LOST HOLLOW

Ernie Cabott był pracownikiem Instytutu Dostosowania Środowiska „DLA LUDZI”. Zajmował się głównie ludźmi którzy mieszkali na obszarach o niekorzystnych warunkach naturalnych. Oceniał stan w jakim żyją oraz sugerował zarządowi możliwe opcje pomocy, tudzież ingerencji w niestabilny ekosystem. Ernie lubił swoją pracę. Cieszył się gdy choć trochę poprawił jakość życia lokalnej społeczności, w jakiejś zapomnianej przez boga miejscowości. Finansowany z ramienia rządu Instytut dostarczał jedzenie, oraz budował niezbędną infrastrukturę (kanały, mosty, elektrownie itd.). Cabott nie robił tego jednak tylko po to aby ujrzeć radość na twarzach biednych obywateli; jego interesowały przede wszystkim docelowe miejsca w stanie przed ingerencją Instytutu. Fascynowali go ludzie którzy zamieszkiwali nieprzyjazne dla człowieka tereny. Jak udało im się przystosować bez pomocy z zewnątrz oraz od jak dawana zamieszkiwali dane miejsce. Nieliczni miejscowi okazywali się często bardzo specyficzni, a ich otoczenie skrywało wiele sekretów. Dlatego właśnie Ernie nie rzadko zaczynał rekonesans od dobrego poznania historii miejsca które miał zmienić na lepsze.

Pierwszego czerwca 2005 roku Ernie Cabott stanął na zbutwiałym mostku przed szarą, pochyloną chatą na bagnach, która wyglądała jakby jej parter zapadł się pod ziemię. Ernie dostał się tam z dużym trudem niewielką łódeczką, którą musiał dosłownie przepychać przez moczary przy pomocy wiosła. Z szarych chmur siąpił drobny deszcz. Ernie zapukał do trzeszczących drzwi. Otworzył mu zgarbiony, siwy staruszek o poczciwej minie. Mężczyzna posadził gościa na zmurszałej, zielonkawej sofie oraz przyniósł czarną jak smołą kawę w dwóch czerwonych kubkach.

-Nazywam się Caleb Trout- powiedział starzec po tym jak Ernie wyjawił swoje imię oraz cel wizyty w Lost Hollow, niewielkim miasteczku ukrytym głęboko na moczarach.

-Jestem ostatnim mieszkańcem Lost Hollow który pamięta czasy z przed lata 1959 roku- oznajmił Trout, gdy padło pytanie o historie miasteczka na bagnach. Ernie zmarszczył pytająco brwi. –Tamtego lata wszystko się zmieniło. Przed 1959 było to kwitnące, urokliwe miasteczko otoczone jeziorami z krystalicznie czystą wodą. W Lost Hollow znajdowała się jedna z najlepiej prosperujących chrześcijańskich parafii w kraju. W centrum stał cudowny kościół z wysoką wieżą. Jej kawałek wciąż wystaje z bagna.

-Rozumiem- uśmiechnął się Ernie, ponieważ spotykał już takie przypadki. –Podmokły klimat z biegiem czasu okazał się niezdatny do życia, ludzie wyjechali- dodał urzędnik.

-Tak- przytaknął smutno staruszek. –To stało się tamtego lata.

-Mam pan namyśli początek zmiany klimatu?

-Początek i koniec- Trout parsknął i napił się kawy. –W czerwcu zaczęło padać. Pod koniec sierpnia Lost Hollow wyglądało identycznie jak dziś.

-Chwila, chwila- Ernie wciąż się uśmiechał. –Chce pan powiedzieć, że to sięgające po horyzont bagno na zewnątrz, pochłonęło całe miasto w trzy miesiące? To brzmi jak kataklizm pogodowy.

-Dokładnie- Caleb odstawił ostrożnie kubek i podniósł ponure spojrzenie na gościa. –Ale pogoda była tylko jednym z czynników które doprowadziły Lost Hollow do takiego stanu. W 1959 coś stało się nie tylko z naturą. Przede wszystkim coś stało się z ludźmi- Ernie czekał na więcej, a pewny uśmiech znikał z jego twarzy. –Przed tamtym latem populacja liczyła co najmniej dziesięć razy więcej mieszkańców.

-Co takiego się wtedy dokładnie wydarzyło?

-Dużo złych rzeczy, które, w mojej głowie zaczęły się ze sobą zlewać po czasie. Mój umysł wiele zapomniał, a nawet gdybym wszystko dobrze pamiętał, to zachowałem pewność z tamtych czasów, że byłoby to niemożliwe do opowiedzenia komuś z zewnątrz- Ernie wyglądał na zawiedzionego. –To powiedziawszy myślę, że mógłbym wrócić do wydarzeń z jednej nocy na przełomie lipca i sierpnia. Zachowałem dotyczące jej, pewne dokumenty.

-Z chęcią posłucham, jeśli to nie kłopot- Ernie znów się rozpogodził. Trout zaskakująco szybko przyniósł kilka arkuszy papieru zapisanych na maszynie, jakby miał je wcześniej przygotowane. Dolał również kawy do obu kubków po czym podzielił arkusze na cztery części.

-Deszcz nie przestawał padać przez większość czerwca i cały lipiec. Poziom wody podniósł się drastycznie ale drogi jakimś cudem pozostawały przejezdne- Staruszek westchnął przeciągle rozpoczynając relację. –W ciągu dwóch miesięcy doszło do zaskakująco dużej ilości najróżniejszych przestępstw oraz wielu dziwnych, niewytłumaczalnych zdarzeń. Nie wspominałem o tym, że byłem policjantem, prawda?- Ernie pokręcił nieznacznie głową, nie chcąc zakłócać opowiadania. –Więc byłem wtedy zastępcą szeryfa, tutaj, w Lost Hollow. Stary szeryf Patterson miał wówczas prawie sześćdziesiąt lat. Dobry był z niego człowiek ale do policyjnej roboty się nie nadawał. Ja z resztą też. Wtedy oczywiście bym tego nie przyznał. Na szczęście, choć to może określenie nie na miejscu, bo nic szczęśliwego z tego faktu nie wynikło, był z nami również młody Al Tuscon. Chłopak świeżo z akademii, miał głowę na karku, ale o prawdziwej pracy policjanta nie miał pojęcia. I to wcale nie wada, praktyka w Lost Hollow latem 1959 roku otępiłaby każdy świeży, niedoświadczony umysł- Trout popił kilka głębszych łyków smolistej substancji. –Źle się działo w miasteczku, a do tego ulewy. My tym czasem nie mogliśmy sobie z tym wszystkim poradzić. Dlatego tamtej nocy zostaliśmy w trójkę na komisariacie; teraz został po nim tylko zalany komin; aby jeszcze raz przyjrzeć się trzem najważniejszym zeznaniom z kilku nie rozwiązanych spraw. No i była jeszcze pani Simmons, z dyspozytorni. Sądziliśmy, że wspólnymi siłami przełamiemy ten impas, wymyślimy jakieś rozwiązanie. Pamiętam, że deszcz lał wtedy wyjątkowo mocno, szeryf Paterson palił cygaro, Al i ja papierosy. Pani Simmons, która siedziała zawsze na dole przygotowała nam duży dzban kawy, oraz zrobiła kilka kopii tych zeznań. Tamtej nocy czytaliśmy je dokładnie po raz kolejny szukając jakichkolwiek tropów, co zasugerował Tuscon. - Caleb Trout pochylił się i postukał kościstym palcem w pierwszy arkusz. –To pierwsze zeznanie. Należało do młodego chłopaka, był nawet młodszy od Ala. Miał na imię Jake albo Jim. Pewnego deszczowego wieczoru wybrał się ze swoją dziewczyną Cindy na imprezę do znajomych. Nigdy tam nie dotarli. Zeznanie zaczyna się na przystanku. Deszcz leje w blaszany daszek aż dudni w uszach. Autobus oczywiście nie przyjeżdża. On i Cindy postanawiają przejść się wzdłuż drogi. Może napatoczy się jakiś uprzejmy kierowca i ich podwiezie? Kawałek dalej, za przystankiem znajduje się pozostałość po pierwszym barze fast food z sieci Smaczny Gość, jej założyciel dorastał w naszym miasteczku, potem wyjaśni się dla czego to ma znaczenie. -Trout uniósł brwi i przesunął starą, pożółkłą kartkę pod nos Cabotta. –Przeczytaj sobie, a ja poszukam papierosów. Ernie odstawił kubek z kawą i nachylił się nad tekstem:

 

Już jestem spokojny. Boże, już się uspokoiłem. Więc staliśmy na przystanku, ja i Cindy. Cali przemoczeni. Deszcz napierdalał, nie było nic widać. Byliśmy cali mokrzy już w drodze. Ona miała tą żółtą sukienkę, i białe trampki. Jezu, jak zwykle związała włosy z tyłu głowy. Autobus nie przyjechał no to postanowiliśmy, że przejdziemy się kawałek, może ktoś się ulituje i nas podwiezie. ----- Przed tym wypiliśmy po trzy piwa, śmialiśmy się—z deszczu. Tańczyliśmy idąc, biegliśmy. Nic nie nadjeżdżało. Przystanek zniknął, w deszczu byliśmy tylko ja i ona. Wtedy coś pokazało się z przodu, wyłoniło się z za ściany wody. Była to ruina Smacznego Gościa. Dziurawe popękane ściany, wysokie metalowe łuki ----zadaszony taras. Uznaliśmy że możemy zatrzymać się tam na chwilę, zapalić fajkę. Dobiegliśmy pod drzwi, były zamknięte. Przez szczeliny można dostrzec wnętrze--- cienie i różne chore kształty. Wtedy pojawił się taki upośledzony chłopak, powiedział, że nazywa się Ben. Pierwszy raz w życiu go widziałem. Czarne, rozczochrane włosy. Miał chyba coś z kręgosłupem bo był taki dziwnie skręcony ale uśmiechał się i ogólnie był przyjaźnie nastawiony. Cindy zawsze lituje się nad takimi ofiarami losu.------ Pośmialiśmy się z nim, po czym okazało się że Ben ma klucz do tej ruiny. Nie chciałem tam wchodzić ale Cindy nalegała. Przekonała mnie tym, że w środku jest sucho, a pomysł z autostopem jest kretyński. Mogłem jej nie słuchać, dlaczego tam weszliśmy?-----W środku było jaśniej niż mogło się wydawać. Ben dziwacznym krokiem podbiegł do zardzewiałej kasy i niezdarnie przeskoczył do kuchni. Ja i Cindy przeszliśmy pod przeciwległą ścianę ze szczeliną na dole. Dach miał w kilku miejscach olbrzymie dziury. Deszcz dzwonił o kawałki plastikowych stołów na podłodze. Pocałowałem ją gdy skończyły nam się tematy do rozmowy i wtedy przybiegł ten Ben z tacą, a na tej tacy miał trzy burgery. Do jasnej cholery, przyniósł trzy pachnące, ciepłe burgery. Uprzejmie z jego strony, prawda? Tylko dlaczego to wszystko było takie dziwne? Dlaczego mój mózg chciał wymiotować gdy próbowałem szukać logicznych odpowiedzi? ----- Ten jest na ostro, a ten z podwójną cebulą, chwalił się chłopak z szeroko otwartymi oczami. Tak mówił, ten ostatni to specjalność Smacznego Gościa, zapraszam, częstujcie się. Były naprawdę smaczne. I wtedy coś mignęło w cieniu. Rozległy się wrzaski, jakieś postacie z hukiem wpadły do środka, rozrywając drzwi. Kolejni wdrapywali się przez dziury w suficie jak robaki. Wrzeszczeli i byli uzbrojeni. Odwróciłem się przerażony gdy zobaczyłem kosy i pistolety. Szaleństwo w ich oczach. Ben zniknął, choć teraz wydaje mi się, że tylko schował się w cieniu. Odruchowo rzuciłem burgera i padłem na ziemie. Człowieku musiałem się wydostać z tego miejsca. Przecisnąłem się przez tą dziurę i cały w błocie odwróciłem się w panice. Zobaczyłem białą dłoń Cindy. Chwyciłem ją ale--- wyślizgnęła się, wciągnęli ją do środka--- ja nie wiem, nie mogłem nic zrobić. Słyszałem jej krzyki i jęki, oraz śmiechy tych ludzi, tej hordy. O boże, uciekłem. Biegłem przez pole, porzygałem się przy jakiejś stercie śmieci, potem trafiłem do miasta…

 

Ernie Cabott powoli uniósł wzrok i napotkał przekrwione spojrzenie z za chmury papierosowego dymu.

-To straszne- stwierdził urzędnik. Caleb Trout tylko pokiwał markotnie głową. Znaleźliśmy dziewczynę rankiem po tym jak chłopak doczołgał się na komisariat. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Leżała naga obok szczeliny, w błocie, w ruinie Smacznego Gościa. Jej ciało obmyła woda przeciekająca przez resztki dachu. Na około strzępy podartej sukienki. Włosy w nieładzie, niewinna twarz zastygła w przerażającym zdziwieniu. Została zgwałcona i zamordowana.

-A sprawcy?- westchnął Ernie.

-Czytałeś zeznanie. Tam jest wszystko. Deszcz zmył wszystkie namacalne dowody.- Trout odchylił się zerkając na stół. –Ale spokojnie, na początku my również nie dostrzegaliśmy szerszego obrazu. Upośledzony Ben i horda gwałcicieli? Czy to ma jakiś sens? W Lost Hollow nie ma żadnych upośledzonych gwałcicieli. Ja i komisarz byliśmy zbyt krótkowzroczni. Nie mieliśmy pojęcia kogo przesłuchać, a poza tym poruszanie się po okolicy było bardzo utrudnione przez ulewy. Tylko Al Tuscon był wystarczająco bystry, żeby wywnioskować cokolwiek z tego szaleństwa- stary Caleb przesunął następny arkusz pod nos wyraźnie zaintrygowanego ale i zmieszanego gościa. –Kolejna relacja należała do niejakiej Meredith Plainview, miłej, starszej pani. Pewnej nocy przybiegła na komisariat całkowicie przemoczona i przerażona. Pani Plainview co tydzień odwiedzała grób swojego męża przy kościele. W to co zobaczyła na zadbanym cmentarzu, ufundowanym przez naszego wielebnego, ojca Durdena było i do dziś jest nie do uwierzenia- Staruszek podniósł kubek kawy i ewidentnie czekał, aż gość zacznie czytać słowa miłej, starszej pani Plainview. Ernie wziął arkusz do ręki nie wiedząc czego oczekiwać:

 

Zmyłam błoto z grobu Teda i wymieniłam kwiaty, które całkiem przegniły przez przeklęty deszcz. Było to niezwykle trudne zadanie zważywszy na to, że musiałam kurczowo trzymać parasolkę. Opady utrudniały widoczność, a w dodatku nastała noc. Z tyłu, z za smug deszczu spozierał na mnie błyszczący dach naszej cudownej świątyni. Ale panowie nie muszą słuchać jak to nasz błogosławiony ojciec Durden dobrze zarządza parafią ku uciesze Boga. To przecież wszyscy wiedzą. Panowie chcą usłyszeć co zdarzyło się na cmentarzu. Już mówię tylko proszę się ze mnie nie śmiać, to wszystko wydarzyło się naprawdę, jak Boga kocham. Kiedy podniosłam wzrok znad grobu ujrzałam z pięciu albo sześciu chłystków wałęsających się między pomnikami. Wyglądali naprawdę upiornie, niebezpiecznie, jak wygłodzone, czarne hieny. Kilku paliło papierosy, co najmniej jeden ściskał nóż. Pistolety zauważyłam dopiero kiedy poszły w ruch. A stało się to--- kiedy od strony kościoła nadszedł--- nagi, postawny, umięśniony mężczyzna. Minął mnie jak gdyby nigdy nic. Miał kręcone czarne włosy i zarost, a także wytatuowany piorun na klatce piersiowej. Ten człowiek poszedł prosto na tamtą grupkę. Oni zaczęli strzelać, rzucili się na niego ale jego skóra była jak ze stali, on, on był nieśmiertelny. Następne co zobaczyłam to oślepiające błyski rozproszone przez niezliczone krople deszczu oraz wrzaski i jęki--- niewątpliwie z bólu. Poślizgnęłam się i prawię skręciłam nogę ale uciekłam, trafiając prosto tutaj.

 

-Czy pan nie robi sobie ze mnie żartów?- Ernie odłożył kartkę i uniósł brwi.

-Ależ skądże drogi chłopcze- zmarszczył się Trout. –Jeśli to byłby żart musiałbym mieć naprawdę chore poczucie humoru. A może koniec końców tylko tym było całe lato tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego dziewiątego. Wielkim chorym żartem.

-Więc co się wydarzyło na tym cmentarzu? Babci odbiło?

-Nie, nie, nie. Pani Plainview zawsze była okazem zdrowia psychicznego. Rankiem, po jej zeznaniu znaleźliśmy na cmentarzu pięć albo sześć ciał młodych chłopaków z okolicy; nie jestem pewny bo ciała wyglądały jakby ktoś wysadził je ładunkiem elektrycznym. To były dzieciaki ale wystarczająco duże, żeby narobić szkód. Hieny jak to ujęła pani Meredith. Obok ciał leżała broń, tak jak jest napisane w zeznaniu. Naturalnie byliśmy jeszcze bardziej zagubieni niż po sprawie z Cindy i jej chłopakiem. Wszystko wyklarowało się następnego dnia, albo popieprzyło jeszcze bardziej, w tym wypadku to jedno i to samo- dodał Caleb wskazując następny arkusz. -Trzecie zeznanie należało do niejakiego Miltona, miejscowego pijaczka; był on świadkiem dziwacznego wydarzenia przed naszym lokalnym bankiem o nazwie „Piorun”, który był własnością kościoła i wielebnego Durdena, jak większość nieruchomości w Lost Hollow. Przeczytaj, ale za nim zaczniesz uprzedzę, że kolejnego dnia pod „Piorunem” znaleźliśmy kolejne cztery ciała młodych przestępców- Ernie westchnął, kręcąc głową i zaczął czytać:

 

Lało niemiłosiernie tamtej nocy jak i każdej innej. Czułem jakby moja pomarszczona, stara skóra całkiem się rozpuszczała od wody. Na początku szedłem sobie z winem jak co dzień w--- boczną alejką, i tam zauważyłem grupkę cieni, szeptali ale i strasznie klęli, szykowali się na coś. Nie chciałem stawać im na drodze, nie jestem taki głupi. Obszedłem ich za śmietnikami, no za rzeźnią Ludlowa i poszedłem wzdłuż płotu cmentarza. Znalazłem sobie przytulny, niemal suchy kącik pod „Piorunem”. I wtedy się kurwa zaczęło. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę ale naprzeciwko banku, do płotu cmentarza, w ciemności, przywiązany był nagi mężczyzna, wielki mięśniak, miał jakiś znak na piersi, zygzak. Fiut mu luźno dyndał. Nie zdążyłem się dobrze przyjrzeć gdy banda cieni wyskoczyła z za rogu. Zaczęli biec do banku. Nagle jak nie pierdolnęło błyskami i piorunami. Rozwaliło tych złodziei, część uciekła. Ciężko to opisać, smród spalonego mięsa, ale ten golas przyczepiony do płotu zniknął przy jednym z błysków. Potem dokończyłem wino, a szanowni panowie policjanci chamsko obudzili mnie następnego dnia.

 

-Czy to do czegoś zmierza, czy konkluzją jest ogólne zagubienie?- Ernie odłożył powoli zeznanie Miltona.

-Spokojnie- uśmiechnął się Trout. –Podczas gdy jak ty teraz, zarówno ja jak i szeryf Patterson nie widzieliśmy żadnego rozwiązania, odezwał się Al Tuscon. Był młody, uparty i pracowity. Kiedy Lost Hollow tonęło dosłownie i w przenośni, w szaleństwie, Al popłynął z nurtem. Powiedział jak widzi pełny obraz sytuacji, a pani Simmons dokładnie to zapisała- Trout skinął na ostatni zapisany na maszynie arkusz. –Wyśmialiśmy go ze starym komisarzem- dodał staruszek z goryczą w głosie. –To był błąd. Jednak nie można nas winić, mimo tego, że w głębi czuliśmy że Tuscon ma rację. Sam pan przeczytaj. Zrozumiesz co mam na myśli- Ernie zabrał się do lektury wersji Ala Tuscona:

 

Więc według mnie tak się sprawy mają: Organy państwowe mają bardzo utrudnione zadanie podczas tak niespotykanej ulewy. A jak wiemy gdy kota nie ma myszy harcują. Tak też ogólne bezprawie doprowadziło do pojawienia się dwóch zwalczających się sił. Pierwszą z nich jest gang zwyrodniałych smarkaczy z okolicy. Sami by się nie zorganizowali. Mają swojego przywódcę i jest nim człowiek, który oficjalnie nie istnieje. Otóż w latach dwudziestych w Lost Hollow mieszkał niejaki Fred Meeks z synem Wilburem, o matce nic nie wiem. Fred był pijakiem, nie pożył zbyt długo ale za to Wilburowi się poszczęściło. Młody Meeks otworzył fast food „Smaczny Gość”. Interes się rozrósł, ludzie zakochali się w ociekających tłuszczem burgerach. Wilbur nieco się wzbogacił i wybudował sobie willę za miasteczkiem. Byłem tam, teraz jest całkowicie zrujnowana. Co więcej Meeks przygruchał sobie jakąś dzierlatkę z okolicy, po czym doszedł do prawdziwej fortuny. „Smaczny Gość” podbił świat, a Wilbur postanowił zostawić Lost Hollow w diabły. Pewnego dnia zniknął, ale willa nie opustoszała. Starsi mieszkańcy wspominali, że ktoś tam mieszkał, ale nikogo nie widywano, nawet żony Wilbura. Odkrycie tej tajemnicy było naprawdę trudne ale dowiedziałem się, że Wilbur Meeks miał syna o imieniu Ben. Chłopak, był, ciągle jest jeśli się nie mylę w jakiś sposób upośledzony, zdeformowany, inny---- dziwny. Wilbur musiał się go wstydzić dlatego zostawił go w zatęchłym Lost Hollow. Ben Meeks nauczył się genialnie ukrywać. Nie sposób dowiedzieć się jak udało mu się przeżyć ale na pewno nie miał łatwo. Koniec końców ujawnił się na początku tego lata. Szkoła jest zamknięta a dzieciaki nudzą się w domach na śmierć. Porozmawiałem sobie z jednym chłopakiem. Nie powiedział nic konkretnego ale słyszał coś o jakimś wyjątkowym osobniku, który werbuje do swojego gangu młodych ludzi. Kilku innych również posiadało podobne, niejasne informacje. Wobec nich muszę stwierdzić, że to Ben Meeks i jego gang są odpowiedzialni za wszystkie zbrodnie, w tym za gwałt i morderstwo nieletniej Cindy Blair. Teraz, aby wyjaśnić pozostałe anomalie, jak nagi, elektryczny mężczyzna musimy cofnąć się do początku, zarówno tego lata jak i istnienia parafii w Lost Hollow. Otóż jak już wspomniałem w mieście działa jeszcze jedna siła, która nie jest w najlepszych stosunkach z Meeksem i jego zwyrodnialcami. Uwaga, to co powiem może wydawać się idiotyczne ale jest także prawdą. Zacznijmy od zadania sobie pytania jak w ogóle Lost Hollow zdolne jest do, nie tylko funkcjonowania, ale i prosperowania, w miejscu tak niedostępnym oraz odległym od innych ludzkich osad. Czy nie jest to dziwne, że małe, nieważne miasteczko ma własny bank, kino, basen, a przede wszystkim piękny kościół przypominający katedrę? Za taki stan rzeczy odpowiedzialny jest nie kto inny jak ojciec Durden oraz, tak nie przesłyszeliście się, wiara chrześcijańska. A dlaczego brzmię jakby oskarżał ojca o dobrobyt naszego miasta? Dlatego, że jest to nienormalne. Ojciec Durden nauczył się czegoś na kształt magii, której siła drzemie w religii. Znalazłem dziwny ołtarzyk pod kościołem. Ten człowiek używa religii, wiary do kontrolowania całej populacji Lost Hollow. Rzuca chrześcijańskie czary. Podejrzewam, że to załamanie pogody to efekt uboczny jego ciągłego wypaczania rzeczywistości. Jest to czyste szaleństwo ale uwierzyłem w nie gdy znalazłem opis stworzenia golema przy pomocy krzyży, wody święconej oraz mantrycznego powtarzania modlitw---- to był właśnie nagi mężczyzna rzucający błyskawicami. Ojciec Durden chronił w ten sposób swój bank. Co gorsza toczy on wyniszczającą walkę z gangiem Meeksa. Mam świadomość, że po tym co powiedziałem zostanę wzięty za wariata ale to nie ma znaczenia, ponieważ nie widzę korzystnego wyjścia z tej sytuacji. Lost Hollow jest zgubione.

 

Ernie Cabot zmierzył nieobecnym wzrokiem swojego gospodarza.

-Al Tuscon brzmiał jak wariat i miał rację- skrzywił się Caleb Trout. -Lost Hollow było zgubione, a potwierdziło się to w ciągu kilku następnych dni po naszym spotkaniu na komisariacie. Nadeszła powódź. Nikt nie mógł opuścić domu. Na zewnątrz szalał sztorm, jak na otwartym oceanie. Wielu ludzi zginęło. Jeszcze więcej było zaginionych. Zniknął Al Tuscon, a także ojciec Durden. Nikt więcej nie słyszał o Benie Meeksie. Co ciekawe, jak się okazało jego ojciec, Wilbur dawno stracił kontrole nad siecią „Smacznego Gościa” i nikt nie wiedział gdzie przebywa od ładnych paru lat. Matki płakały po dzieciach, dzieci po rodzicach. Utopił się szeryf Patterson z żoną, burmistrz z całą rodziną oraz pijaczek Milton i pani Plainview. Jakiś czas potem pogoda uspokoiła się. Lost Hollow wyglądało jak miasto z morza. Z nad wody wystawały fragmenty budynków oraz wyższe drzewa. Wieża kościoła złamała się w pół. Rząd wysłał ratowników stanowczo za późno, jakby ludzie u władzy w ogóle nie wiedzieli o naszym istnieniu. Lato się skończyło. Pogoda wróciła do normy, woda opadła. Większość mieszkańców przeklęła to miejsce i wyjechała. Ja zostałem.

-To, przepraszam… Ernie odchrząknął znacząco. –To wszystko naprawdę się wydarzyło?

-Powiedziałem ci wszystko co wiem, a także pokazałam jedyne dowody. Czy uwierzysz? To zależy wyłącznie od ciebie. Ale gdybym ja był na twoim miejscu i uwierzyłbym w szaloną opowieść starego dziada z bagien Lost Hollow, zastanowiłbym się dwa razy czy warto tu cokolwiek zmieniać.

Ernie Cabott opuścił chatę Caleba Trouta zamyślony i nieobecny. Spokojnym krokiem dotarł do łódeczki. Otaczało go ponure bagno, które mogło skrywać wiele odpowiedzi. Do tej świadomości dochodził nieznośny odór, niespotykany zapach przegniłej rzeczywistości zatopionej w grząskim bagnie. Ernie zaśmiał się pod nosem z samego siebie. W jego praktycznym umyślę rysował się już plan pomocy nielicznym mieszkańcom Lost Hollow.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania