Łowy

Ogromne liście, krzyk kruków i cichy śpiew pobliskiego strumyka nie ułatwiały zadania dwóm czającym się w zaroślach kusznikom. Obserwowanie drogi z pozycji jaką zajmowali też nie należało do najłatwiejszych. Każdy chociażby najmniejszy ruch mógł ich zdemaskować a co za tym idzie cały oddział. Obydwaj wiedzieli, że na ich barkach spoczywa ciężar powodzenia tego skoku. Obydwaj również zdawali sobie sprawę, że wódz nie wybrał ich przypadkowo. Byli najlepszymi strzelcami w osadzie, dodatkowo tak jak nikt posiedli umiejętność wspinaczki. Dawało im to dużą przewagę nad innymi kandydatami do tego zadania. Teraz jednak obficie napływający do oczy pot, drętwienie kończyn po kilku godzinnym bezruch, dawał im się we znaki. O tym, ze swój punkt obserwacyjny założyli na gnieździe mrówek poznali po pierwszej godzinie czatowania. Insekty całymi hordami wdzierały im się pod poprzecierane skórzane tuniki i spodnie. Małe stworki kąsały niemiłosiernie, nie obchodziło ich co dwaj intruzi robią na ich terytorium. Owady chciały jak najszybciej oddalić zagrożenie od swojej koloni. Dwaj tędzy mężczyźni nie mogli pozwolić sobie na zmianę położenia, jedynym rozwiązaniem, które mogło ich teraz uratować było zakrycie wylotu kopca. Tak tez zrobili, lecz nie obyło się to bez nowych ukąszeń i pełnych nienawiści przekleństw, rzucanych w stronę mrówek. Wóz na, który czekali miał pojawić się lada chwila, dlatego właśnie jeden z nich dynamicznie a zarazem cicho i precyzyjnie nałożył bełt na swoje miejsce, aby później równie zwinnie naciągnąć cięciwę i ulokować palec na spuście. Delikatnie zmienił swoją pozycję jeszcze bardziej zakrywając głowę gałęziami. Był gotowy do oddania strzału w każdej chwili, skupienie wymalowane na jego szpetnej choć młodej gębie mogło by być tematyką wielu dzieł sztuki. Właśnie chciał spojrzeć na wspólnika, gdy usłyszał ciche i zadane drżącym głosem pytanie.

 

- Jak myślisz, przeżyjemy tym razem Dentesie? To pytanie nurtowało Backa od samego początku wyprawy. Teraz, gdy je zadał czuł się jakby trochę lżejszy, czuł, że to było to co rodziło w nim lęk. Dentes spojrzał mu w oczy swoim rządnym krwi wzrokiem, i praktycznie nie otwierając ust mruknął.

- Czy to ważne. W momencie, w którym rozpęta się tu piekło mam zamiar zarąbać jak najwięcej Trakinów. Nie obchodzi mnie, czy będą to kobiety, dzieci, Harss wie co jeszcze, mam zamiar wykąpać się w krwi tego plugawego plemienia.- Zresztą, wcale nie prosiłem cię, abyś przychodził tutaj ze mną, więc nie zawracaj mi teraz dupy głupimi pytaniami. Jeżeli chcesz jednak przetrwać to radzę ci, abyś przygotował broń do użytku, i był gotowy na bardzo brutalną potyczkę bez zasad jakiegokolwiek humanitaryzmu. Back patrzył prosto w lśniące i przekrwione oczy swojego przyjaciela, którego nie poznawał już od dłuższego czasu. Nie pamiętał, kiedy Dent miał w sobie aż tyle nienawiści. Przecież nie możliwe było, aby przez te kilka napadów na wioski, rabunki i gwałty na kobietach jego druh, tak bardzo się zmienił. W całej tej akacji musiało chodzić o coś więcej, coś o wiele cenniejszego niż wóz z kosztownościami. Teraz jednak młodszy z dwójki ukrytej w zaroślach, nie miał czasu na przemyślenia , musiał przygotować się do walki.

- Dziewkę weźmiem, złota rzucim, niech sie panna napoci. Wina lejcie, grajki śpiewać, tak nam przyszło tańcowaććć…. . Z oddali rozbrzmiewała melodia. Wokal wesoło pokrzykującego mężczyzny, ewidentnie był ubogacony sporą ilością alkoholu. Ciężki parsk starych i przemęczonych koni niósł się daleko i wysoko ponad konary najwyższych drzew. Tupot kopyt ozdobionych złotymi podkowami, był tak donośny, że nawet głuchy trzystuletni dziad z karczmy by go usłyszał. Wóz był piękny, cały pokryty fioletowym futrem. Oczywiście materiał musiał być zabarwiany, gdyż żaden z żyjących gatunków nie posiada tak egzotycznych barw. Świadczyć to mogło tylko o bogactwie jego właścicieli, mało kogo stać na taki ekstrawagancki zabieg chemiczny. Na dachu powozu szalała uwodzona przez wiatr, zawieszona na drewnianym proporcu flaga z herbem rodu. Była to złota ryba dzierżąca w płetwie ogromny miecz , na jej plecach zawieszona była okrągła tarcza z symbolami dawnych bogów. Tuż za zwierzętami pociągowymi siedział na podwyższeniu, niezwykle spasiony woźnica. Z daleka, można było zauważyć rumieńce na jego okrągłej i spoconej twarzy. W jednej dłoni trzymał lejce w drugiej zaś opróżnioną do połowy butlę dobrej jakości wina. Podśpiewywał coś sam do siebie jakby całkowicie zapominając, że może to przeszkadzać podróżnikom. Najważniejszy jednak nie był sam pojazd ani pijak go prowadzący, lecz to co a w zasadzie kto, podążał za wesołą eskapadą.

- Sześciu, widzę sześciu. Wyszeptał nie odwracając głowy Dentes. Jego palec cały czas tkwił przy spuście kuszy. Bardzo szybko kiwnął dwa razy głową, dając tym samym znak, aby Back się do niego przyczołgał. Jego oczy cały czas zatopione były w maszerujących szlakiem ludziach. Młodzian zbliżył się do Denta i od razu poczuł kwaśny odór potu i szczyn. Mężczyzna wskazał ruchem głowy na maszerujących, dając do zrozumienia, że zaraz zaczynają. Back wycelował w korpus jednego z wlekących się z tyłu umundurowanych w płytkowe zbroje wojowników. Każdy z sześciu tęgich mężczyzn idących w zwartym szyku, miał ze sobą długi miecz ulokowany przy skórzanym pasie i zwisającą z pleców ogromną tarczę. Nie mieli żadnych herbów, co znaczyło, że musieli być najemnikami. Jednakże widok ciężko zbrojnej, można powiedzieć prywatnej piechoty budzi lęk nawet w najodważniejszych zabijakach. Dlatego właśnie mężczyzna zawahał się, i tym razem z jeszcze większą niepewnością w głosie wyszeptał.

- Jest ich za dużo, nie powinniśmy sobie odpuścić? Powiedział to, choć i tak znał odpowiedź. Dentes nie pokusił się nawet, aby zareagować. Celował prosto w szyję jednego z rycerzy, wiedział, że jak trafi to zadanie będzie o wiele łatwiejsze. Jedynym o co się teraz martwił, to czy jego kompan nie stchórzy i czy trafi w cel. Jeszcze raz zachęcająco kiwnął łbem w stronę tamtego. Chłopak znów ułożył się na pozycji i wycelował w korpus, tego samego człowieka. Nie wiedział czy to zbieg okoliczności, czy przeznaczenie. W zasadzie, to wcale go to nie obchodziło.

- Powodzenia. Usłyszał jak słowo pada z ust jego kolegi, lecz tym razem to on postanowił nie odpowiadać. Strzelec wstrzymał oddech, poprawił ułożenie ciała, przymknął jedno oko i naparł palcem na spust……

Następne częściŁowy cz 2 Łowy cz 3

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Karo 10.04.2017
    Wystarczą trzy kropki. To błąd jeśli dajesz 6 ;)
  • Grubas 26.07.2017
    Jak obiecałem, tak zrobiłem ;) Odrazu poleciałem na fantasy, no i nic dodać, nic ująć. Lece do nast epizodu. 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania