Poprzednie częściLos sprawia nam figle - Prolog

Los sprawia nam figle - Rozdział 9

TIMOTHY

 

Co to była za nieznośna dziewucha. Działała mi strasznie na nerwy. Do tego wiedziała o moim biurze, o którym nikt nie miał pojęcia, a ona miała. Do sali wszedł mój brat.

 

- Czemu swoją laskę tak traktujesz? - wybałuszyłem na niego oczy.

 

- Że co? - chyba musiałem coś źle usłyszeć.

 

- No twoja dupa, Dorothy.

 

- Czy ty pojebany jesteś? Ona moją dupą? Nie żartuj - zacząłem się śmiać.

 

- To ona nie jest twoja? - zrobił zdziwioną minę - Znam twój typ kobiet, ale myślałem, że miłość czyni cuda.

 

- Jaka miłość? Co ty pieprzysz, brat - wkurzał mnie, coraz bardziej.

 

- Od dnia twojego wypadku, nie odstępowała ciebie na krok.

 

- Stary, ona coś sobie ubzdurała i teraz wydaje się jej, że mnie zna.

 

- Głupi jesteś Timothy. Dorothy jest wspaniałą i piękną kobietą.

 

- To sobie ją weź - widocznie mój brat był zauroczony tą pielęgniarką. Niech ją bierze.

 

- Żebyś później nie żałował.

 

- Powiedz mi lepiej, co to za cuda podpisane moim nazwiskiem - zaciekawiło mnie to bardzo.

 

- Podobno, każdej osobie, którą w jakiś sposób skrzywdziłeś, obdarowałeś pieniędzmi, które pomogą im w życiu - uniosłem ze zdziwienia brwi.

 

- Kto to zrobił? Bo na pewno nie ja.

 

- Pieniądze wyszły z twojego osobistego konto - nie wierzyłem w to. Czy ta dziewucha mówiła prawdę, że była w moim biurze? Jeśli tak, to oskarżę ją o wykradnięcie moich pieniędzy z konta. Zniszczę ją.

 

DOROTHY

 

Myślałam, że człowiek przechodzący duchową przemianę, zmienia się po wybudzeniu. Lecz on widocznie nie. Nie chciałam wiedzieć co się z nim stanie.

 

Skręciłam w drogę, która prowadziła do domu ciotki. Prosiłam w myślach, by mnie Tamara nie wypytywała o Tima, bo niby co jej miałam powiedzieć? Jedyne co mi przychodziło na język to Skurwiel. Zatrzymałam się przed domem ciotki i wysiadłam.

Otworzyłam drzwi, a Kevinek rzucił się na mnie.

 

- Tęskniłem - wykrzyczał na cały dom.

 

- Ja za tobą również, smyku - wzięłam chłopczyka na ręce i weszliśmy do salonu, w którym siedziała ciotka.

 

- Nie było dobrze, co? - powiedziała.

 

- Gorzej niż nie dobrze - usiadłam, stawiając malucha na podłogę.

 

- Kochanie, pójdziesz do pokoju pochować klocki do pudełka? - powiedziała Tamara, na co Kevin pokiwał główką i znikł w pokoju - Powiedz, co się stało?

 

- Ciociu, on nic nie pamięta - rozpłakałam się - A do tego jego spoglądanie na ludzi, nie uległo zmianie.

 

- Kochanie, w jakimś szoku wszystko sobie przypomni.

 

- Potraktował mnie jak szmatkę nie przydatkę - płakałam nadal - Przecież uczucia nie można od tak wymazać z pamięci.

 

- Skarbie, rozumiem twój ból i twoje rozczarowanie - usiadła koło mnie i przytuliła - On cię kocha, tylko jeszcze o tym nie wie. Daj mu czas.

 

- Nie ciociu! Nie chce go znać - głaskała mnie po głowie.

 

- Będzie dobrze.

 

Po godzinie, zabrałam Kevina i pojechaliśmy do domu. Pytał się mnie, dlaczego płakałam i czy to przez niego. Wytłumaczyłam szkrabowi, że dzięki nie mu moje życie nabrało prawdziwych kolorów i przede wszystkim sensu. Miałam dla kogo teraz żyć, bo to on, ten maluszek sprawił, że odzyskałam życie, które myślałam, że przez jego ojca straciłam. Postanowiłam więcej sobie nim głowy nie zawracać i żyć tak jak powinnam, bez niego.

 

- Co moje największe skarby będą jadły ? - zapytałam się Kevinka, kiedy weszliśmy do domu.

 

- Mam ochotę na kanapkę z masłem cekoladowym - pobiegł do kuchni i wyjął chleb oraz masło czekoladowe.

 

- I do tego kakao?

 

- Tak! Tak! - uradowany usiadł na krzesełku i apetycznie oblizywał się na samą myśl.

 

Po kolacji, wykąpałam chłopczyka i położyłam do łóżka. Oczywiście zostałam poproszona o przeczytanie mu bajeczki, co z miłą chęcią zrobiłam. Czytając mu o dzielnym rycerzu, który pokonał groźnego smoka, Kevin zasnął. Przykryłam go i wyszłam sama zażyć kąpieli. Po zrobieniu wszystkiego wskoczyłam do łóżka. Ułożyłam się wygodnie. Poczułam dziwne uczucie, którego nigdy w życiu nie miałam. Czułam, że w najbliższych dniach stanie się coś złego, ale nie wiedziałam co. Przez to dziwne przeczucie nie mogłam długo usnąć, ale w końcu mi się udało.

 

Rano obudziły mnie śmiechy szkraba, a do tego skakał mi po łóżku. Otworzyłam oczy i chwyciłam mojego małego mężczyznę i zaczęłam łaskotać.

 

- Nie dasz mi spać? To teraz będziesz kochanie gilgotany - Kevin śmiał się wniebogłosy, a ja razem z nim.

 

- Kocham cię Dotuś - a mnie momentalnie stanęły łzy w oczach.

 

- Ja ciebie też kochanie - wtulił się we mnie.

 

- Jesteś moją nową mamusią i kocham cię - ten mały zagubiony chłopczyk, skradł moje serce i nie wyobrażałam sobie życia bez niego.

 

- A ty moim ukochanym synkiem - łzy kapały mi jak krople deszczu.

 

- Nie płacz mamusiu, tylko chodź i zrobimy śniadanie - złapał mnie za rękę i wyciągnął z łóżka do kuchni.

 

Usmażyłam pancakes, które podobno mój synek uwielbiał. Zjadł dwa z syropem klonowym i pobiegł do pokoju się ubrać, a ja wzięłam się za zmywanie, ale nie było mi dane dokończyć, bo zadzwonił mój telefon.

 

- Halo!

 

- Dorothy?

 

- Tak, a kto mówi? - nie znałam rozmówcy po drugiej stronie, a raczej tak mi się wydawało.

 

- Timothy Hills - a mnie zamurowało. Przecież zabrałam mu kartkę ze swoim numerem - Musisz mi pomóc.

 

- Ja nic nie muszę - jego głos był rozkazujący. Niech się cmoknie.

 

- Wiem, ale coś sobie przypomniałem.

 

- To dobrze, ale to już nie moja sprawa - nie chciałam więcej z nim rozmawiać, po wczorajszym potraktowaniu mojej osoby.

 

- Proszę cię - dało się wyczuć, że było to ważne, ale ja nie byłam miękka, lecz twarda.

 

- Wybacz - rozłączyłam się i rzuciłam telefon na kanapę - Pocałuj się w zadek skurwielu.

 

- Mamusia, czemu tak brzydko mówisz? - po schodach schodził szkrab.

 

- Przepraszam cię skarbie, ale pewien pan mnie zdenerwował.

 

- To ja go nie lubię.

 

- A to dlaczego? Przecież nie znasz go.

 

- Bo zdenerwował moją mamusię - kochany smyczek. Przytuliłam go do siebie mocno.

 

- Jedziemy kochanie na zakupy.

 

- Hura! Ale kupisz mi loda?

 

- Oczywiście, że tak - poszłam na górę i się ubrałam. Gotowa zeszłam na dół. Zabrałam torbę i kluczyki od samochodu i ruszyliśmy do miasta na zakupy.

 

Kevinkowi, kupiłam kilka rzeczy do ubrania oraz kredki, mazaki i inne przydatne pierdółki do malowania. Zadowolony wyszedł ze mną ze sklepu. Ja natomiast kupiłam artykuły spożywcze i chemiczne. Zadowoleni z zakupów poszliśmy do pobliskiej lodziarni na pyszny deser lodowy z owocami i bitą śmietaną. Szkrab całą buźkę upaprał lodami. Nie mogłam się oprzeć i zrobiłam mu kilka śmiesznych fotek. Po deserze pojechaliśmy do domu, przed którym czekała mnie nie miła niespodzianka w osobie Timothego. Myślałam, że szlak mnie trafi. Skąd on wiedział gdzie ja mieszkam?

 

- Co ty tu robisz do cholery?!

 

- Mamusiu, czy to ten pan co dzwonił rano? - Kevin stanął koło mnie.

 

- Tak kochanie, a teraz weź swoje rzeczy i wejdź do domu - skarb posłusznie poszedł do domu.

 

- To twój syn?

 

- Oczywiście, że tak. Pytałam się co tu robisz?

 

- Pamiętam cię i to co nas połączyło - zamarłam.

 

- Ale ja już nie pamiętam - po twarzy spłynęły mi łzy. Jak on mógł tak mnie traktować? Najpierw mnie wyrzuca z sali, a teraz twierdził, że wszystko pamięta?

 

- Dorothy, proszę - podszedł bliżej.

 

- Nie chcę ciebie znać - zabrałam torby i weszłam do domu, trzaskając drzwiami.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Magda 19.04.2016
    Super ze wznowilas pisanie tego opowiadania ;)
  • levi 20.04.2016
    bardzo się ciesze że dodałaś, śledze pilnie twoją historie wstawiaj dalej :) pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania