Cóż ... czy aby to na pewno dobre rozwiązanie? Te potwory (bo inaczej nie można ich nazwać) wyrządziły już wystarczająco wiele szkód w naszym państwie. Zapytaliśmy was, drodzy czytelnicy, co sądzicie o sprawie chorych. 92% ankietowanych przyznała, że najlepszym sposobem na pozbycie się mutacji, byłaby masowa egzekucja tychże zwierząt. Wyniki jasno pokazują, że niebezpiecznie czujemy się wśród tych nieludzkich stworzeń ...

 

Obudził się z posmakiem krwi w ustach i od razu splunął. Gdy z pozycji leżącej przechodził do siadu na łóżku, kaszel spowodował ból w klatce piersiowej. Kolejne czerwone krople wylądowały na podłodze, a on ciężko przetarł czoło, usuwając z niego zimny pot. Przygładził drżącą dłonią włosy, powykręcane we wszystkie strony, a następnie dotknął gęstej, niezadbanej brody, z brązowymi włosami, które przeplatały się z pierwszą siwizną. Wstał nie bez trudu i założył czarne, zwyczajne spodnie oraz biały bezrękawnik. Udał się obolały do łazienki, oparł o zlew i splunął jeszcze kilka razy. Odkręcił kran i nabrał zimnej wody w usta, co lekko uśmierzyło ból. Przemył twarz, i wytarł ją ręcznikiem. Spojrzał na dłonie. Również nie były w najlepszej kondycji. Wypłukał z nich dokładnie krew i wyszedł z łazienki.

Kroki skierował ku kuchni, w której panował niesamowity bałagan. Pochwycił otwartą butelkę z niedopitą whiskey, oparł się o blat stołu i skosztował niewielką ilość trunku. Zakaszlał po tym dwa razy i napił się po raz drugi, tym razem więcej. Odstawił alkohol i zbliżył się do małego radia stojącego przy okienku. Włączył je i głowił się trochę ze znalezieniem odpowiedniej stacji - odpowiednia to taka, która działała. Cenzura mocno ograniczała szeroki dostęp. Wreszcie znalazł.

"-Mamy dziś 27 dzień lipca. Najważniejszą informacją, jest oczywiście oficjalne postanowienie rządu w kwestii mutantów. Jak już wiemy, wszyscy, u których wystąpiły objawy mutacji, muszą poddać się zabiegowi ich usunięcia. O tym, jak zabieg ma wyglądać, porozmawiamy z profesorem Anthonym Walterem.

-Dzień dobry państwu.

-Panie profesorze, zasadnicze pytanie: Jak wygląda wspomniany zab ..."

Wyłączył radio i westchnął ciężko, znowu czując kłucie w okolicach serca. Stuknął kilka razy palcami w stół. Nagle, usłyszał pukanie do drzwi. Instynktownie skierował głowę w ich kierunku.

-Logan! To ja! Otwórz, musimy pogadać - krzyknął nieznajomy. Mężczyzna spuścił głowę w dół i wziął powietrze w nozdrza. Nie chciał wypuszczać.

-Idę, - powiedział wreszcie, zacisnął pięść i ociągając się, poszedł otworzyć.

 

-Scott? - spytał zdziwiony Logan. Kaszel znowu go dopadł.

-Dziwię się, że poznałeś mnie po tylu latach - odparł siwy staruszek, wyraźnie zadowolony. Scott Summers był mutantem. Jego zdolność przejawiała się niekontrolowanym wystrzeliwaniem wiązki potężnego laseru z oczu, który niszczył wszystko co spotkał. Summers musiał nosić na oczach specjalne urządzenie ochronne, wytworzone lata temu. Tłumiło jego moc, lecz w każdej chwili mógł je wyłączyć, przez co używał swojej broni.

-Poznałem po oczach - zażartował Logan krzywiąc się z bólu - Wejdź, dalej. Szesnaście lat ...

-Ano, właśnie tyle - skomentował Scott przechodząc przez drzwi - No, no ... niezła chatka - powiedział Scott rozglądając się.

-Bardzo śmieszne - odparł Logan i opadł ciężko na kanapę w "salonie". Scott usiadł na krześle obok.

-Dziwne ... tak teraz zachowują się starzy znajomi, którzy lata się nie widzieli?

-Myślałeś, że cię poczęstuję kawą i ciastem? - spytał Logan opierając dłoń na bolącej głowie.

-Nadal ten sam Logan - odparł z krzywym uśmiechem Summers.

-Jak mnie znalazłeś? A z resztą - machnął ledwie widocznie ręką - nie mów. Wolę wiedzieć po co?

-Słyszałeś już pewnie o decyzji rządu. Zamierzasz się poddać?

-Jak chcą to niech tu przyjdą i mnie zastrzelą, wszystko mi jedno - odparł z chrypą.

-Cierpisz, Logan - powiedział Scott opierając dłonie na kolanach - Twoja mutacja cię wyniszcza.

-Po to tu przyjechałeś? - warknął mężczyzna - Może pracujesz teraz dla nich, hę?

-Daj spokój - zganił staruszek - Dla twojego zdrowia powinieneś się im poddać. Ja już jestem za stary, umrę najdalej za rok. Twoja regeneracja jednak jeszcze cię tak nie zdziadziała, miałbyś więc szansę - tłumaczył Summers. Logan spojrzał na niego gniewnie.

-Dzięki. Jeśli to wszystko, miło było.

-Nie po to tu jestem - podjął - Eh, Logan. Przepraszam, że jestem tak późno. Może wiele udałoby się naprawić. A teraz ...

-O czym ty znowu pieprzysz? - spytał Logan.

-Szesnaście lat temu ... pamiętasz, gdy odszedłeś od Jean?

Logan spojrzał na niego przenikliwie.

-Dobrze wiesz dlaczego.

-Nie osądzam cię - uspokoił Scott - Jean zmarła rok później. Zabiła tym samym trzech młodych mutantów.

Logan spuścił wzrok. Spodziewał się, że destrukcyjna moc kobiety, zabije kiedyś ją samą.

-Szkoda dzieciaków - powiedział tylko.

-Logan ... po tym jak odjechałeś, stało się coś jeszcze - Scott ciężko mówił.

-Gadajże wreszcie - ponaglił go.

-Masz syna, druhu. Jean urodziła twoje dziecko.

Logan zdjął dłoń z głowy. Zabolała go jeszcze bardziej, zakręciło mu się w niej. Przewracał oczami po pomieszczeniu, przejechał językiem po zębach.

-Jak to ... mam syna?

-Ma na imię Daken - tłumaczył spokojnie Scott - Odziedziczył po tobie całą mutację. Od Jean na szczęście nie ma nic.

 

Logan odchrząknął

 

-Przepraszam, że nie mogłem powiedzieć ci wcześniej. Jestem teraz, bo nie jest z nim najlepiej. Chłopaka mają rządowi. Zabrali go w ramach tego projektu, o młodych mutantach - mówił przejęty Scott - Uznałem, że trzeba mu pomóc, i że ty właśnie powinieneś to zrobić.

Logan wstał szybko.

-Źle myślałeś w takim razie - rzucił i poszedł szybko do kuchni. Przypomniał sobie o whiskey.

-Wiem, że to dużo - powiedział Scott idąc za nim wolno - Ale uspokój się, Logan.

-To nie moja sprawa Scott - napił się.

-Oczywiście, że twoja, stary durniu - krzyknął - To twój syn!

-Nie znam go - powiedział spokojnie - Nigdy nie widziałem na oczy, dowiaduję się o jego istnieniu po szesnastu latach. Obcy dzieciak, jeden z wielu.

-Jest taki jak ty - Scott uśmiechnął się delikatnie - Identyczny. Tak samo zadziorny, nieznośny i gniewny.

-Ja już taki nie jestem - odparł Logan patrząc ostro na Summersa - My już tacy nie jesteśmy, mutanci to przeżytek. Ile nas zostało? Młodzi są leczeni, starych wybiją. Ten świat był dla nas lata temu. Teraz ... teraz to nasz koniec.

Scott prychnął.

-A ja ciągle widzę to w twoich oczach. Nie schowałeś pazurów, przyjacielu. Ciągle je masz. I dosłownie i w przenośni.

Logan wpatrywał się w niego gniewnie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Kocwiaczek 19.03.2020
    Ha! Jesteś ty, jestem i ja :) Baardzo dobry początek! Chyba najlepsze z Twoich dotychczasowych opowiadań (albo się po prostu stęskniłam za twoim pisaniem :D). Czekam na więcej. Zdecydowanie i będę przy tym obstawać!
  • Bajkopisarz 20.03.2020
    „mają obowiązek stawienia się w nowo powstałych punktach laboratoryjnych na terenie całego kraju, w przeciągu trzydziestu dni,”
    Szyk i ort.: mają obowiązek stawienia się w przeciągu trzydziestu dni, w nowopowstałych punktach laboratoryjnych na terenie całego kraju,
    „Udał się obolały do łazienki, oparł o zlew i splunął jeszcze kilka razy. Odkręcił kran i nabrał zimnej wody w usta, co lekko uśmierzyło ból. Przemył twarz, i wytarł ją ręcznikiem. Spojrzał na dłonie”
    I jeszcze wcześniejsze zdania - wyliczanka, zaczynająca się od czasownika. Nie brzmi to dobrze, złam to jakimś imiesłowem czy coś.
    „dziś 27 dzień lipca.”
    Ta liczba słownie
    „wystrzeliwaniem wiązki potężnego laseru z oczu,”
    Sugestia: wystrzeliwania oczami potężnej laserowej wiązki, niszczącej
    „Scott przechodząc przez drzwi - No, no ... niezła chatka - powiedział Scott rozglądając się.
    -Bardzo śmieszne - odparł Logan i opadł ciężko na kanapę w "salonie". Scott „
    3 x Scott
    „Twoja regeneracja jednak jeszcze cię tak nie zdziadziała,”
    Dzięki twojej regeneracji jeszcze tak bardzo nie zdziadziałeś
    „Jean zmarła rok później. Zabiła tym samym”
    Zabiła przez to, że umarła, tak? Nie to, ze z nimi np. walczyła, tylko była jakoś tak powiązana z tą trójką, ze gdy umarła oni natychmiast też.
    Z tego zapisu właśnie to wynika

    Brakuje mi lepszego wyjaśnienia, dlaczego Scott przez piętnaście lat (lub może nieco krócej, bo z opisów to nie wynika jasno) nie mógł powiedzieć Loganowi o synu.
    Poza tym – najpierw Scott namawia Logana by się poddał rządowym, potem namawia go, by pomógł wyrwać syna z rąk rządowych. Te dwie akcje się wykluczają, Nie widzę jakoś wyjaśnienia, dlaczego Scott skacze z propozycjami z jednej skrajności w drugą. Zresztą, bardziej by już pasowało w odwrotnej kolejności. Skoro Logan nie chce ratować syna, to Scott może mu zaproponować poddanie się - bardziej to logiczne.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania