Magia Świąt

Zawsze złościłem się na bezkrytyczne kopiowanie tradycji amerykańskich, a zwłaszcza halloween, czy uroczystości weselnych rodem z teatru marionetek. Podobnie odnoszę się do czarnego piątku, gdzie rabaty to istny majstersztyk w wykonaniu marketingu. Znacznie lepiej traktuję walentynki i z ochotą przyłączyłem się do ich obchodzenia. Jednak magię świąt do tej pory kojarzyłem z komediami amerykańskimi, które od zawsze towarzyszą nam przy „powigilijnym” stole. Nigdy natomiast nie przypuszczałem, że coś takiego mnie spotka na rodzimej ziemi i to w realu, a nie siedząc przed telewizorem w świąteczny dzień Bożego Narodzenia.

Początek przygody zaczął się podobnie jak w filmach, w czwartek niedługo po południu, firmę przez parking opuszczałem zaraz po zakończeniu zmiany. Sznur samochodów przesuwał się jak zwykle w kierunku bramki wyjazdowej. Kartę parkingową odbiłem w automacie i teren zakładu opuściłem dopiero wtedy, gdy szlaban podniósł się do góry. Niemal natychmiast po tym czekała mnie kolejna przeprawa, tym razem do pokonania było skrzyżowanie. Musiałem skręcić w lewo z drogi podporządkowanej, a od zawsze było nie lada sztuką wciśnięcie się w nieprzerwany potok samochodów. Jednak przed samymi świętami, gdy ruch pojazdów był wzmożony zadanie to urastało do miana cudów. Podobnie było i tym razem, czekałem spokojnie minuta, dwie, pięć i nikt nie się zatrzymał żeby mnie wpuścić na drogę z pierwszeństwem.

Czas mi się dłużył, ponieważ w tym momencie miałem jednocześnie kilka problemów, jeden wynikał z mojego lenistwa, brakowało paliwa w samochodzie. Już dzień wcześniej wiedziałem, że muszę zatankować, kontrolka rezerwy paliwa świeciła się pełnym blaskiem. Bardziej niż problem paliwowy dokuczał mi ból zęba. Bolało jak cholera, a stomatolodzy na fundusz zdrowia w całym mieście mieli zajęte terminy do samych świąt, więc zapisałem się na poświąteczny wtorek. Prywatnie mogłem zostać przyjęty od ręki, lecz tabletki przeciwbólowe znacznie mniej kosztują jak wizyta pełnopłatna. Nafaszerowany nimi, przy okazji załatwiałem częściowo następne dwa problemy. Pierwszym było powstanie swędzących wyprysków na skórze, od pracy przy środkach chemicznych stosowanych w przemyśle spożywczym, a drugim, że jakaś grudka tego świństwa wpadła mi do buta przez rozerwany kombinezon ochronny. Teraz miałem między palcami prawej stopy niezły wrzód i on skutecznie ściągał mi sen z powiek. Na usunięcie tych dolegliwości musiałem poczekać do nowego roku i wtedy dopiero się zapisać do odpowiednich specjalistów.

Między sznurem samochodów dostrzegłem jeden prawie nowiusieńki i w nim dopatrzyłem się swojej szansy na wciśnięcie się miedzy pojazdy. Już za chwilę przekonałem się, że głupio myślałem, że skoro nowe auto, to kierowca szczególnie na niego uważa. Niestety nie wziąłem pod uwagę licznych pojazdów flotowych, których kierowcy mają gdzieś, co stanie się z taką rozbitą gablotą. Najważniejsza dla nich jest czyjaś wina, a oni wtedy dostają kolejne prościutko z salonu. Zaledwie ujechałem trzy metry jak zrobił się dzwon. Tak skutecznie zatarasowałem drogę, że wszyscy inni z mojego zakładu pojechali do domów i na świąteczne zakupy już bez problemów. Natomiast ja na poboczu czekałem na przyjazd drogówki ponad trzy godziny, taki ruch w interesie mieli tego dnia. Chyba tylko, dlatego tak mało, mi naliczyli, sześć punktów karnych i pięćset złotych, że przeziębienie i gorączka od długiego czekania było dobrze widoczne.

Wieczorem po załatwieniu wszystkich spraw związanych z wypadkiem, leżąc już w pościeli pocieszałem się, iż przynajmniej nie muszę przez dłuższy czas tankować. Rano, po nieprzespanej nocy, przedzwoniłem do firmy i wziąłem urlop na żądanie. Majster nie robił trudności, bo dzięki mojemu poświęceniu szybko wyjechał i zrobił wczoraj z żoną świąteczne zakupy.

Temperatura ciała stale rosła, wszystko mnie bolało i już nie byłem w stanie bagatelizować własnej choroby. Wytrwałem w łóżku do czternastej, a potem zdecydowałem się na zmierzenie z długoletnimi problemami służby zdrowia. Dochodząc do ośrodka zdrowia już oczami wyobraźni widziałem te nieprzeliczalne tłumy pacjentów. Zaraz po otwarciu drzwi wejściowych, zastanowiła mnie kompletna cisza. Pełen złych myśli idę do rejestracji, gdzie siedzą nudzące się dwie panie.

- Dzień dobry, czy lekarz jeszcze przyjmuje. Przeziębiłem się i mam gorączkę, chciałbym jakieś tabletki? – mówię i czekam na jakąś formę odmowy.

- Poproszę dowód – mówi pierwsza.

Podaję dokument, obie spoglądają na niego i jedna idzie do szafki z kartotekami, a druga wklepuje dane w komputer. Zaledwie po minucie widocznie wszystko jest skompletowane i druga pani podając mi kartotekę mówi.

- Gabinet czternasty, doktor Copley czeka już na pana.

Kolejne miłe zaskoczenie, ale nauczony przez lata podejrzliwości, mam się na baczności. Otwieram ostrożnie drzwi. Lekarz faktycznie jest w swoim gabinecie, choć w poczekalni zupełnie pusto. Ciepło odpowiada na przywitanie i zaprasza do środka. Wykazując spore zainteresowanie dokładnie mnie bada. Następnie poświęca sporo czasu na wklepywanie do komputera wszystkich stwierdzonych usterek w moim organizmie. Ośmielony życzliwym przyjęciem wspominam o bolącej stopie i swędzących wypryskach na skórze. Zainteresował się moim problemem i pooglądał chore miejsca. Oprócz recepty wypisał mi skierowanie do chirurga i dermatologa. Jednocześnie poinformował mnie, że zostanę niezwłocznie przyjęty i mam teraz iść bezpośrednio do gabinetów zaczynając od chirurgicznego.

Gdyby nie zbliżałby się koniec roku pomyślałbym całkiem o innych świętach, a zwłaszcza o prima aprilis, a tak zasuwam do kolejnego gabinetu. Ponownie przed drzwiami w poczekalni kompletna pustka i kolejne miłe przyjecie. Pomimo bólu podczas badania i usuwania wrzodu, zaczynam czuć się wspaniale. Chirurg pełen profesjonalnego opanowania sprawnie wycina, nakłada opatrunek i informuje o sposobie jego zmiany. Jeszcze na odchodne życzy mi wspaniałych świąt i przekazuje w ręce koleżanki. Pani dermatolog po zbadaniu przepisuje ponoć cudowną maść na wypryski i odprowadza do drzwi swojego gabinetu. Wyszedłem do pustej poczekalni mocno oczarowany tym, co się wokoło mnie dzisiaj działo. Jednak ząb w tym momencie przypomniał o sobie, więc szybko udałem się ponownie do rejestracji z pytaniem.

- Czy stomatolog dzisiaj przyjmuje?

- Tak tylko musi się pan pośpieszyć, kończy o siedemnastej, zostało niecałe pół godziny – odpowiedziała pani bez spoglądania na zegarek.

Szybko udałem się do pustego gabinetu i zostałem natychmiast przyjęty. Dopłaciłem do leczenia zęba ze znieczuleniem sto złotych, zajęło im to czas do siedemnastej. Już bez bólu, po złożeniu życzeń pani stomatolog i asystentce, poszedłem ponownie do rejestracji. Byłem taki ciekawy, co się właściwie dzisiaj tutaj wydarzyło, więc musiałem zapytać.

- Przepraszam, dlaczego dzisiaj w ośrodku tak pusto?

- Zawsze tak jest przed samymi świętami pacjenci, zwłaszcza pacjentki nie przychodzą pomimo wcześniejszej rejestracji. Przeważnie gotują i sprzątają na święta w tym czasie. Proszę przyjść we wtorek to przekona się pan, jaki tutaj będzie Armagedon.

Długo nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście, dopiero, gdy uświadomiłem sobie, że tak działa magia świąt, wewnętrznie się uspokoiłem. Spokojnie wtedy mogłem usiąść do skromnej wigilijnej kolacji, z uwagi na konieczność zapłacenia mandatu w ciągu siedmiu dni i naprawę rozbitego samochodu.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Frodo Baggins 26.12.2016
    urastało -- rosło
    Poza tym bardzo miło czyta się w święta. Cuda się zdarzają ;-)
  • detektyw prawdy 26.12.2016
    urastalo tez jest dobrze,nie wiem,w czym widzisz problem.
  • KarolaKorman 26.12.2016
    Wyszło na to, że złe rzeczy zostały Ci wynagrodzone. Wprawdzie nie z nawiązką, ale zawsze to coś. Fajny tekst i byłby jeszcze fajniejszy bez wypadku - to przykre :( Zostawiam 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania