Lustrzane odbicie

Półmrok towarzyszył pisarzowi od zawsze. Taki przyjął styl tworzenia. W rogu pokoju, tylko wątłe światło lampki na biurku oświetlało białe lico papierowych arkuszy. Tam jak w blasku jupitera, pojawiające się słowa rysowały wymarzony świat. Adam uciekał w ten kąt w domu, jak tylko rodziła się ku temu sposobność. Przeradzał się w zupełnie inną postać niż ta korporacyjna zębatka. Co rano wstając i już zgarbiony natłokiem szarych myśli powłóczył do swojej „wymarzonej” pracy, siadał w wyznaczonym boksie i przerzucał nurzące sterty papierów. Tylko miłość do pisania utrzymywała go w ryzach, aby nie skoczyć z balkonu jego blokowiska.

— Ty znowu piszesz? – wystraszyła Adama żona, wchodząc jak zawsze bez żadnego skrępowania. – Czemu ja ci na to pozwalam?!— Stanęła przy biurku pogardliwie patrząc na męża. – Szary ten twój świat i ponury jak ten pokój…

Adam podniósł się znad kartki i zupełnie bez wyrazu spojrzał na Justynę. Po czym opuścił głowę, by dalej pisać.

— Czyżby to była twoja wspaniała żonka? – zapytał go Bohater, nim intruz wyszedł z pokoju. – Jak ty możesz to wszystko znosić? Nie rozumiem cię w ogóle. W domu jako nikt, w pracy jako nikt… — Szydził Viktor z kart powieści. — Nawet ci współczuję…

Komentarze Viktora zdarzały się coraz częściej, im bliższej był Adam zakończenia powieści, tym jego bohater stawał się bardziej pewny siebie. Odważnie i bez żadnych skrupułów wyrażał swe sądy. Pouczał autora w tym jak powinien, czy a nawet co pisać.

— Co ty możesz wiedzieć o życiu. – Odłożył pióro i wpatrywał się w litery na kartce. – Jesteś tu tylko dlatego, że ja tego chcę! I jak zechcę, to mogę z tobą zrobić wszystko!

— Tak, już, oczywiście… — roześmiał się Victor. – Najchętniej to nie wychodziłbyś z tej nory. Wolisz przesiadywać w moim pałacu, zajadać smakołyki z mojej kuchni i patrzeć, jak się bawię wśród swoich przyjaciół. Mój świat jest kolorowy i pełen przygód, a twój po prostu… nijaki. Tu ma twoja żona rację.

Adam zamknął oczy. Ileż prawdy w tym, co on mówi. Nic tak mu w życiu się nie udało, jak właśnie świat jego bohatera, ileż by dał, aby stać się jak on, by żyć w jego realiach. Ale to niemożliwe i oboje o tym wiedzą. To musi się skończyć.

 

— Hrabio Viktorze? – Lokaj uchyliwszy dwoje drzwi do salonu wszedł na krok do środka. Powoli się ukłonił. – Przybył wojewoda Kwilecki wraz z małżonką. Czy hrabia zechce ich przyjąć?

— Tak, Zygmuncie, proś ich tutaj. – Szlachcic wstał, by poprawić surdut. Wyczekiwał wojewody, miał z nim kilka interesów do zrobienia. Ucieszył się, jak doszył go wieści, iż jest w Poznaniu.

— Wojewoda Filip Kwilecki wraz z małżonką Wirydianą — zaanonsował po królewsku lokaj.

Małżeństwo weszło zaraz po zapowiedzi. Nim podeszli do gospodarza oboje rozejrzeli się po salonie utkanym niezwykłymi obrazami i rzeźbami. Jak na każdym, tak i na nich zrobił ten przepych ogromne wrażenie. Wszędzie przeplatał się ciężar złota z delikatną porcelaną.

Hrabia, wiedząc jaki ma wpływ na gości pierwszy krok do salonu, miał zawsze czas na to, aby ocenić nowych znajomych. Nim oni skończyli podziwiać jego skarbczyk, on lustrując ich, wiedział już wszystko.

Tym razem jednak stało się coś więcej niż tylko ocena kolejnych gości. Zawsze nonszalancki i odważny, zaniemówił wpatrzony w żonę wojewody. Jej piękno przyćmiło zarówno jego salon, jak i pewność siebie gospodarza.

— Witamy Hrabiego – zaczął Kwilecki. — Czy nie przeszkadzamy, bez zapowiedzi tak się wpraszając? – Ukłonił się, a zaraz za nim Wirydiana.

— A skądże znowu. – Potrząsnął głową Viktor, raczej dla wewnętrznego otrzeźwiania niż zaprzeczenia wojewodzie. – Tak wspaniali goście w moich skromnych progach, zawsze mile widziani. — Odwzajemnił nisko ukłon.

— No, może nie takich skromnych… — półszeptem skomentowała wojewodzianka. – To salon jak z królewskich komnat. — Spojrzała na Viktora swymi błękitnymi oczyma, lecz jakby patrząc gdzieś dalej, zupełnie obojętnie.

— Gdy pani tu stanęła, nie sposób konkurować niczym z pani pięknem — odparł Victor z uśmiechem. Lecz małżonkowie zdawali się nie słyszeć komplementu. Zasiedli na wskazanym miejscu przez gospodarza.

— Wiele jestem rad, że przyjął wojewoda moje zaproszenie i tak szybko zechciał mnie odwiedzić. – Viktor spoglądał co chwila a małżonkę wojewody, lecz ta wpatrzona w męża ignorowała gospodarza.

— Tak, wraz z moją ukochaną Wirydianą byliśmy w pobliskiej farze, więc pozwoliłem sobie na wizytę. – Ucałował dłoń żony, a ta odwzajemniła uczucie uśmiechem.

W Viktorze wzrastała irytacja na zupełną obojętność Wirydiany. Nie sposób było się skupić na meritum spotkania i oczekiwaniach, jakie wiązał z wizytą wojewody. Jego małżonka przysłoniła mu cały świat. Nie potrafił się uwolnić do tego uczucia…

Adam nagle odłożył pióro, zakrył kartkę czystą i zgasił lampkę. Na dziś starczy pisania… Czuł, że zrobił coś niewybaczalnego. Już wybiła północ, cały dom pogrążył się we śnie, więc i on może już się położyć. Jutro znowu do pracy.

 

— Co ty sobie wyobrażasz!? – Nim autor wieczorem ponownie zasiadł do piania, Viktor już atakował w gniewie. – To jakaś kara zsyłać mi miłość daremną, nieodwzajemnioną?! Tak chcesz mi coś udowodnić?

— Na dniach skończę tę powieść i zakończy się twój cudowny świat! – Nie wytrzymał. — Mam już dość tęsknoty za twoim, gdy jest on tak nierealny. — Zacisnął pięści na biurku. — Widzisz? I twój świat nie musi być idealny i kolorowy, zobacz, jak smakuje cierpienie i bezradność.

— Nie odważysz się! Nie dasz rady żyć beze mnie! – Wykrzykiwał poirytowany bohater. – I co potem zrobisz? Wrócisz do żony i pracy? Będziesz ciągle nikim.

— Ja to chociaż mam do kogo wracać. A ty będziesz tylko cierpiał. – Uśmiechnął się Adam, widząc w myślach zakończenie powieści.

Przełożył kartkę, aby zapisać ostatnie sceny. Był już teraz pewny, że tak musi postąpić. Nie może być jednym z bohaterem, musi się uwolnić. Najwyżej później stworzy nowy, jeszcze lepszy świat.

 

Wydanie książki przyszło Adamowi niezwykle łatwo. Przygody hrabiego chwyciły za serce nie tylko redaktorów i wydawcę, ale zaraz potem całe rzesze czytelników. To było niesamowite uczucie, gdy nagle przyszło kilkanaście zaproszeń na wieczory autorskie, spotkania z czytelnikami. To jak wschód słońca po latach ciemności i życia w szarości. „Widzisz Viktorze? I stało się po mojemu” pomyślał z dumą wchodząc na salę pierwszego w życiu spotkania z czytelnikami.

— Mamy przyjemność przedstawić państwu Adama Kowalskiego – rozpoczął właściciel księgarni. – Autor i twórca wspaniałego bohatera, hrabiego Viktora, którego tak wszyscy pokochaliśmy…

Oklaski na powitanie od całej masy czytelników nagle począł zagłuszać śmiech we wnętrzu głowy Adama. Lekceważący i pogardliwy, znał go dobrze… Najpierw słyszał go tylko w głowie, później jakby z każdej książki położonej przed nim.

Po rozlicznych pytaniach od czytelników, przyszedł czas na podpisy. Adam jednak nie miał już tej energii i pewności siebie, co przed wejściem na salę. Nikt nie pytał się przecież o niego, wszyscy tylko o Viktora, o jego kolejne przygody i czy będzie ich wspaniała kontynuacja.

— I co pisarzyno?! –Wyszeptał głos z pierwszej strony książki otwartej do autografu – I kto jest prawdziwy, a kto nadal w ostrym cieniu mgły? – roześmiał się Viktor. – Wydawało ci się, że zamykając mnie w powieści, ty sam wyfruniesz na wyżyny?

Adam zamarł z piórem nad stroną.

— Dla Anny… — powtórzyła czytelniczka, chcąc nieśmiało obudzić z zadumy pisarza. – Poproszę.

— A tak, oczywiście. – ocknął się Adam. – Proszę bardzo, dla Anny…

Dokończył wpis, podniósł głowę do właścicielki książki. Gdzieś już widział tę kobietę… Wirydiana?

 

Kolejny bestseller Adama Kowalskiego ukazał się już po 3 miesiącach od pierwszej książki. I tym razem bohaterem stał się hrabia Viktor… i kolejne spotkania autorskie.

— Panie Adamie, wszystkich tu na sali nurtuje oczywiste pytanie. – rozpoczął w zadumie konferansjer spotkania. – Dlaczego zdecydował się pan, już jakby w drugiej części powieści, uśmiercić tak idealnego bohatera, jakim był Viktor? Czym sobie na to zasłużył?

—Szanowni państwo – rozpoczął Adam. – W każdej powieści jest kawałeczek lusterka, w którym przegląda się autor, ale nie zawsze jest to zaklęte lustro prawdy. Nieraz nie uważając na lata nieszczęść trzeba zbić w czas takie zwierciadło, aby móc więcej i piękniej przedstawiać wiernym czytelnikom. – uśmiechnął się do Anny.

Próba konkurowania z mężem Wirydiany zakończyła się tragicznym w skutkach wydarzeniem. Viktor wyzwawszy wojewodę Kwileckiego na pojedynek, zginął od kuli kochającego męża. Mimo próśb i starań Viktora, aby do pojedynku nie dochodziło, Adam był nieugięty. Musiał to zrobić zanim Viktor nie pochłonął go w całości.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Józef Kemilk 22.09.2020
    Kawał dobrej roboty. Warsztat, styl, atmosfera. 5
  • MaciejBarton 23.09.2020
    Dziękuję pięknie
  • jakubvzc 23.09.2020
    Świetne opowiadanie. Przemyślana akcja, dobry język. Mocna 5 i pozdrowienia :)
  • MaciejBarton 23.09.2020
    podziękowania
  • Bajkopisarz 23.09.2020
    Dobre ? Ciekawi mnie jednak, co stało się z żona Adama po takim sukcesie wydawniczym. Czy zobaczyła w nim artystę, czy nadal uważała za ponuraka. Jeśli to drugie, to mógł ją oddać Viktorowi, zamiast go zabijać ?
  • MaciejBarton 23.09.2020
    dobrze, że zostało jakieś zaciekawienie. A może dalsze losy potoczą się z Anną ?... :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania