Łowca Dusz - Opowiadanie drugie - "Czwarta Reguła" część piąta

Wracamy, krótkim rozdziałem. Niestety, opis wydarzeń i wszystkich walk jest zbyt długi, więc i tak musiałem to skroić na znośne rozdziały. Tak więc potraktujcie tę część jako wstęp do czystej akcji :)

Miłej i przepraszam, że musieliście czekać!

 

__________________________________________

 

Janek tego wieczora był zadowolony. Na wykopkach szło mu na tyle dobrze, że dostał małą premię, matuchna dzisiaj się postarała i na obiad było coś innego niż cebulowa z chlebem, więc nie capił jak każdy typowy krasnolud z getta. Ubrał się w swoje najlepsze łachy i ruszył na spotkanie z piękną Matyldą.

Dzisiaj nikt go nie nazwie cebularzem.

Nie mógł powstrzymać krzywego uśmiechu, kiedy myślał o Matyldzie. Wprawdzie strasznie go ściskało, że matuchna zabroniła mu się spotykać z ludzkimi, ale Matylda była inna. Nie patrzyła na niego jak na karła gorszego sortu, lecz jak na równego. Tymi niebieskimi, ciemnymi oczyma.

Żadna krasnoludzica nie mogła mieć takiego odcienia tęczówek. Wszystkie tylko brązowe lub czarne. A w niebieskie oczy Matyldy mógł patrzeć i patrzeć i tonąć niczym wtedy, kiedy ujrzał niebo po raz pierwszy. Coś pięknego.

Myśli Janka zeszły na części ciała kobiety, które znajdywały się dokładnie na wysokości jego nosa. Nic tedy dziwnego, że nie spodziewał się, że przypadkiem stworzy historię.

Choć jego własna zakończy się szybko.

 

***

 

Zadanie było nader proste w brzmieniu – na tyle proste, by każdy rynsztokowy idiota mógł zrozumieć, zapamiętać i wykonać tę misję. Mimo to Jon zwany przez kolegów „Śnieżkiem” co jakiś czas powtarzał sobie pod nosem, co powiedział mu wcześniej w żołnierskich słowach napotkany „Pod Raliami” kurier.

- Ubić paru krasnali pod gettem. Ubić paru krasnali pod gettem. Pod gettem paru krasnali...

Kumpel po fachu szturchnął go w ramię, spluwając na ziemię z pogardą.

- Śnieżek, patrz no, co za skurwiel.

Pośrodku placu karczemnego stał krasnolud i kobieta w niebieskiej sukience – i wszystko byłoby w porządku, gdyby on był kupcem, a ona klientką. Gdyby on był jedynie żebrakiem, a ona damą. Lub gdyby najzwyczajniej w świecie on ją zaczepił, a ona kazała mu spierdalać.

Lecz te ptaszki całkiem otwarcie migdaliły się na środku placu karczemnego. Jon poczuł jak wzbiera w nim obrzydzenie i wewnętrzny bunt, lecz te słowa raczej nie przemknęły mu przez myśl – zastąpiło je znacznie prostsze podsumowanie.

- No to się wkurwiłem – warknął, dobywając kordzika. - Nie dość, kurwa, że nam pracę zabierają, to jeszcze kobiety kradną? Dość, kurwa. Dość.

- Co ty odpierdalasz? - Drugi z kumpli złapał go za nadgarstek. - Mamy płacone od zajebania krasnali przy gettcie, nie na środku kurwa placu!

- A chuj mnie to. Jestem patriotą – Jon wyszarpnął się z uścisku, rzucił wściekłym spojrzeniem. - Nie będzie mi nikt inny ruchał naszych kobiet prócz nas. Jeden kutafon mniej nikomu różnicy nie zrobi.

Ruszył w kierunku parki i zatrzymał się w pół kroku. Paskudny uśmiech wykwitł mu na twarzy niczym ropiejąca rana, kiedy wpadł na inny pomysł.

- Zawołaj chłopaków – rzekł w stronę kumpla po fachu. - Nauczymy sukę, które kutasy są lepsze. A potem sobie zapolujemy na cebularzy. Narodowi się przysłużymy.

 

***

 

Siódma Brygada Budownictwa i Architektury Podziemnej właśnie wracała z nadgodzin, których przysporzył im żółtodziób w ekipie – Ratek. Otóż rozwalił jeden z głównych filarów podtrzymujących śluzy, przez co cała Brygada musiała na własny koszt wzmacniać strop, inaczej wszystko, jak ujął to majster, „by pierdolło”.

- Czekaj no, gówniarzu, natrę ci uszy, jeno do sadyby wejdziemy – warczał w stronę kilkunastoletniego kilofiarza brodaty brygadzista, Żyran. W cechu zawodowym znany jako „pieprzony perfekcjonista”.

- Dajże mu już spokój, Żyran, bo myśmy błędów nie popełniali? - odezwał się drugi stopniem krasnolud, Nirre. - Zdarza się, jebło to jebło, po chuj drążyć temat?

- On już będzie jutro drążył. - Brygadzista strzelił biczastym spojrzeniem w stronę młodzika, który nawet jeszcze nie zdążył wyhodować pierwszych kłaków na twarzy. - Poczekaj no...

- Panowie, co jest, kurwa? - Nirre wskazał tylko na plac karczemny. Zanim zdążyli obrócić głowy usłyszeli kobiecy wizg prujący przez powietrze, niknący w pustej przestrzeni. Żyranowi przemknęło przez głowę, że akustyka tego miejsca jest chujowa.

- Zajebali naszego! Biją naszych, mać gamracka! - Jak na komendę cała Siódma Brygada dobyła kilofów. Spojrzeli tylko na brygadzistę, który z kamienną twarzą obserwował jak Janko, kuzyn, krew z brata prabrata, ląduje w jusze zamordowany przez jakiegoś skurwiela z kordzikiem. Obok stała kobieta, niewątpliwie źródło wszystkich nieszczęść, jak zawsze. Spojrzał po towarzyszach. - Na chuj się gapicie? Brać go!

- W dyby go! - ryknął Ratek, lecz Nirre zatrzymał go gwałtownym ruchem dłoni.

- Nie młody. Nie w dyby. Do grobu – rzekł chłodno i rzucił się w kierunku martwego krasnala co sił w krótkich nogach.

Po wydarzeniach, które narosły później, Siódma Brygada Budownictwa i Architektury Podziemnej nigdy już nie zrobiła żadnych nadgodzin.

Zgłosiła się po nich Czwarta Reguła.

***

 

Namir w pośpiechu zapiął pias, miecz przylgnął do pleców na gładkim materiale. Zdołał jeszcze zacisnąć klamrę od futerału z nożami, wsadzić krótki nóż w buty. Odruchowo sięgnął do barku, by zbadać wyrwę w pancerzu, którą zrobił mu Drassen koh Pryme, lecz poczuł jedynie kolczatkę pod materiałem kurtki. Zapomniał.

Efria i Sylvie faszerowały się za ich plecami prochami, byleby odzyskać większą część sprawności umysłowej i fizycznej. Alkohol mocno dał im się we znaki. Z kolei skrytobójca po zażyciu soli otrzeźwiających wydawał się jak nowo narodzony. Oczy błyszczały fachową czujnością, dłoń trzymał gotową na broni.

Namir powstrzymał beknięcie, czując w nozdrzach zapach parującej gorzały.

Orkiestra powstania nasilała się – coraz wyraźniej słyszeli krzyki, wrzaski, echo zabijanych i niosące się tuż nad brukowanym chodnikiem westchnienia umierających.

- To był planowany rajd? - Łowca spojrzał na elfa. J nie wyglądał na spokojnego, wręcz przeciwnie, czoło miał zmarszczone w wyrazie najwyższego skupienia, kiedy analizował fakty i poszlaki, które mógł pominąć. Najwyraźniej brakowało mu konkretnych wniosków, jednak kiedy się odezwał, brzmiał na pewnego siebie:

- Nie. To nie było ustawione. - Spojrzał na Namira z chłodną uwagą. - Tak to już jest z czynnikiem ludzkim. Bywa nieprzewidywalny.

- Potrzebuję informacji. Taktycznych.

- Obaj potrzebujemy – dodał Daniel.

Wszyscy zatrzymali się na wznak pośrodku bocznej alejki, walki były najwyżej dwie ulice dalej. Nie ulegało wątpliwości, że elf nie będzie walczył, jednak nie miał zamiaru ich tak po prostu puścić w walkę, by mordowali na prawo i lewo.

- Skupcie się – rzekł bankier w stronę dziewczyn, które starały się nadążać. Efria wyglądała, jakby zaraz miała znów rzygać, skinęła więc tylko głową, oddychając głęboko. - Informacji nie ma wiele. Nie wiem jak to się zaczęło, prawdopodobnie zadecydowały okoliczności. - Elf zmarszczył brwi, jakby sam wątpił w swoje słowa i cały czas analizował na bieżąco wszystkie fakty. - Wszyscy znacie swoje możliwości. Wierzę, że mieliście... - zerknął krytycznie na Sylvie i profetkę, przez chwilę szukając słów – czas i okazję, by je poznać. Łowco, w tej chwili improwizujemy, jednak cel pozostaje niezmienny. Minimalizacja strat. Nie obchodzą mnie straty w ludziach i krasnoludach tak długo, jak walki nie przedostaną się poza plac karczemny. Musicie dostosować taktykę. Jeśli wygrają krasnoludy, prawdopodobnie ruszą w szale na centrum miasta. To się nie może zdarzyć. Ale jeśli wygrają ludzie, to rzucą się na getta. To również nie może się zdarzyć. Miasto nie może zawrzeć teraz.

Namir zdał sobie nagle sprawę, że J porzucił całą otoczkę pragmatycznego króla sytuacji na rzecz praktycznego, informacyjnego tonu. Przez grube koce zbliżającego się kaca i bólu głowy poczuł wdzięczność i szacunek – najwyraźniej bankier nie był takim zimnokrwistym bucem, za jakiego lubił się podawać. Chociaż z drugiej strony łowcy jakoś to nie zdziwiło. Jeśli ktokolwiek zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, to właśnie bankier.

- Zatrzymać walki na placu, nie dopuścić do tego, by zamieszki popłynęły dalej. Zrozumiano.

- Porażka nie wchodzi w grę. - J spojrzał Namirowi w obszyte stalą oczy w sposób, którego raczej nie uświadczy się w jego biurze. Łowca pozwolił sobie napawać się tym momentem, po czym wzruszył ramionami.

- A kiedykolwiek ona wchodzi w grę?

- Udaję się po więcej pomocy. Możecie spodziewać się wsparcia straży. Kiedy się zjawią, powiedzcie, że jesteście ode mnie. - Elf ruszył w swoją stronę. - Utrzymajcie się do tej pory. Przejmujesz dowodzenie, łowco.

Numizmatyk prychnął z cicha. Wszyscy odczekali, aż plecy pana J znikną za zakrętem, po czym spojrzeli na Namira, czekając na rozkazy. Koniec końców, byli profesjonalistami.

- Jaki plan? - zapytał Daniel.

Łowca rozejrzał się, dostrzegł stojącą nieopodal drabinę. Wskazał ją palcem.

- Idziemy na górę. Muszę to sobie wszystko wyobrazić.

 

Walczący deptali po trupach, potykali się o poległych, ślizgali na posoce i jusze, która spływała gęsto rynsztokami niczym krwawy deszcz. W dole bez ładu i składu kłębili się ludzie, wyrywając sobie mięśnie, gardła i serca, tnąc, miażdżąc, wbijając i podrzynając mieczami, sztyletami, kordzikami, cepami, maczugami, pałkami a czasem nawet zwykłymi rękami. Krasnoludy miały wyraźną przewagę – do walki zbiegało się chyba całe pobliskie getto, kwestią czasu było jednak nim ludziom przyjdzie ktoś z odsieczą. Pobliskie ulice pewnie już wiedziały o walkach, kiedy tylko wieść gruchnie w kilku mordowniach i karczmach, zjawi się tutaj więcej najemników i zakapiorów, niż większość kompanii handlowych jest w stanie zatrudnić. Nie wspominając o tym, że kiedy wplącze się w to wszystko straż, rozpęta się piekło – nic tak nie rozjusza tłumu jak siły porządkowe.

Namir przykucnął przy krawędzi dachu, zbierając informacje.

Jak mawiał stary mistrz, by wygrać walkę, trzeba ją sobie najpierw wyobrazić.

Walczący. Na oko od stu do stu dwudziestu przy samej gigantycznej fontannie na środku placu. Raczej bez profesjonalistów, lecz lepiej mieć baczenie.

Ulice. Cztery główne odgałęzienia , wystarczająco szerokie, by pomieścić dwa sążne powozy. Nie ma szans, że zdołają obstawić w czwórkę je wszystkie – nawet jakby Namir rozstawił po jednym z nich na każdą odnogę, to i tak Efria nie potrafi walczyć, a Gryfterka pewnie nie ma doświadczenia w walce z kilkoma przeciwnikami. Trzeba znaleźć inny sposób.

Domy. Część walczących wdarła się do niektórych mieszkań, pewnie mordując cywili. Namir nie widział taktycznego zastosowania dla walki wewnątrz, więc porzucił myśl – cywile w tej chwili się nie liczyli.

Krasnoludy przeważały. Gdyby pomóc ludziom, mogliby odwrócić bieg bitwy i przedłużyć ją na tyle, by siły porządkowe zamknęły teren i opanowały sytuację. Wtedy jedynym warunkiem zwycięstwa byłoby wytrzymać wystarczająco długo.

Rozejrzał się jeszcze po terenie i dachach, lecz nie dostrzegł niczego przydatnego. To było jedyne wyjście – przedłużyć walkę, lecz utrzymać ją na odpowiednim poziomie. Żadna ze stron nie może zdobyć przewagi, a to znaczy, że trzeba odciąć wszystkich od posiłków.

- Efria, od której strony nadbiegną krasnoludy i ludzie? - Łowca wstał, spojrzał na profetkę. Oczy zaszły jej mgłą, kiedy wybiegała na dwie minuty do przodu.

- Krasnoludy od południa. Ludzie od północy.

- Jak klasycznie – skomentował sarkastycznie Daniel. Lagos czekał niecierpliwie, opierając się o topór. Co chwila zaciskał szczęki, jakby chciał coś powiedzieć, lecz póki co lojalność względem pana J przeważała nad osobistymi niechęciami do łowcy.

Namir odetchnął, zbierając myśli. Alkohol znacznie to utrudniał.

- Nie damy radę zamknąć tego, obstawiając ulice - rzekł, powstrzymując gwałtowny wyziew bimbru - więc musimy utrzymać równowagę w siłach na rynku jak najdłużej. Trzeba zepchnąć krasnoludy do defensywy. Lagos, zejdziesz na dół, dopomożesz ludziom w walce. Zwolnij, kiedy tylko krasnoludy zaczną się wycofywać. - Numizmatyk skinął tylko głową, zrzucił szaty i koce, odsłaniając kanciastą, metalową puchę, w której zakuł swoje potężne cielsko. Cud, że drabina to utrzymała, kiedy wojownik zaczął schodzić w dół. - Efria, razem z Danielem obsadzicie południowe wejście. Wspomagaj go z wysokości informacjami, nie pakuj się bezpośrednio w walkę. - Blond płomyk skinął tylko głową. - Skrytobójco, poradzisz sobie?

- Damy radę. - Daniel dobył floretu, klepnął się w pierś z pewnością. - Informacja to najlepsze wsparcie.

Namir odczekał, aż się oddalą. Spojrzał na Sylvie, która czekała z pytaniem w oczach.

- My bierzemy północ.

- Wiesz co jest zabawne? - zapytała niby od niechcenia, chwytając czakramy w dłonie. Sole podziałały na nią rzeczywiście otrzeźwiająco, choć poruszała się niepewnie. - Żadne z nas nawet nie zaprotestowało. Nie zastanawia cię to?

- Przeciwko czemu?

Syknęła stal, kiedy dobywał miecza.

- Co takiego J zaproponował Efrii? Danielowi? Lagosowi? Tobie? Co takiego ma na was, co ma też na mnie?

- Teraz chcesz o tym rozmawiać?

- Taki nawyk, nigdem nie wybieram najlepszych momentów, łowco. - Mrugnęła porozumiewawczo, choć bez rozbawienia. - Zdarzało mi się odmawiać pracy, rzucać ją w środku, kiedy była zbyt niebezpieczna. A to – wskazała na oszkarłaciały od krwi rynek – to kwalifikuje się na „pakuję się i spierdalam”. Ale nie spierdalam. Ty też nie, Namirze z Nordmaru. - Ruszyła po kładce mostowej w kierunku północnego wejścia na plac karczemny. - Co takiego ma J, że może zmusić nas wszystkich do pracy?

Łowca znów ujrzał przed oczami twarz Srebrnego Kruka, po czym zerknął w dół, gdzie krasnoludy właśnie rozszarpywały kilofami na strzępy jakiegoś biedaka. Zacisnął zęby. Musiał zaryzykować. Kierunek, który dostał w Szklanicy od Majeczki był jedynie wskazówką, nie mógł tak zwyczajnie odmówić pewnych informacji, nawet jeśli miałby się wpakować w środek zamieszek.

O ile je dostanie.

Sylvie posłała mu znaczące spojrzenie.

- Bierzmy się do roboty. A potem... - Uśmiechnęła się tajemniczo. - Potem pogadamy, łowco dusz. Teraz wyobraź sobie walkę. Koen też tak mawiał.

Namir przymknął oczy, odetchnął głęboko.

Nie potrafił wyobrazić sobie tego, co ich czeka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Iskierka 19.06.2016
    "gdyby najzwyczajniej w świecie on ja zaczepił, a ona kazała mu spierdalać." - literówka
    Jon poczuł (przecinek, chyba...) jak wzbiera w nim obrzydzenie i wewnętrzny bunt,
    "przez co cała Brygada musiała naprawiać na własny koszt wzmacniać strop," - coś tu chyba jest nie tak. Wyrzuciłabym to "naprawiać".
    w cechy - w cechu;
    "który nawet jeszcze nie zdążył wyhodować pierwszy kłaków na twarzy." - pierwszych
    Zanim zdążyli obrócić głowy (przecinek) usłyszeli kobiecy wizg prujący przez powietrze,
    "Namir w pośpiechu zapiął pias," - pas
    "kwestią czasu było jednak (przecinek) nim ludziom przyjdzie ktoś z odsieczą."
    "- Efria, od której strony nadbiegną krasnoludy i ludzie." - tu chyba powinien być pytajnik
    "- Dobra, słuchajcie. Nie damy radę zamknąć tego (przecinek) obstawiając ulice," - rady
    - Wiesz (przecinek) co jest zabawne?

    Nie wiem czy mam rację z tymi przecinkami, no ale może jakoś Ci pomogłam. Widziałam też kilka powtóezeń, ale już ich nie wypisywałam, bo nie były jakoś bardzo rażące, błędy interpunkcyjne też nie. :)

    No właśnie, co takiego ma J, że może zmusić ich do pracy? Dla Namira bezcenne informacje, o których jednak nadal niewiele wiem. A co z resztą?

    Czytanie "Łowcy" podzielonego na części jest trochę irytujące (plus dla Ciebie), dlatego czekam z niecierpliwością, kiedy będę mogła przeczytać ten tekst w całości. :)
  • Arysto 20.06.2016
    Te literówki i błędy są dla mnie wstydliwie niewybaczalne, nie mniej dziękuję za wytknięcie ;) Powtórzenia powinny zniknąć, z resztą też powinno być lepiej - niektóre powtórzenia celowe, ot, bardzo prosty język miał być, skoro to chłopsko-mieszczańska perspektywa była :)

    J ma coś, czego wielu z nas potrzebuje - odpowiedzi. Jakie jednak są to odpowiedzi, to już zostawiam na finały ;)

    Wiem, że jest irytujące, ale Twoje poirytowanie sprawia, że wiem, iż chcesz jeno więcej! :)
  • alfonsyna 19.06.2016
    Ażeby się nie powtarzać, to tylko parę rzeczy dodam jeszcze:
    "żółtodziób w ekipie – Ratek. Otóż rozwalił ją jeden" - chyba "on" zamiast "ją" (bo Ratek rozwalił)
    "Nie(,) młody"
    "jednak brakowało mu konkretnych wniosków, jednak kiedy" - "jednak" x2
    "kompani handlowych" - kompanii
    "Cztery główne odgałęzienia , wystarczająco szerokie, by pomieścić dwa szerokie powozy" - "szerokie" x2 i zbędna spacja się wkradła przed przecinkiem
    Jakby nie było - podoba mi się, że w pewnym sensie dostosowujesz styl do bohaterów oraz opisywanych sytuacji - w moim odbiorze dodaje to historii charakteru i wiarygodności. Plus te wszystkie postacie niby dalece drugoplanowe, zjawiające się po to tylko, by zaraz zniknąć, zdążając jednak dać się poznać i nawet polubić na tyle, by można było się przejąć ich losem - bardzo lubię takie zagrania, w końcu nikt nie jest tylko przypadkowym pionkiem, każdy ma jakieś swoje życie, przez które może, świadomie lub nie, wpłynąć na innych.
    No i cóż takiego ma J, że nie można mu odmówić? Pozostaje tylko poczekać, aż i ta zagadka się rozwiąże. ;)
  • Arysto 20.06.2016
    Poprawiłem wszystko, dziękuję za wytknięcie. Uszy mi się palą, ale cóż, mea culpa, przyspałem przy tym fragmencie :/

    Cieszę się, że bohaterowie i sytuacja są dla Ciebie odczuwalne - szczególnie na tym mi zależało, by czuć, że J, mimo innego zachowania i przejścia na praktyczny, prosty ton dalej pozostał J. Podobnie Namir, który dopiero w obliczu zagrożenia powrócił do bycia "liderem", czego przedtem przy elfie nie okazywał.

    No i fakt - historia to zbiegi okoliczności i przypadki, ale wszystkie uzasadnione! Bo jak to ta, majster krasnolud, robotę niedokończoną zostawić mógł. A wystarczyło skończyć na czas i wszystko potoczyłoby się inaczej.

    Do następnego! :D
  • Chomik nr.7 19.06.2016
    Ojeju, są po prostu ludzie (i nieludzie), którym się nie odmawia i tyle. XD Wy to macie problemy... :p
    Moją opinię znasz, jest nieźle i akcja właśnie się rozkręca. Może za szybko napadli na tego krasnoluda, bo jak do tej pory każdy miał powód i nie było kogoś jednoznacznie złego, a teraz dupa, mamy tych złych. :/
  • Arysto 20.06.2016
    U mnie tych złych i dobrych nigdy nie ma - jeśli widzisz w tej chwili dobrych i złych, to pewnie w kolejnej części i tak zmienisz zdanie :D
    Oczywiście są zepsuci ludzie - jak zabójca zakochanego w ludzkiej kobiecie krasnoluda - ale takich się uniknąć nie da. To jeno zbir.
    Do następnego! Będzie czysta akcja, czysta niczym spiryt!
  • Leiwark 20.06.2016
    Ja tam nie mam zastrzeżeń, bo sam też często popełniam błędy ;)
  • Arysto 20.06.2016
    Cóż, ja zazwyczaj ich nie popełniam w takiej ilości i tak rażących - przysnąłem przy tym rozdziale najwyraźniej :)
  • Angela 20.06.2016
    Czytałam już wczoraj, dziś daję tylko znać że byłam. Mnie również intryguje, wręcz gnębi, co J ma na Namira i pozostałych.
  • NataliaO 28.06.2016
    Bardzo, bardzo dobry rozdziałek. Coraz bardziej podoba mi się postac Namira. 5:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania