Poprzednie częściMajor Konstanty Kuzniecow NKWD

Major Konstanty Kuzniecow Część V

Major Konstanty Kuzniecow V

 

Zajcew przeszukał kieszenie. Niewiele znalazł: paczkę papierosów, kilka nabojów, chustkę, ale co go ucieszyło także zapasowy magazynek do pistoletu.

- Wiele z tym nie zwojujemy towarzyszu majorze - w jego głosie słychać było ironię.

- Ale musimy spróbować. jak mnie dorwą tu z wami to obaj mamy przesrane.

Kuzniecow tylko pokiwał głową.

- Wasza głowa Zajcew żeby nas nie dorwali - odparł po chwili próbując się uśmiechnąć.

- Dobra. Musimy dojść tam do te...........

 

W tej samej chwili zza murku wynurzyło się trzech Niemców z karabinami maszynowymi w rekach. Nie było czasu na nic. Obaj podnieśli ręce do góry. Niemcy nie wyglądali na zaskoczonych. Musieli wiedzieć, że tu się ukryli.

- Hans zobacz kogo tu mamy - jeden z esesmanów pokazał ręka na Kuzniecowa.

- To chyba komisarz?

- Nie to nie komisarz, to oficer NKWD czyli jeszcze gorsze ścierwo - odparł jego kolega starszy sierżant w zielonej panterce.

- A to ci którzy strzelają do swoich z tyłu. Widziałem kiedyś jak po naszym ataku, resztki

rosyjskiego batalionu rzuciły się do ucieczki gdzieś z tyłu odezwały się karabiny maszynowe.

Nie musieliśmy nic robić oni wybili wszystkich do nogi, a potem uciekli. To była masakra.

Czegoś takiego jeszcze nie widziałem, ale później jeszcze kilka razy tak zrobili.

- Tak to prawda i dlatego Untersturmführer ucieszy się z takiego ptaszka

- Ja bym go zastrzelił na miejscu. To fanatycy - żołnierz przeładował Schmeissera

- Zamknij mordę kretynie. Dowódca będzie chciał go przesłuchać. Nie często widujemy tu

takich. Ciekawe po co tu przyjechał na samą linię frontu?

W chwile później zupełnie nieoczekiwanie dla wszystkich odezwał się w języku niemieckim Zajcew.

- Panie sierżancie, ma pan rację co do tego kutasa, pogadajmy na boku - po tych słowach esesmana zamurowało. Stał nie wiedząc co powiedzieć. Spodziewał się raczej prośby o życie ale nie takiego spokojnego głosu. Było to tak nienaturalne, że sierżant spojrzał zszokowanym wzrokiem na kapitana, ale napotkał twarz na której nie było strachu. Już chciał coś powiedzieć, kiedy Zajcew wstał i dosłownie pociągnął go za rękaw.

- Posłuchaj mnie do cholery. Zastrzelić zawsze możesz - dodał widząc minę Niemca.

- Powiem Ci coś ważnego o nim. Co tu robi - palcem wskazał na Kuzniecowa.

Sierżant zgłupiał. Nie jedno już widział i trudno było go zaskoczyć ale teraz nie wiedział co ma zrobić. Walczył już w trzeciej kampanii. Był w Polsce, Francji a teraz walczył z tymi jak ich nazwała propaganda barbarzyńcami, albo komunistycznym motłochem. Widział już rożnych ruskich: tych przerażonych, którzy na początku kampanii poddawali się bez walki całymi tysiącami, stanowiąc tylko problem. Było ich tak wielu, że nie było wiadomo co z nimi robić. Oprócz tej masy tchórzy byli i tacy, którzy próbowali stawiać opór. Robili to jednak tak nieudolnie że czasami śmiech go ogarniał. Bywało, że na widok kilku niemieckich czołgów i rzucali się do ucieczki i biegli tak szybko że trudno było ich dogonić.

A bardzo często rosyjscy oficerowie rzucali całe bataliony a nawet pułki do bezsensownych ataków, które kończyły się masakrami. Sam był świadkiem jak chyba w sierpniu zaatakowała ich jakaś dywizja piechoty. Rozładowano ich z samochodów na polu i rzucono do

ataku. Żołnierze ruszyli do przodu falami poganiani przez oficerów. Do ataku wybrali chyba najgorsze możliwe miejsce. Niemcy siedzieli okopani w lesie, a Rosjanie żeby do nich dojść musieli przeciec przez gołe pole jakieś dwa kilometry. To nie była walka, to była totalna masakra w której brały udział samoloty, artyleria, czołgi. Po mniej więcej trzech godzinach było po wszystkim. Do lasu nie dotarł nikt. a na polu leżało kilka tysięcy czerwonoarmistów zabitych, albo rannych. Ocalało z całej dywizji może stu przerażonych żołnierzy, którzy z radością że żyją poddali się.

Te czasy już jednak minęły. Armia Czerwona mimo tylu klęsk i porażek w których utraciła całe armie, mając już ponad milion zabitych, rannych i tych którzy dostali się do niewoli trwała dalej. Mogło się wydawać że po tak olbrzymich stratach powinna już paść na kolana. Jednak nie tylko nie padła, ale odradziła się jak hydra i nawet zaczęła kontratakować. Tu pod Demiańskiem jego dywizja miała okazję poznać jak bardzo zmieniła się sytuacja na froncie. Teraz to Armia Czerwona dawała im mocno w dupę. Mimo twardej obrony, musieli się cofać wypierani z każdej kolejnej pozycji obronnej.

Było to dla żołnierzy elitarnej dywizji Totenkopf coś absolutnie nowego i niezrozumiałego. Do tej pory Rosjanie uciekali na sam jej widok a teraz jakby walczyli tu inni żołnierze, na których czarne mundury SS nie robiły wrażenia. A co jeszcze bardziej dziwnego ich ataki były już zupełnie inne. Teraz wykorzystywali samoloty, czołgi , artylerię. Nie rzucali już tysięcy ludzi na pewna śmierć. Widać było że uczą się bardzo szybko taktyki i strategi. Czasami popełniali błędy i dawali się zaskoczyć, tak jak teraz kiedy ich osamotniona kompania piechoty bez czołgów była zbyt daleko wysunięta do przodu. Mogli to wykorzystać i wykorzystali rzucając do ataku dwie kompanie wsparte kilkoma czołgami.

Zaskoczyli Rosjan, którzy nie spodziewali się żadnej akcji z ich strony. Kompania sierżanta zaatakowała idąc tuż za 5 czołgami które ogniem swoich dział zniszczyły już na samym początku jedyne dwa działa które mieli obrońcy. Dalej poszło już łatwo. Mieli przeciwko sobie kilkudziesięciu żołnierzy z kilkoma zaledwie karabinami maszynowymi, które szybko uciszyły strzelające celnie czołgi. Po niecałej godzinie było już po walce i mogli ruszyć dalej atakując sztab batalionu. Tak dotarli tutaj.

Teraz ten weteran patrzył zdziwionym wzrokiem na rosyjskiego kapitana. Już chciał na niego wrzasnąć, jednak ciekawość zwyciężyła. Zresztą niczym nie ryzykował.

- Dobra choć tylko bez numerów - machnął lufą karabinu.

Odeszli kilka metrów dalej, tak że nie było ich widać. Kuzniecow który znał dość dobrze niemiecki stał i zastanawiał się co też wymyślił Zajcew. Przez dłuższa chwilę nic się nie działo. Pilnujący go esesmani opuścili karabiny i wyciągnęli papierosy. Zapalili. Jednak cały czas nie spuszczali z oczu majora. Widać było że to doświadczeni i zaprawieni w bojach żołnierze.

- Hans - cichy głos doszedł zza ruin. Jeden z esesmanów przerzucił broń przez plecy i ruszył. W chwilę później Kuzniecow usłyszał dziwny odgłos, a później stłumiony krzyk. Siedzący obok Niemiec wstał raptownie i to był jego błąd, gdyż leżący na kolanach Schmeisser spadł na ziemię. Major nachylił się podniósł broń i uderzył nią w esesmana. Ten zgiął się pod ciosem, ale tylko na moment. Jakimś cudem wyprostował się i kopnął Kuzniecowa. Ten poleciał do tyłu uderzając z całą siłą plecami o mur. Uderzenie było tak silne, że zabrakło mu tchu i padł na ziemię oszołomiony. Esesman chwycił broń, przeładował i już miał nacisnąć spust kiedy nagle krzyknął i padł na ziemie.

Tuż za nim stał z nożem w ręku Zajcew - uśmiechając się szyderczo.

- Czego oni was tam uczą w Moskwie - wyciągnął rękę i pomógł wstać majorowi, który jeszcze był w szoku. Odezwał się dopiero po chwili.

- Dziękuje, jesteś naprawdę dobry. Poradziłeś sobie bez broni z trzema weteranami

Kapitan jeszcze bardziej się uśmiechnął.

- Powiem Ci coś. Nie twoją dupę uratowałem, tylko swoją. Gdyby nas zaprowadzili do tego

oficera SS obaj mielibyśmy przejebane. To sadyści. Widziałem co robią z jeńcami. Ale teraz

musimy naprawdę wiać, zaraz tu pojawią się ich koledzy. Widziałem kilkunastu ale na szczęście

nic nie widzieli bo już bym nie żył.

W tym samym momencie tuz zza murkiem wybuchł pocisk, a za nim kolejny. Obaj padli na ziemię.

- Kuzniecow - kapitan krzyknął głośno.

- Nasi - wskazał palcem.

- Gdzie?? Jak??

- Tam, tam, jadą T-34 - Zajcew pokazał palcem.

Major odwrócił się i zobaczył cztery czołgi zbliżające się do nich ze wschodu. A za nimi biegli żołnierze, przynajmniej kompania. Pozostało tylko czekać. Po kilku minutach byli już przy nich. Kapitan Woroszyłow podbiegł do Kuzniecowa.

- Chwała Bogu jest pan cały i zdrowy - dopiero teraz zrozumiał co powiedział i do kogo.

Kuzniecow jednak tylko uśmiechnął się i odparł.

- Bogu także ale głównie zawdzięczam to kapitanowi Zajcewowi. To cholernie dobry oficer.

Zajcew tylko wzdrygnął ramionami i patrząc na Woroszyłowa stwierdził krótko.

- No przecież nie mogłem pozwolić żeby ta banda zabiła naszego gościa - po tych słowach usiadł na ziemię i jak gdyby nigdy nic zapalił papierosa.

Major usiadł obok i patrzył na swojego wybawcę. To czego dokonał ten człowiek zadziwiło nawet takiego doświadczonego oficera jak on. Musiał uczciwie przyznać sam przed sobą, że podziwia Zajcewa. Ci Niemcy to byli elitarni żołnierze a nie jacyś gówniarze. A kapitan załatwił ich jak dzieci. To było coś niesamowitego. Teraz major był już pewny że znalazł właściwego człowieka do szukania tajnego komanda. Miał szczęście bo takich ludzi nie nie było wielu w Armii Czerwonej.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • No Zajcef to kawał zabójcy jak widać.
    Nieźle ci wychodzi to opowiadanie Ozar. Dalej wciąga i zaciekawia, a to o to przecież chodzi. Moje 5 :)
  • Ozar 05.04.2018
    Dzięki wielkie. Kurde problem w tym , ze mam jeszcze 2 odcinki a dalej nic...
  • No to pisz!!! :)
  • Masz pomysły na dalsze części ?
  • Ozar 05.04.2018
    No mam coś tam, ale zobaczymy jak wyjdzie
  • Pomysły najważniejsze, Ty pisz, będziemy obczajać.
    Choć nie spesz się przesadnie, żeby opek nie obniżył na jakości, bo szkoda by było. Za technikę to się nie wypowiem, bo jestem cienki, ale fabuła jest naprawdę wypasiona, i w moich klimatach
  • Ozar 06.04.2018
    Maurycy Lesniewski Oki. Dzięki za zachętę. Bedę rzeźbił dalej.
  • MarBe 07.04.2018
    Bardzo ciekawa część i wyjątkowo wiernie oddaje klimat tamtych czasów.
  • Pasja 08.04.2018
    Ciekawe rzeczy na temat zabijania swoich ludzi. Mówiłam już, że Rosjanie mają zawsze najlepszy wywiad na świecie. Gdyby nie elokwencja i znajomość niemieckiego języka przez Zajcewa byłoby już po nich.
    Kuzniecow natomiast to cienias. Rozkręcasz się ciekawie Autorze.
    Pozdrawiam serdecznie
  • Ozar 08.04.2018
    Dzięki za przeczytanie odcinków. Co do Kuzniecowa, to front dla niego był innym światem, a do tego nie walczył od wielu lat i stracił rutynę. A co do Zajcewa tylko tak mogłem wybrnąć z prawie tragicznej sytuacji, choć część oficerów, szczególnie synów oficerów carskich znała zarówno niemiecki, jak i francuski. Wieli generałów carskich było Niemcami i tam językiem w którym wydawano rozkazy był niemiecki.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania