Poprzednie częściLos sprawia nam figle - Prolog

Los sprawia nam figle - Rozdział 8

"Dzieci bardziej niż inni potrzebują mieć zupełną pewność, że są kochane przez tych, którzy mówią, że je kochają "

 

 

Nick zabrał Thomasa na badania, sprawdzić czy wszystko jest w należytym porządku. Cieszyłam się, że po dwóch miesiącach Thom wrócił do świata żywych. Do tego jeszcze mogłam zabrać Kevina do siebie i nim się zajmować, póki jego ojciec nie wróci do zdrowia.

 

Bałam się, że mężczyzna, któremu pomagałam może niczego sobie nie przypomnieć. Jednak nie miałam zamiaru się poddawać i zdobyć go. Będę musiała wszystko mu opowiedzieć i być cierpliwą. Ciekawa jednak byłam czy ojciec Kevina nie wyśmieje mnie, gdy powiem mu co się wydarzyło, kiedy był w śpiączce. Oczywiście obawiałam się tego, ale jednak nie miałam innego wyjścia.

 

Po godzinie na sale wrócił uśmiechnięty Thom. Na mój widok zatrzymał wzrok na mnie i badawczo mi się przyglądał. Ciarki przeszły mi przez całe ciało. Jego oczy były takie piękne, inne niż zapamiętałam.

 

- Witaj Thomas. Jak się czujesz? - usadowił się wygodnie na łóżku.

 

- Wydaje mi się, że dobrze. Chociaż wszystko mnie boli - oparł się o poduszki.

 

- To normalne. Przecież długo spałeś - uśmiechnęłam się nie wyraźnie.

 

- Słyszałem, że dwa miesiące, a wydaje mi się, że wczoraj siedziałem u siebie w firmie.

 

- Dla ciebie czas stanął w miejscu.

 

- Dorothy, tak? - kiwnęłam głową potakując - Słuchaj, jestem zmęczony i chciałbym się położyć spać.

 

- Tak, tak. Połóż się i wypoczywaj. Później porozmawiamy - nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Zrobiło mi się przykro, bo gdzieś w głębi serca wierzyłam w to, że coś pamięta. Jednak nic nie zostało z jego wspomnień. On nawet nie wiedział, że ma syna. Czekała nas długa rozmowa - Dobranoc.

 

 

Przez kolejne dwa dni rzadko bywałam u Thomasa, a to z tego względu, że musiałam wszystko przyszykować na przybycie Kevinka. Nie mogłam się doczekać. Dzień po wizycie u Hills'a, pojechałam do chłopczyka, by przekazać mu wiadomość o zamieszkaniu ze mną. Nie sądziłam, że tak bardzo się ucieszy. Kevinek miał dopiero trzy latka, ale bardzo przywiązał się do mnie od tego czasu co odwiedzałam go w domu dziecka.

 

Nadszedł tak długo wyczekiwany dzień przybycia malucha do domu. Z samego rana pojechałam po niego, bo chciałam jak najszybciej zabrać go do siebie. Musiałam oczywiście po podpisywać papiery, a było tego mnóstwo. Cholerne przepisy. Kiedy Kevin mnie zobaczył, zeskoczył z taborecika i z wyciągniętymi rączkami biegł w moją stronę. Wpadł w moje ramiona, a ja podniosłam malucha do góry i okręciłam wokół własnej osi. Maleństwo zaśmiewało się w głos, a ja razem z nim.

 

- Gotowy na podróż do domu?

 

- Tiak! Tiak! - biegał radośnie na około mnie.

 

- Spakowany jesteś skarbie?

 

- Juź od dawna - pokazał mi swoją malutką walizeczkę, którą wzięłam do ręki.

 

Boże, jak mało było tego wszystkiego. Tyle czasu dzieciątko spędziło w tych kontach i niczego tak naprawdę nie miało. Jedynie kilka łaszków i jedną parę butów. Nawet porządnej kurteczki nie posiadał. Niestety, ośrodek był bardzo biedny, a dzieci zamiast ubywać do rodzin to wręcz przybywało. Tak bardzo nad tym ubolewałam, że tyle kobiet porzuca własne dzieci. Przecież to cud, kiedy czuje się jak maleństwo rośnie w brzuchu matki i cieszyć się każdym ruchem jak i kopnięciem. Mnie niestety nie było dane posiadać własnych dzieci, ale mogłam się cieszyć tym, że mam Kevina. Syna mojej najlepszej przyjaciółki. A teraz okazało się, że również jest synem faceta, któremu pomogłam wrócić do świata żywych i w którym się zakochałam. Jednak on nie był widocznie wart moich uczuć, skoro nawet mnie nie pamięta. Zastanawiałam się czy warto jest walczyć o to uczucie.

 

- Dotuś, idziemy juź? - z zamyślenia wyrwało mnie szarpnięcie za nogawkę. Koło mnie stał Kevinek i wpatrywał się we mnie pięknymi i tak szczerymi oczkami. Był tak bardzo podobny do mamy. Łzy napełniły mi oczy.

 

- Tak kochanie, idziemy już i więcej tu nie wrócimy. A może masz ochotę na lody, ciacho i gorącą czekoladę - nie musiałam czekać długo na jego reakcję.

 

- Tiak! Tiak! To oćmy sibko, bo blaknie dla nas - pociągnął mnie za rękę.

 

Pożegnaliśmy się z opiekunami, z panią dyrektor jak i z dziećmi. Oczywiście nie zabrakło uśmiechów, życzliwości jak i łez, ale to normalne kiedy dziecko przebywa przez trzy lata z tymi samymi ludźmi. Jednak los okazał się łaskawy dla Kevinka i Bóg podarował mu lepsze życie i lepszy start w życie. W końcu odnalazłam jego ojca, który mógł dać mu wszystko czego by zapragnął. Jedynie bałam się czy Thomas podejmie się tego, by go wychować i obdarować własnego syna miłością, ojcowską miłością, której bardzo potrzebował. Jutro będę musiała z Thomem porozmawiać, ale jednak obawiałam się jego reakcji na to wszystko. Lecz przecież to było nieuniknione.

 

- To co, lody i ciacho?

 

- Tiak. I jeście ciekolada na goląco - nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się.

 

- Oczywiście kochanie. Inaczej być nie może - podał mi swoją malutką rączkę i ruszyliśmy do samochodu.

 

Po kilku minutach dojechaliśmy do kawiarenki i kupiłam Kevinowi to co tylko chciał. Oczywiście, zjadł dwie porcje czekoladowych lodów i wypił czekoladę z dużą ilością bitej śmietany. Nie mogłam na patrzeć się na jego rozradowaną twarzyczkę, był taki szczęśliwy. Nie pozwolę nikomu zrobić ci krzywdy - powiedziałam w myślach do siebie. Kevinek był słodkim blondynkiem o pięknych szarozielonych oczkach, które zdobiły długie i gęste rzęsy. Jego brzoskwiniowa cera upiększała go jeszcze bardziej. Był tak słodki, że nic innego by człowiek nie robił tylko to maleństwo konsumował. Pokochałam tego chłopczyka odkąd pierwszy raz odwiedziłam jego w domu dziecka. Był taki smutny, a przecież jeszcze maleństwo z niego było. Biedactwo, zostało sierotą niespełna po miesiącu swego życia na tym niesprawiedliwym świecie. Postaram się być dla niego jak najlepszą zastępczą mamą. Dam mu tyle miłości, ciepła, troski i bezpieczeństwa, by nigdy niczego mu nie brakowało. Bóg mnie i Kevinkowi dał wielką szanse na nowe i miejmy nadzieję, że szczęśliwe życie.

 

****

 

Na drugi dzień postanowiłam odwiedzić Thomasa w szpitalu. Oczywiście Kevin został pod opieką mojej ciotki. Ta to dopiero go rozpieści, ale zasługuje na to.

 

Weszłam do szpitala, koleżanki i koledzy pogratulowali mi nowego członka rodziny i mówili bym cieszyła się urlopem i spędziła ten czas z maluchem jak najkorzystniej, by później im wszystko opowiedzieć. Podeszłam do sali, w której zastałam Thomasa i Sebastiana. Miałam się już wycofać, ale obydwoje mnie zauważyli. Sebastian zaraz podszedł do mnie i serdecznie mnie uścisnął, ale jego brat miał taką minę jakby mnie nie znosił. Czy rzeczywiście byłam taka paskudna, że facet którego pokochałam, nie chce na mnie patrzeć?

 

- Witaj Thom. Jak się czujesz? - podeszłam bliżej, by się przywitać.

 

- Jak widać, znakomicie. Co cię do mnie sprowadza? - jego ton był chłodny i olewający.

 

- Musimy porozmawiać, a to nie może czekać - spojrzałam na Sebastiana, a ten się domyślił i zostawił nas samych.

 

- Co jest takiego ważnego, że wyprosiłaś mojego brata? - usiadł wygodnie na łóżku, wyciągając nogi na całą jego długość.

 

- Sam wyszedł, jeśli tego nie zauważyłeś.

 

- Powiedzmy. No to mów o co ci chodzi - był naprawdę nie miły, co mnie jeszcze bardziej denerwowało.

 

- Pamiętasz coś z czasów śpiączki? - popatrzył się na mnie jakoś dziwnie.

 

- To znaczy, co konkretnie?

 

- Mnie i nasze rozmowy.

 

- Mówiłem ci już, że nie pamiętam cię.

 

- Wiem, że będziesz uważał mnie za wariatkę, ale kiedy byłeś w śpiączce, twoja dusza opuściła ciało, a ja jako jedyna widziałam ciebie i rozmawiałam - wybałuszył na mnie oczy i wybuchł śmiechem.

 

- Faktycznie, jesteś wariatką. Głupszych słów nie słyszałem już od dawna.

 

- Myśl co chcesz, ale pamiętaj, że wróciłeś do życia dzięki swoim przemianą wewnętrznym.

 

- Jakim znowu przemianą? Co ty kobieto pieprzysz?

 

- Dzięki mnie pomogłeś wielu ludziom. Byłam z tobą w biurze, o którym nikt nie wie - tu zrobił zaskoczoną minę i usiadł normalnie na łóżku.

 

- Skąd wiesz o biurze?

 

- Sam mi kazałeś tam jechać, by zrobić kilka przelewów.

 

- Jakich przelewów?

 

- Sebastian o niczym ci nie mówił?

 

- Nie, a powinien?

 

- Niech przyniesie ci gazety, w których piszą o cudach, które zrobiłeś po wypadku - wyjęłam z torby kartkę i długopis i napisał mu swój numer telefonu - Jeśli będziesz chciał się czegoś dowiedzieć więcej to się odezwij - podałam mu kartkę i ruszyłam do drzwi.

 

- Kim jest Tamara? - zaskoczona, odwróciłam się w Thoma stronę. Jego mina była taka sama jak moja.

 

- To jest moja ciotka, która pomogła ci dojść do tego jak zmienić się w lepszego człowieka - patrzył się w podłogę, w której mógłby wypalić wzrokiem dziury.

 

- Pamiętam ją... Ale czemu akurat ją? - podniósł wzrok na mnie.

 

- Nie wiem.

 

- Wiesz, może nie byłaś dla mnie kimś ważnym i dlatego wymazałem ciebie ze swojej pamięci, a teraz wyjdź i nie wracaj - położył się na łóżku plecami do mnie.

 

- Wiesz co Hills? Jesteś fiutem, który nie zasłużył na drugą szanse.

 

- Zważaj sobie na słowa - spojrzał się na mnie wzrokiem pogardliwym - Kobietko. Nie takie jak ty wyrzucałem na zbity pysk! - wydarł się na mnie.

 

- Wiem to doskonale, a Sandra jest najlepszym dowodem na to. Ty nie jesteś mężczyzną, ty jesteś zafajdanym skurwielem, który za swoje błędy ponownie zapłaci, ale wtedy będzie za późno i nikt ci już nie pomoże. Zostaniesz sam jak palec - zabrałam kartkę ze swoim numerem i wyszłam trzaskając drzwiami.

 

Co za palant! Jaka ja byłam głupia i naiwna. Tak się dać omotać jego pustym słowom, które były bez pokrycia. Niech sobie żyję dalej jako potwór Thomas skurwiel Hills. O dziecku nigdy się nie dowie. Po moim trupie. Postaram się o jego adopcję i nie pozwolę na to, by ktoś taki jak jego ojciec go wychowywał. Hills nie zasługuję na takiego cudownego synka, a ja nie pozwolę, by wyrośl z Kevina drugi tatuś. Nadeszła walka. Jednak nie o miłość, lecz miłość do dziecka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • levi 20.01.2016
    Szkoda że Tom się nie zmienił, biedna Dorosy dzielna z niej kobieta, podjęła się opieki nad małym dzieckiem, świetny rozdział 5
  • Magda 14.04.2016
    Pisz dalej. ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania