LRP - 2*Studnia
Blondyn stał już dobry kwadrans, wpatrując się w otchłań pustej studni.
- Błotna purpura o wchodzie słońca czy mglisty błękit w zenicie? - rozmyślał. - Życie powinno być proste jak zgniła zieleń. Bez udziwnień i bijącą cechą rutyny.
- Kolejny. Ludzie to specyficzne istoty. Gdy macie problemy idziecie do studni i gapicie się w jej dno bez konkretnego celu — usłyszał.
- Kim jesteś?
- Stoisz obok mnie. Mam szczerze dość słuchania waszych nonsensownych problemów.
- Ja rozmawiam ze studnią. Mój umysł daje mi znak. Wariuję — Facet cofnął się gwałtownie.
- Możliwe, że mogę ci pomóc. Wylej z siebie problem.
- Maluje kuchnie i nie potrafię dobrać odpowiedniego koloru. Wykluczają się nawzajem.
- Malowanie to wyższa filozofia połączona z kinetyką. Musisz wejrzeć głęboko w siebie, a tam znajdziesz odpowiedź.
Blondyn przez chwilę wyglądał na zawieszonego. Stał jak słup i nie potrafił odpowiedzieć.
- To dość szczątkowa pomoc.
- Ale za to darmowa. Spójrz w głąb swojej świadomości. Tam czeka na ciebie rozwiązanie.
Wysilił swoje szare komórki, które ostatecznie wywołały u niego spięcie o dużej mocy, a to poskutkowało nagłym olśnieniem.
- Widzę to. Mam przed oczami rozwiązanie. Co mi po tych kolorach? Biel, zimna biel to jest to — Uradowany pobiegł w niemadowym kierunku.
- Myslałąm, że tylko ja mam puste wnętrze — cicho westchnęła studnia.
***************************************************************************************************
Godzina 10.42 - zrzucenie na miasteczko bomby atomowej.
Ciężkie krople deszczu tańczył na pokryciach czarnych parasoli zgromadzonych przed jednym z okolicznych barów. Tłum ludzi wpatrzony we własne odbicia w kałużach nucił pod nosem żałobną melodię. Postawny brodacz na przedzie kolumny ludzi wystąpił i skierował się w ich stronę. Towarzyszyli mu dwaj chudzielce, krzywiąc swoje i tak paskudnie wyglądające mordy.
- Ten dzień zapamiętamy na długo — przemówił brodacz. - Jest on bowiem kresem pewnej epoki w naszym miasteczku. Po wielu staraniach nie udało nam się uratować naszego najstarszego i zarazem najlepszego baru, czyli "Łysiejącej Studni".
Nazwa może przyprawiać o delikatny uśmiech nawet w dzień pożegnania się z nim, ale przecież przez lata to właśnie ona przyciągała klientele z całego powiatu. Ten niepozorny szyld nad drewnianymi drzwiami stał się symbolem świetnej obsługi i znakomitych posiłków.
- Dobra. Wszyscy są smutni, żałują bal bla bla. Ja jestem Antoni Dedlajf. Jeden z nowych właścicieli tego przybytku — Chudzielec przemaszerował wzdłuż tłumu. Ten drugi na razie stał i jedynie obserwował poszczególne reakcje.
- To jeszcze nie koniec..
- Owszem to już koniec. Ta śmierdząca melina jeszcze dziś zostanie zrównana z ziemią. Wybuduje na jej miejscu wspaniały zakład pogrzebowy. Nazwę go „ Czarne Środy''.
- Bez sensu — powiedział ktoś z tłumu.
- Przemowa musi zostać zakończona. To podstawa. Nie możesz tego zabronić — Brodacz zbliżył się do szpetnego chudzielca. Ten drugi nadal grzecznie stał i monitorował przebieg wydarzeń.
Po chwili jednak obaj ku zaskoczeniu wszystkich odeszli w stronę swojego auta. Nie odpowiedzieli nic. Odjechali. Tłum patrzył na ich odjeżdżającą w deszczu limuzynę. Była 10.32
Komentarze (2)
"Ciężkie krople deszczu tańczył" - tańczyły*
"naszym miasteczku. Po wielu staraniach nie udało nam się uratować naszego" - naszym/naszego deczko gryzie
"Ciężkie krople deszczu tańczył na pokryciach czarnych parasoli" - ładny detal
Pierwsze z przewrotnym zakończeniem, drugie niby zwyczajne, ale godziny robią robotę, sprytnie. Dałabym czwóreczke, bo dobre nie wybitne, ale ta godzinowa klamra, lubię takie zabiegi, dlatego syćkie gwiazdki nacisnę ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania