"Loki"-Sezon 2-Rozdział 4

Baldur z resztą grzali się przy rozpalonym ognisku, wokół hulała zamieć i wył wiatr. Staruszek znaleziony w śniegu obudził się, podrapał po głowie i rozejrzał się. Powiedział:

– Albo ten napar z ziół był za mocny, albo na sędziów dusz dali brzydkiego Asgardczyka z twarzą, jakby dzik Sahrimnir go stratował, blondaska, który nie wiadomo czy jest elfem, czy kimś innym z pięknymi błękitnymi oczyma, na których dnie czai się mrok i urodziwa córka Elfrida, która szuka swojego miejsca...

– Dziadek, ty jeszcze u Hel nie jesteś, ale jedno machnięcie mojego topora i się tam znajdziesz, jeśli jeszcze raz mnie obrazisz – Magni podsunął mu pod nos swoją broń.

– Jak to mówią u mnie na wsi, nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz... – odparł z rozbrajającym uśmiechem, wyjmując z torby suchara.

– Panowie uspokójcie się, niech przeklęty będzie Odyn, wysyłając mnie tutaj. No i co z tego, że zepsułam jakiś magiczny kawałek drewna... A mogłam siedzieć w Wanaheimie nad brzegiem jeziora i dać się podrywać okolicznym przystojniakom. A tak siedzę w zimnej grocie... – Poczuła, jak czyjaś ręka dotknęła jej tyłka, podskoczyła i zobaczyła dziadka, który z szelmowskim uśmiechem i grubym głosem rzekł:

– A może ja cię maleńka rozgrzeje? Dziadziuś jeszcze trochę ikry posiada w tym starym ciele – Leaf odwróciła się i z małego półobrotu odkopnęła małego starca, odleciał, aż pod samo wejście. Masując obolałe ramie, odpowiedział ironicznie:

– No wiesz? Tak traktować człowieka, który lada moment może umrzeć.

– Skoro wszyscy się uspokoiliście, to usiądźcie przy ognisku, trzeba obmyślić dalsze kroki. A ty starcze nie udawaj, twoje ubrania czy też torba nie są podrzędne, kopniak mojej kochanej ciotuni też skontrowałeś, tak by nie wyrządził ci żadnej krzywdy. Jednak nie będę cię pytał o przeszłość, może jesteś znudzonym bogiem, albo renegatem? Nie obchodzi mnie to, żyjesz tylko dzięki temu, że natura szepcze mi, bym cię nie zabijał, bo nie stanowisz zagrożenia, kruki również to samo mówią – wtrącił się Baldur, siedząc przy ognisku, widać było po nim, że intensywnie o czymś myśli.

– Chłopcze zaciekawiłeś mnie, musisz być władcą natury, skoro słyszysz, o czym skrzypi lód i szumi wicher, a to zdolności najlepszego maga z Alfheimu, dodatkowo masz uszy Odyna, czyli te jego skrzeczące ptaszyska. Dodatkowo masz bystre oczy i nie jesteś głupi. Czyżby Wszechojcowi na starość zachciało się amorów i spłodził kolejne dziecię? – Baldur powstrzymał Magniego od zrobienia krzywdy jego rozmówcy. Spojrzał stalowym wzrokiem swych błękitnych oczu i spokojnym głosem zapytał:

– Jesteś dziwnie zorientowany o sytuacji w dziewięciu królestwach. Moje podejrzenia zaczynają nabierać realnych kształtów. Jednak jestem słownym człowiekiem i pominę to, a tak dla twojej wiadomości Odyn to mój dziadek, a moja matka jest elfią księżniczką.

– Leaf jest za młoda na to, czyli musisz być synem Layli... – szepnął, a na moment w oczach starca zabłysło radosne światło, stłumił je jednak natychmiastowo – A ja jestem Lothur, pochodzę z krainy krasnoludów. I mogę śmiało stwierdzić, że jestem niegroźną istotą, która w tej przeklętej krainie szuka pewnego rzadkiego zioła.

– I co ja mam teraz z tobą zrobić, wyruszyłem, by znaleźć ojca, a nie niańczyć kogoś.

– Szukasz ojca, co? A co uciekł, matka była aż tak brzydka, że tchórz wziął nogi za pas? – Baldur znalazł się przy nim, chwycił go za ciuchy i przykładając mu nóż do gardła, syknął:

– Jeszcze słowo o mojej matce albo ojcu, to z przyjemnością popatrzę, jak będziesz rzęził z podciętą krtanią. Moim rodzice to najlepsze co mogło mi się zdarzyć, Loki musiał mieć wyraźny powód, by opuścić nas. Nikomu nie dam ich obrażać – Twarz młodzieńca spowiły runy wszystkich pięć żywiołów, które zniknęły, gdy tylko się uspokoił. Wypuścił Lothura i wyjął z torby liść Melisy i zaczął, go rzuć, kiedy zwrócony był plecami do starca, ten na moment uśmiechnął się.

– Nie jestem potworem, więc pozwolę ci z nami iść, jednakże chlapniesz językiem o jeden raz za dużo, a pozwolę Magniemu użyć topora... – Na wyobrażenie rozłupywania czaszki irytującego człowieczka, Asgardczyk się rozmarzył. Baldur spojrzał na zewnątrz i zarządził wymarsz, w końcu pogoda na tyle przycichła, by można było to zrobić.

Przeszli wiele kilometrów, nim udało się im znaleźć pałac mroźnego króla, po drodze ubili chyba całe stada wilków, trzy niedźwiedzie i jednego ogromnego Yetiego. Magni był zadowolony, wreszcie mógł powalczyć. Przed nimi znajdowały się wielkie błękitne, nieprzezroczyste wroga, Baldur podszedł do nich i położył dłoń na chłodną skałę, drzwi natychmiast się otwarły. Ich oczom ukazała się rozległa komnata, po bokach znajdowały się zamrożone potwory, jakie można było spotkać w dziewięciu królestwach, centaury, cyklopy, ogniste salamandry, mroczne widma i tym podobne, na środku podłogi widniał herb górskich olbrzymów, dwie skrzyżowane ze sobą ręce z zaciśniętymi pięściami. Na wielkim tronie siedział Laufey, który przyglądał się wchodzącym. Skórę miał sino niebieską, oczy jarzyły się krwistą czerwienią, a biała broda sterczała z jego twarzy, ostra jak najlepsze ostrza z krasnoludzkiej kuźni. Gdyby przemówił, ściany zadrżały od jego głosu:

– Młodzieńcze o jasnych włosach, niczym słońce Alfheimu, czuję, jak płynie w tobie moja krew. Czyżby syn Lokiego chciał zrzucić mnie z tronu i objąć w posiadanie Jotunheim?

– Nic z tych rzeczy, wielmożny Laufey – odkrzyknął Baldur.

– A już się ucieszyłem, że wreszcie będzie się coś dziać. Czego, więc chcecie? – odparł znudzony.

– Chcemy informacji o moim ojcu...

– W Jotunheimie nie dostajesz nic za darmo, znudziły mnie się te wszystkie potyczki umysłowe, pokonasz mnie, to ci powiem, co wiem – odrzekł z nadzieją.

– Zgoda – Towarzysze popatrzyli na swojego lidera jak na wariata. Chce walczyć z nim?

– Wyśmienicie – Klasnął w dłonie, a ściany i sufit zniknęły, ukazując arenę, drużyna znalazła się w ogromnej przezroczystej kostce nad nią. Olbrzym nie czekając, natarł na młodego, za pomocą wytworzonego przez siebie lodu, odbił się, nim ogromna maczuga spadła na jego głowę. Twarz Laufeya zapłonęła radością i entuzjazmem, że wreszcie znalazł dobrego przeciwnika. Baldur stworzył ogromny oszczep i rzucił w nim, przeciwnik roztrzaskał go, lecz władca natury zniknął. Nagle ciemne chmury zaczęły się gromadzić i niewielkie wyładowania poczęły uderzać w okolicę. Mroźny król podniósł głowę i zobaczył swojego przeciwnika, który trzymał uniesioną rękę do góry, a jego oczy błyskały, takim samym światłem, co gromy, Baldur opuścił swą dłoń, a z największego obłoku poleciała błyskawica w kształcie ogromnego smoka, uderzyła w olbrzyma, napełniając jego ciało wyładowaniami o wielkim napięciu, uklęknął na kolano, próbując zwalczyć to zaklęcie, jednak po chwili upadł z głośnym hukiem. Otoczenie wróciło do dawnej postaci, a wygrany powoli wylądował na ziemi, Magni z wielką siłą klepnął go w plecy i z dumą powiedział:

– Kuzynie, widać, że masz w sobie i naszą krew, takie pioruna jeszcze nie widziałem, nawet mój ojciec potrzebuje Mjolnira, by coś takiego spróbować zrobić – Gdy przyjaciele przekazywali swoje uznanie, a staruszek nie mógł się powstrzymać, przed uśmiechem dumy i radości, cała sala zabrzmiała śmiechem Laufeya.

– Chłopcze, takiej sromotnej porażki nie doświadczyłem od ostatniej napaści na Asgard, gdy Odyn wtrącił się do walki, a wierz mi, to było bardzo dawno temu.

– A teraz mów, gdzie on jest – odparł zniecierpliwiony.

– Wiem, że nic nie wiem – odrzekł ze śmiechem mroźny król, wprawiając w zdumienie wszystkich zgromadzonych.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania