Poprzednie częściLucyann

Lucyann

Lucy

Wzięłam rozbieg. Och, ta siła, ta moc, nienawiść… przepełnia mnie. Dopadnę cię. Wszędzie cię dopadnę. Chcę cię, nienawidzę cię, zniszczę cię.

- Hej, Lucyferze!- Szarpnięcie wyrwało mnie z mojej bańki. Michael stał nad moim łóżkiem ubrany w szatę treningową. To oznacza tylko jedno. –Wstawaj, ojciec zarządził trening- jęknęłam chowając głowę pod poduszkę.

-Mam już dwadzieścia lat! Na miłość boską! Jestem dorosła, i sama będę o sobie stanowić. Dorosłość oznacza że mam prawo sama decydować o tym czy wstanę na polowanie!- Michael patrzył na mnie z politowaniem, ale gdzieś w głębi jego zielonych oczu widziałam zrozumienie, i zmęczenie?

- Wstawaj, wiedźmo. Będziesz się wypowiadać, gdy skończysz swój pierwszy tysiąc lat- bąknął odwracając się. Wyszedł z mojego pokoju. Wymamrotałam kilka przekleństw pod nosem i błyskawicznie wyskoczyłam z łóżka. Z ojcem się nie dyskutuje. Gdy się wścieknie robi się głodny. Odwróciłam się i wyciągnęłam z szuflady komody czarną skórzaną zbroję z herbem naszego rodu. Srebrny kruk łupał na mnie z pleców szaty. Westchnęłam i szybko ją założyłam. Po wszystkim dopięłam rękawice i buty na plomby i przepadałam na biodrze pas z doczepioną mniejszą księgą zaklęć. Pogłaskałam zużyty skórzany grzbiet księgi. To mój niezbędnik nie tylko przez wzgląd na zaklęcia a na to że zawsze dobrze mieć przedmiot jako katalizator. Wyprostowałam się i przybrałam obojętną minę. Wymaszerowałam z pokoju mijając jedną z naszych służących. Ukłoniła się tak nisko jak mogła. Niesamowite jak starsi ludzie potrafią się zgiąć w pół na twój widok, gdy zawdzięczają ci życie.

Michael stał w ogrodzie z wyciągniętymi przed siebie dłońmi. Nie poruszał się wcale, w przeciwieństwie do kuli ognia przeskakującej z jednej dłoni do drugiej. Ojciec stał przed nim. Jak zawsze ubrany od góry do dołu na czarno. Czarny płaszcz z kapturem praktycznie całkowicie go osłaniał. Nie żałuję że nie cierpi słońca. To nie tak że jest brzydki. Jest piekielnie przystojny jak na anioła otchłani przystało, tylko ma jeden mankament jego wiecznie krwiste oczy nienawidzą światła słonecznego. Tylko dzięki temu nie miażdży mnie tym swoim spojrzeniem. Podeszłam do niego wypuszczając po cichu powietrze.

- Bardzo dobrze Michael. Idź nad grań i rozpocznij polowanie. Nie wracaj bez głów. Siostra dołączy do ciebie za chwilę. – Michael kiwnął głową i puścił się biegiem w kierunku linii drzew. Ojciec skierował się w moją stronę.

-Ojcze. Witaj. –skinęłam głową szybko.

-Dziś nie mam dla ciebie lekcji. Słyszałem że spisałaś się na balu.- niespodziewałam się pochwały z jego strony. Uśmiechnęłam się delikatnie i niepewnie.

-Ten mężczyzna to porażka sama w sobie. Nie będzie problemu z odciągnięcia go od linii krwi rodu Blackmoore.

-Mam taką nadzieję. Oby twój brat nie zawiódł. W tej wojnie potrzebni są silni mieszańcy.

-Michael zna swoje powinności.- przeszedł mnie dreszcz gdy rozpłynął się niczym czarna mgła i zniknął w mrokach dworu. Wypowiedziałam krótką formułę i ruszyłam w kierunku młodszego brata. Dziś pora na rzeź. Jak ja lubię obcych na naszych łowiskach. Nic mnie tak nie rozochoca jak świeżo tryskająca krew.

Następne częściLucyann

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Canulas 07.02.2019
    "Szarpnięcie wyrwało mnie z mojej bańki. Michael stał nad moim łóżkiem" - Na 11 wyrazów masz 3 dookreślenia. Mnie, mojej, moim. Nie można tak robić.

    "-Michael zna swoje powinności.- przeszedł mnie dreszcz gdy rozpłynął się niczym czarna mgła i zniknął w mrokach dworu." - przeszedł z wielkiej.

    Ogólnie w miarę zacnie, poza tymi dookresleniami. Jeszcze by się przydały odstępy po myślnikach.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania