Poprzednie częściLos sprawia nam figle - Prolog

Los sprawia nam figle - Rozdział 7

Wpadłam cała zdyszana do szpitala. Deszcz zmoczył mnie do suchej nitki. Na korytarzu był jeden wielki zamęt. Nigdzie nie było prądu. Szczęście, że szpitale miały zapasowe ładowanie. Po chwili nastąpiła jasność.

 

- Dorothy dobrze, że jesteś! - roztrzęsiona Margo, biegła w moją stronę. Złapałam ją za ramiona. W jej spojrzeniu dostrzegłam strach. Wiedziałam, że coś złego się stało.

 

- Co jest? Coś stało się z Thomasem? - dziewczyna nie mogła wydobyć z siebie głosu - Margo, mów! - potrząsnęłam drobną blondynką, która w końcu się odezwała.

 

- To piorun... Boże... Piorun strzelił w aparaturę, pod którą był podłączony Thomas - była przerażona.

 

- Cholera! Powiedz mi co z nim! - jakże ja byłam zdenerwowana. Tak się o niego martwiłam.

 

- Nie wiem jak to powiedzieć... Idź się przekonaj sama - poklepała mnie po ramieniu.

 

Ruszyłam szybkim krokiem w stronę sali, w której leżał mężczyzna. Wokół było wielkie zamieszanie. Lekarze wybiegali z jednej sali do drugiej. Głośne rozmowy odbijały się echem obok mnie.

 

Przy pokoju Toma stało dwóch lekarzy, pielęgniarki wywoziły aparatury, a następne w woziły nowe. Bałam się przekroczyć próg, by spojrzeć co się stało.

 

- Dothi, co tu robisz? Twoja zmiana się zakończyła - spojrzał na zegarek - Dwie godziny temu - zbliżył się doktor Nick Donovan. Młody, muskularny i przede wszystkim przystojny, piwnooki mężczyzna. Wszystkie pielęgniarki wzdychały w jego stronę. Każda chciałaby być w jego ramionach i grzać mu łóżko.

- Chciałam dowiedzieć się co z Thomasem się dzieje - oczekiwałam odpowiedzi.

 

- Było bardzo ciężko. Przez uderzenie pioruna, akcja serca się zatrzymała.

 

- Powiedz mi czy żyję? - przerwałam jego wypowiedź. Łzy narastały w mych oczach.

 

- Żyje. To był cud.

 

Uradowana chciałam wejść do sali, jednak silna dłoń Nicka mnie zatrzymała. Odwrócił mnie w swoją stronę tak bym patrzyła na niego.

 

- Nie wiem kim on jest dla ciebie, ale gdy tam wejdziesz... Musisz być silna - powiedział i odszedł ode mnie, kierując się w stronę windy.

 

Stanęłam przez moment przy wejściu do pokoju i zastanawiałam się nad tym co powiedział Donovan. Z jakiego powodu miałabym być silna? Przecież byłam, jak nigdy dotąd.

 

Małymi kroczkami, kierowałam się w wejście. Zajrzałam do środka i zastygłam w miejscu. Thomas był odkryty od pasa w górę, jego skóra na klatce piersiowej była poparzona. Na szczęście nie tak bardzo. Pielęgniarka Suzan, smarowała zaczerwienione miejsca maścią.

 

- Suzan, co z nim? - podeszłam bliżej łóżka. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała się na mnie.

 

- Powiem ci, że to był cud. Nie wiem czy twój znajomy ma zawarty pakt z Bogiem, ale żyje, a jego wyniki poprawiły się o połowę. Ma facet szczęście - dokończyła nakładać maść i wyszła. Zostałam sama z Hills'em i wpatrywałam się w jego piękną twarz, którą szpeciły bandaże i blizny. Jednak dla mnie był idealny. Nachyliłam się nad mężczyzną i złożyłam na jego policzku pocałunek.

 

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

 

Wróciłam po nocnej zmianie do domu. Byłam wykończona i cholernie głodna. Zajrzałam do lodówki, w której oprócz jajek i parówek nie było nic. Postanowiłam zrobić sobie jajecznice z dwóch jajek. Wstawiłam wodę na herbatę. Z przyrządzonym śniadaniem i gorącą herbatą, usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Zegar wybijał godzinę dziewiątą. Zadzwonił telefon, do którego rzuciłam się biegiem.

 

- Halo.

 

- Dzień dobry. Moje nazwisko Emanuela Miguel. Czy rozmawiam z Dorothy...

 

- Przy telefonie - byłam tak przejęta, że nie dałam dokończyć kobiecie mówić.

 

- Dzwonię z sądu. Mam kilka pytań do pani.

 

- Z miłą chęcią odpowiem na nie.

 

- Czy mogę do.pani przyjechać koło czternastej? - uf, miałam jeszcze kilka godzin by się przespać i zrobić porządek.

 

Mieszkanie wyglądało już trochę lepiej, bo udało mi się zerwać starą tapetę, oczyścić ściany i pomalować na jasny kolor. Pomieszczenie wydawało się teraz o.wiele jaśniejsze i czystsze.

- Oczywiście, że tak.

 

- To do zobaczenia - rozłączyła się.

 

Skończyłam śniadanie i wzięłam się za sprzątanie. Cieszyło mnie, że sprawa z Kevinkiem w końcu się ruszyła. Weszłam do pokoju, który urządzałam z myślą o chłopczyku. Ściany pomalowałam na morski kolor, na suficie zrobiłam małe gwiazdeczki, które po zgaszeniu światła ukazywały się. W rogu obok okna stało łóżko, obok niego szafka nocna z lampką w samochodziki. Po przeciwnej stronie stała szafa, komoda i biurko. Nawet udało mi się kupić kilka ubrań i zabawek. Już dawno nic mi nie sprawiało takiej przyjemności, jak urządzanie owego pokoju. Miałam nadzieję, że Kevin zamieszka ze mną i spodoba mu się pokój. Około dziesiątej położyłam się, ale wcześniej nastawiłam budzik, by przynajmniej godzinę przed umówionym spotkaniem wstać i doprowadzić się do porządku.

 

Zegarek wybudził mnie ze snu. Jednak radość i nowa energia, napędzała mnie do życia. Wstałam, wzięłam szybki prysznic, mokre włosy wysuszyłam. Ładnie się ułożyły, więc nie musiałam ich układać. Nałożyłam lekki makijaż, z szafy wyjęłam swoje szczęśliwe leginsy, czerwoną tonikę z długimi rękawami, a na stopy założyłam czarne tenisówki. Zeszłam na dół do kuchni i nastawiłam wodę. Punktualnie o czternastej zadzwonił dzwonek. Podeszłam do drzwi i otworzyłam. Przede mną stał nie kto inny jak chudy rudzielec. Entuzjazm mnie w danym momencie opuścił.

 

- Dzień dobry - podałam rękę kobiecie.

 

- Dzień dobry - kobieta weszła do środka, a ja zamknęłam drzwi.

 

- Może na pije się pani kawy lub herbaty? Właśnie zagotowała się woda.

 

- Po proszę kawa z mlekiem - wskazałam rudzielcowi miejsce, by usiadła.

 

Wyjęłam z szafki swoje najlepsze porcelanowe filiżanki, które dostałam od świętej pamięci babci. Podobno były bardzo cenne. Z gotową kawą zjawiłam się w salonie.

 

- Nasze ostatnie spotkanie nie należało do miłych, przepraszam - szczerze byłam zaskoczona jej słowami.

 

- Każdy miewa złe dni, to normalne - uśmiechnęłam się do kobiety, stawiając przed nią filiżankę z kawą.

 

- Miło mi, że pani tak sądzi - odwzajemniła uśmiech - Wracając do naszego dzisiejszego spotkania. Przeprowadziłam wywiad u pani w pracy, sąsiadów oraz w domu dziecka i muszę przyznać, że ma pani nieskazitelną opinię.

 

- Dziękuję bardzo. Zawsze liczyłam i nadal liczę się ze zdaniem innych. Staram się być pomocna i dobra dla innych. Tak zostałam wychowana - Emanuela uśmiechnęła się na moje słowa.

 

- Cieszę się bardzo. Takim osobą jak pani warto jest przydzielić opiekę nad dzieckiem. Więcej powinno być takich ciepłych i pomocnych ludzi jak pani. Jednak muszę zadać pytanie - upiła łyk kawy, a ja z niecierpliwością wyczekiwałam jej pytania - Czy da sobie pani radę w wychowywaniu dziecka, godząc to z pracą? - zaskoczyła mnie tym pytaniem. Sama się nad tym zastanawiałam, ale w pracy miałam obiecane, że na noce nie będę pracowała, a po południu będzie przychodziła moja ciocia, Tamara.

 

- Oczywiście, że dam radę. Inaczej nie ubiegałabym się o status rodziny zastępczej.

 

- To właśnie chciałam usłyszeć. Za dwa dni może pani zabrać chłopca do domu - nigdy nie czułam się tak dumnie i szczęśliwie jak teraz.

 

- Nawet nie wie pani jak się cieszę.

 

Pokazałam pani Miguel pokój dla Kevina, którym była zauroczona, a zarazem zaskoczona, że zrobiłam to sama. Po godzinie kobieta opuściła mój dom, na koniec życząc mi szczęścia i cierpliwości. Po jej wyjściu zaczęłam skakać do góry z radości. Nie mogłam się powstrzymać i pojechałam do szpitala, by podzielić się tą wiadomością z Thomasem. W ciągu kwadrans dojechałam na miejsce. Uśmiechnięta wpadłam do sali. Na krześle siedział Sebastian. Chciałam się wycofać, ale on mnie zatrzymał.

 

- Dorothy, jak miło ciebie widzieć - wstał i podszedł do mnie całując w policzek. Nie lubiłam tego gościa. Działał mi na nerwy i starałam się unikać go, ale tym razem nie udało mi się.

 

- Ja nie pajam takim entuzjazmem na twój widok - wyszłam na korytarz.

 

- Poczekaj, proszę - złapał mnie za łokieć - Przepraszam cię za to ostatnie spotkanie. Nie wiem co mi strzeliło do głowy. Przepraszam - widać było, że mówi szczerze, ale ja jednak nie byłam aż tak łatwo wierna.

 

- Było minęło, ale wybacz mi, jednak nie mam ochoty przebywać w twoim towarzystwie. Nie przepadam za tobą - wyrwałam się i weszłam do pokoju pielęgniarek.

 

Na szczęście nikogo nie było i mogłam z ulgą odetchnąć. Nie sądziłam, że będzie mi pisane spotkanie z bratem Thomasa. Jednak nie zbadane są wyroki Boskie. Otworzyłam drzwi i podeszłam pod drzwi Thoma. Sebastiana już nie było, więc weszłam do środka. Złożyłam jak zawsze całusa na poliku mężczyzny i usiadłam na krześle trzymając dłoń Hills'a.

 

- Mam dobrą wiadomość - uśmiechnęłam się sama do siebie - W sobotę zabieram twojego syna do domu. Kochanie, przyznali mi opiekę nad Kevinkiem. Tak bardzo się cieszę. Jedynie ciebie brakuje mi do szczęścia. Obudź się wreszcie - łza wpłynęła mi z oka i kapnęła na dłoń mężczyzny - Bardzo mi ciebie brakuje.

 

Wtedy poczułam coś dziwnego. Jego dłoń zacisnęła się na mojej. Wydawało mi się przez moment, że to moja fantazja, ale Thomas otworzył oczy i zaczął się dusić. Szybko pobiegłam po lekarza, który razem ze mną wbiegł do sali. Wyjął mu z gardła rurkę i Thom złapał duży oddech i zaczął kaszleć.

 

- Wie pan jak ma na imię - zapytał lekarz. Mężczyzna spojrzał się na niego dziwnie.

 

- Thomas Hills i chce mi się pić.

 

- Dorothy, przynieś jak możesz wody - poleciałam szybko i zaraz byłam z powrotem ze szklanką wody. Nick dał mu się napić łyka i zaczął kontynuować swoje pytania - Świetnie, a wie pan co się stało?

 

- Nie - jego wzrok skierował się na mnie - Ja ciebie skądś znam - serce mi zamarło - Byłaś ciągle w moich snach... Pomagałaś ...

 

- Jestem Doti, twoja... Dziewczyna? - nie wiedziałam czy mówiąc to, dobrze zrobiłam.

 

- Moją dziewczyną? Nie pamiętam, ale twój głos wybudził mnie ze snu - uścisnął ponownie moją dłoń i delikatnie się uśmiechnął.

 

Na sercu poczułam ciepło i radość, bo w końcu mój Thomas Hills, wrócił do życia. Dziękuję ci Boże...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Holly2004 10.01.2016
    Warto było czekać na taki rozdział :) Jestem ciekawa jak potoczy się akcja z Sebastianem ;) 5, jak zawsze
  • levi 10.01.2016
    nawet nie wiesz jak się ucieszyłam gdy zobaczyłam ten tytuł, dziękuje ci bardzo, potwierdzam warto było czekać, zostawiam 5
  • kesi 11.01.2016
    Stwierdziłam, że wreszcie czas z tym ruszyć. Kolejny się piszę, ale nie wiem kiedy go skończę

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania