Poprzednie częściMag - Rozdział I

Mag - Rozdział VI

Długo mnie nie było, więc długi rozdział wam serwuje (przynajmniej w moim odczuciu). Enjoy!

 

Rozdział VI

 

– Obudź się mały.

Arc przewrócił się na drugi bok, był cały opatulony pierzyną. Gorączka, która pojawiła się w trakcie drogi do posiadłości Arcymaga, spadła. Chłopak czuł się lepiej, chociaż niewiele pamiętał z podróży, stracił przytomność zaraz po tym, jak przekroczyli granice Grater. Rick zaraz po wydobyciu ich z lochów wpakował wszystkich na wóz i pomimo protestów Straży Świątynnej wywiózł ich z miasta.

– No dalej, wstawaj. – Ktoś lekko szturchnął go w ramię.

– hmm… – odburknął coś niewyraźnie.

Młody Mag poczuł, jak ktoś delikatnie podniósł kołdrę do góry. Otworzył oczy, ale tylko na tyle szeroko by sprawdzić, kto zakłóca jego sen. Był tak zaspany, że ledwo widział. Nagle poczuł szarpnięcie, obrócił się wokół własnej osi i wylądował na podłodze.

– Co jest?! – wykrzyknął, odczepiając twarz od podłoża.

Do jego uszu dobiegł gardłowy śmiech.

– Koniec drzemki malcu!

Przetarł oczy i wbił ciskające piorunami spojrzenie w stojącego nad nim Ricka.

– To nie jest śmieszne! – fuknął i podniósł się na nogi.

– Musimy cię ubrać i doprowadzić do stanu używalności, Magnus chce się z tobą widzieć.

– Więc to nie był sen…? – wyszeptał do siebie.

– Sen? Haha…! – sługa znów wybuchł śmiechem – naprawdę mały… Nie uderzyłeś się w głowę w czasie podróży? – Cały czas towarzyszył mu szeroki uśmiech. Rick wydawał się o wiele bardziej przyjazny i energiczny niż wtedy gdy Arc spotkał go w lochach.

Po chwili mężczyzna jakby nieco spoważniał. Podrapał się w swoją kozią bródkę. Położył rękę na głowie chłopca i uklęknął na jedno kolano, aby byli na równym poziomie.

– Wiem, że to wszystko dzieje się szybko i bez jakiejkolwiek zapowiedzi, ale im szybciej załatwimy formalności, tym więcej czasu będziesz miał na oswojenie się z tym, dobrze?

Arc skinął głową. Nie wiedział jeszcze co sądzić o tym, co mu się przytrafiło, jego głowę zaprzątała tylko jedna myśl – W końcu spotka Arcymaga, najpotężniejszego człowieka, który chodzi po ziemi.

– No to oddam cię w ręce pani domu. – I jak na komendę rozległo się pukanie do drzwi.

Do pokoju weszła pulchna kobietka ze spiętymi w kok z tyłu głowy, brunatnymi włosami. Obdarzyła młodego maga ciepłym spojrzeniem brązowych oczu.

– Więc to ty jesteś tym młodzieńcem, o którym panicz Rick wspomniał? – uśmiechnęła się.

Chłopak nie wiedząc co odpowiedzieć, spojrzał bezradnie w stronę mężczyzny. Sługa podniósł się, jeszcze bardziej mierzwiąc przy tym włosy chłopca.

– Nie ma się czego wstydzić. To Mika, gospodyni i serce tej posiadłości.

– W razie potrzeby niańczę też tych dwóch pacanów. – Jej usta rozszerzyły się, a Rick wydobył z siebie parsknięcie.

– Tak to też. – podszedł do kobiety i poklepał ją po ramionach – mam nadzieje, że dobrze się nim zajmiesz.

– Nie może być gorszy od ciebie i Magnusa, dam sobie rade.

Sługa Arcymaga wyszedł z pokoju, cały czas się śmiejąc.

– Masz na imię Arc, prawda?

– Tak – odpowiedział niepewnie.

– Nie bądź nieśmiały, nie ma się co denerwować.

Mika podeszła do szafy, która stała naprzeciwko drzwi i zaczęła w niej grzebać. Chłopak w pierwszym odruchu porozglądał się wokół siebie, szukał Onyksa, ale smokowi nagłe zniknięcia bez słowa chyba weszły w nawyk. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić postanowił pozbierać pierzynę z podłogi i podjął się próby pościelenia łóżka, które swoją drogą było ogromne. Zajęło mu to trochę czasu, ale udało mu się. Zziajany opadł na pobliską pufę, w tym samym czasie gospodyni wyjęła kupkę ubrań i ułożyła je na stoliku obok.

– Nie musiałeś tego robić, służba by się tym zajęła. – powiedziała i machnęła ręką. Arc zrozumiał, że ma podejść i tak też zrobił.

Pulchna kobieta wyglądała na miłą i przyjazną osóbkę. Młodemu magowi przywodziła na myśl te wszystkie stare babulki, które z uśmiechem na twarzy cerują ubrania swoim pociechą. Co prawda Mika nie wyglądała tak wiekowo, ale roztaczała wokół siebie aurę babcinej opieki. Na szyi nosiła łańcuszek z kaduceuszem. Ubrana była w prostą suknię z bufiastymi rękawami i fartuch kuchenny. Na prawej ręce zwisały jej różnokolorowe bransolety zrobione z korali. Jej miodowe oczy patrzyły na niego przyjaźnie.

– Widzisz te drzwi po drugiej stronie? – Wskazała palcem w kierunku drzwi z białego drewna.

– Mhm.

– To łazienka, pan Rick już wcześniej przygotował dla ciebie kąpiel. Potrzebujesz pomocy czy dasz sobie radę?

– Dam sobie radę… – Czubki jego uszu lekko poczerwieniały na myśl, że kobieta mogłaby pomagać mu w kąpieli.

Pani domu przygładziła jego rozwichrzone włosy i ponownie zabrała głos.

– Gdy skończysz, ubierz się w ubrania, które ci przygotowałam i zejdź na dół, dobrze kochaniutki?

Tylko skinął głową.

– Odpręż się trochę, nikt tutaj nie chce twojej krzywdy. Panicz Magnus to dobry człowiek. Kazał cię szukać po wszystkich wioskach w królestwie. Na bogów jak ten się już na coś uweźmie, to nie przestanie… – Powoli oddalała się w stronę wyjścia, cały czas mruczała coś do siebie niezrozumiale, gdy nagle zatrzymała się, jakby coś sobie przypomniała.

– O! Prawie bym zapomniała. Twój smoczy przyjaciel także na ciebie czeka. Wygląda na to, że rozmawiał z paniczem. – Po tych słowach wyszła.

Arc rozejrzał się po pomieszczeniu, dzięki kremowej tapecie wydawało się one przytulne i ciepłe. Tak jak mu kazano, skierował swoje kroki w stronę łazienki. Nacisnął mosiężną klamkę i wszedł. Na samym środku stała zbudowana z marmurowych cegiełek wanna, a za nią było lustro rozciągnięte na całą długości ściany. Para wodna wypełniała niemal całą powierzchnię pokoju. Chłopcu od razu zrobiło się cieplej. Zdjął z siebie przepocone i utytłane krwią ubrania. Gdy dotarli do posiadłości, nikt nie zawracał sobie głowy zmianą ubrań małego maga. Poczłapał do wanny, uważając, by nie poślizgnąć się na śnieżnobiałych kafelkach.

Powoli, stopniowo zanurzał się w wodzie. Pozwolił przyjemnemu gorącu ogarnąć swoje zmęczone i obolałe ciałko. Kiedy zamoczył się już, aż po szyje odchylił głowę do tyłu i zaczął podziwiać różnorakie malunki umieszczone na hebanowym suficie. Jeden z nich przedstawiał mężczyznę w czarnych szatach z uniesionym kosturem, przed nim kłębiły się chmury dymu przypominające kształtem watahę wilków z wściekle czerwonymi ślepiami. Wyglądały jak demony. Następny ukazywał zrozpaczoną kobietę, która łkała nad czyimś grobem. Chłopakowi wydało się dziwnym, że ktoś umieścił te obrazy w takim pomieszczeniu jak to.

Sięgnął po szczotkę i dziwny przeźroczysty płyn, oba przedmioty leżały na małym stoliku obok. Rozprowadził maź po swoim ciele, po czym zaczął się dokładnie szorować, uważając na posiniaczone miejsca. Kiedy już dokładnie obmył całe ciało, zabrał się za swoje kruczoczarne włosy. Wmasował płyn w skórę głowy, pomiętosił czuprynę przez kilka minut i zanurzył się cały, pozwalając pianie rozpuścić się w wodzie.

 

 

Ostrożnie położył stopy na podłodze. Sięgnął po ręcznik, który czekał na niego zawieszony na stojaku. Owinął się nim w pasie i podszedł do lustra, które pomimo gorąca nie zaparowało. Spojrzał na swoje odbicie i lekko się skrzywił. Na miejscu prawego żebra miał czerwonego krwiaka, jego policzek zdobiła teraz – jeszcze krwistoczerwona – blizna złożona z okręgów. Miał podkrążone oczy i różowe ślady na nadgarstkach – pamiątka po kajdankach. Nie wyglądał zachwycająco, ale czuł się nie najgorzej. Do twarzy kleiły mu się mokre włosy, których jeszcze nie wytarł. Przyglądając się im, stwierdził, że powoli robią się zbyt długie, sięgały mu już do ramion. Odwinął ręcznik i wytarł nim głowę. Gdy skończył, jego fryzura przypominała pobojowisko. Rozejrzał się po łazience, ale nigdzie nie dostrzegł szczotki.

Wrócił do pokoju. Odłożył swoje brudne ubrania na miejsce świeżych, te drugie podniósł i przeniósł na łóżko. Zawiesił ręcznik na jednym z krzeseł i zaczął się ubierać. Mika przygotowała dla niego czarne, krótkie spodenki z materiału, którego nie kojarzył, ale były miękkie i dobrze na nim leżały. Jego wypłowiałą koszulkę zastąpiła inna, czarna z długimi rękawami i białymi liliami na piersi. Arc nie musiał widzieć się w lustrze, by wiedzieć, że głupio wygląda. Pomimo tego, że odzienie było wygodne, to on sam nie lubił eleganckiego stylu ubierania. Nałożył skarpetki, które także były ciemne, ale wełniane. Na komódce obok szafy dostrzegł grzebień. Rozczesał włosy, dbając tylko o kołtuny, wygląd fryzury zostawił naturze.

 

Nie wiedząc za bardzo dlaczego, wychylił się ostrożnie zza drzwi. Korytarz ciągnął się w dwie strony. Najbliżej znajdowały się schody, podszedł do nich. Cały tunel pokrywał czerwony dywan, ściany były zrobione z białego, pozłacanego kamienia, a na suficie zwisały srebrne żyrandole, ale role świeczek pełniły małe świecące kuleczki stworzone z czystej energii. Zszedł na dół.

Przed sobą miał ogromne, śnieżnobiałe drzwi, które prowadziły na zewnątrz, po swojej prawej stronie dostrzegł inne otwarte na oścież, przez które było widać ogromną biblioteczkę, po lewej były następne, ale zamknięte. Z tabliczki nad nimi wywnioskował, że to prywatny gabinet Magnusa. Mika wspomniała mu, że Arcymag i Onyks czekają na dole, jednak nie powiedziała gdzie dokładnie. Idąc za swoim instynktem, skierował swoje kroki do pokoju z biblioteczką. Gdy wszedł, dębowa podłoga cicho skrzypnęła pod jego ciężarem. Okazało się, że regały z książkami zajmowały całe trzy ściany pomieszczenia. Przy półkach stało biurko, a pod oknem wychodzącym na dziedziniec mieściła się sofa, a na niej wylegiwał się w najlepsze pewien smok.

– Onyks! – wyrzucił z siebie zdziwiony.

– Arc. Już gotowy? Spójrz na siebie, wreszcie wyglądasz jak człowiek. – Uśmiechnął się, o ile wyszczerzenie białych kłów można było nazwać uśmiechem. Przeciągnął się leniwie i wylądował u stóp chłopca.

– Gdzie byłeś? Mógłbyś w końcu przestać tak znikać… – powiedział nieco obrażony.

– Ta kobieta nic ci nie powiedziała?

– Ta kobieta? Masz na myśli panią Mikę?

– Yhm.

– Powiedziała tylko, że rozmawiałeś z Arcymagiem…

– Więc masz swoją odpowiedź.

– O czym rozmawialiście?

Wężowaty w odpowiedzi tylko zamruczał przeciągle.

– Onyksie? – Jego wyraz twarzy przybrał dziwny grymas – Powiedz mi.

– Nie rób takiej miny. Powinieneś sam to usłyszeć… Magnus jest w swoim gabinecie, na pewno go nie przegapiłeś. Idź już. – Smok zdawał się próbować jak najszybciej uciąć ich rozmowę. Błądził spojrzeniem po pomieszczeniu, usilnie unikając oczu Arca.

Chłopcu wydało się to dziwne, ale nie lubił naciskać na swojego przyjaciela, dobrze wiedział, że to nic mu nie pomoże. Niechętnie odwrócił się na pięcie i zaczął iść. Za nim jednak dotarł do drzwi gabinetu, Onyks zawołał za nim.

– Arc! – smok podfrunął do niego – Jak się czujesz?

Młody mag osłupiał na dłuższą chwilę zdziwiony, nagłym pytaniem towarzysza.

– Czuje się lepiej… Choć sińce jeszcze bolą.

– Hmm…

– Martwiłeś się?

– Ja? martwić? O ciebie? Nie żartuj sobie mały człowieczku, gdybyś się nie obudził nawet, by mnie to nie obeszło. – fuknął, zakręcił się wokół własnej osi i powędrował wzdłuż schodów na górę.

Arc uśmiechnął się. Poczuł przyjemne ciepło w środku, pomimo dziwnych humorków Onyksa chłopak wiedział, że zależy mu na nim, choć rzadko to okazuje. Smok towarzyszył mu od dziecka, jednak chłopak nie był pewien, w jaki sposób ich losy się zetknęły. Wężowaty nigdy nie chwalił się swoim wiekiem, ale dało się odczuć, że żyje już na tym świecie jakiś czas, chłopak też nie był pewien, czym dokładnie jest Onyks. Jego imię także poznał w dziwny sposób – tak po prostu pewnego dnia obudził się i zaczął go tak nazywać, jego przyjaciel nie protestował, więc głębiej się nad tym nie zastanawiał.

Chłopak wziął głęboki oddech i pewnie ruszył przed siebie. Chwycił za klamkę i już miał ją nacisnąć, gdy do głowy wpadła mu pewna myśl.

– Może powinienem zapukać, za nim wejdę? – W momencie, w którym wypowiedział do siebie te słowa, drzwi cicho szczęknęły i lekko się uchyliły.

– Wejdź Arcu, nie ma czego się bać – ożywiony głos wydobył się z pokoju. Młody mag wystraszył się w pierwszej sekundzie, ale szybko odzyskał rezon.

Wmaszerował do pokoju i niemal od razu stracił całą swoją pewność siebie, kiedy ujrzał wysokiego mężczyznę z opadającymi na ramiona, kruczoczarnymi włosami. Arcymag był pochłonięty książką, którą trzymał w ręce, toteż nie zaszczycił Arca nawet przelotnym spojrzeniem.

Gabinet przypominał poprzednie pomieszczenie – na każdej ścianie wisiały półki z książkami, pokój niemal cały był zbudowany z ciemnego drewna, przez co wydawał się strasznie ciemny, ale w jakiś dziwny sposób przytulny. Nie było żadnych okien, jedyne źródło światła stanowił kominek, który znajdował się na końcu pomieszczenia, po prawej stronie biurka, za którym siedział Magnus.

Delikatny cień padał na jego młodą twarz. Miał delikatne rysy twarzy, skupiony wzrok i pewnie nie jedna kobieta ochrzciłaby go mianem przystojnego.

Chłopiec nie wiedząc, co zrobić przestąpił z nogi na nogę, w oczekiwaniu na dalszy rozwój sytuacji. Nigdy nie znalazł się przed obliczem jakieś znanej persony, nie miał pojęcia, jak miał się zachować. Skrzyżował ręce na piersi z nadzieją, że poczuje się mnie speszony, ale nie wiele mu to pomogło.

Nagle Arcymag przerwał ciszę.

– Usiądź, proszę. Wybacz mi, ale próbowałem skończyć tę książkę już od dłuższego czasu, nie mogłem sobie odmówić.

Arc usiadł na drewnianym krześle naprzeciwko Magnusa, oddzielało ich od siebie tylko biurko. Zdenerwowany przełknął głośno ślinę, mając nadzieje, że mag tego nie usłyszał.

Mężczyzna utkwił w nim swoje bystre spojrzenie, lustrując go od stóp do głów. Dopiero teraz zauważył, że nosi cieniutkie, całkowicie przeźroczyste okulary.

– Miło mi cię wreszcie poznać Arcu… Jak się czujesz? – zagadnął go. Miał przyjemny dla ucha głos i od razu zagarnął sobie sympatie chłopca. Nie bądź naiwny ty głupku! – jak na komendę w jego głowie pojawiło się zdanie, którym kiedyś zrugał go Onyks. Kiedyś spotkał pewną staruszkę, która pod pretekstem pomocy Arcowi omal nie wpakowała go i smoka pod sam nos Straży Świątynnej. Gdyby nie wężowaty i jego trzeźwy umysł, pewnie nie byłoby go tutaj. Mag jednak nie wydawał się groźny, w końcu uratował mu życie, szukał go, dlaczego miałby mu nie ufać?

Młody mag zdał sobie sprawę, że siedzi cicho i szybko poprawił swój błąd.

– Czuje się lepiej, dziękuje.

– Nie dziękuj mi. To Mika postawiła cię na nogi, gdyby nie ona, wątpię, czy udałoby mi się ciebie uratować. Nigdy nie byłem ekspertem w dziedzinie magii leczniczej, choć pewnie powinienem, patrząc na mój obecny status, za to nasza gospodyni jest w tym mistrzynią. – Delikatnie się uśmiechnął i odłożył okulary na bok.

– Zdaje sobie sprawę, że masz pewnie mnóstwo pytań. Obawiam się jednak, że nie na wszystkie będę w stanie opowiedzieć, przynajmniej nie teraz. Pozwól, że poproszę cię o zadanie kilku, twoim zdaniem, najważniejszych z nich. Postaram się udzielić ci odpowiedzi skrupulatnie, żeby nie zostawić żadnych wątpliwości.

Arc w rzeczy samej miał dużo pytań, tylko nie bardzo wiedział, od czego ma zacząć. Postanowił zadać najbardziej oczywiste.

– Dlaczego tu jestem?

Arcymag odchylił się do tyłu na swoim skórzanym fotelu, wyglądał na odprężonego.

– Obawiałem się, że zaczniesz czymś cięższym. Tak, więc mój drogi chłopcze jesteś tu, ponieważ nie mogłem pozwolić ci skończyć w Kryle. Szczerze mówiąc, jesteś jedynym odszczepieńcem, który zdołał tak długo umykać Straży Świątynnej. Zdobyłeś moją uwagę, dlatego wstawiłem się za tobą u Ligii Magów i tak oto trafiłeś tutaj.

– Wstawiłeś? U Ligii? – Arc był zaskoczony do tego stopnia, że aż rozdziawił usta. Jego reakcja rozbawiła Magnusa, który parsknął przytłumionym śmiechem.

– Ciesze się, że masz jakiekolwiek pojęcie o tym, czym jest Liga, jednak proszę, powiedz mi, co dokładnie o niej wiesz.

– Yhm… Liga składa się z najsilniejszych magów, których zadaniem jest zajmowanie się sprawami dotyczącymi magii i jej świata, a na jej czele stoi Arcymag, czyli pan. Onyks mi tak powiedział.

– Onyks? Masz na myśli swojego przywołańca?

– Nie lubi tego określenia.

Mężczyzna pochylił się i oparł podbródek na dłoniach.

– To wyjaśnia, dlaczego był taki nieufny i wręcz urażony. Nie powinienem go tak nazywać. – Przybrał skrzywioną minę. Arcymag wydawał się zmartwiony swoim zachowaniem względem smoka. Chociaż był potężnym człowiekiem, nie dawał wodzie sodowej uderzyć sobie do głowy.

– Nie przedstawił ci się?

– Wiesz coś o przywołańcach, poza tym, że towarzyszą osobie, która je przyzwie?

– Niestety nie – odparł zawstydzony.

– W takim razie powiem ci coś. Kiedy wyjawiasz imię swojego przywołańca, dajesz szanse innemu magowi na przejęcie władzy nad nim. Co prawda taka osoba musi mieć dużą moc i nietuzinkowe umiejętności, ale to zawsze ryzyko. Twój przyjaciel może nie lubi się tak określać, ale nie zmienia to faktu, że jest jednym z nich i nie rozdaje swojego imienia na prawo i lewo.

– Nie przypominam sobie, żebym przywoływał kiedykolwiek, cokolwiek.

– W niektórych przypadkach dzieje się to nieświadomie. Powiedz mi Arcu, nie jesteś w stanie określić, od kiedy towarzyszy ci Onyks, prawda?

Chłopak tylko potaknął.

– W takim razie jest z tobą od dnia twoich narodzin. Jedyne co mnie teraz dziwi to to, że nic ci nie powiedział.

– On jest… – zastanowił się przez chwilę – zamknięty w sobie, nigdy wiele nie mówi, ale pewnie miał swoje powody.

Młody mag podjął próbę wytłumaczenia – bardziej sobie samemu niż Arcymagowi – dlaczego smok nigdy mu o tym nie powiedział, choć pytał go o to nie jeden raz. Zawsze odburkiwał, że nie jest przywołańcem i ucinał temat.

– Znasz go lepiej ode mnie, jeżeli sądzisz, że miał ku temu powód, pewnie masz racje.

Magnus wstał i podszedł do jednej z półek na książki. Odłożył lekturę, którą jeszcze przed chwilą czytał i zaraz potem wyciągnął gruby, oprawiony w czarną skórę tom. Wrócił na miejsce i położył książkę między nimi.

Na okładce widniała dziwna pieczęć w kształcie pentagramu. Arc użył wcześniej podobnej pieczęci, gdy Onyks uczył go zaklęcia bariery, jednak ten znak różnił się tym, że na linii okręgu u góry pentagramu miał umieszczone słowo – receptui.

– Ta książka zawiera wszystko, co musisz wiedzieć o magii przywołania. Możesz ją zatrzymać.

– Panu się już nie przyda?

– Nie należy do mnie. Rick także jest Przywoływaczem, a jemu z pewnością nie jest już potrzebna.

– Czy na pewno?

– Na pewno. – Uśmiechnął się i ponownie usiadł – Zostawmy temat magii na później, masz jeszcze jakieś pytanie?

Arc jeszcze przez chwile przyglądał się podarowanej mu książce, po czym podniósł wzrok na swojego rozmówcę.

– Dlaczego wstawił się Pan za mną u Ligii? To znaczy, nie chce być niegrzeczny, ale dlaczego Liga miałaby zmienić zdanie dla jednego odszczepieńca?

– Jestem ich zwierzchnikiem to po pierwsze, po drugie przedstawiłem im dość racjonalne argumenty dotyczące tego, dlaczego mieliby pozwolić mi ciebie uczyć.

– Uczyć?! – O mało nie spadł z krzesła, które zachybotało się na drewnianych nogach po tak drastycznym wybuchu chłopca.

Magnus roześmiał się.

– Spokojnie, nie ma się czym tak ekscytować. Prawdę mówiąc, zrobiłem to z czystej ciekawości, a mówiąc dokładniej, posłużysz mi jako szczur laboratoryjny.

– Szczur laboratoryjny? – Od razu zrzedła mu mina.

– Już nie jesteś taki kontent, co? – Przeczesał ręką włosy i zadowolony z efektu, jaki uzyskał w postaci zmieszania się Arca, uśmiechnął się szeroko i wyciągnąwszy rękę w jego stronę, postukał go delikatnie pięścią w głowę.

– Mam zamiar udowodnić tym starcom z rady, że nawet taki zwykły, niewart nic w ich odczuciu odszczepieniec, jest w stanie stać się kimś wielkim, równym im – jego ton głosu zmienił się z przyjaznego w dumny, pewny i pełen nadziei – a ty pomożesz mi w tym.

– Jak? – Młody mag nie krył zdziwienia ani tego, że nic już kompletnie nie rozumiał.

– Jeśli pozwolisz mi zostać twoim mentorem, nauczę cię wszystkiego, co wiem i potrafię, a ty w zamian weźmiesz udział w egzaminie Raventor.

– Raventor… – powtórzył – ale to szkoła tylko dla zarejestrowanych magów.

– Ten rejestr jest strasznie uciążliwy, nie uważasz? Nie mam pojęcia, kto był tak niekompetentny, żeby go wymyślić, że niby co? Możliwości nauki magi tylko dla tych, którzy pochodząc z magicznych rodzin? Dla tych, którzy jej nie mają, muszą opuścić swoje rodziny w zamian za naukę? Nie słyszałem większego absurdu, jednak nie mam aż takiej mocy, by móc to zmienić, potrzebowałbym większości głosów w Lidze, a te staruszki uwielbiają swój rejestr. – Mówił tak szybko i energicznie, że kruczowłosy przestraszył się, że coś zaraz mu się stanie. Arcymag naprawdę nie darzył sympatią rejestru. Magnus wstał i podszedł do chłopca. Wyciągnął rękę i zapytał.

– No to jak, umowa stoi?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Margerita 28.09.2016
    piąteczka, jak zwykle
  • Katra 28.09.2016
    Dziękuje :D
  • Katherine531 01.10.2016
    Jej. Kolejna część ^.^ stęsknilam sie za ą serią :) tajnie, ze wśród bohaterów wszyscy darzą się taką sympatią i w ogóle, ale brakuje mi.takiej osoby z ciężkim charakterem. Wiadomo Onyks, ale takiej.... Jak by to powiedzieć... No innej :) ale mimo wszystko świetnie sie czyta >3
  • Katra 01.10.2016
    Ciesze się, że nadal czytasz pomimo tak długiej przerwy. Przyznaje się bez bicia, że takie sympatyczne postacie łatwiej mi się kreuje, jednak to jeszcze nie koniec serii :P.
  • Katherine531 02.10.2016
    Katra rozumiem Cię doskonale ^.^ ale mnie sie tak łatwo nie pozbedziesz. Nie mogę doczekać sie następnych części. Czytam, bo ŚWIETNE :D
  • Katra 02.10.2016
    Katherine531 Bardzo miło mi to słyszeć :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania