Major Dekutowski W Nysie

Pociąg jechał po szynach głośno dudniąc. Dojeżdżał już do Nysy – miasta zamieszkiwanego przez około 40 000 osób. Nysa była jednym z największych miast na Opolszczyźnie – kwitł tam handel, a stare miasto było zapełniane tłumamin turystów. Nysa była położona niedaleko granicy Polsko-Czeskiej, dlatego po mieście spacerowało wielu Czechów. Bezpieczeństwa w mieście strzegła liczna milicja i funckcjonariusze PUBP. Wandale i przestępcy nie mieli tam czego szukać, miasto patrolowało wielu milicjantów. Obywatele czuli się więc bezpiecznie i populacja miasta cały czas wzrastała.

W jednym z przedziałów pociągu siedziało kilku mężczyzn. Jeden z nich – wysoki brunet w garniturze – czytał gazetę. Jego towarzysze rozmawiali o czymś szeptem.

Nagle brunet rzucił gazetę na podłogę i wymamrotał coś pod nosem. Podniósł ją jeden z mężczyzn i popatrzył na jeden z artykułów. Aż się zaczerwienił. Podał gazetę innemu mężczyźnie, ten kiedy zobaczył zdjęcie w artykule, upuścił ją na ziemię.

Brunet podrapał się nerwowo po czole. W gazecie było jego zdjęcie. Jego zdjęcie, a artykuł nazywał się: "UB zapłaci 20.000 złotych za prawdziwe informacje o Hieronimie Dekutowskim "Zaporze" – wrogu ojczyzny z przestępczej organizacji Wolność i Niezawisłość".

A brunet był nie kim innym jak majorem Hieronimem Dekutowskim "Zaporą" – oficerem podziemia niepodległościowego, który właśnie zamierzał przedostać się na zachód, do armii generała Andersa. W Nysie miał zatrzymać się pod jednym adresem, a następnie wyruszyć do Czechosłowacji, z niej do Austrii i wreszcie dotrzeć do Włoch i do Francji. Tam skontaktowałby się z Andersem i żył spokojnie do śmierci. Miał dość prześladowania przez komunistów i działalnośći partyzanckiej. Ten artykuł w gazecie był niczym w porównaniu z innymi środkami, których stosowali komuniści, chcąc aby ludność cywilna nie pomagała podziemiu niepodległościowemu. WiN ( Wolność i Niezawisłość ) był organizacją antykomunistyczną zrzeszającą oficerów podziemia. "Zapora" dostał pozwolenie na opuszczenie kraju. Kiedy zobaczył swoje zdjęcie w gazecie, bał się, że byle przechodzień pozna go w Nysie. Co jak zatrzymają go już na stacji?

Pociąg dojechał do Nysy. "Zapora" wysiadł z kompanami z pociągu i skierowali się ku mieszkaniu, które załatwili mu podwładni. WiN-owcy nie mieli walizek, szli w garniturach przez miasto. Zatrzymali się na chwilę na rynku, obok katedry. Major usiadł na ławce. I wtedy podszedł do niego jakiś mężczyzna. Miał długie siwe włosy, brodę i wielkie, okrągłe okulary. Był ubrany w marynarkę z krawatem i dżinsy.

Dobri Den! - przywitał "Zaporę". Musiał być Czechem.

Dobri! - odparł "Zapora". - Czym mogę służyć?

Czech ściszył głos. Zaczął mówić szeptem, po Polsku. Mówił całkiem dobrze:

Widałem pana zdjecie w gazecie. Milicia pana suka, ja wim, kim pan naprawdi jest. Ja panu chcę pomoc. Milicia po mescie chodzi. Zara pana zobaca, a wtedy marni pana los.

Dlaczego chce mi pan pomóc? - spytał major.

Ne chce, zeby milicia pana zlapal. Powem panu rade jedna. Ucekaj pan z namesti, ne pokazuj se pan tłumom.

Nie zamierzam się pokazywać tłumom – odparł major. - Dziękuję za radę.

Prosim! -powiedział Czech i odszedł. Major rozejrzał się. W pobliżu nie kręcili się milicjanci, ale mógł go rozpoznać jakiś turysta. Wstał i zaczął iść w stronę rzeki. Przy moście kazał kompanom się zatrzymać. Chodnikiem szło trzech milicjantów. Na szczęście byli zajęci rozmową i nawet nie spojrzeli się na "Zaporę". Ten odetchnął z ulgą. Szli dalej. Weszli do parku i usiedli na ławce. Przynajmniej tu nie było turystów! Małe szanse, że ktoś go pozna. Niestety, zza drzew wyszło dwóch milicjantów. Zobaczyli "Zaporę" i podeszli do niego.

Dzień dobry, obywatele! - powiedział jeden. - Wszystko dobrze?

A co miało by nie być dobrze? - spytał jeden z podwładnych majora. - W parku jest spokój, nie to, co na rynku. Tam tylu turystów się kręci, wrzeszczą, że aż głowa boli.

Wiem coś o tym – powiedział drugi milicjant. - Całe szczęście, że musimy patrolować park. Tu jest przynajmniej cicho.

Inni milicjanci pewnie obywatelom zazdroszczą? - spytał "Zapora".

E, sami mają często patrole w parku. - Odparł pierwszy milicjant. - Ale zaraz, ja chyba obywatela już gdzieś widziałem.

A ja pana nie! - "Zapora" nie chciał okazać zdenerwowania.

Niech obywatel mi pokaże swój dowód osobisty!

Zgoda! - powiedział "Zapora". Zaczął szukać po kieszeniach portfela, w którym trzymał dowód. I nie znalazł. Cholera, nie było go. Ten Czech musiał mu go ukraść! Jak on go teraz znajdzie!

I co? - spytał milicjant.

Zapomniałem wziąć ze sobą dowodu – skłamał "Zapora".

- Z pewnością nie! - odparł milicjant. - Obywatel się go boi nam pokazać! Obywatel bandyta!

Co pan mówi? - spytał "Zapora".

Pójdziemy na posterunek i wyjaśnimy sprawę! - powiedział milicjant.

Spieszymy się!

To dlaczego siedzą obywatele na ławce?

Chwilę musimy odpocząć?

Myśli obywatel, że w to uwierzymy! Idziemy!

Jeden z podwładnych majora wyciągnął z kieszeni pięćset złotych. Wręczył je milicjantom.

Możemy iść? - spytał.

Teraz tak! - uśmiechnął się milicjant. I obaj odeszli.

"Zapora" podziękował kompanowi i oznajmił, że muszą szybko dojść do mieszkania. Szli przez park, kiedy nagle zobaczyli na ławce Czecha – tego samego, który zwinął "Zaporze" portfel.

Kogo ja widzę! - krzyknął major. - Oddawaj mój portfel!

Ne! - powiedział Czech. - Zatrzymam go, inaczej wezwę milicię.

Nie wezwiesz! Oddaj to!

Wypchaj se pan! - powiedział Czech. - Moge panu oddac dowód, sfałsowani, ale ne oddam penendzy!

Oddawaj, złodzieju! - krzyknął "Zapora". I wyciągnął pistolet.

Czech uśmiechnął się. Rzucił portfel na trawę.

A jak pan powie o nas milicji! - krzyknął "Zapora". - To marny pana los!

Czech zaczął coś mruczeć pod nosem i odszedł. WiN-owcy szli dalej. Dotarli do kamienicy, w której znajdowało się mieszkanie, wynajęte dla nich. "Zapora" wszedł po schodach i zapukał do drzwi. Nikt nie odpowiedział. Major pchnął drzwi. Nie były zamknięte na klucz, mieszkanie było czyste i zadbane, jakby ktoś tu przed chwilą był. Major pomyślał, że kompani musieli wyjść i zostawili otwarte drzwi, aby WiN-owcy mogli wejść do środka. Rozsiedli się na kanapach i czekali na kompanów, którzy powinni niedługo wrócić. I nagle stało się nieszczęście.

Do mieszkania wbiegło kilku milicjantów. Nim ludzie majora zdołali wyciągnąć pistolety, ci otoczyli ich i wycelowali w nich rewolwery.

Major Dekutowski? - spytał dowódca MO. - Wiedzieliśmy, że pan tu przyjdzie. Pana kompani wpadli. Sąsiadka powiadomiła nas, że wchodzicie po schodach. Domyśliliśmy się, że to pan, panie majorze z obstawą i pojechaliśmy tutaj. Pięknie pan wpadł!

"Zapora" nie odpowiedział. Milicjanci chwycili jego towarzyszy za ręce i wyprowadzili z mieszkania. Majorowi skuli ręce kajdankami i brutalnie wyprowadzili go z mieszkania.

Pięknie pan wpadł! - powtórzył milicjant.

- Cholera!

Co?

Cholera! Co zrobiliście z...

-Siedzą w więzieniu! Pan też posiedzi! I to długo! A może pana zastrzelą? Dobrze by było! Wielu zginęło przez pana! Przez WiN. Pańscy towarzysze także zginą! Przewieziemy pana do Będzina, tam czekają przesłuchania! Lepiej niech pan gada wszystko co wie! Bo przesłuchujący nie są zbyt cierpliwi. Zaczną wybijać zęby.......

Niech mi pan nic nie mówi! - krzyknął "Zapora". - Po prostu zamknij się pan.

Milicjant uderzył go rewolwerem w głowę. WiN-owiec stracił przytomność. Kilku milicjantów zawlekło go do samochodu, zamknęli w bagażniku. Przewieziono go najpierw na posterunek MO w Nysie, a następnego dnia, ubecy zabrali go do Będzina. Tam był przesłuchiwany. Nie chciał nic powiedzieć, więc zabrano go do Warszawy, na Mokotów. Katował go Eugeniusz Chimczak. "Zapora" otrzymał kilka wyroków śmierci i został zastrzelony przez pluton egzekucyjny pod dowództwem "Kata Z Mokotowa" – Piotra Śmietańskiego. Stało się to 7 marca 1949 roku.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania