Los

Życie powinno być szczęśliwe i pełne oczekiwania. Oczekiwania, na co? Na okazję. Czy to poznać kogoś wartościowego, czy zdobyć jakieś doświadczenie, które akurat zaważy na karierze? Ale, po co czekać? Skoro młodzieńcza odwaga płynie w żyłach, na co czekać zamiast działać? Dobre pytanie.

 

Nie dla mnie uroki młodzieńczej odwagi. Nie dla mnie wolność i szaleństwa. Leżę na szpitalnym łóżku, Bóg sam jeden wie już jak długo. Dosyć mam już oglądania telewizji, czytania książek, pisania w pamiętniku czy siedzenia na facebook’u. Chciałabym wyjść jak moi nastoletni rówieśnicy, na powietrze. Wiosna tego roku przeszła samą siebie. Jest ciepło, słoneczko świeci. Drzewa wyglądają pięknie ubrane na biało i różowo. Tyle widać zza szyby. Co mi po tym pięknie, jak nie mogę odetchnąć tym powietrzem, ni dotknąć trawy, która świeżo wyrasta z ziemi? Patrzę jak zakochani chodzą sobie w pobliskim parku za rękę, jak małżeństwa objęci paradują, a ja tutaj łączę się namiętnie z tą całą aparaturą szpitalną.

Nie wiem, jak to wszystko znieść. Jakby tego było mało, przychodzą do mnie goście. Patrzą ze współczuciem, głaszczą po głowie, a wychodząc płaczą nade mną. Zostawiają kwiaty jak na pogrzebie lub słodycze, których jeść nie mogę. Tylko matka z ojcem zachowują się normalnie. A resztę tych ludzi to najchętniej bym wyrzuciła zza drzwi. Matka rozmawia ze mną jak z dorosłą, nie ukrywają przede mną niczego. Chociaż wszyscy lekarze i rodzice są dobrej myśli, wiem, że się mylą. Są ze mną szczerzy, ale nazbyt pozytywnie patrzą na całą sytuację. Ja wiem, że moje dni są już policzone. Podsłuchałam ostatnio na korytarzu, jak lekarz próbował pocieszać moich rodziców mówiąc, że mój stan się pogarsza. Ojciec zaniemówił. Naprawdę wierzył, że wyzdrowieję. A matka? Wtuliła się w ojca i drżała, zapewnie płacząc nade mną i swoim losem. Nie widać mojego pogorszenia, a czuję się osłabiona, ale nikomu już o tym nie mówię, to nie ma sensu. Myślę, że zdają sobie z tego sprawę, wyniki mówią same za siebie. Podadzą mi mnóstwo witamin, które mają mi pomóc na krótki okres czasu. Muszę przygotować rodziców na najgorsze. Spróbować się z nimi pożegnać.

Wściekła jestem na los, za ten wyrok. Bo czym sobie zasłużyłam na śmiertelną chorobę? Współczesna medycyna jest taka wspaniała, że nie ma lekarstwa na całkowite wyzdrowienie. Tylko przedłużanie życia. Aparaturą i tym całym świństwem. A to naświetlania, magnetyczne kąpiele, witaminy, kroplówki i ćwiczenia. Dość. Jak mam walczyć żeby przeżyć to kapituluję. Cieszę się, że chociaż rodzice nie zostaną sami. Mój braciszek ukoi ich ból. Będę za nimi strasznie tęsknić, ale to wszystko musi się skończyć. Pozwólcie mi wybrać. Wybrać śmierć.

 

długo mnie nie było, ale wróciłam chociaż na chwilę

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • betti 05.04.2017
    Ja wiem jedno. Cuda się zdarzają, ale trzeba mocno wierzyć... Nikt nie jest wolny od choroby, która może nas dotknąć w każdej chwili. Co z tego, że dzisiaj biegamy, śmiejemy się, kiedy jutro może być różnie... i w tym jest cała mądrość, że nie znamy jutra.
    Jutro może przynieść chorobę, ale może też przynieść cud... dlatego trzeba walczyć do końca i wierzyć...

    Pozdrawiam.elka.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania