Poprzednie częściMag - Rozdział I

Mag - Rozdział V

Strasznie przepraszam, że tak długo mi to zajęło, ale choroba mnie dopadła i strasznie ciężko było mi się wziąć za pisanie. Dlatego też rozdział krótki a ja, póki mam siłę biorę się za następny. Enjoy :D.

 

Rozdział V

 

Otaczały go ciemności. Przeraźliwe zimno wbijało się w jego ciało. Powoli otworzył oczy. Wokół siebie nie widział nawet żywej duszy. Wszędzie był tylko mrok. Czuł ból w klatce piersiowej, ale nie mógł przypomnieć sobie jego przyczyny. Jego dłoń wylądowała na policzku, pod palcami wyczuł okrągłą bliznę, piekła go. Rozejrzał się, ale nie zauważył niczego oprócz wszechobecnej pustki.

– Gdzie ja jestem…? – zapytał sam siebie, a jego głos nie był głośniejszy od szeptu – Co się stało?

Ruszył naprzód, myśląc, że przynajmniej w taki sposób pozbędzie się uczucia zimna. Szedł i szedł, ale jego działania nie przyniosły oczekiwanego skutku. Robiło się coraz chłodniej, a on z każdym krokiem tracił coraz więcej sił. W końcu upadł i zwinął się w kłębek. Powoli ogarniało go przerażenie. Czy jego historia miałaby się tutaj skończyć? – myślał – W środku nicości, pośród niczego i nikogo? A co stało się ze Strażnikami? Gdzie jest Onyks? Dlaczego znowu jest sam? – Złapał się za głowę, pytania ciągle obijały mu się o czaszkę, sprawiając coraz więcej bólu.

– Chce wrócić do domu… – wychlipał.

– Nie masz domu. – Nagle z ciemności odezwał się dziwny, zniekształcony głos.

– Jesteś sierotą – odezwał się drugi, podobny do poprzedniego.

– Cholerny odmieniec!

– Odszczepieniec!

Głosy zaczęły wypełniać pustkę. Arc poczuł, jakby odpływał gdzieś bardzo, bardzo daleko. Nagle pojawił się przed nim słup światła, a w nim majaczyły dwie ciemne sylwetki. Zdawały się wyciągać do niego ręce.

– Chodź Arc, chodź. – usłyszał ciepły, kobiecy głos.

– Już wystarczy, chodź. – teraz odezwał się mężczyzna.

– Zabierzecie mnie ze sobą? – zapytał, smutny i zmęczony.

– Właśnie tak… Pójdziesz z nami.

Ich postacie falowały w świetle tak blisko, a jednak tak daleko. Kruczowłosy wyciągnął rękę w ich stronę, ale zaraz potem zamarł.

– Pamiętasz naszą obietnicę?

Za chłopcem, wśród mroku pojawiły się dwa, żółto-złote ślepia. Arc z trudem wstał.

– Pamiętam…

– Więc chodź, chodź ze mną.

– Nie! – rozległ się metaliczny krzyk – pójdź z nami Arc, nie daj się pochłonąć ciemności! Wróć z nami! Nie słuchaj go!

Chłopak zawahał się. Musiał wybrać między światłem i spokojem, którego tak bardzo pragnął, a ciemnością, która zapewniała mu przeżycie przez tak długi czas.

– Zginę, jeśli z wami pójdę.

– Będziesz bezpieczny – kobiecy głos wyraźnie złagodniał – Nie będziesz musiał uciekać już nigdy więcej. Twoje cierpienie się skończy, przestaniesz być odszczepieńcem. Ludzie już nie będą mogli cię skrzywdzić.

– Arc – usłyszał mruknięcie – To twój wybór, cokolwiek zrobisz, nie będę cię zatrzymywał.

– A co się z tobą stanie?

Złotooki roześmiał się gardłowym śmiechem.

– Znajdę kolejnego naiwnego dzieciaka, który będzie na tyle odważny, by ubiegać się o tytuł Arcymaga.

Kruczowłosy jeszcze raz spojrzał na światło i ciemność. Jasna strona mogłaby mu dać to, o czym zawsze marzył – wolność od cierpienia i bólu, od brzemienia, które nosił od dnia swoich narodzin – bycia magiem, dla którego nie ma miejsca na świecie.

– Przepraszam… – jego smutny wzrok spoczął na łypających z ciemności oczach – Ale wolę dotrzymać swojej obietnicy, nawet jeśli będę musiał kroczyć w mroku i bólu. – Zdecydowanym krokiem ruszył w ciemną stronę, zostawiając jaśniejący blask za sobą.

 

Obudził się na stalowym stole. Czuł wyczerpanie, a blizna na jego policzku pulsowała ostrym bólem. Zauważył, że jego więzy zostały zerwane. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Rosły mężczyzna w fartuchu, leżał bez życia obok kominka. Rudy’ego rzuciło na przeciwległą ścianę, a Rick leżał nieprzytomny tuż przy drzwiach.

– Co tu się-

– Wygląda na to, że nieźle ich pogruchotałeś.

– Onyks!

Smok wygodnie leżał sobie na kominku i wesoło machał ogonem.

– Gdzie byłeś przez ten cały czas? – zapytał, nie kryjąc zdziwienia.

– Przed atakiem zdołałem się schować o – podfrunął do niego i łapą wskazał na jego klatkę piersiową – tutaj.

– Jak?

– To stara magia nie ma potrzeby, żeby ci o teraz tłumaczyć.

Smok wylądował na ziemi i zaczął uważnie przyglądać się nieprzytomnym mężczyznom.

– Ten mag przy drzwiach… Zdążył się osłonić… Interesujące… - po każdym zdaniu mruczał cicho do siebie.

– O czym ty mówisz?

– Za nim uwolniłeś barierę, ten mężczyzna zdołał użyć zaklęcia ochronnego. Dzięki temu przeżył.

Po plecach Arca ześlizgnął się zimny dreszcz.

– Przeżył? A co z pozostałą dwójką?

– Przykro mi chłopcze – spuścił łeb – Nie sądziłem, że jesteś aż tak silny.

– Ja… Zabiłem kogoś? – zapytał roztrzęsionym głosem.

– Spójrz na mnie. – Onyks nagle znalazł się na wysokości oczu chłopca.

Kruczowłosy patrzył na niego szeroko otwartymi oczami. Jego źrenice były nienaturalnie rozszerzone, a całego jego ciało się trzęsło.

– To nie twoja wina, słyszysz mnie? – jego głos był stanowczy i wystarczył, by kruczowłosy skupił się na jego słowach – Pamiętasz to zaklęcie, którego cię uczyłem? Ten pentagram, który narysowałem? Zrobiłem to, bo wiedziałem, że możesz znaleźć się w takiej sytuacji jak ta. Sytuacji, w której nie będę mógł ci pomóc.

– Nie rozumiem. – Mag ledwo nadążał za tłumaczeniami przyjaciela.

– Zapieczętowałem w tobie ten czar, by w razie potrzeby się aktywował, nie przewidziałem jednak, że moc zaklęcia będzie tak potężna. – Wyszczerzył zęby, było widać, że jest zły na siebie za popełniony błąd.

– Onyksie.

*Puf*.

Na ten dźwięk Arc aż podskoczył.

Różowa kulka futra pojawiła się na klatce piersiowej nieprzytomnego Ricka. Mężczyzna podniósł się do siadu, wskutek czego dziwna istotka wylądowała mu na kolanach.

– Gdzieś ty był przez ten cały czas, co Puff? – Pogłaskał ją i pocierając kark, uniósł głowę.

– Nie jesteś zwykłym odszczepieńcem, hm? – Spojrzał na Arca.

Kruczowłosy już otwierał buzię, ale wężowaty go uprzedził.

– Kim jesteś? – zapytał, a w jego głosie pojawiła się nutka ostrzeżenia.

– Mógłbym zapytać o to samo. – Podniósł się, a Puff – jak wcześniej nazwał go mężczyzna – przeniósł się na jego ramię.

– Pozwól mi się szybko przedstawić. Jestem Rick Gordon wierny sługa Arcymaga Magnusa Fiore. Pan Magnus kilka tygodni temu wysłał mnie tropem tajemniczego maga, który z zadziwiającym powodzeniem robi głupców z handlarzy w pobliskich wioskach.

– Arcymag? – smok wyszeptał do siebie.

– Obserwowałem cię już jakiś czas – zwrócił się bezpośrednio do Arca – Niestety nie byłem w stanie zapobiec tej… – rozejrzał się po pomieszczeniu – sytuacji.

– Czego od niego chcesz ty i twój pan? – Onyks warknął groźnie.

Chłopiec tylko stał i przyglądał się, próbując w tym samym czasie poukładać sobie wszystkie informacje w głowie.

– Czcigodny Pan Magnus życzył sobie bym, przyjrzał się tajemniczemu magowi, którym jak się okazuje, jesteś ty – skinął głową w stronę kruczowłosego – i zaproponował ci praktykę pod jego okiem.

Na koniec swojego przemówienia uśmiechnął się ciepło. Rick sprawiał wrażenie dobrej osoby, ale też lojalnego i wyrachowanego sługi. Nie wiedząc czemu, Arc czuł się bezpiecznie w towarzystwie mężczyzny i był gotowy mu zaufać.

– Jak długo? – Onyks nadal nie dawał za wygraną. Ciągle był podejrzliwy w stosunku do tajemniczego sługi Arcymaga.

– Odkąd opuściliście Mew.

Dwie wioski temu – pomyślał smok.

– Oferuje tylko pomoc – oparł się o ścianę – Decyzje pozostawiam wam.

– Arc? – Głos przyjaciela wyrwał chłopca z otępienia.

– Ja… – Chłopcu nagle zakręciło się w głowie. Przed upadkiem obronił go stół, na którym zdołał się podtrzymać.

– Arc! – wężowaty wydał z siebie spanikowany wrzask.

Rick, jak i Onyks znaleźli się błyskawicznie przy kruczowłosym.

– Zużył za dużo energii na ten czar obronny – spokojnie stwierdził sługa Magnusa.

– Nie mogę mu pomóc, zużyłem większość swojej na ukrycie się w nim.

– Wezmę go do mojego pana. Decyduj smoku.

Złotooki przyglądał się chłopcu, który nagle strasznie pobladł. Arc nie wyglądał dobrze. Onyks wahał się. Równie dobrze mogła to być pułapka, jednak czy miał prawo ryzykować życiem chłopca tylko ze względu na swoje obawy?

– Pomoże mu? – wysapał zrezygnowany.

– Masz moje słowo.

Następne częściMag - Rozdział VI

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Katherine531 26.08.2016
    Jej, doczekałam sie kontynuacji :D jak zwykle 5! Dobrze napisane, krótko, zwięźle, ale jednocześnie wciągające w klimat opowiadania :) Ten Rick wydaje sie być ciekawą postacią ;) czekam na więcej
  • Katra 27.08.2016
    Jestem świadoma tego, że dużo czasu mi to zajęło, ale następny rozdział jest już w toku :P. Dziękuje za 5 :).
  • Margerita 28.08.2016
    pięć
  • Katra 28.08.2016
    Dzięki :D.
  • Emilia 04.09.2016
    Świetnie się czyta, bardzo wciągające opowiadanie :) Oczywiście 5 ;)
  • Katra 05.09.2016
    Cieszy mnie, że się podobało i że tu zajrzałaś :D.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania